Jako że w najwyższej klasie rozgrywkowej coraz więcej wydarzeń i decyzji klasy najniższej, proponujemy na chwilę wycofać się na przedmieścia wielkiego żużla i przyjrzeć się niezwykłej jak na polskie realia historii. Atmosfera, jaka towarzyszyła spadkowi Ostrovii Ostrów do II ligi, który stał się faktem w pierwszą sierpniową niedzielę, była wyjątkowa. Zarówno w skali uroczo oświetlonego Stadionu Miejskiego, jak i w szerszej perspektywie, gdzie los Ostrovii można porównać z innymi spadkowiczami AD 2013. Ostrovia, aby utrzymać się w I lidze, potrzebowała zdobyć 53 punkty w meczu z GKM Grudziądz. Zdobyła 49.
Gorączkowe przygotowania do decydującej batalii trwały praktycznie przez cały tydzień. Jako że we wcześniejszych spotkaniach jak na dłoni było widać, że ostrowianie nie potrafią panować nad przygotowaniem nawierzchni własnego toru, sięgnięto po dodatkową pomoc, którą okazał się być były zawodnik i trener gnieźnieńskiego Startu Leon Kujawski. Zawodnicy zostali wcześniej poproszeni o zgłaszanie wszelkich uwag, które mogłyby naprawiać stare błędy – tak między innymi przearanżowano sposób nawilżania nawierzchni, która odtąd zraszana była mglistą chmurą kropelek, a nie zalewana potokami wody. Przez kilka wieczorów żużlowcy trenowali w porze meczu w cyklach, które miały naśladować cykl meczowy, włącznie z przerwami na kosmetykę toru. Treningi miały charakter zamknięty, choć wiadomym było, że w dzisiejszych czasach w wąskim gronie żużlowego światka jakiekolwiek tajemnice są tylko pozorami.
Przed meczem ostrowskim duże ciśnienie dało się zauważyć w obozie łódzkiego przedsiębiorcy, pana Skrzydlewskiego, którego drużyna mogła pogrążyć się w degradacji, o ile tylko Ostrovia wykonałaby zakładany plan. Pierwszoligowy złotousty wyraźnie sugerował niesportowe rozstrzygnięcia w statniej kolejce, "spekulując" między innymi w mediach, że GKM nie będzie miał interesu walczyć w Ostrowie. Ciekawi nas czy GKSŻ odniesie się do tych wypowiedzi sponsora łódzkiego żużla. W dobie, kiedy zawodnicy i trenerzy w dbałości o wizerunek dyscypliny mają zaklejone usta, nie mogąc szczerze wypowiadać się chociażby o pracy sędziów czy finansach, tego typu niczym niepoparte oszczerstwa w bardzo wyraźny sposób przekraczają granicę dobrego smaku i troski o właściwy PR wokół sportu żużlowego.
Misja 15+, bo tyloma punktami Ostrovia musiała pokonać GKM, rozpoczęła się od mocnego uderzenia miejscowych. Pomimo defektu Davida Ruuda oraz kontrowersyjnego wykluczenia Adama Skórnickiego, po czterech startach ostrowianie prowadzili 8 punktami. Zawody rozgrywane przy sztucznym oświetleniu dostarczały niezwykłych emocji zarówno na torze, jak i na tablicy wyników. Grudziądzka ekipa stawiała trudne warunki i raz za razem odbijała ostrowskie zdobycze. Gdy w 14. biegu Peter Karlsson nie zdołał powtórzyć bajecznej szarży, którą minął dwóch rywali wyścig wcześniej, jasnym stało się, że ostatni bieg meczu będzie również ostatnim biegiem ostrowian w I lidze. Gwizdy? Złorzeczenia? Masowy exodus kibiców? Butelki na torze?
***
Przed sezonem w Ostrowie dość szybko złożono drużynę, której skład wydawał się być obietnicą ekscytującego sezonu. Szybko nie oznacza łatwo i bezboleśnie. Do dziś w regionie ciągnie się nieprzyjemny zapach, jaki pozostał po brawurowej karierze kilku osób w KM. Zatem zbieranie środków do budżetu oraz odbudowywanie zaufania przedsiębiorców było (i wciąż jest) misją dla graczy o wyjątkowej pasji oraz motywacji. Tacy w Ostrowie na szczęście się znaleźli pod przywództwem prezesa Mirosława Wodniczaka. Nazwiska Skórnickiego, Szczepaniaka, Karlssona, wsparte solidna druga linią, sprawiały, że przed sezonem mało kto obawiał się o degradację klubu.
Pechowo ułożył się ten sezon, powie niejeden nad Ołobokiem. Czy na pewno? I tak, i nie. W kilku meczach żużlowcy Michała Widery jechali bez któregoś z podstawowych zawodników, podczas gdy do zwycięstwa brakowało naprawdę niewiele. Karlssona zabrakło w kluczowym meczu sezonu u siebie z Lublinem (40:50), fenomenalny Porsing zakończył mecz w Gdańsku ze złamaną ręką i zerowym dorobkiem (43:47). Nawet upadek po faulu rywala i niezdolność do dalszej jazdy Adama Skórnickiego w Grudziądzu mogła przecież mieć wpływ na losy punktu bonusowego, który przesądził o degradacji.
Do historii przejdzie mecz w Lublinie gdzie prowadząca na wygraną w meczu para Ostrovii zostaje zatrzymana po aktorskim upadku Andrieja Kudriaszowa, który później otrzymuje za to karę zawieszenia na 4 spotkania. No właśnie, ale czy tylko pech? Przecież w powtórce można było przywieźć znowu 5:1. Przecież gdyby dwóch doświadczonych polskich seniorów zdobyło w tym meczu łącznie nie jeden punkt w 7 startach, a chociaż trzy "oczka". Przecież gdyby… Prawda jest jedna - w sporcie punkty otrzymuje się za skuteczność, a nie za spektakularne niefarty i niesportową postawę rywali. Tych punktów biegowych zdobytych na torze było przynajmniej o kilka za mało. O ile żaden pech nie zabije naprawdę dobrej drużyny, o tyle bez wątpienia na uśmiech fortuny Ostrovia w tym sezonie liczyć nie mogła.
Nie będziemy wystawiać cenzurek poszczególnym zawodnikom. Prawdą jest, że nie ma ekipie Widery zawodnika, który może być w pełni zadowolony ze swojej postawy w sezonie 2013. Wyjątkiem jest jedynie Nicklas Porsing – szybko przechrzczony na Pershinga – który z pewnością zasługuje na miano objawienia sezonu na torach I ligi. Świetnie przygotowany sprzętowo, fantazyjnie szarżujący duński młodzian błyskawicznie podbił serca ostrowskich fanów. Zatrzymanie go w zespole powinno być priorytetem miejscowych działaczy, choć na pierwszy rzut oka będzie to bardzo trudne zadanie.
***
Wracajmy na stadion, gdzie po 14. gonitwie okazuje się, że degradacja stała się faktem. Wspomniane wcześniej gwizdy? Złorzeczenia? Masowy exodus kibiców? Nic z tych rzeczy! A to, co się stało, przejdzie do historii ostrowskiej szlaki, jako jeden z jej chlubnych rozdziałów. Kibice najwyraźniej docenili trud, jaki zarówno działacze po stronie organizacyjnej, jak i żużlowcy po stronie sportowej włożyli w to spotkanie oraz w cały sezon. Po zakończeniu walki na torze, nie wierząc, że to już koniec nadziei, spora część fanów pozostała na stadionie, jak gdyby nie chcąc przerywać wyjątkowej atmosfery spektaklu w gorący sierpniowy wieczór.
Gdy zawodnicy i działacze wyszli na tor, do końca nie było wiadomo, czy mimo wszystko komuś nie puszczą nerwy. Magia wieczoru jednak trwała. Tradycyjna runda honorowa wzdłuż bandy, przybijanie piątek z kibicami, liczne podziękowania za walkę i zapewnienia sympatyków o wsparciu dla zespołu sprawiły, że wszyscy poczuli ostatecznie, iż tego dnia w Ostrowie stało się coś wyjątkowego. Przez kilkadziesiąt minut tłum kibiców wymieszał się z ekipą Ostrovii i gdyby ktoś spóźniony dotarł właśnie na stadion, z pewnością dołączyłby do tego tłumu gratulując drużynie utrzymania. Nawet były indywidualny mistrz Polski, który z pewnością miał większe oczekiwania wobec własnej postawy w decydującym meczu, nie doczekał się negatywnych reakcji kibiców.
I co z tego, zapyta niejeden. Magia, magią – spadek, spadkiem. Drużyna nie zdołała utrzymać się w lidze, to fakt. Jednak mobilizacja przed meczem, heroiczna walka w jego trakcie i fantastyczna postawa kibiców po zawodach stanowią niezaprzeczalne potwierdzenie tego, jak ważnym elementem w krajobrazie Ostrowa jest żużel. Zadłużony po poprzednim sezonie klub wyszedł na prostą i nawet jeśli najbliższe okrążenie prowadzić będzie przez trudne i żmudne tory II ligi, to bolesne doświadczenie, jakim jest tegoroczny spadek z pewnością zaowocuje w przyszłości. Trudno bowiem o lepsze świadectwo dla sponsorów i miejskich włodarzy.
PROSPERO
------------------------------
Opisywane powyżej wydarzenia całego sezonu, jak i te okołomeczowe, stanowią doskonały materiał edukacyjny. Ostatnimi czasy pod względem sportowym, finansowym, organizacyjnym, a tym bardziej wizerunkowym w Ekstralidze nie wiedzie się najlepiej. Pewne sprawy już zostały przegrane, inne dopiero czekają na swą kolej, a przeczucia mamy niezbyt optymistyczne. Wierzymy, że wielu czytelników potrafi na bieżąco kojarzyć fakty, dostrzegać analogie, wyciągać wnioski. Niestety wiara ta czasami słabnie, gdy nasze myśli zdążają w kierunku osób zarządzających klubami i drużynami. Zatem - hołdując altruistycznym teoriom - wzorem organizacji przyrodniczych, w naszym PoKredowym Parku Krajobrazowym pragniemy udostępnić bezpłatne ścieżki dydaktyczne dla E-ligowych działaczy, managerów – tych obecnych, byłych i przyszłych:
Szlak Czerwony - najtrudniejszy, a zatem najrzadziej uczęszczany. Prowadzący przez meandry komponowania składu drużyny w oparciu o realny i sprawdzony budżet. Kręte ścieżki i liczne skały powodują, że uczestnicy wyprawy muszą twardo stąpać po ziemi. Zamiast skupiać się na liczeniu gwiazd na niebie, trzeba uważnie patrzeć pod nogi, aby przez własną lekkomyślność nie potknąć się, co może skutkować poważnym poturbowaniem. Polecamy w szczególności działaczom z Gniezna, Bydgoszczy, Gorzowa i Gdańska. Inni chętni również mile widziani. Przewodnicy: Mirosław Wodniczak (Ostrów), Dariusz Sprawka (Lublin), Dariusz Cieślak (Rawicz).
Szlak Zielony - pozwala odświeżyć ducha fair play oraz zasady sportowej rywalizacji bez względu na okoliczności. Zwłaszcza dwa ostatnie etapy szlaku wymagają szczególnej mobilizacji. Na pozornie łatwym odcinku nietrudno o odprężenie, a bliskość celu oraz gościnność gospodarzy terenu mogą powodować zrzucanie kamieni na głowy wspinaczy na niższym odcinku trasy. W drodze na Podkarpacie zapraszamy Roberta Dowhana, Marka Jankowskiego wraz z całą ekipą PTTK z Zielonej Góry. Przewodnicy: Robert Kempiński, Zbigniew Fiałkowski (Grudziądz) dostępni 24h na dobę po uprzednim anonsowaniu grupy.
Szlak Niebieski - to doskonałe przetarcie przed najważniejszymi wyprawami sezonu. Uczestnicy poznają techniki wywierania psychologicznej presji na innych wspinaczach. Zależy ci, aby lider klasyfikacji dla aktywnych idący w różowej koszulce wspiął się na szczyt, ale nie wiesz, czy akurat w czwartek będzie mu się chciało? Na szlaku pokazujemy jak rzucać wyzwania, prowokować podejrzenia przy szerokim audytorium, stawiać niewygodne pytania, niczym niepoparte tezy! Szkolenia obowiązkowe dla kolegi: Baron Piotr, koleżanki: Kloc Krystyna. Prowadzący: Witold Skrzydlewski (Łódź).
Szlak Żółty - długi i żmudny, wymagający hartu ducha oraz nienagannej kondycji psychofizycznej. Oferuje trening wytrzymałościowy, rozwija techniki pracy nad własnymi słabościami, odrzuca drogę na skróty lub zejście ze szlaku. Dostępne dwie opcje: "Twardziel nie chadza na skróty / nie poszerza ligi" - wśród uczestników VIP między innymi Sparciaki i Gorzowiaki, druga wersja: "Tylko Frajer zawraca w pół drogi" (niestety, zapowiadane wcześniej w pełnych składach grupy turystyczne z Gniezna i Bydgoszczy nie dojadą z przyczyn niezależnych od organizatora). Prowadzący: Mirosław Wodniczak (Ostrów).