Jeszcze nawet "torun" nie wklepali zielonogórzanie w swych samochodowych GPS-ach, a najlepsze w tym finale już sie wydarzyło. Oto Leszek Demski - facet, który tydzień temu powinien na kolanach pokonać odcinek Olsztyńska-Sanktuarium by podziękować Przenajświętszej Panience za defekt Holty, ręka w rękę z "primabaleronem" tamtej opery, Wojaczkiem Markiem, a spółka Ekstraliga następnego dnia rano winna obydwu czym prędzej wysłać na dwutygodniowe chorobowe, jak najdalej od jakichkolwiek stadionów; teraz - chyba w nagrodę za swe niedołęstwo - dostaje przywilej sędziowania najważniejszego meczu w roku. Tak jak go lubimy za wkład w tłumikową sprawę, tak nam szczęka opadła. Panu, panie Stępniewski też? To prawda, w kraju, w którym co rusz sami nagradzają się urzędnicy, sowite nagrody wypłaca się za ukończenie budowy stadionów i autostrad na długo zanim się je wybudowało, nie powinno nas nic dziwić, ale skoro już, to niechaj będzie jakiś egalitaryzm. Apelujemy więc: nagrodźmy też sędziego Piotra Lisa! Za walkowera w Toruniu, za pogonione do domów 15 tys. ludzi, i za każdą z 6 minut z osobna. Pal licho, że grubo po fakcie. Przecież gdyby nie ten piekielny defekt Holty, jego numer sprzed roku to byłby "pikuś" w porównaniu z akcją duetu Demski-Wojaczek. Jasnogórska Pani pochyliła chyba swe miłosierne oblicze nad nami wszystkimi i ostatecznie finał, ustalony na torze, będzie taki, jaki miał być w przedsezonowych dywagacjach.
Jak donoszą media, celebryci zjeżdżają się już z całej Polski i szeroką ławą walą na Motoarenę. Po obu stronach składy mocne. Dudziak kontra Dowbor, Doman Nowakowski kontra Joanna Koroniewska. O Lisie i Karolaku nawet nie ma co pisać, bo to starzy ultrasi. Ale ten jeden raz awet najważniejsi klubowi działacze nie będą mieli zbyt wiele czasu, by w świetle kamer pomiziać się z naszymi milusińskimi sławami - ten jeden raz (no, dwa - w końcu dwumecz) nerwy będą na postronkach, a każda, nawet najmniejsza wpadka własnych asów czy decyzja sędziego wywoływać będą emocje innej wagi niż zwykle - wagi ciężkiej. Umówmy się: kiedy tylko zamknięto okres transferowy, kiedy pojawiły się pierwsze kursy "bukowych" oddsmakerów, w niemal zgodnej opinii to te dwie drużyny miały rozstrzygnąć między sobą kwestię prymatu w "najsilniejszej lidze świata". Obruszą się fani z Częstochowy, bo przecież tak niewiele brakowało, a gdyby zdrowy był Emil... W żużlu te "rachunki krzywd" wystawiane przez los zawsze są obecne, zawsze drążą umysł. A ponieważ nie da się ich przedstawić mierzalnie, często są przeceniane. A gdyby był Holder, gdyby wcześniej cały sezon w zdrowiu odjechali Ward i Miedziński. Wreszcie, gdyby Unibax miał lepszego menadżera? Albo, skoro już musi być Sławomir Kryjom, to gdyby przynajmniej wpadł tu i przeczytał 1,5 miesiąca temu nasz tekst Gaszenie ognia saletrą; po czym prędzej się rózgą biczownika pochlastał, aniżeli wstawił do składu wycieczkowicza z Peterborough. Ile wygrałby Unibax bez zawieszonego u szyi kamienia z napisem Sullivan? Te rachunki krzywd są po obu stronach. Dość o tym. Będzie finał z Falubazem i do półfinałowego dreszczowca oraz "moralnego zwycięstwa" Włókniarza już nie wracajmy.
- Jedziemy do Torunia, by wygrać. Nie zadowoli nas nawet najniższa przegrana. Ile już było takich sytuacji, że po niskiej przegranej, to goście cieszyli się, jakby wygrali? - przypomina w wywiadzie dla Gazety Sport trener zielonogórzan Rafał Dobrucki. Mądre słowa. I nastawienie słuszne. To faworyt kończy u siebie, ale historia uczy, że to ten pierwszy mecz jest kluczowy. Wiedzą o tym w Lesznie, wiedzą w Toruniu, wiedzą w Tarnowie i Gorzowie. Oni wszyscy swoje mistrzowskie pierścienie zdobywali lub tracili właśnie w pierwszych spotkaniach. Koncentracja sięgnie zenitu.
Patryk Dudek osiągnął życiowy sukces. Cześć mu i chwała. Co by się nie działo, zapisał się już złotymi zgłoskami w historii rodzimego speedwaya. Jego pech, że zapisał akurat w przeddzień ligowego finału. Pal licho zmęczenie i długą podróż - żużlowcy nie do takich atrakcji przywykli, ale doprawdy, po takim sukcesie trudno zrobić "reset". Zresztą kiedy? Gdzie? W nocy, w busie? Ma Patryk pełne prawo stracić nieco ze swej koncentracji, a na trasie stracić gdzieś ten jeden czy dwa punkty, które na "głodzie" (byle nie Ryszardzie) pewnie by przywiózł.
Dlaczego akurat o Dudku, kiedy w hierarchii cała konstelacja gwiazd przed nim? Bo nie ma Falubazu bez Dudka. Tak jak nie ma polityków mówiących prawdę i tylko prawdę oraz polskiego żużla bez afery. Ktoś musi zastępować falubazowe łamagi (bez różnicy, czy danego dnia jest to Jonas Davidsson czy Adrian Gomólski), ktoś też musi robić przewagę w biegu młodzieżowym. A zwłaszcza w meczu, gdzie obok ustawi się jedyny godny rywal w fazie play-off, Paweł Przedpełski. Gdzieś tam wyczytaliśmy, że niby już nie godny, bo silnik, na którym się wypromował, wyzionął już ducha (stąd, rzekomo, tak słaby mecz w Cze-wie), ale złamanego grosza za prawdziwość tej teorii nie damy. Prędzej damy dwa centy za ponowne oglądanie pary Gollob-Przedpełski na czele. Przynajmniej raz. Mało? W tym dwumeczu niewykluczone jest nawet to, że żadna drużyna nie zwycięży podwójnie ani jednego wyścigu.
Miłośnicy żużlowej bukmacherki i tym podobnych "podatków od głupoty", niepomni zasady, że finały się ogląda - nie gra, szukając przewag którejś ze stron, zerkać będą ukradkiem na statystyki z lipcowego meczu tych drużyn rozegranego na Motoarenie (44:46). Te mogą jednak wieść na manowce. Wówczas to gospodarze gonili wynik (34:38 po 12. biegu), to oni jechali z Kennettem w składzie, a to goście mieli po jednym starcie więcej dla swoich liderów, stosując przepis o zastępstwie zawodnika za kontuzjowanego Andreasa Jonssona. AJ wrócił, i to wrócił w chwale. Umknęło to jakoś w natłoku zdarzeń, ale kto był przy W69, ten widział, że to właśnie Szwed ratował Falubaz ze wszystkich trudnych sytuacji, bezlitośnie niwecząc próby odrobienia strat przez podopiecznych Marka Cieślaka. Na torze, na którym ponoć nie dało się nic zrobić, poza pilnowaniem by linię mety minąć w jednym kawałku, Wiking objeżdżał na dystansie renomowanych rywali z gracją rumuńskiej gimnastyczki. Czyżby ten tytan, w który tyle poinwestował wiosną AJ, wreszcie "wypalił"?
W lipcowym meczu na Motoarenie Gollob, słabiutki wtedy na wyjazdach, świeżo po ucieczce ze zgrupowania kadry, stracił tylko jeden punkt. Stracił na rzecz... Krzysztofa Jabłońskiego. Co prawda idealne powtórzenie tego scenariusza graniczyłoby z cudem, ale w fundamentalnej kwestii chyba jest szansa. Drżeli kibice z Torunia o formę mistrza świata po informacji o wstrząsie mózgu, pewniakiem wydawało się opuszczenie rundy IME w Goričan, a tymczase pan Tomasz pofatygował się do Chorwacji i kiedy tylko stawał na dającym możliwość wyjechania spod taśmy polu startowym - wyjeżdżał spod niej tak, że rywalom pozostawało oglądanie jego "Nice" pleców. To bardzo dobrze. Bardzo dobrze dla widowiska. Finały bez Golloba lub z połową Golloba smakowałyby jak święta bez Kevina w TVP.
Przed tygodniem popełniliśmy tu zdanie o dokonującym się właśnie na naszych oczach "zawalaniu po raz drugi z rzędu decydującej fazy rozgrywek przez Darcy'ego Warda". Ledwo odeszliśmy od klawiatury, Ward dał takie show pod Jasną Górą, że działacze miejscowych biegali za nim z alkomatem, nie mogąc uwierzyć, że zrobił to po trzeźwemu. Trochę się już pośmialiśmy w tygodniu z tej akcji, ale pomożemy ułomnym: na przyszłość - jak już uda się wam, panowie, wpłacić w terminie kaucję - jeśli już, poszukajcie testu na inne niż alkohol używki. Są w sieci. A tak poważnie, wracając do "Darky'ego" - czy stać go, by również na Motoarenie zmusić nas do zrewidowania tamtej, trafionej jak kulą w płot, opinii? To jednak nie przypadek, że któryś już mecz z rzędu najzdolniejszy z "Kangurów" walczy, orbituje, szarpie się, robi mnóstwo wiatru, ale punktów z tego nie ma. Tym razem dostanie aż 6 szans, a jego serdeczny "mate", jakby co, kopnie go w tyłek w parkingu. A jeśli nie pozwolą zaśrubowane kości, to chociaż huknie miednicą. Zaryzykujemy, że to będzie Ward bliższy temu częstochowskiemu. Pewność Golloba i szaleństwo Warda. Dwóch wirtuozów w jednej drużynie, na własnym torze - jak w ogóle ich pokonać?
Czołgami może? Czołgista numer jeden żużlowego świata z pewnością jest w stanie, a i reszta panzer-grenadierów z Gruenbergu będzie walczyć jak o Wał Pomorski. Taki Protasiewicz był przecież dla tarnowian kompletnie nieuchwytny, a jego słowa o "znalezieniu wreszcie właściwych silników" nie wyglądały na urzędowy optymizm. O Jonssonie i Dudku już wspominaliśy. Nawet jeśli, kończąc wątek broni pancernej, sędziowie dostali już na piśmie instrukcję z dokładną liczbą sekund odmierzanych do naciśnięcia guzika, nawet jeśli celem nr 1 będzie utrzymanie Hampela w ryzach, to może być pasjonujący pojedynek. Ba, to powinien być fascynujący pojedynek.
Dlaczego więc typujemy wygraną miejscowych, zamiast, hołdując zdrowemu rozsądkowi, bardziej asekuracyjnie zasłonić się wyświechtanym "wynik rozstrzygnie się w ostatnim wyścigu"? Tak, jak to poczyniliśmy przy okazji meczu w Częstochowie tydzień temu. Bo przy tak wyrównanych składach te cztery dodatkowe starty dla liderów Unibaksu mogą zrobić różnicę. W dodatku Andreas Jonsson nie jeździł w tym roku na MA, ani w lidze, ani podczas GP. Owszem, w czerwcu pojechał cztery biegi (a właściwie trzy, odliczając defekt) w "MŚ par", ale to może być nieco za mało, by od pierwszego wyścigu idealnie spasować się z torem. Już w półfinałach AJ miał z tym kłopoty. Później - oddajmy - był niemal nieuchwytny. Wreszcie, przynajmniej dwa starty będzie musiał dla gości odjechać Adrian Gomólski lub Jonas Davidsson. Co prawda ostatnio w meczowym, celebrycko-eksperckim studiu nSport z czyichś ust padła śmiała propozycja, że "może jednak Dobrucki powinien zaryzykować i zamiast Davidssona dać szansę temu młodemu Jensenowi". Ale to chyba nie będzie takie proste.
Unibax Toruń:
9. Adrian Miedzińśki
10. Kamil Brzozowski
11. Darcy Ward
12. Chris Holder (ZZ)
13. Tomasz Gollob
14. Emil Pulczyński
15. Paweł Przedpełski
Stelmet Falubaz Zielona Góra:
1. Jarosław Hampel
2. Adrian Gomólski
3. Piotr Protasiewicz
4. Krzysztof Jabłoński
5. Andreas Jonsson
6. Patryk Dudek
7. Kamil Adamczewski
Nasz typ: 50:40
Program na mecz: drukuj
***
W Tarnowie tylu emocji (przynajmniej tych niezdrowych) nie powinno być, ale paradoksalnie dlatego właśnie to może być bardzo ciekawy mecz. Ciekawszy od tego z rundy zasadniczej, gdzie Unia unaoczniła Włókniarzowi wszystkie jego słabości. W rywalizacji o III miejsce, przez wielu uważanej za niepotrzebną, zawsze duży handicap leży po stronie tych, którym bardziej będzie się chciało po ten medal pocieszenia sięgnąć. Sportowy truizm, ale nie raz już, i nie dwa, nawet wybitne kadrowo teamy przegrywały z kretesem brąz. Przegrywały już w szatni, myślami wciąż będąc jeszcze w ostatnich minutach przegranego półfinału. Unia Tarnów nie miała nic do powiedzenia w rywalizacji z Falubazem, w rewanżu dysponując zaledwie dwoma zawodnikami i zbierając zasłużony łomot. Im powinno być łatwiej mentalnie podejść do kolejnego dwumeczu. Czy Włókniarz Częstochowa zdołał już otrząsnąć się z półfinałowych upiorów?
Powątpiewamy w to. Nikt z częstochowian nie wiedział, że finał został przegrany po 12. wyścigu, walczyli jak Lwy do końca, dla nich wciąż zabrakło jednego okrążenia - to siedzi w głowie i ciężko się po takiej porażce zmobilizować do kolejnej batalii o wszystko. W dodatku ten, który w obliczu słabej jazdy Łaguty ciągnął ten zespół - Michael Jepsen Jensen w Tarnowie, poza jednym turniejem IMŚJ, zawsze miał ogromne problemy. Pewnie lepiej niż ostatnio pojedzie "Grisza", pewnie oszczędzał w Goričan i siły, i sprzęt, pewnie powalczy za dwóch Rune Holta, chcący powetować sobie półfinałowy dramat; wreszcie w tym spotkaniu, w odróżnieniu od meczu w Toruniu, to goście będą mieli przywilej 6 (a najpewniej nawet 7) startów dla swoich liderów. Z drugiej jednak strony ten sam Holta dopiero teraz może naprawdę odczuwać skutki półfinałowego upadku, Griszka będzie miał z kim przegrywać, a w końcu - i to chyba decydujący argument - za "teatr jednego aktora" w wykonaniu przesympatycznego Rafała Szobierskiego zapłacić przyjdzie także w Mościcach. Adam Strzelec i Artur Czaja, jeżdżący w zastępstwie Huberta Łęgowika, są oczywiście w stanie powalczyć z "Jaskółkami", ale kij ma dwa końce - menadżer Dymek nie może za szybko "wypstrykać" ze startów tego lepiej dysponowanego juniora.
Gospodarze pojadą wreszcie bez Leona Madsena. Piszemy "wreszcie", bo już po GP w Krško, gdzie Duńczyk słaniał się po torze, uważaliśmy, że w Zielonej Górze Unia pojedzie de facto z "brakiem zawodnika" w składzie. Trudno powiedzieć czy Patrick Hougaard dorzuci solidne punkty do dorobku teamu Cieślaka, ale z pewnością da zespołowi więcej niż dałby cień Madsena. W rozgrywkach Elite League chłopak robi furorę, w Tarnowie - choć powoływany "na wariata" - potrafił już raz pojechać bardzo ładnie. Absolutnie jest w stanie nie zawieść oczekiwań.
Dwa razy w taśmę, zaryzykujemy, nie będzie też w stanie wjechać Janusz Kołodziej. A to już oznacza plus 6 punktów dla Unii. Odważne słowa, ale "Jasiek" jest na tym etapie sezonu w naprawdę świetnej dyspozycji, a na własnym torze może być nieuchwytny. Słabi ostatnio na wszystkich frontach Janowski i Vaculík (ten drugi trochę podbudował ego występem w Goričan) na mościckim "lotnisku" również powinni solidnie zapunktować. A jest jeszcze Artiom Łaguta, który zawalił totalnie pierwszy półfinał i w przerwach między opowiadaniem, że Griszka namawia go do przywdziania kevlaru "Lwów", ale Tarnów to też fajna drużyna (czytaj: kto mi da więcej...), także powinien mieć coś do udowodnienia. Kacper Gomólski jeździ u siebie niczym senior, będzie co prawda miał "w nogach" ponad 1000 km podróży z Italii, ale dokładnie taka sama "frajda" czeka jego młodzieżowych vis-a-vis: Strzelca i Czaję. Bardziej wyrównany skład - to powinno zapewnić ekipie z Mościc pewną wygraną.
A na razie bardziej niż na sylwetki rywali kibice w Tarnowie spoglądają w niebo. Prognozy są kiepskie (yr.no), niewykluczone nawet, że na pierwsze rozstrzygnięcia w tym dwumeczu będziemy musieli poczekać o tydzień dłużej.
Unia Tarnów:
9. Maciej Janowski
10. Patrick Hougaard
11. Artiom Łaguta
12. Martin Vaculík
13. Janusz Kołodziej
15. Kacper Gomólski
16. Mateusz Borowicz
Dospel CKM Włókniarz Częstochowa:
1. Michael Jepsen Jensen
2. Hubert Łęgowik
3. Rune Holta
4. Emil Sajfutdinow (ZZ)
5. Grigorij Łaguta
6. Artur Czaja
7. Adam Strzelec
Nasz typ: 52:38
Program na mecz: drukuj