Koniec sezonu to już tradycyjnie czas podsumowań, wyciągania wniosków i wystawiania laurek. Tak wyczerpującego psychicznie sezonu dla kibiców Stali Gorzów nie było od dawna, chyba od 11 lat, choć wówczas były inne okoliczności, inna rzeczywistość. Dla Stali Gorzów i całego związanego z nią środowiska to dobry moment, aby zrobić żużlowy rachunek sumienia i - parafrazując refren jednego z utworów zespołu Turbo - zadać sobie pytanie: jaki był ten sezon, co darował, a co wziął? Czy nas "wyniósł pod niebo, czy rzucił na dno"? Czy coś zmienił, czy nie? Wreszcie, co z niego zapamiętamy?
Czas pożegnań, czas powrotów
Przyszłość Stali Gorzów po zakończonym wicemistrzostwem Polski, "srebrnym" sezonie 2012 nie rysowała się w najlepszych barwach, ale nikt z kibiców nie przypuszczał nawet, że jest aż tak źle. W końcu bardzo szybko porozumiano się i podpisano nowy kontrakt z liderem - Nielsem Kristianem Iversenem i nic, albo niewiele, wskazywało na kadrową katastrofę. Nie chodzi tu również o odejście z drużyny skonfliktowanego z trenerem Tomasza Golloba, bo to było już pewne w połowie ubiegłego sezonu, ale o sytuację finansową klubu, która zdaniem ustępującego prezesa-cudotwórcy Władysława Komarnickiego była wspaniała. Problem w tym, że nie była. Pożegnanie z Gollobem nie oznaczało tylko rozstania z najlepszym, najbardziej rozpoznawalnym zawodnikiem w historii polskiego speedwaya, pociągnęło też za sobą odejście niektórych sponsorów - to niezaprzeczalny fakt. Do tego koszty wysokich zwycięstw w lidze, okazałe kontrakty zawodników, brak sponsora tytularnego i nieudana pod względem finansowym zabawa p. t. Grand Prix sprawiły, że gorzowski klub stanął nad finansową przepaścią. Przestało być kolorowo, zaczęło być szaro, by nie powiedzieć czarno.
Odeszło stare, przyszło nowe, i to dosłownie. Nowa miotła w klubie, w postaci prezesa Ireneusza Macieja Zmory, w początkowej fazie sezonu ogórkowego chyba sama nie mogła uwierzyć w to, jak bardzo jest źle. Była dobra mina do złej gry i mydlenie oczu kibicom, którzy - przyznajmy - tak naprawdę nie dali się nabrać. Jednak ciągłe koloryzowanie w mediach, obiecywanie "grudniowej bomby" w składzie i zaklinanie rzeczywistości irytowało fanów i momentami doprowadzało do frustracji. Nikt nie lubi być oszukiwany i nabijany w butelkę, tfu, w karnet, zwłaszcza, że ten tańszy wcale nie był, a towar pozostawiał wiele do życzenia. Wielu kibiców czuło się zwyczajnie oszukanych medialną papką, obiecankami prezesa i trenera, ale przede wszystkim dokonanymi transferami.
Jepsen Jensen i Žagar, czyli obuchem po łbie
Pierwszym symptomem, że w Stali finansowo nie dzieje się najlepiej było odejście Michaela Jepsena Jensena – mistrza świata juniorów, który tytuł zdobył jeżdżąc w barwach Stali i który podbił serca gorzowskich kibiców swoją walecznością oraz ambicją na torze. Chłopak zaskarbił sobie sympatię tak dalece, że doczekał się nawet swojego nieoficjalnego fan klubu na kibicowskim forum (tego zaszczytu nie dostąpił żaden inny zawodnik, nawet genialny w lidze Iversen!). Wszystko ponoć rozbiło się o pieniądze. Młody chciał za dużo, Stal miała za mało. Jego odejście mocno fanów zabolało i po raz kolejny dobitnie pokazało, że tylko pieniądz wiąże trwale zawodnika z klubem.
Jednak prawdziwym ciosem dla kibiców było odejście Mateja Žagara, traktowanego w Gorzowie jak wychowanek. Zastąpienie go Danielem Nermarkiem, a młodego Duna „ulubieńcem” gorzowskiej publiki, Tomaszem Gapińskim rozpętało prawdziwe piekło. Irytacja sięgnęła zenitu. Na zarząd, z nowym prezesem na czele, posypały się gromy, wylano medialne wiadra pomyj. O ile stratę MJJ przełknięto niczym gorzką pigułkę, o tyle zamiany Žagara na Nermarka nikt o zdrowych zmysłach nie rozumiał i nie rozumie do dziś! Nie zmieni tego nawet legenda związana z Martą Półtorak i kuszeniem Słoweńca kontraktowym eldorado. Pod względem sportowym, marketingowym i na końcu finansowym był to prawdziwy samobój zarządu, zwłaszcza, że o zakontraktowaniu Szweda na nowy rok mówiło się jeszcze podczas trwania sezonu 2012, a nikt przy zdrowych zmysłach nie rozumiał, jak można lekka ręką pozbywać się sprawdzonego, bardzo dobrego zawodnika, a w dodatku rozdzielać najlepszą parę Ekstraligi (Iversen-Žagar)?!
Najlepsza para Ekstraligi 2012 w akcji - jednak ku rozpaczy gorzowskich kibiców ten duet rozdzielono
Pozostałe transfery, czyli „wzmocnienia”, to tak zwane KSM-owe zapchajdziury, plastrony, których rolą było wypełnienie luki w składzie ze względów wybitnie regulaminowych plus szwedzka melodia przyszłości, po części stanowiąca ukłon zarządu w stronę kibiców. Zakontraktowanie Adriana Gomólskiego i fejsbukowego płaczka Łukasz Jankowskiego (jego wpis w trakcie sezonu, że "czuje się oszukany i nie ma za co żyć, bo nie startuje w lidze", przeszedł już do historii i nigdy nie zostanie wymazany z pamięci gorzowian) było dla wszystkich jasnym sygnałem, że Artur Mroczka po dwóch latach pokornego siedzenia na ławce powiedział gorzowskiej Stali "papa", a w klubie pod względem finansowym jest już nie tylko źle, jest wręcz tragicznie. Przypomnijmy, że wychowanek grudziądzkiego GKM-u żądał gwarancji startów, na co klub, nawet przy tym składzie personalnym, nie chciał się zgodzić.
Pewnym pocieszeniem dla sympatyków Stali miało być zakontraktowanie syna marnotrawnego w postaci wychowanka, Pawła Hliba i kolejnego młodego Skandynawa, Linusa Sundstroema, w którym upatrywano z nadzieją Jepsena Jensena w wersji 2.0. Dość długo walczono również o pozostanie w składzie Krzysztofa Kasprzaka i dopiero pojawienie się indywidualnego sponsora finansującego jego kontrakt w Stali rozwiązało problem i zaowocowało parafowaniem dwuletniej umowy. W nagrodę, po tym jak N.K. Iversen grzecznie odmówił (bo nie czuł się na siłach), Kasprzak został kapitanem okrętu pod nazwą Stal Gorzów i miał go poprowadzić do boju po burzliwym ekstraligowym morzu.
Klub do nowego sezonu przystępował z finansowym balastem. Kibice z przerażeniem i świadomością unoszącego się w powietrzu widma spadku w pierwszoligową otchłań. Pamiętając, że w nowym sezonie z Ekstraligi "lecą" już trzy zespoły zamiast jednego, czekali na pierwszy wyścig w sezonie. Do tego dochodził skład równie niepewny jak lato w Polsce, z którym w dodatku kibice nie potrafili się identyfikować, a przynajmniej z jego częścią. Ból po odejściu Mateja Žagara był wciąż ogromny, a pierwsze ligowe kolejki posypały tę ranę solą.
Dopiero kwiecień, a dla nas już koniec sezonu! - ligowy kalejdoskop A.D. 2013
To, co działo się na przestrzeni pięciu miesięcy, od kwietnia do sierpnia, w pamięci wielu fanów gorzowskiej drużyny pozostawiło trwały ślad. Samo wspomnienie o powoli kończącym się sezonie z pewnością niejedno żółto-niebieskie serce przyprawia wciąż o szybsze bicie. Sezon rozpoczął się dla Stali traumatycznym przeżyciem w postaci dramatu rzeszowsko-leszczyńskiego rozegranego w dwóch aktach na torze przy ul. Śląskiej, przedzielonym tylko planową, pewną, toruńską porażką. W głowach pojawiły się rozpaczliwie czarne myśli. Lecimy z ligi! Dramat! Dopiero kwiecień, a dla nas już koniec sezonu! Zaczęło się ciskanie gromów w stronę zarządu za bezsensowne transfery oraz pierwsze polowanie na czarownice (Nermark, Gapiński), wśród których upatrywano całego sportowego nieszczęścia, i zresztą poniekąd słusznie.
Potem, tyleż nagle, co niespodziewane, bo dzień po bolesnej porażce u siebie, pojawiło się światełko w tunelu, w postaci dwóch punktów wywiezionych z toru urzędujących mistrzów kraju, Unii Tarnów. Blask tego światełka podtrzymało domowe zwycięstwo nad najsłabszą drużyną ligi (choć niełatwe), a rozpalił pewny derbowy triumf nad Falubazem. Wówczas pojawiły się pierwsze pytania, co dalej? Na co tak naprawdę stać tę drużynę? I czy uda się osiągnąć podstawowy cel, jakim jest utrzymanie?
No nic, trzeba walczyć! Nie wszystko jeszcze stracone! Po pierwszej, niepełnej dla wszystkich drużyn części sezonu, gdy Stal na momencik wysforowała się nawet na prowadzenie w tabeli (sic!) ujawnili się wśród gorzowskich kibiców niepoprawni optymiści, wierzący w awans do o play-offów. Absurd? Jak się później okazało niezupełnie. Nastroje ponownie stonowały trzy następujące po sobie czerwcowe porażki: derbowa z Falubazem i dwumecz z Włókniarzem. Okrągłe zero punktów do tabeli i znów było bliżej ekstraligowego dna niż nieba, a na horyzoncie wyjazd na trudny i niepewny grunt do Gniezna, dla którego był to mecz o ekstraligowe życie.
Cuda się zdarzają: po 14. biegu meczu w Gnieźnie rezultat brzmiał 44:40. A jednak, dwa bezcenne punkty pojechały do Gorzowa
Jeżeli ktoś by mnie zapytał o kluczowe ligowe momenty dla Stali Gorzów w mijającym sezonie, to wskazałbym takowe trzy, mianowicie:
primo - zwycięstwo w Tarnowie,
secundo - derbowe zwycięstwo z Falubazem w Gorzowie,
tertio - remis w Gnieźnie.
W mojej opinii są to trzy kluczowe momenty, które zapewniły Stali utrzymanie w Ekstralidze, a w dalszej perspektywie pozwoliły do samego końca (ba, do ostatniego biegu) emocjonować się walką o awans do play-offów. Zwycięstwo w Tarnowie przywróciło zawodnikom wiarę we własne umiejętności i dało kopa do dalszej jazdy, kibicom przywróciło nadzieję, a trenerowi i zarządowi pozwoliło złapać oddech i zebrać siły do dalszej walki o ekstraligę.
Wiktoria z Falubazem znacząco podniosła morale, a przede wszystkim wzmocniła drużynę psychicznie. To był ten energetyczny impuls, którego ta ekipa potrzebowała, to był bodziec, który zbudował ducha jedności w tej drużynie i zagrzał do dalszej, wspólnej walki. To zwycięstwo z punktu widzenia całości minionego sezonu miało niewyobrażalne znaczenie dla tej drużyny. Raz, że zeszło ciśnienie związane z pokonaniem lokalnego rywala i do tego głównego faworyta rozgrywek, dwa - wróciła wiara we własne umiejętności i pewność siebie, trzy - w końcu powrócił atut własnego toru, którego tak brakowało na początku sezonu; i cztery – wróciło zaufanie kibiców. Magia derbów? Wszak ileż to już razy właśnie w meczach ze Stalą, chwilowo upadłe morale podnosili w sobie żużlowcy Falubazu, kończąc w rezultacie na ligowym podium?
Trzeci istotny moment sezonu, to wyszarpany, ciężko wywalczony remis w Gnieźnie, uzyskany po trzech wcześniejszych porażkach i do tego osiągnięty w biegach nominowanych. Smakował jak zwycięstwo. Po tym spotkaniu, w parkingu wśród gorzowskich zawodników i działaczy znów widać było głęboką ulgę połączoną z euforią i wiarą w to, że jeszcze nie wszystko stracone. Na twarzach żużlowców, obok ogromnego zmęczenia, widać było entuzjazm i ogromną radość z tego remisu wywalczonego w niesamowitych okolicznościach. Wtedy to czułem, dziś jestem już pewien, że był to remis na wagę Ekstraligi. Po tym meczu Stal odniosła cztery zwycięstwa i zanotowała remis w Rzeszowie, co oznacza, że w nowy sezon wjedzie ze statusem drużyny niepokonanej od sześciu spotkań.
Iversen vs Łoktajew w Gorzowie (2 czerwca 2013, Stal - Polonia)
"Pomoc z niebios", czyli ZZ za Nermarka - fakty i mity
Wielu kibiców w kraju, a raczej tych z gatunku "internetowych napinaczy", twierdziło, że Stali w dużej mierze pomogła kontuzja Daniela Nermarka i stosowane za niego zastępstwo zawodnika. Czy aby na pewno? Wystarczy rzut oka na poniższą tabelę, aby przekonać się, ile tak naprawdę udało się „zarobić” na tej ZZ-tce. Okazuje się, że dużo, a momentami nawet bardzo. Paradoksalnie czysty komplet udało się zdobyć w Bydgoszczy. Czemu paradoksalnie? Po pierwsze, ten właśnie mecz, jako jedyny stosując „zetzetkę”, Stal przegrała, a po drugie, zawodnicy zastępujący Nermarka właśnie na zastępstwie za Szweda zdobyli swoje jedyne „trójki” w meczu! Słabo ten manewr wyszedł tylko w meczu z Falubazem. Nie zastosowano zastępstwa zawodnika tylko w... zwycięskim meczu w Tarnowie. W pozostałych spotkaniach z możliwości zastosowania ZZ-tki za Nermarka skwapliwie korzystano, co obrazuje tabela poniżej.
Tabela nr 1: Punkty zdobyte przez Stal na zastępstwie zawodnika za Daniela Nermarka
Nr kolejki/data |
mecz |
wynik |
Rozkład zdobytych punktów |
Suma |
6/ 5 maja |
Stal Gorzów – Start Gniezno |
48:42 |
3,3,3,1 |
10 |
8/ 19 maja |
Stal Gorzów – Falubaz Zielona Góra |
50:40 |
2,3,1*,0 |
6+1 |
9/ 26 maja |
Polonia Bydgoszcz – Stal Gorzów |
47:43 |
3,3,3,3 |
12 |
10/ 2 czerwca |
Stal Gorzów - Polonia Bydgoszcz |
52:38 |
3,3,1*,1 |
8+1 |
2/ 9 czerwca |
Sparta Wrocław – Stal Gorzów |
42:48 |
3,2,3,1 |
9 |
Źródło: Opracowanie własne.
Dla kontrastu, warto również spojrzeć ile punktów Stali dał swoją jazdą Nermark. Jeszcze przed kontuzją Daniel był najlepszym zawodnikiem Stali podczas meczu w Toruniu, za to wśród spotkań rozegranych w Gorzowie - najgorszym. Ze Szwedem, który wrócił po kontuzji, Stal nie przegrała meczu w lidze! Mimo, że na wyjazdach cieniował strasznie (a jak twierdziły statystyki z sezonu 2012 nie powinien). Jak potoczyłyby się jego losy, gdyby nie kontuzja? Trudno jednoznacznie wyrokować. Czasem mogło być lepiej, czasem gorzej. Przypadek Tomasza Gapińskiego pokazuje, że niczego nie można wykluczyć i niczego nie można przesądzać.
Tabela nr 2: Punkty zdobyte przez Daniela Nermarka w sezonie 2013
Nr kolejki/ data |
mecz |
wynik |
Rozkład zdobytych punktów |
Suma |
3/ 14 kwietnia |
Stal Gorzów – Stal Rzeszów |
42:48 |
0,0,2 |
2 |
4/ 21 kwietnia |
Apator Toruń – Stal Gorzów |
54:36 |
1,3,2,2,2,0 |
10 |
1/ 27 kwietnia |
Stal Gorzów – Unia Leszno |
43:47 |
0,2,w,u |
2 |
13/ 7 lipca |
Start Gniezno – Stal Gorzów |
45:45 |
1,2,1,0 |
4 |
14/ 21 lipca |
Stal Gorzów – Unia Tarnów |
55:35 |
3,2*,1,1,2* |
9+2 |
15/ 28 lipca |
Stal Gorzów – Apator Toruń |
53:37 |
2*,1,1*,1 |
5+2 |
16/ 4 sierpnia |
Stal Rzeszów – Stal Gorzów |
45:45 |
1*,0,1* |
2+2 |
17/ 15 sierpnia |
Stal Gorzów – Sparta Wrocław |
61:29 |
3,3,1,2,2* |
11+1 |
18/ 18 sierpnia |
Unia Leszno – Stal Gorzów |
43:47 |
0,1*,2,1,1* |
5+2 |
Źródło: Opracowanie własne
Jeżeli chodzi o kontuzje w skali makro, to tak naprawdę Stal więcej w tym sezonie straciła, niż zyskała. W drugiej części roku urazy wyłączyły z jazdy Linusa Sundstroema, który podczas występów w żółto-niebieskim kevlarze praktycznie nigdy nie zawodził i stanowiłby doskonałą alternatywę dla swojego rodaka. Podczas ostatniego meczu w Lesznie to właśnie upadek i kontuzja obojczyka będącego w rewelacyjnej formie Tomka Gapińskiego zabrały Stali pewne, jak się wydaje, miejsce w play-offach, gdyż do awansu zabrakło tylko jednego, maleńkiego oczka. Jednak na to mało kto zdaje się zwrócił uwagę.
O szczęściu lub nieszczęściu gorzowskiej drużyny, jak to w sporcie bywa, decydowały niuanse. Pogoda, tor, komisarze, tłumiki, taktyka, kontuzje, defekty - wszystko to złożyło się zarówno na sukcesy Stali, jak i jej porażki. Bilans w przyrodzie zawsze wychodzi na zero. Przed sezonem i po trzech pierwszych kolejkach wielu kibiców Stali utrzymanie w lidze wzięłoby z pocałowaniem ręki i za dopłatą w każdej walucie. Po rozegraniu pełnych 18 rund niektórzy czują niedosyt. Wiadomo, apetyt rośnie w miarę jedzenia. Jednak zdrowy rozsądek nakazuje z różnych względów uznać miniony sezon za udany, a wynik końcowy za satysfakcjonujący, bo cel podstawowy, jakim było utrzymanie w lidze przy finansowej mizerii, został osiągnięty. Jak na tym tle wypadły poszczególne elementy układanki o tym poniżej.
Kadrowa speedway-niespodzianka
Niekwestionowanym Liderem Stali (tak, świadomie wielką literą) był w mijającym sezonie Niels Kristian Iversen. Gwiazda ligi, która w każdym meczu błyszczała jasnym blaskiem i przywoziła dla Stali „dwucyfrówkę”[1]. Jego wspaniała seria 11 wygranych wyścigów z rzędu w Ekstralidze (nawet 12, jeżeli liczyć przyjazd za plecami Sundstroema na 5:1 w meczu z Polonią w Gorzowie) poszła w świat i musiała wzbudzić szacunek. A mogło być ich jeszcze o 5 więcej, gdyby tylko w ostatniej gonitwie derbowego pojedynku zamienił się na mecie miejscami z Jarkiem Hampelem! "Diamentowy" komplet w Bydgoszczy czy też "złoty" we Wrocławiu były wisienkami na ligowym torcie PUK-a. Jego szarże i wyśmienite akcje na torze oglądało się
z przyjemnością, jak tą poniżej.
Niels Kristian Iversen
Rzeszów - akcja roku?
Po udanym sezonie 2012 wielu powątpiewało w to, czy Duńczyk w kolejnym sezonie może to powtórzyć. On tego nie powtórzył, on to po prostu przebił! Drugi zawodnik Ekstraligi był ojcem utrzymania Stali Gorzów i dominatorem ligowych torów. Dziękujemy PUK!
Ocena : celujący! [2]
LIDER Stali Gorzów - drugi zawodnik Ekstraligi, Niels Kristian Iversen
Krzysztof Kasprzak - kapitan
Z każdym kolejnym meczem ligowym nabierał coraz większej pewności siebie, nie tylko na torze, ale również w parkingu. Nie był to może oszałamiający sezon w wykonaniu popularnego KejKeja, bo stać go zdecydowanie na więcej, niewątpliwie jednak był on solidnym punktem gorzowskiej drużyny. Przełomowym momentem w sezonie było dla niego podium wywalczone w Pradze podczas jednej z rund Grand Prix. To II miejsce, tuż za plecami kosmicznego w tym sezonie Taia Woffindena, sprawiło, że nabrał rozpędu także w lidze. Największym mankamentem kapitana Stali było rozgrywanie 15 biegu. W ważnych meczach, decydujących o zwycięstwie bądź punkcie bonusowym Krzysztofowi brakowało najczęściej chłodnej głowy i … punktów. Były na szczęście wyjątki, jak Wrocław czy Gniezno. W większości spotkań, w przekroju całego sezonu, KK stawał jednak na wysokości zadania. Sezon ligowy jak najbardziej na plus.
Ocena: bardzo dobry -
Bartosz Zmarzlik
Niezwykle utalentowany, dopiero 18-letni wychowanek Stali zaliczył niezły sezon. Niezły, choć bez fajerwerków. Wiosną niemal wszyscy zastanawiali się w jakiej dyspozycji, nie tyle fizycznej, co psychicznej, będzie znajdował się gorzowski junior. Po pamiętnej kontuzji odniesionej w Gnieźnie podczas DMŚJ i skomplikowanym złamaniu nogi, wielu obawiało się, czy tak poważny uraz nie zahamuje rozwoju kariery tego młodego chłopaka. Jak się okazało w trakcie sezonu, i jak zapewniał Bartek podczas przedsezonowych wywiadów, w psychice nie pozostał żaden ślad, a ostatnich niedowiarków musiał o tym przekonać pamiętny 14. wyścig meczu w Gnieźnie. To nie zdrowie okazało się największym problemem Zmarzlika, tylko sprzęt! Wadliwe, niedopracowane ramy własnej konstrukcji i ciągłe problemy z silnikami sprawiły, że Bartosz lepsze mecze często przeplatał słabszymi. Tak było w Bydgoszczy, tak było w Rzeszowie, gdzie do sukcesu drużyny zabrakło właśnie jego cennych punktów. Małe wciąż doświadczenie i częste problemy z dopasowaniem do zmieniających się warunków torowych były tak samo godnym przeciwnikiem dla gorzowskiego juniora, jak jego rywale z toru. Pomimo problemów, ten sezon pokazał, że Bartosz w lidze już okrzepł, wciąż się rozwija, nabiera doświadczenia i z każdym kolejnym biegiem staje się coraz lepszym zawodnikiem. Od młodzieżowców tej klasy zawsze wymaga się jednak więcej.
Ocena: dobry- (minus za zbyt samolubną jazdę w niektórych biegach).
Nadzieja nie tylko gorzowskiego speedwaya - z każdym sezonem coraz lepsza
Adrian Cyfer
Zawodnikiem, który według mnie poczynił największe postępy w Stali jest Adrian Cyfer. Świetny w zawodach młodzieżowych i coraz lepszy w lidze, potrafiący wygrywać z juniorami innych drużyn także na ich torach, jak również ze słabszymi seniorami u siebie. Przywiezienie za swoimi plecami Artioma Łaguty i Martina Vaculíka z pewnością dodało mu wiary we własne umiejętności. Nie wiadomo jak duży wpływ na jego rozwój ma współpraca z Julią Chomską, sportową psycholog, ale wydaje się, że znaczący. Bojaźliwy dwa sezony temu zawodnik nie dość, że poprawił i tak niezłe starty, to w końcu nabrał odwagi na walkę w pierwszym łuku, a także przestał łatwo oddawać pozycje na dystansie zawodnikom z bardziej uznanymi nazwiskami. W jego przypadku rzeczywiście należy wierzyć, że sukces rodzi się w głowie. Jeżeli utrzyma dotychczasowe tempo rozwoju, to za kilka lat będzie z niego całkiem solidny ligowiec, a już w przyszłym sezonie zapowiada się, że to właśnie Gorzów, obok Leszna, będzie dysponował najlepszą parą juniorów w lidze.
Ocena: dostateczny + (plus za starty i zalążki walki na torze).
Tabela nr 3: Statystyki sezonu 2013 zawodników Stali
Pozycja |
Imię i nazwisko |
mecze |
biegi |
punkty |
bonusy |
Suma |
Średnia |
SKLASYFIKOWANI |
|||||||
2 |
Niels K. Iversen |
18 |
104 |
246 |
15 |
261 |
2,510 |
20 |
Krzysztof Kasprzak |
18 |
99 |
182 |
10 |
192 |
1,939 |
28 |
Bartosz Zmarzlik |
18 |
92 |
151 |
13 |
164 |
1,783 |
36 |
Tomasz Gapiński |
12 |
50 |
74 |
8 |
82 |
1,640 |
43 |
Daniel Nermark |
14 |
39 |
50 |
9 |
59 |
1,513 |
50 |
Linus Sundstroem |
8 |
39 |
49 |
7 |
56 |
1,436 |
60 |
Paweł Hlib |
15 |
56 |
40 |
10 |
50 |
0,893 |
NIESKLASYFIKOWANI |
|||||||
- |
Adrian Cyfer |
11 |
31 |
27 |
6 |
33 |
1,065 |
- |
Łukasz Cyran |
8 |
23 |
17 |
1 |
18 |
0,783 |
- |
Łukasz Jankowski |
3 |
6 |
3 |
1 |
4 |
0,667 |
Źródło: Opracowanie własne na podstawie strony internetowej: http://www.speedwayekstraliga.pl
Linus Sundstroem
Wśród nowych nabytków Stali zasłużył na największe słowa pochwały. Zawodnik, który zanotował znaczny przeskok ligowy i miał być tylko "straszakiem" dla Tomasza Gapińskiego, okazał się jego godnym zastępcą i solidną drugą linią. Jego nauka jazdy na polskich torach (tych poza Gorzowem) przeprowadzona za pomocą YouTube’a dała mi do zrozumienia, że żużel również wkroczył w XXI wiek. I chociaż żużla, tak jak matematyki, nie nauczysz się od patrzenia, to młody Szwed spełnił pokładane w nim nadzieje. Ambicja, wola walki, zdobywanie punktów na przeciwnikach i przede wszystkim umiejętność puktowania (zaskakiwania) w najbardziej odpowiednim momencie, sprawiły, że gdyby nie kontuzje w drugiej części sezonu, Tomek Gapiński pewnie nigdy nie miałby okazji odkupić swych win.
Ocena: dobry
Tomasz Gapiński
Początek dramatyczny, w drugiej części sezonu odrodził się niczym feniks z popiołów. Po początkowych problemach ze sprzętem oraz psychicznym, publicznym i medialnym sponiewieraniu przez "honorowego" Komarnickiego, który zamiast na tor, wysyłał zawodnika na ryby, pan Tomasz przy pomocy prezesa Zmory potrafił się podnieść z kolan i stanąć na żużlowe nogi. Podjął walkę i udowodnił, że zna swój fach. Dodatkowo szczera radość po wygranych biegach i integracja z kibicami przysporzyły mu na koniec sezonu dodatkowych zwolenników. Osobiście zaleciłbym mu terapię u Julii Chomskiej, bo jego psychika wydaje się być krucha niczym marcowy lód na Warcie, a brak koncentracji przez pełne „90 minut” kosztował go zdrowie, natomiast Stal play-offy. Choć w tym przypadku nie czynię go głównym winowajcą.
Ocena: dostateczny
Daniela Nermark
Niewypał, porażka, nieporozumienie - tak w skrócie można chyba podsumować ten transfer i cały rok w wykonaniu Szweda. Nigdy już nie dowiemy się, co by było, gdyby nie kontuzja odniesiona u progu sezonu. Klapa, czy solidna pomoc Iversenowi? Ogólnie wyszła klapa i nie ma usprawiedliwienia, jak również nie ma większego sensu rozwodzić się nad jego postawą w lidze.
Ocena: niedostateczny + (plus za powrót na tor).
"Trzecia linia", czyli Nermark i Hlib
Hlib, Gomólski, Jankowski
Na koniec zostawiłem zawodników określanych mało eleganckim mianem „plastronów”. Z tej trójki muszkieterów zdecydowanie najlepszy pod każdym względem był Paweł Hlib. Bo swój, bo ambitny, bo zna tor, bo ma (wciąż?) papiery na niezłego żużlowca oraz poparcie kibiców. "Hlipek" trafił jako ten ostatni do składu i w moim mniemaniu spisał się przyzwoicie. Przede wszystkim potrafił przywieźć ważne punkty w meczach wyjazdowych. Tak było w Tarnowie, Wrocławiu i Gnieźnie, a to już wystarczający powód, aby powiedzieć, że jego zakontraktowanie było, co by nie powiedzieć, trafne. Jakkolwiek by to nie zabrzmiało i ilu uśmiechów nie wywołało. Dla kogoś, kto nie oczekiwał po nim cudów, tylko ciułania cennych punkcików na najsłabszych ogniwach drużyn przeciwnych, Paweł wywiązał się z zadania. Poza tym miał jeszcze dodatkową zaletę: często na pierwszym łuku po wygranym starcie sprawiał przeciwnikom problemy, co skrzętnie, nie raz i nie dwa, wykorzystywał parowy kolega, Kasprzak, i odjeżdżał skutecznie do przodu. To były punkty, których na papierze nie widać.
Ocena: dostateczny + (plus za wielką ambicję w każdym biegu i walkę na torze do samej kreski).
Przypadku fejsbukowego płaczka Łukasza Jankowskiego i zasadności jego transferu, jak i umiejętności żużlowych, nie będę oceniał, bo zwyczajnie szkoda czasu.
Ocena: bez oceny.
Co do Adriana Gomólskiego, to raz, że miał pecha w Gorzowie w postaci Pawła Hliba, a dwa, że nawet w Zielonej Górze nie potrafił wygryźć ze składu beznadziejnego Davidssona.
Ocena: bez oceny.
----------------------
[1] Był tylko jeden malutki wyjątek od tej reguły. Przeciwko komu i gdzie? Zagadka dla czytelników.
[2] Szkolna skala ocen: 1 - 6 (niedostateczny - celujący).
Łukasz Koźliński
Współpraca: Michał/Gorzów