Była kiedyś taka akcja "Schowaj babci dowód". Oddolna i ponoć całkiem skuteczna. Do politycznych przepychanek się nie mieszamy, ale gdyby ktoś z kibiców zechciał zrobić coś dobrego dla polskiego żużla - niechaj schowa red. Olkowiczowi mikrofon.
Wypominanie gaf telewizyjnym sprawozdawcom jest zajęciem tyleż wdzięcznym, co łatwym. My, pisząc, zawsze możemy wrócić do tekstu, coś poprawić, odstawić kieliszek, przemyśleć... Oni nie. Słowo raz wypowiedziane, w tej samej sekundzie pójdzie w świat. Doceniamy więc pracę "mikrofonów", niektórych nawet całkiem lubimy i wiele im wybaczamy. Ale są pewne granice.
To, co zaprezentował w sobotni wieczór dyżurny komentator stacji Canal+ red. Piotr Olkowicz nie tylko tę granicę przekroczyło, ale postawiło ją w miejscu, do którego potencjalnym następcom trudno będzie się zbliżyć. Chcielibyśmy napisać, że gorszą formę pokazał w Bydgoszczy tylko Grzegorz Walasek, po przemyśleniu wszakże oddajemy palmę pierwszeństwa Olkowiczowi. To była Czomolungma mikrofonu. Totalna deklasacja.
"Piotr Olkowicz jest naprawdę świetnym komentatorem! Zabawnym, z bardzo komentatorskim tembrem głosu, merytorycznie znakomicie przygotowanym. Świetnie się go słucha". To nie my napisaliśmy. To wyskakuje jako pierwsze po wklepaniu w google frazy "piotr olkowicz komentator". Autor: Syn Pustyni.
Berberowie swoje zdanie już wyrazili. My, jako że "tembr głosu" mamy niewiele lepszy od posłanki Senyszyn, a przygotowanie wokalne żadne, skupimy się tylko na tej ostatniej części - znakomitym przygotowaniu merytorycznym.
I aż nie wiadomo od czego zacząć. Ręce załamane grabieją, bo cała niemal sobotnia transmisja usiana była "olkowymi" babolami, niczym dobra pizza pieczarkami. Z tym że serwowane przez dyżurnego "mikrofona" C+ trujące grzyby skutecznie obrzydziły widzom całą pyszną ucztę, jaką zaserwowali nam tego dnia żużlowcy na świetnym (wreszcie) bydgoskim owalu.
Nic to, że ludzie widzą, niektórzy nawet słyszą, co się dzieje na torze. - Dla kogo te gwizdy? Czyżby dla Grzegorza Walaska? - zastanawia się Olkowicz po 15. wyścigu, gdy Greg dowlókł się do mety za Hamillem. - Nie wiem - wtóruje mu Robert Kościecha.
I choćby walaskową szopkę panom z Canal+ narysować, oni i tak nie będą pewni. Bo oto następuje "exclusive" połączenie z parkiem maszyn i dowiadujemy się, że Walasek legł wskutek faulu Mikkela B. Jensena. Brutalnego faulu! - dodajmy.
Ile trzeba samozaparcia, żeby nie dostrzec, że przez całe (przeliterujemy c.a.ł.e) zawody Walasek jechał kompletne dno. A w tamtym konkretnym biegu objechał go w szkolny sposób po szerokiej najpierw Roman Poważny, a na deser minął jak chciał młody Duńczyk. I dopiero potem Walas padł niczym Rejtan pod progiem, bo - jak szybko odgadł Kościecha - posypał się sprzęgłowy łańcuszek.
Ale nic to. W 12. gonitwie "kolejnym pechem" określił Olkowicz wynik niechlubnego bohatera polskiej kadry. Tylko zanim ten pech nastąpił baliśmy się, czy prowadzący Emil Sajfutdinow nie zdubluje biednego Walaska. Bo na trzecim kółku miał już nad nim ze 40 metrów przewagi.
Pech pechem, nieszczęścia chodzą parami - to wszystko wiemy, ale w sobotni wieczór to była jakaś potworna kumulacja pecha, a nieszczęście mieli wszyscy ci, którzy nie zdołali przełączyć się na zagraniczną stację. Już bowiem w chwilę po kolejnym walaskowym pechu, na starcie stanęli najlepsi tego dnia riderzy. Taki bieg mistrzów. I co? I Olkowicz pitolił coś o sukcesie jadącego za Sajfutdinowem Tomasza Golloba, bo "i tak będziemy o punkcik przed Rosją!". Wyświetlają się wyniki. Konsternacja. Rosja jest o dwa punkty przed Polską. Biedny Kościecha szturcha Olkowicza rysując mu wielkie "J" na pulpicie... Zróbmy przerwę na równanie toru.
Po przerwie już wszystko jasne. To był spisek. Przebiegły Oleg Kurguskin (tak tak, pamiętamy te jego sztuczki jeszcze z toru) nakrył czapką-niewidką tabliczkę z wizerunkiem karcianego błazna. - Proszę państwa, dosłownie nikt na stadionie nie wiedział o tym jokerze - pogrąża się dalej Olkowicz. To dlaczego my, bazując tylko na telewizyjnym przekazie, mieliśmy tego "taktyka" Emila wpisanego w program dobrą minutę przed startem?!
Ale naprawdę przerażające było to, że w finalnym akordzie bydgoskiego dramatu niezrównany Gollob robił co mógł, żeby wygrać, a jednocześnie "osadzić" Emila na 3. miejscu (mocną nominację do wyścigu roku już mamy), a tymczasem Olkowicz, mający setkom tysięcy Polaków ukazać całą dramaturgię tego nierównego boju... nawet go nie zauważył. Darł się jak kretyn do mikrofonu: "Mamy wyścig dodatkowy!". A w tle Ruscy szaleli z radości. Panie Boże, spuść bombę.
A można tak:
- One point for Emil Saifutdinow is enough for Russia! - pada tuż po wjeździe na metę wyścigu (info dla Olkowicza: trzeba ustawić na 2:30).
Tak - oni krzyczą, kiedy trzeba, ale kiedy trzeba, mówią rzeczowo o sytuacji w zawodach. Olkowicz nie ma czasu, bo opowiada wtedy po raz szósty o hamburgerach Hamilla i współżyciu w łonie familii Łagutów. Zresztą, posłuchajcie raz jeszcze tego biegu w relacji SkySports.
Czuć różnicę? To teraz mamy dobrą wiadomość. Poniedziałkowy półfinał będzie można obejrzeć na żywo z angielskim komentarzem. Linka podamy na stronie głównej. Nie będziecie musieli wyłączać fonii w Canal+.
Słówko jeszcze o Robercie Kościesze, który współuczestniczył w sobotnim dramacie. Sympatyczny człowiek. I uczynny. Jak mógł, ratował tyłek gwieździe Canal+. Ale, na Boga, on nie jest komentatorem. On jest żużlowcem.
P.S. Panie Robercie, niech Pan nigdy więcej nie zakłada się z Olkowiczem o piwo w spornych sytuacjach. Alkoholizm to straszna choroba.