Zacząłem bardzo wcześnie, gdy miałem 3-4 lata. Mój tata także jeździł, gdy był młody, a potem był asystentem selekcjonera reprezentacji Danii, więc podpatrywałem go będąc dzieckiem. Teraz chcę być tak dobry, jak tylko się da - deklaruje Frederik Jakobsen, 19-latek z Danii, który z miejsca zdobył szacunek poznańskich fanów. Jego kariera w sierpniu 2017 zdecydowanie przyspieszyła. W półfinale II ligi przeciwko Startowi Gniezno odjechał swój najlepszy mecz dla PSŻ (17 pkt), a dwa dni później zadebiutował w Elitserien. W barwach Piraterny Motala zdobył 7+1 i wygrał jeden z wyścigów.
Wielu żużlowców w swoich teamach ma członków rodziny - ojców, braci. Jak to wygląda u ciebie, masz wsparcie właśnie od swojego taty?
- Tak, w moim teamie jest tata, który mnie chyba najbardziej wspiera. Jest przy mnie także kuzyn, Klaus Jakobsen, który sam jeździł przez wiele lat i zawsze stanowi dla mnie inspirację. Dobrze jest być na takim poziomie jak teraz, ale mam nadzieję na więcej.
14-letni Frederik, jak wielu swych rówieśników święcił sukcesy na miniżużlu (foto: frederikjakobsen.com)
Stałeś się liderem poznańskiej drużyny, a także gwiazdą całej ligi. Jakie masz plany na przyszłość, chcesz być "Skorpionem" także w przyszłym roku?
- Ciężko powiedzieć. Chciałbym zostać, bo dobrze się tu czuję, jak w domu. Zobaczymy co przyniesie przyszłość, zimą wiele się może zdarzyć. Przyznaję, chciałbym dalej jeździć w Poznaniu, ale co będzie - jeszcze zobaczymy.
W meczu ze Startem Gniezno byłeś rewelacyjny - 17 punktów w sześciu biegach. Gdzie tkwi twój sekret?
- Ciężko powiedzieć. Silnik, na którym jeździłem w tym meczu, do tej pory był użyty tylko dwa razy. Ostatnio zdobyłem na nim 11 czy 12 punktów, dzisiaj też było nieźle. Znalazłem dobre ustawienia, wiem jak nasz tor zmienia się w trakcie meczu. Bardzo lubię poznański owal. Spośród tych, na których jeździłem w Polsce, ten jest najlepszy.
Nie kusi cię, żeby spróbować swoich sił w Nice PLŻ, albo nawet PGE Ekstralidze?
- Pewnie, chciałbym spróbować, ale obawiam się, że nie jeździłbym tyle, ile bym chciał. Mogłoby być tak, że wybrałbym klub, pojechałbym w dwóch meczach, a potem cały czas siedziałbym na ławce rezerwowych. Muszę to przemyśleć w zimie, bo teraz jeździłem we wszystkich spotkaniach i czułem się naprawdę dobrze.
W tym roku jeździsz w Poznaniu i w Danii, w drużynie z Fjelsted. Myślałeś o Szwecji i Anglii?
- Nie, jeszcze nie. Na pewno nie w tym roku [tego samego dnia kontuzji podczas meczów Ekstraligi doznali dwaj żużlowcy Piraterny - Kildemand i Iversen, a występ w ostatnim meczu sezonu zaproponowano właśnie Jakobsenowi - dop. red.]. Ciągle chodzę do szkoły, jestem jeszcze dzieciakiem, nie mam na to czasu. Mogę jeździć tylko w weekendy, a już jutro mam lekcje na 8 rano. Cóż, życie żużlowca...
Teraz nieco trudniejsze pytanie. Zarówno w tegorocznym Drużynowym Pucharze Świata, gdzie byłeś rezerwowym, jak i na World Games, wyniki reprezentacji Danii były bardzo słabe. Co się dzieje z duńskim żużlem?
- Tak, to trochę zawstydzające, bo jeżeli spojrzymy na wyniki Duńczyków w różnych ligach na świecie, to tam radzą sobie oni całkiem nieźle. Natomiast jeżeli chodzi o turnieje, gdzie jeździ reprezentacja, to czegoś brakuje, na pewno też szczęścia. W ligach jeżdżą dobrze, więc trudno powiedzieć o co dokładnie chodzi. Tych przyczyn może być wiele. Myślę, że Hans Nielsen będzie nad tym ciężko pracował zimą, bo także w następnym sezonie będzie chciał udowodnić, że jest dobrym trenerem.
Chciałbyś coś na koniec powiedzieć kibicom?
- Tak, chciałbym podziękować wszystkim kibicom z Poznania za to, jak mnie traktowali. Bardzo szybko poczułem się tak, jakbym był w domu. Na mecze przychodziło coraz więcej ludzi i mam nadzieję, że będzie tak dalej.
Rozmawiał: Jakub Sierakowski