Gdyby w sobotni wieczór ktoś zyskał na moment kod do twardego dysku przyszłości i z mocą profety obwieścił światu, że oto jutro dwa ostatnie wyścigi wielkiego finału wygrają goście, i obydwa podwójnie, zapewne mielibyśmy kilka zawałów. Setki utopiłyby się w smutkach, mniej ostrożni - w Warcie. Nic z tego. 93:87 - niby niewiele, ale nie było wątpliwości. To Stal Gorzów Wielkopolski była drużyną lepszą. To Stal po 30 latach znowu zasiadła na mistrzowskim tronie. Większość z nas była dziećmi, kiedy tamten puchar wędrował w górę, albo w ogóle nie może tego pamiętać. To dobrze, że historia zatoczyła koło, a panteon sławy XXI w. się powiększył. "Myślę, że dzisiaj dwie drużyny zdobyły złoty medal, Stal Gorzów i Unia Leszno" - to powiedział nie byle kto, Tomasz Gollob. I zaiste, patrząc na to, co działo się tuż po ostatnim wyścigu, serce się radowało. Mieliśmy tę lepszą, jaśniejszą stronę polskiego żużla. Ona istnieje, byliśmy pewni, tylko czasami jest jak ten motyl, któremu kwaśny deszcz zmoczył skrzydła. Ma siłę, ale nie może wzbić się do lotu.
Tym większy jest splendor dla zwycięzców, im bardziej zauważamy wysiłek pokonanych. Rzadko się o tym pamięta, zwłaszcza w czasach, gdy wszystko ma swoją wymierną wartość. Nie było "rzezi", nie spełniły się czarne myśli o powtórce z lokalnych derbów. Unia Leszno, na ile miała sił, walczyła. O każdy centymetr toru, o każdy pojedynczy punkt. Popełniali błędy zawodnicy, nie wypaliły niektóre zamysły sztabowców, ale tej bitwy nie oddali bez walki.
Niesamowity Sundstroem, uwijający się wokół niego jak mrówki mechanicy PUK-a Iversena, Kasprzak, Zmarzlik - ale i prezes Dworakowski ściągający "bucha" z cygara prezesa Komarnickiego. Po drugiej stronie ktoś spalił prezesowską marynarkę razem z komórką, a na pancerzu stalowego czołgu zabrakło miejsca. Skacząca do góra leszczyńska młodzież i kompletnie rozklejony Skórnicki. Te obrazki zapamiętamy. Będą jak beczułka miodu na długą, mroźną zimę. Żużel to sport, a sport - oprócz szlachetnej rywalizacji - to rozrywka. Nie walka na śmierć i życie.
Gratulujemy także Markowi Cieślakowi i Unii Tarnów brązu (byłoby niesprawidliwością losu, gdyby ta drużyna skończyła bez medalu) oraz PGE Marmie awansu do elity. Zasłużonego, bez dwóch zdań. Tak, "trzeba trzymać gaz", pani Marto. Ale nie wybiórczo. Życzymy dziś szczerze, żeby zasłużona drużyna z Podkarpacia z tą odkręconą manetką przejechała przez cały nowy sezon. Może po medal?
Jakub Horbaczewski
P.S. "Boże, zróbcie w końcu te tłumiki. Zawieźcie to do firmy Polcopper. Tam skupują złom. Sprawcie, żeby w końcu przestał mnie boleć bark, żebym nie miał porozrywanej ręki, żeby najlepsza szóstka z Grand Prix nie leżała na wyciągach..."
Panie Krzysztofie, niechaj nas Pan skasuje za prawa autorskie, ale ujął Pan to lepiej niż my.