KALENDARIUM

POWIEDZIELI

Teraz jest mi trochę wstyd i przykro, że tak się potoczyło. Mogę przeprosić tych kibiców, którzy poczuli się może urażeni, ale ten przekaz, który poszedł w mediach przez jednego z naszych gorzowskich dziennikarzy, który został wrzucony (do sieci), nie był od początku. Wdałem się w tę polemikę, niepotrzebnie. / Stanisław Chomski dla C+

StartGniezno prezentacjaCofnijmy się do roku 2013. Start jeździ w Ekstralidze, ale nie radzi sobie w niej ani sportowo, ani finansowo. Spada ze sporymi długami do Nice 1. LŻ. W 2014 roku idzie całkiem nieźle, udaje się spłacać ustalone wcześniej raty. W 2015 jest już dużo gorzej, klub podupada i w końcu nie dostaje licencji na kolejny sezon. Towarzystwo Żużlowe "Start" znika, a pół roku później pojawia się również "Start" ale tym razem w postaci GTM-u, który ma odbudować gnieźnieński żużel. Jak to się w ogóle zaczęło?


Rafael Wojciechowski, menadżer GTM Start:
- Ja miałem już doświadczenie z pracą w klubie, bo działałem we wspomnianym Towarzystwie Żużlowym, z którego odszedłem pod koniec 2012 roku. Odszedłem, ponieważ nie zgadzałem się z polityką finansową przygotowaną na sezon ekstraligowy. Tak, jak pan wspomniał wcześniej, skończyło się to czarnym scenariuszem i trzeba było reaktywować żużel w mieście. Wiedziałem co należy stworzyć i jak to stworzyć, by to sprawnie działało.

Z Piotrem (Mikołajczakiem, dyrektorem GTM-u – dop. aut.) znamy się bardzo długo, bo już od czasów „podstawówki”, do której razem chodziliśmy. Znając Piotra i jego zaangażowanie, zaprosiłem go do projektu pod nazwą „GTM Start Gniezno”. Od samego początku jest również mój brat, który jest prezesem klubu i jednocześnie wspólnikiem w firmie, która bardzo mocno się tutaj angażuje. Założyliśmy sobie cel, by klub działał transparentnie, na uczciwych zasadach i by był wiarygodny. Drugim celem był jak najszybszy awans do Nice 1. Ligi Żużlowej, który udało się praktycznie od razu zrealizować.


Wspomniał pan, że prezesem jest pana brat i, odmiennie niż w większości klubów żużlowych, takie przynajmniej odnoszę wrażenie, prezes nie gra tutaj pierwszoplanowej roli. Jaki jest zatem podział ról?

- Jest zarząd, na którego czele stoi właśnie brat, a w którym zasiadają jeszcze Aleksandra De Virion – Kowalczyk [1] i Krzysztof Brzostowicz. Te trzy osoby były pierwszymi sponsorami, którzy zabezpieczyły kapitał na funkcjonowanie GTM-u. Uważamy, że osoby zarządzające każdym podmiotem, niezależnie czy jest to stowarzyszenie, czy spółka, muszą zabezpieczać budżet tego podmiotu. Wtedy te zasady są zdrowe. Jednak ze względu na konieczność prowadzenia firm nie mają one czasu, by zarządzać klubem. Dlatego jest dyrektor w osobie Piotra Mikołajczaka, który odpowiada za bieżące funkcjonowanie stowarzyszenia. Zdaje on raporty zarządowi, który podejmuje decyzje dotyczące dalszego działania GTM-u.

Sprawami sportowymi zajmuję się ja. Za marketing odpowiada Bartek Kapczyński, a za kontakty z mediami jest odpowiedzialny Radek Majewski, będący rzecznikiem prasowym. Jest jeszcze wiele, wiele innych osób, które są mocno zaangażowane, które nam pomagają i przyczyniają się do tego, że ten klub jest budowany tak, a nie inaczej.

Oczywiście te struktury się rozrastają. Coraz więcej osób chce w tym uczestniczyć, a nam ciągle brakuje rąk do pracy, bo zadań jest mnóstwo. Dlatego tak, jak wcześniej wspominaliśmy – jesteśmy gotowi do współpracy ze wszystkimi stronami, którym w sercu leży dobro gnieźnieńskiego żużla.


Przed chwilą powiedział pan, że odszedł z poprzedniego stowarzyszenia, czy już spółki, ponieważ nie zgadzał się pan z polityką finansową klubu na rok 2013. Z czym konkretnie? Przewidywał pan tę katastrofę, która potem nastąpiła?

- Ja nigdy nie byłem w spółce akcyjnej. Byłem jednym z członków zarządu w stowarzyszeniu do końca 2012 roku. Już wcześniej byłem w opozycji. Nie chciałbym wracać do tych wydarzeń, bo to już kilka razy było dyskutowane. Po prostu uważałem, że zaproponowany model funkcjonowania w roku ekstraligowym jest nieodpowiedni i grozi problemami finansowymi. Spółka akcyjna, która powstała już po moim odejściu, posiadała za mały kapitał by móc funkcjonować w Ekstralidze. A pamiętajmy, że tamta Ekstraliga była dziesięciozespołowa i spadały z niej aż trzy drużyny. Z góry było wiadomo, że będzie bardzo trudno się utrzymać, a przy nieodpowiednim zabezpieczeniu finansowym wręcz nie będzie to możliwe. To były główne powody mojego odejścia. Kibicowałem oczywiście klubowi, by było jak najlepiej, ale skupiłem się wtedy na pomocy Adrianowi Gale, który trafił wówczas do Wrocławia.

Przygoda Adriana z Wrocławiem pozwoliła mi nabrać pewnego doświadczenia, które staram się wykorzystywać w pracy w klubie. Myślę, że wspólnie z resztą osób ze stowarzyszenia prawidłowo budujemy gnieźnieński żużel. Oczywiście, zdarzają nam się błędy, jak zresztą każdemu, ale wyciągamy z nich wnioski i staramy się dwa razy tego samego błędu nie powtórzyć.


To jakie potknięcia przydarzyły się do tej pory?

- No, to już pozostawimy dla siebie (śmiech). To były jakieś drobne potknięcia organizacyjne. Ciężko mi nawet sobie teraz przypomnieć jakiś konkretny przykład. Myślę, że gdyby to były jakieś poważniejsze błędy, to miałbym je w głowie. Na dzień dzisiejszy więcej jest sukcesów. Finanse klubu są wręcz modelowe, a grono sponsorów cały czas rośnie. Mamy nadzieje, że taki stan się utrzyma.


Chciałbym poruszyć jeszcze temat polityki. Włączył się pan do życia politycznego w mieście. Kandydował pan do rady miasta, dostał się pan do niej, czego oczywiście gratuluję, ale skąd wziął się pomysł na start w wyborach?

- To już moja druga kadencja w radzie miasta, a zatem wejście do życia politycznego nastąpiło w 2014 roku, kiedy nie działałem w klubie. Zostałem zaproszony na listę kandydatów komitetu wyborczego prezydenta Tomasza Budasza, skorzystałem z tego zaproszenia i zostałem pozytywnie zweryfikowany przez wyborców. Mam swoje pomysły jeżeli chodzi o rozwój miasta - zarówno sportowy, jak i kulturalny - i chciałbym się także w tej materii realizować.


A nie zachodzi jakiś konflikt interesów w momencie, gdy jest pan działaczem największego klubu sportowego w Gnieźnie i jednocześnie zasiada pan w komisji ds. sportu?

- Uważam, że nie. Staram się wyłączać z projektów, które dotyczą Startu Gniezno. Jeżeli tylko jakiś konflikt prawny, czy jakikolwiek inny się pojawi, wtedy na pewno złożę mandat radnego. Na tę chwilę nie widzę takiej potrzeby i uważam, że każdą ze swoich ról wykonuję prawidłowo.


W roku 2016 udało się zorganizować turniej Hil-Gaz Back in Town. Był to jedyny rok od 2008, kiedy w Gnieźnie zabrakło Turnieju o Koronę Bolesława Chrobrego. Dlaczego nie udało się zorganizować tego turnieju pod znanym już szyldem?

Piotr Mikołajczak, dyrektor GTM Start: - Prawa do tego turnieju posiadało poprzednie stowarzyszenie i nie zdążyliśmy się spotkać. Zmieniały się tam jeszcze władze, co skomplikowało sytuację. Nie udało się dograć porozumienia, stąd pomysł na nazwę „Back in Town”, nawiązującą do powrotu żużla do Gniezna po rocznej przerwie.

W tym czasie nowe władze poprzedniego stowarzyszenia się ukonstytuowały i podpisaliśmy umowę, dzięki której mamy prawo do wykorzystania nazwy przez dwa lata. Myślę, że ta współpraca na tyle dobrze się układa, że ten turniej będzie cały czas kontynuowany i już teraz czynimy starania by za rok zorganizować XI edycję Turnieju o Koronę.


Rok później nazwa była łączona, tzn. Back in Town – Turniej o Koronę Bolesława Chrobrego. Wynikało to ze wspomnianej umowy, czy to była państwa decyzja, by te dwa turnieje połączyć?

- To była nasza decyzja. Chcieliśmy nawiązać do naszego pierwszego turnieju, a że mieliśmy już podpisane porozumienie, połączyliśmy te dwie nazwy ze sobą.


Patrzę na ścianę za panem, na której wisi piękne zdjęcie panoramiczne stadionu z logiem GTM-u. To nowe logo zostało utworzone przy okazji tworzenia klubu. Tłumaczyli panowie, że chcą się tym samym odciąć od poprzednich rządów, by zyskać zaufanie i by pokazać, że to zupełnie inny podmiot. To logo wzbudza w kibicach mieszane odczucia, częściej te negatywne. Dość głośno deklarują, że chcieliby powrotu do klasycznej gnieźnieńskiej „eski”. Czy klub rozważa taką możliwość?

- Każdy klub, każda firma utożsamia się z czymś swoim. To jest nasze logo i z tym logo zawsze będziemy się utożsamiać. Jeżeli chodzi o „eskę”. Są z nią pewne zawirowania prawne. Tak naprawdę są dwie „eski” – jedna, zarejestrowana przez stare stowarzyszenie i druga, zarejestrowana przez kibiców. One się różnią takimi „ptaszkami” przy napisie „Start” (chodzi o te znaki: > < - dop. aut.).

Z działań, które podjęliśmy, wynika, że na dzień dzisiejszy ta „eska” jest totalnie wolna. W rejestrze znaków towarowych, co każdy może sobie sprawdzić, tej „eski” nie ma. Nie wiem czy nie została zapłacona opłata za przedłużenie licencji, którą się płaci raz na 10 lat, czy wynika to z czegoś innego, ale na ten moment te znaki są wolne.

Współpracujemy ze stowarzyszeniem kibiców, którzy są w tej „esce” zakochani. Ta współpraca się układa i nie wykluczamy, że te dwa znaki, tzn. ten nasz i ten stary, może nie zostaną połączone w jeden, ale będą wspólnie funkcjonowały, czy to na odzieży teamowej, czy na kevlarach. Natomiast jeśli chodzi o nasz, zaprojektowany dzięki firmie Arka Szczepańskiego (Commercial Communications – dop. aut.), to zawsze będziemy się z nim utożsamiać.

Rafael Wojciechowski, menadżer GTM Start: - Ja tylko dodam, że w przypadku awansu do Ekstraligi należy założyć sportową spółkę akcyjną, więc być może to będzie odpowiedni moment, żeby ta „eska” powróciła (szeroki uśmiech)


Tak jak to było w przypadku poprzedniego stowarzyszenia? Tam też było inne logo, była to „eska” w otoczeniu orłów i z koroną, a na rok 2013 zostało to logo porzucone na rzecz klasycznej „eski”.

- Być może, ale nie chciałbym, żeby to było kojarzone w ten sposób, że w pełni ściągamy taki sposób postępowania (śmiech). My, na ten moment, nie odcinamy się od „eski”, widzimy możliwość powrotu do niej.


Skończył się sezon 2016, drużyna została zgłoszona do rozgrywek ligowych. Udało się zbudować ciekawy skład. Jakie były pana nadzieje przed sezonem? Lublin „na papierze” wydawał się mocniejszy, a jednak to Start wygrał ligę. Dlaczego?

- Myślę, że swoje zrobiła bardzo dobra atmosfera od samego początku. Swoją rolę odgrywa tu na pewno to, że zawodnicy dobrze czują się w klubie, na bieżąco mają wypłacane pieniądze, a co za tym idzie, na bieżąco mogą inwestować w sprzęt.

Być może tak, jak pan mówi, nie byliśmy głównym faworytem, ale gdzieś z tyłu głowy za cel stawialiśmy sobie awans. Udało się ten cel zrealizować. Wiedzieliśmy, że zespół, który mamy jest młody, perspektywiczny i że można z nim osiągnąć więcej, dlatego rok później w bardzo niewielkim stopniu się ten zespół zmienił.

StartGniezno2017

 

A gdzie pan schował gnieźnieński beton? W Gnieźnie w końcu zaczęliśmy oglądać widowiska.

- Od samego początku mieliśmy założenie, że oprócz tego, że chcemy robić wynik sportowy, chcemy również robić widowiska. Wiedzieliśmy, że musimy zachęcać kibiców do tego, żeby przychodzili na stadion, a nie ma lepszej zachęty niż dużo walki na torze. To najlepszy sposób promocji tego sportu. Takie było założenie od samego początku i to udaje się w stu procentach realizować. Przez te dwa i pół roku, razem z grupą osób odpowiedzialnych za tor, doszliśmy do takiej wprawy, że jesteśmy w stanie go powtarzalnie przygotować, nie tylko żeby był on naszym atutem, ale również tak, żeby dawał dużo możliwości do walki na dystansie.


Pierwszy rok działalności skończył się awansem do Nice 1. Ligi Żużlowej. Jak wyglądały wówczas klubowe finanse?

Piotr Mikołajczak: - Budżet klubu wyniósł 1 660 000 zł. Wydatków było 1 630 000 zł. Wynika z tego, że mieliśmy 30 tys. zł na kolejny rok. Dzięki Bartkowi (Kapczyńskiemu – dop. aut.) te umowy są sporządzane tak, że bieżące wpływy mamy w każdym miesiącu. Nie jest tak, że sezon kończy się w październiku i my nie jesteśmy w stanie później normalnie funkcjonować, bo nie ma pieniędzy. Nie dosyć, że były pieniądze z poprzedniego sezonu, to umowy były przedłużane tak, że już od listopada były bieżące wpływy. Dlatego też przed sezonem 2018 do końca lutego mieliśmy spłacone wszystkie zobowiązania „za podpis”.


Jest pan odważnym człowiekiem? Ma pan w życiu przysłowiowego farta?

Rafael Wojciechowski: - Podobno jak jest się odważnym to i szczęście łatwiej przychodzi. Uważam, że jestem odważny, nie boję się podjąć ryzyka. Natomiast dla mnie szczęście nie jest dziełem przypadku, tylko jest to efekt przemyślanych decyzji, które powodują, że to szczęście do siebie przyciągamy.


Pytam, bo pozostawienie drugoligowego składu, w praktycznie niezmienionym kształcie, wymaga odwagi.

- No tak. Ten pomysł pojawił się już wcześniej w trakcie sezonu. Przed finałem obiecałem chłopakom, że jeśli wywalczą awans, to nie mam zamiaru się z nimi rozstawać. Tak też się stało. Doszło jedynie do delikatnych korekt.


Do zespołu dołączyli Jurica Pavlic, Kim Nilsson i Maks Bogdanowicz. Jurica Pavlic, którego kilka dobrych lat nie oglądaliśmy na torach w Polsce. Kim Nilsson, który nie potrafił w Polsce zagrzać dłużej miejsca, bo jak już gdzieś podpisał kontrakt, to nie jeździł za wiele. Maks Bogdanowicz, który pod względem średniej biegowej z roku 2017 był gorszy od juniorów Startu i który wypadł ze składu Ostrovii na rzecz chłopaków z Gorzowa. Te transfery to było maksimum na jakie było w tamtym momencie stać Start?

- Jakby było Start stać i chcieliby do Startu przychodzić zawodnicy z Grand Prix, wtedy byśmy pewnie do takich zawodników także uderzali.

Spośród wielu żużlowców szukaliśmy takich, którzy będą pasować do naszej drużyny pod kątem szeroko pojętego profilu psychologicznego. Na tamten czas wydawało się, że wymienieni zawodnicy będą się idealnie komponować z resztą drużyny i mogą prędzej, czy później dostać szansę. Jurica od samego początku okazał się strzałem w dziesiątkę, podobnie było z Maksem, który bardzo szybko przebił się do składu ligowego.

Nie było to tak, że my wyciągnęliśmy notes, spojrzeliśmy i „o, tego dawno nie widziałem”, gdzieś tam go wyciągnęliśmy i „zobaczymy jak będzie wyglądał na torze”. To było poprzedzone wieloma rozmowami i obserwacjami. Wiedzieliśmy, że zarówno Jurica, jak i Maks są maksymalnie zdeterminowani by osiągnąć wynik. Przy odpowiednich warunkach, jakie im stworzyliśmy, oni ten wynik osiągnęli.


A miał pan moment zwątpienia w tę drużynę przed rozpoczęciem sezonu?

- Zwątpienia nie miałem, ale trzeba mieć w sobie pokorę i szanować przeciwników. Zdawać sobie sprawę z tego, że trzeba się odpowiednio przygotować. Wykonaliśmy naprawdę dużo pracy by zawodnicy byli odpowiednio przygotowani. Chcieliśmy być drużyną, która wyjedzie na tor dosyć wcześnie i mocno wejdzie w ten sezon. Był plan, by wyjechać do Chorwacji, ale zima trzymała dłużej również tam, więc musieliśmy wyjechać na tor u nas. Na szczęście udało się to zrobić stosunkowo wcześnie. Odjechaliśmy jeszcze Super Mecz z Unią Leszno, który był ważnym elementem przygotowań do ligi. Mogliśmy dzięki temu przeanalizować jak ten tor się zachowuje po zimie. Dzięki tak szybkiemu wyjazdowi od początku sezonu byliśmy w szczytowej formie.

Wojciechowski Gniezno


I bez wielkich nazwisk udało się wjechać do play-offów.

- Zgadza się. Wiele czynników się na to złożyło. Kolejny rok, w którym w drużynie był odpowiedni klimat. Powtarzalność toru spowodowała, że ten zespół robił w Gnieźnie tak niesamowite wyniki. Mieliśmy fajny terminarz, który w stu procentach wykorzystaliśmy. Te wszystkie elementy zagrały odpowiednio, dzięki czemu osiągnięty wynik był bardzo dobry.

Trzecie miejsce wielu przed sezonem brałoby w ciemno i jeszcze nie dowierzało, że to możliwe, ale chciałbym powiedzieć, że nieśmiało wierzyłem, że ta drużyna może awansować do play-offów.


No właśnie. Jest pan zadowolony z postawy drużyny w play-offach?

- Nie jestem do końca zadowolony z meczu w Gnieźnie, bo mógł się dla nas zdecydowanie lepiej ułożyć. Chcieliśmy wygrać ten mecz, a zamiast wyniku w okolicach 48:42. mieliśmy remis. Popełniliśmy kilka błędów – przy przygotowaniu toru i w trakcie zawodów.

Natomiast z drugiej strony cieszę się, że tego meczu nie przegraliśmy, bo drużyna rybnicka była bardzo mocna, co pokazała w rewanżu i zasłużenie weszła do finału.

Jednak całościowo jestem zadowolony z tego, że w obu meczach zawodnicy zaprezentowali się godnie i zostawili serce na torze.


A jak po ubiegłym sezonie ma się budżet klubu?

Piotr Mikołajczak: - Z dokumentów, które przygotowaliśmy do procesu licencyjnego wynika, że przychody klubu zamkną się w granicach 3,3 mln zł, natomiast koszty działalności operacyjnej w kwocie 3 mln zł. Zysk netto wyniesie około 300 tys. zł.

Budżet przygotowujemy tak, by przede wszystkim zawodnicy mieli czyste głowy. Tym zajmuję się osobiście, więc mogę powiedzieć, że po każdym meczu wysyłam zawodnikom maile jak mają wystawić fakturę i na jaką kwotę. Jak tylko ją dostaję, od razu wykonuję przelew. Nie czekam do końca okresu, w którym muszę ją zapłacić. W historii naszej działalności nigdy nie mieliśmy jakiegokolwiek poślizgu z płatnościami, czy to dla zawodników, czy innych kontrahentów.

Myślę, że jeśli chodzi o finanse, jesteśmy wzorowym klubem, co wykazały audyty zlecane przez PZM. Zarówno w ubiegłym roku, jak i w tym, klub został do nich zgłoszony jako pierwszy.


W jednej z naszych rozmów wspomniał pan, że w sezonie 2018 zawodnicy jechali według stawek regulaminowych bez żadnych umów sponsorskich.

- My, jako klub, nie podpisujemy umów sponsorskich. My mamy regulamin finansowy i płacimy zgodnie z tym, co on mówi. Jeśli zawodnik chce u nas jeździć, jest w kręgu naszych zainteresowań, chce mieć płacone na bieżąco, mieć czystą głowę, to podpisuje z nami kontrakt. U nas nie ma żadnych dodatkowych pieniędzy ponad to, co mówi regulamin.

Nie pomagamy zawodnikom znaleźć dodatkowych sponsorów. Firmy osób zaangażowanych w klubie nie dopłacają zawodnikom do punktów tak, jak to funkcjonowało, np. w Rzeszowie. Nie jesteśmy stroną w umowach sponsorskich, nie proponujemy dopłat, czy umów ze sponsorami jako dodatków do kontraktu. To dzieje się poza klubem, nas to nie interesuje. Pierwsza jest zawsze rozmowa w klubie. Przedstawiamy warunki - zgadzasz się, podpisujemy kontrakt, jeśli nie, to nie.

Na spotkaniu klubów pierwszej i drugiej ligi w Krakowie wnieśliśmy propozycję zniesienia limitów finansowych. Spotkało się to z zainteresowaniem dwóch czy trzech klubów. Reszta była przeciwna. Dla nas taka zmiana byłaby o tyle dobra, że zawodnik nie musiałby się martwić o pieniądze, bo klub musiałby te pieniądze wypłacić, a później Polski Związek Motorowy by to przy audycie zweryfikował. Myślę, że ostudziłoby to głowy niektórych prezesów, którzy czasami oferują zawodnikom kosmiczne warunki.

Albo tak, jak to jest w Ostrowie z Grzesiem Walaskiem. Nie wierzę, że podpisał kontrakt na 1100 za punkt i 60 tysięcy za podpis. Tylko, że tam oficjalnie było ogłoszone, że pomogą mu finansowo bracia Garcarkowie. Ja nie mówię, że to nie jest dobre, bo fajnie jest mieć sponsora, który pomoże i odciąży klub…


Tylko fajniej by było, gdyby te pieniądze szły przez klub…

- … i były oficjalnie wpisane w kontrakcie. Wtedy zawodnik ma pewność, że te pieniądze dostanie. Nie ma żadnej bocznej umowy, wszystko jest jasne i później PZM to weryfikuje. Jeżeli klub się nie wywiązuje, powinien spaść ligę niżej i wdrożyć jakiś program naprawczy. W tej chwili to jest takie błędne koło. Zawodnicy oficjalnie narzekają, a w dokumentach jest wszystko ok. Te umowy sponsorskie później powodują jakieś prężenie muskułów, głównie w Ekstralidze, i krążą stawki, które są nieporozumieniem. Będąc przy temacie stawek – pomiędzy tymi w Ekstralidze a tymi w Nice 1. Lidze Żużlowej jest za duża różnica. Ale to zupełnie inna kwestia.


W odejściu Norberta Krakowiaka i Maksa Bogdanowicza to właśnie finanse odegrały główną rolę?

- Nie. Powiem szczerze, że z Norbertem rozmawialiśmy bardzo długo, a z Maksem jeszcze dłużej. Z Maksem nawet sobie rękę podaliśmy. Główną rolę w ich odejściu odegrały ambicje sportowe. Maksa rozumiemy, bo został mu ostatni rok juniorki, chciał zasmakować Ekstraligi. Mogliśmy go zatrzymać na siłę, bo kontrakt jest ważny, ale z niewolnika nie ma pracownika. Chciał Ekstraligi spróbować, więc nie robiliśmy mu problemów, wypożyczyliśmy go do Torunia.

Natomiast z Norbertem była inna sytuacja, bo był wypożyczony do nas z Torunia i po sezonie stał się wolnym zawodnikiem. Wybrał drogę dla siebie. Zostały mu dwa lata juniorki i z tego, co wiem w Zielonej Górze ma kontrakt na te dwa lata.

Niemniej, obaj dostali u nas naprawdę bardzo dobre propozycje i dobrą opiekę. Wybrali ambicje, starty w Ekstralidze, żeby się pokazać, posmakować żużla ten szczebel wyżej.


Rozmawiał: Piotr Kaczorek 🦆 (Twitter)

W II części przeczytacie m.in. o planach szefostwa GTM Start na najbliższą przyszłość. Działacze odpowiedzili nam na pytanie, w którym roku ich klub ujrzymy w Ekstralidze. I jaki wynik zamierzają w niej osiągnać.



[1] Wywiad został przeprowadzony przed zmianami w strukturach klubu. Odeszli z niego Dariusz Kowalczyk i jego żona, wspomniana tutaj, Aleksandra De Virion – Kowalczyk. Jej miejsce w zarządzie zajął Piotr Mikołajczak. (https://startgniezno.com/2019/01/09/zmiany-w-strukturach-gtm-start/)

 

Korzystanie z linków socialshare lub dodanie komentarza na stronie jednoznaczne z wyrażeniem zgody na przetwarzanie danych osobowych podanych podczas kontaktu email zgodnie z ustawą o ochronie danych osobowych. Podanie danych jest dobrowolne. Administratorem podanych przez Pana/Panią danych osobowych jest właściciel strony Jakub Horbaczewski . Pana/Pani dane będą przetwarzane w celach związanych z udzieleniem odpowiedzi, przedstawieniem oferty usług oraz w celach statystycznych zgodnie z polityką prywatności. Przysługuje Panu/Pani prawo dostępu do treści swoich danych oraz ich poprawiania.

KALENDARIUM

POWIEDZIELI

Teraz jest mi trochę wstyd i przykro, że tak się potoczyło. Mogę przeprosić tych kibiców, którzy poczuli się może urażeni, ale ten przekaz, który poszedł w mediach przez jednego z naszych gorzowskich dziennikarzy, który został wrzucony (do sieci), nie był od początku. Wdałem się w tę polemikę, niepotrzebnie. / Stanisław Chomski dla C+

Odwiedź nasze social media

fb ikonkaX ikonkaInstagram ikonka

Typer 2024 - zmierz się z najlepszymi!

Najszybsze żużlowe newsy

SpeedwayNews logo

NAJBLIŻSZE ZAWODY W TV

 PGE Ekstraliga 2024
1. Orlen Oil Motor Lublin  14 31 +162
2. Betard Sparta Wrocław  14 19 +30
3. ebut.pl Stal Gorzów  14 19 -37
4. KS Apator Toruń  14 15 -7
5. ZOOLeszcz GKM Grudziądz  14 14 -58
6. NovyHotel Falubaz  14 13 -33
7. Krono-Plast Włókniarz  14 12 -50
8. FOGO Unia Leszno  14 11 -87
 Metalkas 2. Ekstraliga 2024
1. Arged Malesa Ostrów  14  28 +128
2. Abramczyk Polonia  14  27 +161
3. Innpro ROW Rybnik  14  23 +63
4. Cellfast Wilki Krosno  14  19 -20
5. #OrzechowaOsada PSŻ  14  18 -16
6. H.Skrzydlewska Orzeł Łódź
 14  13 -54
7. Texom Stal Rzeszów  14   9 -80
8. Zdunek Wybrzeże Gdańsk
 14   3 -182
Krajowa Liga Żużlowa 2024
1. Ultrapur Start Gniezno
 10  21 +94
2. Unia Tarnów  10
 16 +55
3. PKS Polonia Piła  10
 11 +18
4. OK Kolejarz Opole  10
 11 -39
5. Optibet Lokomotiv  10  10 -23
6. Trans MF Landshut Devils  10  6 -105

Klasyfikacja SGP 2024 (po 10/11 rund)

1. Bartosz Zmarzlik
159
2. Robert Lambert
137
3. Fredrik Lindgren
127
4. Martin Vaculík 114
5. Daniel Bewley
111
6. Mikkel Michelsen 101
7. Jack Holder 97
8. Dominik Kubera
88
9. Leon Madsen 76
10. Łotwa duża Andrzej Lebiediew
75
11.  Max Fricke 64
12. flaga niemiec Kai Huckenbeck 58
13. Szymon Woźniak 46
14. Jason Doyle 47
15. Maciej Janowski
46
16. Czechy duzaFlaga Jan Kvěch 41

PARTNERZY

kibic-zuzla logozuzlowefotki-logo
WszystkoCzarne blog

Pomóż kontuzjowanym

KamilCieślar
DW43