Nie każdy zauważył, ale podczas ostatniej rundy w Målilli przekroczyliśmy połowę sezonu GP 2016. Rok to bardzo ciekawy, bo dopiero po raz drugi w historii mamy do czynienia z sytuacją, gdzie podczas pierwszych 6 rund wygrało... 6 różnych zawodników. Wcześniej miało to miejsce w 2012 r. Już w Gorzowie ten sezon może przejść do historii, ponieważ jeszcze nigdy w historii nie zdarzyło się, żeby w pierwszych 7 turniejach było 7 innych zwycięzców (blisko było w 2012, ale wtedy w Gorican swoją drugą rundę wygrał Nicki Pedersen). Czy Gorzów zapisze się w annałach? Szansa jest całkiem spora. Mamy nawet pewien pomysł, kto do tej pory nie wygrał, a na "Jancarzu" może tego dokonać...
Zacznijmy od najważniejszego. Tak prezentują się szczegółowe statystyki tegorocznych uczestników Grand Prix:
Greg Hancock jest już bardzo blisko końcowego triumfu. Liczba 19 biegowych zwycięstw jest jego trzecim wynikiem w karierze. Lepiej było tylko w 2011 roku (21 trójek po 6 rundach) oraz w 2006 (20 zwycięstw). Równie dobrze jak w tym sezonie było jeszcze w pierwszym "złotym" roku Amerykanina, czyli w 1997 roku. Dla tych, którzy zastanawiają się, czy Jankes mknie po triumf, to może być cenna wskazówka.
Wierzcie lub nie, ale w historii Grand Prix tylko trzykrotnie lider po 6. rundzie nie został później Mistrzem Świata. Pierwszy taki przypadek to rok 2010, kiedy liderem był Jarosław Hampel i miał 2 punkty przewagi nad Tomaszem Gollobem. Dwa lata później w połowie sezonu Greg Hancock miał 9 "oczek" przewagi nad Chrisem Holderem, a mimo to przegrał. Jednak największa przewaga, jaka została stracona, to rok 2013, gdy po 6. rundzie Tai Woffinden miał aż 11 punktów straty do Emila Sajfutdinowa. Jednak duży wpływ miała na to kontuzja Rosjanina, która wykluczyła go z udziału w trzech ostatnich turniejach GP.
Czyżby zatem sprawa była rozstrzygnięta? Niekoniecznie. Ta sama historia, idąc za pan brat ze statystyką, podpowiada pewne ciekawe fakty, które przemawiają, że to Jason Doyle może zostać Mistrzem Świata. Zawsze, kiedy sezon rozpoczynał się w Krško, późniejszy czempion zajmował w Słowenii drugie miejsce. Drugą przesłanką za Australijczykiem jest Praga - w stolicy Czech bowiem późniejszy IMŚ wygrywał aż ośmiokrotnie w ostatnich 12 latach. By wzmocnić tę nadzieję raz jeszcze, dodajmy, że późniejszy IMŚ... nigdy nie wygrał w Mallili. Gdyby Hancock wiedział to przed startem finałowego wyścigu...
Nie wspomniałem jeszcze nic o Polakach, a więc pora to nadrobić. Największe brawa należą się temu najbardziej krytykowanemu za postawę w Ekstralidze, czyli Maciejowi Janowskiemu, który ma wynik o 18 punktów lepszy w porównaniu do zeszłego sezonu w tej samej fazie rozgrywek. Warto zwrócić uwagę na to, że Bartosz Zmarzlik zaliczył najmniej zer ze wszystkich uczestników Grand Prix (co prawda nieco rzadziej wyjeżdżał pod taśmę od czołówki). Można tylko żałować że gorzowski F16 przełożył to tylko na jeden finał. Piotr Pawlicki po początkowej zadyszce, jak wynika z liczb, wreszcie odnalazł się w cyklu Grand Prix, co pokazuje tabela dwóch ostatnich turniejów:
[29 pkt] Jason Doyle
[27] Greg Hancock
[27] Piotr Pawlicki
Jeśli spojrzymy na dorobek punktowy piątego na półmetku Chrisa Holdera, to sezon 2016 jest po prostu jego średnim, przy czym Australijczyk utrzymuje stale wysoki poziom. Jednak ciekawy jest fakt, że dopiero po raz pierwszy w karierze w 6 pierwszych rundach sezonu był aż 4 razy w finale. Nie udało mu się to nawet wtedy, kiedy jechał po złoto. Poprzedni rekord to 3 finały w jego mistrzowskim 2012 roku.
Dobry sezon ma Antonio Lindbaeck dla którego na razie jest to najlepszy rok w Grand Prix. Po 6 rundach zgromadził 60 punktów (7. miejsce), w 2005 roku było "oczko" mniej. Jednak Szwed musi się bardzo postarać o to, by do końca był to jego sezon marzeń. W 2012 roku Toninho miał fantastyczną drugą część sezonu (mieliśmy co prawda jeden turniej więcej), Lindbaeck zdobył wówczas w drugiej połówce sezonu 82 punkty, co łączenie dało wynik 122 oczek. Czy zdoła go poprawić? I czy koniec jazdy w barwach MrGarden GKM nie skomplikuje mu planów?
Największym rozczarowaniem jest Nicki Pedersen. Aż trudno w to uwierzyć, ale Duńczyk wygrał tylko 3 biegi, co jest jego najgorszym wynikiem od 2002 roku. 14 lat temu po 6. rundzie Grand Prix miał o jedną "trójkę" mniej. Dla ciekawych oraz dla ukazania skali porównawczej podam, że najlepszy wynik Duńczyka po 6. turnieju rozgrywek to 28 wygranych biegów…
Słaby sezon ma również Andreas Jonsson. Szwed w tym roku nie przywiózł jeszcze dwucyfrowej zdobyczy punktowej, co mu się nie zdarzyło nigdy (sic!) w pierwszej połowie sezonu. Jeśli popatrzmy na statystyki Jonssona od 2002 roku, to do szóstej rundy rozgrywek Szwed zdobywa średnio 8 pkt na rundę, jeśli jednak spojrzymy na drugą część rozgrywek (od 7 do 12 rundy) to średnia ta wynosi aż 10 pkt na turniej. Zatem jest nadzieja…
Teraz zobaczmy, kto jak jeździ z danych pól startowych:
Kolejny kamyczek do ogródka tych, którzy twierdzą, że "pola nie mają znaczenia". Tylko czwórka zawodników ma najwyższą średnią biegową z innego pola niż A. Największa liczba jaka pojawia się w powyższej statyce to 2,600 - średnią tą Tai Woffinden wypracował dzięki 6 "trójkom" i 4 "dwójkom". Ciekawą sprawą jest fakt, że najlepszą średnią z pola C ma Antonio Lindbaeck, a z pola D Maciej Janowski. Natomiast Piotr Pawlicki jako jedyny ani razu nie przyjechał ostatni z pola D. Idąc tym tropem, możemy odnaleźć jeszcze dwie bardzo ciekawe serie. Otóż Tai Woffinden ostatni raz z pola A bez punktów przyjechał w Bydgoszczy w 2010 roku, a od tego czasu Brytyjczyk w kasku czerwonym pojawił się 59 razy. Natomiast Nicki Pedersen, który ma w tym roku straszny problem z wygrywaniem biegów, ostatni raz odniósł zwycięstwo z pola D... 22 wyścigi temu, było to w drugiej rundzie sezonu 2015, w Tampere.
Na sam koniec przyjrzyjmy się, jak na tle poprzednich lat spisują się "dzikie karty", czyli zawodnicy jeżdżący spod numeru 16.
Jak widać, tegoroczne "dzikie karty" wypadają na równi z sezonem 2013, co czyni je... najsłabszymi w historii. Wziąłem pod uwagę statystykę od sezonu 2005, ponieważ wcześniej w każdym turnieju mieliśmy po dwa "dzikusy". W tym roku jedynymi, którzy wygrali wyścigi byli Patryk Dudek oraz Daniel King - i to właśnie Ci zawodnicy byli najbliżej awansu do półfinału. Liczymy, że już w Gorzowie Krzysztof Kasprzak przełamie serię 10 rund bez awansu do top8 zawodnika spod numeru 16. Fantastycznego wyniku "dzikich kart" z sezonów 2009 i 2012 pobić się już raczej nie uda - wówczas było to głównie zasługą Antonio Lindbeacka i Nielsa Kristiana Iversena (2009), natomiast w roku 2012 Tomasa H. Jonassona oraz... Bartosza Zmarzlika. I niechaj to będzie miłą klamrą spinającą to podsumowanie tuż przed gorzowską eliminacją, której oczywiście wnikliwie się przyjrzymy.
Krzysztof Gurgurewicz (Twitter)
Foto: Paweł Mruk zuzlowefotki.pl