Turniej w Horsens dla wielu był dużym znakiem zapytania. Przywykliśmy do Kopenhagi z piękną areną Parken, do Vojens Speedway Centre, ale Horsens... Gdzie to w ogóle jest?! A tymczasem jest całkiem niedaleko od nas - we wschodniej Jutlandii, liczy sobie ledwie 55 tys. mieszkańców, w herbie ma... wierzchowca, niczym żywcem wziętego z herbu równie żużlowych Pardubic, a zawody, jakimi nas uraczyło - palce lizać. Na dzień dobry jednak dwie zagadki. Pierwsza: ile rund temu Chris Harris przywiózł co najmniej 10 pkt? I zagadka 2: kiedy po raz ostatni Grega Hancocka tak długo nie było w finałach, i ile wynosiła ta seria? Odpowiedzi na koniec, teraz wracamy do standardowej narracji, czyli chwila dla zwycięzcy.
Duńczycy w uderzeniu
Peter Kildemand stał się 36. zawodnikiem (10. Duńczykiem), który może pochwalić się zwycięstwem w rundzie Grand Prix. Po raz szósty miała miejsce sytuacja, że podczas GP dwukrotnie usłyszeliśmy hymn Danii (ten pierwszy, jako gospodarza turnieju). Drugi raz w historii po (3,0,0) ktoś zdołał wygrać GP, wcześniej był to Niels-Kristian Iversen w Terenzano w 2013 roku. Co ciekawe, dopiero po raz 15. w finale na torze jednodniowym udało się wygrać decydujący wyścig z pola A. Jednak tego dnia to właśnie to pole było najmocniejsze, wygrano z niego aż 15 biegów, zdobyto łącznie 53 punkty (38,68%).
Tak to wygląda w oficjalnych statystykach na stronie speedwaygp.com:
Dobrą formę Duńczyków potwierdzają liczby. Raz, że sobotni triumf Kildemanda to już 4. wygrana Duńczyka w tym sezonie (mieliśmy dopiero 7 rund). Jest to wyrównanie rekordu w liczbie zwycięstw z sezonów 2006 oraz 2007. A dwa - dzięki świetnej jeździe "Pająko-Żurawia" zawodnicy ze Skandynawii przegonili już naszych żużlowców w klasyfikacji liczby występów w finałach. Wciąż jednak niezagrożenie lideruje kraj spoza Europy.
1. Australia 144
2. Dania 133
3. Polska 132
Liczmy na mały odwet wzięty na Duńczykach, zwłaszcza, że ten sezon nie jest zbyt dobry dla naszych żużlowców, co potwierdza poniższa tabelka, która prezentuje liczbę występów biało-czerwonych w decydujących biegach wieczoru po 7. rundzie sezonu w porównaniu do lat 2002-2014.
Jak widać, najgorzej w historii już być nie może. Za to najgorzej od dekady - już tak. Pozostało jeszcze 5 rund. Pozostaje wierzyć, że Janowskiemu, Kasprzakowi, a może "dzikim kartom", uda się podreperować ten sezon.
Barierki, bariereczki...
Nie wiemy, czy Matej Žagar zauważył to, czy nie, ale w Horsens miał powód do uczczenia lampką szampana pięknego wydarzenia - to właśnie na duńskiej ziemi przekroczył 500 punktów zdobytych na arenach GP. Ponieważ stawiamy raczej na to drugie (pewnie pędził na złamanie karku do Gorzowa, żeby uratować kolejnego bonusa, którego - jak się okazało - znowu uratować się nie dało), a więc pomożemy. Pora na małe podsumowanie jego popisów w walce o tytuł indywidualnego mistrza świata.
Słoweniec na zdobycie 504 punktów w 60 rundach GP potrzebował 335 biegów. Co ciekawe, tylko 20 zawodników na świecie dotarło do tego etapu, czyli ma na swoim koncie ponad 500 zdobytych pkt. Większość z nich zapewne sami, z pamięci, wymienicie. Co jest najciekawsze w przypadku Žagara? Otóż to, że występ zawodnika Stali w ostatnim wyścigu wieczoru praktycznie zawsze oznacza podium dla Słowenii. Matej na 12 występów w decydującym biegu dnia aż 11. razy skończył w TOP 3. Do zapamiętania dla tych, którzy toczą nierówną walkę z bukmacherami w wersji live.
Skoro jesteśmy przy okrągłych setkach, to raz dwusetny Andreas Jonsson przyjechał na trzecim miejscu w GP. Jest drugim zawodnikiem w oryginalnej klasyfikacji "jedynek" (Hancock ma... 222 trzecie miejsca). Szwed potrzebował na to 772 biegu biegów, podczas gdy Amerykanin zdecydowanie rzadziej przyjeżdżał na trzecim miejscu - swoją dwusetną jedynkę przywiózł w swoim 909 biegu. Kolejnym na liście (wśród aktywnych żużlowców), który ma szansę na tak pokaźne liczby jest Nicki Pedersen. Duńczyk ma na swoim koncie 186 "jedynek". Tyle tylko, że on sam chyba by nas pozabijał za takie prognozy...
KK idzie na rekord
Absolutnie nie chcemy pastwić się nad Krzysztofem Kasprzakiem (wystarczy, że musi czytać kolejne wypowiedzi prezesa Komarnickiego), ale ze statystycznego obowiązku należy wspomnieć, że Polak ma już w tym sezonie na swoim koncie 23 zera. Z tym numerem do twarzy było tylko Michaelowi Jordanowi. Skoro mieliśmy 7 rund, to łatwo policzyć jak bolesna wychodzi średnia "zerówek" na rundę. Niestety, na końcu tego tunelu coraz jaśniej majaczy "wiekopomny" rekord - jeżeli KK507 w ostatnich 5 rundach przywiezie (łącznie) jeszcze 6 zer, to wyrówna niechlubne osiągnięcie, które dzierżą wspólnie: Chris Harris (2014), Antonio Lindbaeck (2013) oraz Peter Ljung (2012). Przy siódmej "śliwce", będzie już samodzielnym rekordzistą... #UciekajKrzychu
Słówko o arbitrze
Jak zawsze, oddajemy kilka linijek sędziemu sobotniego turnieju. Jim Lawrence sędziował po raz 10., w tym po raz 4. na torze czasowym. Ostatni raz prowadził zawody w Warszawie. No, pół zawodów. Potwierdziło się to, że Anglik przynosi szczęście Duńczykom. Zawodnik z Kraju Hamleta wygrał już po raz 5., kiedy za pulpitem stał Lawrence. Dopiero drugi raz podczas sędziowania Anglika wygrało pole A w finale.
Rozwiążmy zagadki
Pora rozstrzygnąć pytania, które zadaliśmy na początku tekstu. Ci, którzy odpowiedzi "mają na końcu języka, mają jeszcze chwilkę.
Dobrze, zacznijmy od Harrisa, który tak naprawdę jest chyba... najrówniej jeżdżącym zawodnikiem w GP. Nie wiem czy zgadliście, ale ten sympatyczny Anglik ostatni raz "dwucyfrówkę" (min. 10 pkt.) przywiózł dokładnie 25 rund temu, a miało to miejsce w Gorican w 2012 roku. Od tamtego czasu zmieniło się kilka granic w Europie.
Teraz słówko o drugim panu. Obecna seria Grega Hancocka bez udziału w finale jest drugą najdłuższą w jego karierze w GP. Przypomnijmy, że ostatni raz Amerykanin w decydującym wyścigu wieczoru wystąpił w przedostatniej rundzie zeszłego sezonu, czyli w Sztokholmie. Była to 179. runda Grand Prix, a popularny "Grin" zajął w niej drugie miejsce. W obecnej serii należy pominąć oczywiście rundy w Warszawie i Daugavpils (bo w nich finałów nie było), a więc trwające obecnie pasmo bez finału Jankesa liczy 6 rund. Taką samą serię Greg notował już dwukrotnie (Bydgoszcz 1999 - Coventry 2000 oraz Mallilla 2009 - Leszno 2010). Najdłuższa passa Grega Hancocka bez finału to 10 rund. Ale któż to sobie przypomni...? Miała bowiem miejsce pomiędzy 37. rundą (Berlin 2001) a rundą nr 46 (Krško 2002). W kolejnym turnieju po słoweńskim GP, w Sztokholmie, Greg zajął już 3. miejsce, przerywając tym samym fatalną dla siebie statystykę. Czy tak będzie i tym razem?
Varia, czyli różności
Mikkel Michelsen został 117. zawodnikiem w historii z wygranym biegiem GP. Gratulujemy! A ponieważ szło mu całkiem dobrze, od 8 sierpnia 2015 jest też 19. Duńczykiem z "trójką" w cyklu. Patrząc przez pryzmat narodowości, najwięcej żużlowców ze zwycięstwem biegowym w GP pochodziło - cóż za niespodzianka! - z Polski. Aż 23 naszych rodaków może pochwalić się takim osiągnięciem. Niektórych, niestety, nie ma już wśród nas.
Pierwszy raz w historii cyklu trzech różnych Duńczyków wygrało turniej GP w jednym sezonie (Iversen, Pedersen, Kildemand). Były już takie przypadki w przeszłości, jednak dotyczyły innych państw: Australii (2002, 2003) i Polski (2010, 2014). Dociekliwi szybko przypomną sobie lub sprawdzą, którzy zawodnicy odbierali wówczas wieńce zarezerwowane dla triumfatorów.
Greg Hancock nie był co prawda najszczęśliwszym człowiekiem w Horsens (zdobył tylko 7 pkt.), ale nie przeszkodziło mu to wygrać swojego 50 wyścigu na duńskiej ziemi. Jest liderem w tej klasyfikacji. Na drugim miejscu, ex aequo: Nicki Pedersen oraz Jason Crump - obaj po 46 triumfów.
Krzysztof Gurgurewicz (Twitter)