Nikt nie przyczynił się do tragicznej śmierci Krystiana Rempały. Kask nie był zapięty, ani stan toru, ani stan dłoni Kacpra Woryny nie miały wpływu na tragedię 18-letniego żużlowca Unii Tarnów. To już nie prasowe spekulacje. Oficjalna informacja o umorzeniu śledztwa niebawem powinna zostać opublikowana na stronie Prokuratury Okręgowej w Gliwicach, ale z wypowiedzi prokurator prowadzącej sprawę wiemy już, że zakończyła postępowanie 27 stycznia 2017 r. Co teraz? Kolejny młody żużlowiec zginął, kolejny raz winne okazało się "ryzyko związane z uprawianiem sportu żużlowego". I ten nieszczęsny kask, którego nie zapiął (lub zapiął nieprawidłowo). To właśnie słowo "kask" zapamiętane zostanie w zbiorowej pamięci kibiców na zawsze.
Jest na pokredzie.pl wielu ludzi patrzących na żużel trochę szerzej, niż tylko przez pryzmat "mój klub jest najlepszy, a jak mówisz inaczej, to w...łasne zęby będziesz żreć", więc napiszę. Może ktoś przeczyta. W związku z zakończeniem sprawy przez rybnicką prokuraturę, a także wcześniejszymi doniesieniami o wiekopomnym eksperymencie ze "zrywaniem" kasku z głowy włącznie, naszło mnie kilka przemyśleń w temacie kasków tychże. Czyli używanych w żużlu. I, ponieważ siła fachowa ze mnie marna, zanim usiadłam do pisania przemyślenia te skonfrontowałam z kilkoma osobami, które dobrze znam i wiem, że jeśli coś mówią, to mają na dany temat pojęcie, a w klimacie sportów moto siedzą dość głęboko.
Po pierwsze - przyszło mi do głowy pytanie o to, czy jeśli kask Krystiana faktycznie był dobrze zapięty, to czy mógł puścić? I to jeszcze w powietrzu, od kontaktu z motocyklem, nie z torem (tak jak konsekwentnie twierdzi Jacek Rempała). Czy to się kiedyś gdzieś zdarzyło w ogóle? Przecież jest sporo sportów motorowych, gdzie prędkości i przeciążenia są jeszcze większe niż w żużlu. Nic nie znalazłam. Ale to jeszcze nie znaczy, że się nie zdarzyło. Szukając przyszło mi jednak do głowy inne pytanie. Chyba ważniejsze.
Jak często żużlowcy zmieniają kaski? W amatorskim podróżowaniu sobie motocyklem po świecie jest ogólna zasada, że jeśli zaliczyło się w kasku porządnego "dzwona", to należy się zaopatrzyć w nowy. Bo EPS już nie będzie tak energochłonny jak wcześniej. Bo skorupa może nadal nie pęknąć, ale mieć już słabsze miejsce. Bo - uwaga uwaga - paski mogą nie tyle puścić, ale być już słabsze. Oczywiście nie po każdej "glebie" kupuje się nowy kask. Ale po poważnym wypadku - owszem.
No to teraz... nie ma kasków dedykowanych dla żużla, prawda? To są standardowe off-roady, jakich używa się w innych nie-asfaltowych dyscyplinach motorowych. Żużlowcy, słusznie uważając, że głowa to istotna część człowieka, kupują zwykle porządne atestowane kaski, a nie wydmuszki za 60 zł wysyłka gratis z alledrogo. Więc światowy standard: Arai, Airoh, Scott, Shark i inne. Akurat ś.p. Krystian, co nie jest żadną tajemnicą, miał na głowie ten pierwszy.
Czy ktoś kiedyś dostał do ręki jakieś dane od producenta, dotyczące tego, ile razy można bezpiecznie grzmotnąć takim offowym kaskiem o tor żużlowy będąc mniej-więcej pewnym, że spełni swoje zadanie? Czy jakikolwiek producent, z tych wielkich, z których produktów większość żużlowców korzysta, słyszał w dalekiej Japonii o żużlu jako dyscyplinie? Czy oglądał mecz i widział upadki, czy jakiś inżynier biorący udział w produkcji tychże kasków miał przed oczami specyfikę żużlowych zawodów, gdzie prawie żadne nie odbywają się bez chociażby jednej "gleby" (jeśli nie kilku)? Ktoś coś? Powiedzcie, że tak...
Wiadomo, że nawierzchnia toru żużlowego nie jest tak twarda i niewybaczająca, jak asfalt (no, może oprócz toru w Grudziądzu), ale nadal: czy są twarde - nomen omen - dane, sprawdzone, czy ktoś dociekał, pytał, dowiadywał się i upewniał, ile takich żużlowych kraks może przetrwać kask pozostając w pełni bezpiecznym do dalszego używania? A co, jeśli nie...?
Kask, który miał na głowie Darcy Ward 23 sierpnia 2015 r. podczas meczu Falubaz - GKM Grudziądz. Pomimo iż nie pękł na pół i nie wygląda dramatycznie, to zawodnik najprawdopodobniej zawdzięcza mu życie. Taki kask w środku, tam gdzie znajduje się materiał energochłonny, jest już całkowicie zużyty (foto: Darcy Ward instagram)
Czy w szkółkach ktoś tym dzieciakom mówi, wyraźnie i dobitnie - i ich rodzicom i trenerom, bo im też ktoś musi powiedzieć, żeby mogli przekazać dalej - jak się dobiera dokładnie wielkość kasku do czerepu? I jak niesamowicie ważne jest, żeby kask był dobrany dobrze... Uczą? Kurczę, powiedzcie, że uczą. Czy ktoś dostał w szkółce po łapach za zdejmowanie kasku z poluzowanym, zamiast rozpiętym do końca zapięciem? Chyba nie - przypatrzcie się uważnie w nadchodzącym sezonie, stare wygi też tak ściągają kaski. A młodsi wpatrzeni są w stare wygi. Tymczasem to jest nadwyrężanie za każdym razem najsłabszego punktu całej konstrukcji - zaczepów paska. Za każdym jednym razem. Zastanówcie się nad tych chwilę - na każdym treningu, na każdych zawodach, są tacy, którzy tego zapięcia całkiem nie otwierają, tylko zdejmują kask z poluzowanym.
Teraz pytanie - ile w takim kasku jeżdżą? Ile "dzwonów", takich solidnych, nie jakichś kontrolowanych ślizgnięć na tyłku, tylko momentów, kiedy kask przyjmuje choćby część impetu uderzenia o tor czy bandę (albo i w to, i w to) odjeżdża się w takim jednym kasku? Skoro niedzielny motocyklista jeżdżący dla frajdy po zapoznaniu się z nawierzchnią obwodnicy jest często w stanie odżałować i kupić nowy, nawet jeśli poprzedni się widocznie nie rozleciał. Bo głupio by było dzieci osierocić, domu do końca nie zbudować, pranie niewyprane w koszu zostawić... A sportowcy? Przez półtora roku byłam na bieżąco ze wszystkimi zdjęciami jednego z naszych ligowych klubów - tydzień w tydzień, absolutnie wszystkimi. I wierzcie mi - niektórzy w tym samym kasku jeżdżą więcej niż sezon. Ile to meczów? Ile to wyścigów? Ile to upadków?
Może to nie problem. Może tak można. Może do żużla sprzedaje się inne kaski niż do supercrossa, motocrossa czy FMX. Może jakiś "dziany" żużlowiec zainteresował się tematem, dowiedział u producenta czy dystrybutora, pokazał jak wyglądają żużlowe szlify i wie, jak długo można na kasku polegać w tym specyficznym sporcie, w którym upadki i zderzenia są integralną częścią widowiska. Może. Oby. Ale co z dzieciakami? Ktoś w każdej szkółce im to tłoczy do głów? Może. Oby. Zwłaszcza po maju 2016. Naprawdę, mam wielką nadzieję, że tak. Żeby się nie okazało, że żużlowcy, nawet ci 17-letni, doskonale wiedzą, co ile biegów trzeba zmienić opony, co ile meczów oddać silnik do remontu, ale nie mają zielonego pojęcia, jak tak naprawdę zatroszczyć się o siebie i swoje bezpieczeństwo. I to nie będzie niczyja konkretnie wina. Bo "moto sporty są przecież niebezpieczne..."
To prawda, są. Ale taki Clinton Moore, kiedy na treningu sknocił backflipa, trzepnął o ziemię i wracał do parkingu, uśmiechnął się do kamery, powiedział, że nic mu nie jest i rzucił "cholera, będę musiał kask zmienić, a ten miał najfajniejsze malowanie". Zapytali go dlaczego, przecież jest cały. "Nigdy nie wiesz, a dość mocno przydzwoniłem. Wystarczająco ryzykujemy."
Magdalena Dark
Zdjęcie ilustracyjne: Krystian Rempała podczas sparingu Falubaz - Unia Tarnów w marcu 2016 (foto: kibic-zuzla.pl)