9 kwietnia 2017 r. Poznań wrócił na żużlową mapę Polski. W stolicy Wielkopolski czekano aż 2100 dni na to, by PSŻ ponownie wyjechał na ligowe tory. W powietrzu było czuć atmosferę święta. Oczywiście, nie należy zapominać o zeszłorocznym epizodzie Sparty Wrocław na poznańskim torze, jednak w środowisku panuje opinia, że epizod wrocławian niespecjalnie przysłużył się promocji żużla w Poznaniu. Nie raz o tym pisaliśmy. Gwoli uczciwości jednak, nie można powiedzieć, że PSŻ tylko stracił na tym przedsięwzięciu, bowiem to właśnie dzięki temu stadion w lasku golęcińskim został zmodernizowany w ekspresowym tempie. Ponadto włodarze PSŻ przez rok mogli uczyć się spraw organizacyjnych od najlepszych. Kibice w tym projekcie nie byli na pierwszym miejscu, po falstarcie z ROW-em czy przeraźliwie nudnym meczu z Falubazem, chyba przekalkulowali sobie co trzeba... i "zagłosowali nogami". Wielu zadawało sobie pytanie, jak teraz odbije się to na trybunach? Wszak łatwiej jest kogoś zabrać na stadion po raz pierwszy, niż raz już zniechęconego kibica namówić, by na ten stadion powrócił. I tutaj pozytywna wiadomość. Jeśli chodzi o frekwencję na inauguracji, to rodowici poznaniacy mogli tylko powiedzieć: - Wuchta wiary tej!
Włodarze PSŻ zdecydowali się na wczesną porę meczu (13:45). Spowodowane było to faktem, iż o godzinie 18, kilka kilometrów dalej odbywał się hit polskiej Ekstraklasy Lech Poznań – Legia Warszawa. Sam Tomasz Bajerski w wywiadach pomeczowych wspominał, że był bardzo pozytywnie zaskoczony liczbą poznaniaków, którzy przybyli na inaugurację 2. Ligi Żużlowej. Na pewno skusiły ich atrakcyjne ceny wejściówek. Bilet normalny na sezon 2017 na miejsca nienumerowane kosztuje 17 zł, a na numerowane 25 zł. Dzieci do 12. roku życia wchodzą za symboliczną złotówkę. To praktycznie połowa tego, co trzeba było zapłacić na Golęcinie rok temu. Miejmy nadzieję, że liczba kibiców utrzyma się na przestrzeni całego sezonu.
Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że fani nie wyszli zawiedzeni. Naturalna Medycyna PSŻ Poznań pokonał Kolejarza Rawicz 52:38. Był i wynik, i wrażenia. Poznaniacy wyszli na prowadzenie po pierwszym biegu i tej przewagi nie oddali już do końca. To akurat żadną sensacją nie jest. Jednak "Niedźwiadki" z ich liderem - Niedźwiedziem, aż do biegu szóstego trzymały się bardzo dzielnie (wówczas PSŻ prowadził tylko 20:16). Później gospodarze całkowicie przejęli kontrolę nad meczem. Należy wspomnieć, iż obie drużyny miały podczas tego spotkania dużo pecha. W biegu szóstym, na jego ostatnim łuku, jadący na drugim miejscu Frederik Jakobsen zanotował upadek, a w gonitwie dziewiątej Marcel Kajzer zdefektował na prowadzeniu, po czym upadł. To wśród gospodarzy. Rawiczanie największego pecha mieli w wyścigu jedenastym. Duet Niedźwiedź-Pawlak prowadził 4-2, po czym najpierw defektu doznał fantastycznie dysponowany tego dnia junior Falubazu, a następnie maszyna odmówiła posłuszeństwu 22-letniemu wychowankowi Polonii Piła. Ten drugi, przy sporym aplauzie poznańskich kibiców, "doturlał" motocykl do mety, zdobywając ostatecznie jeden punkt dla gości.
Wielu pewnie ciekawi fakt, jak to było ze ściganiem na Golęcinie. Tutaj musimy być konsekwentni. Onegdaj krytykowaliśmy beznadziejnie nudne mecze Sparty rozgrywane przy Warmińskiej, tak teraz za przygotowanie toru organizatorów należy pochwalić. Zawody, jak na poznańskie warunki, były naprawdę bardzo dobre. Mieliśmy walkę od wewnętrznej do zewnętrznej. Nie brakowało również wyścigów, gdzie ta walka zakończyła się na "kresce". To dopiero pierwszy mecz sezonu, ale już cisnęło się pytanie: ile było takich biegów rok temu? Żeby nie być gołosłownym - Adam Skórnicki po meczu stwierdził, że w porównaniu do zeszłego roku działo się bardzo dużo, a mecz był znacznie lepszy od wielu spotkań ekstraligowych. Widocznie wyciągnięto lekcję z sezonu 2016, a prace nad torem, związane z dosypaniem granitu i glinki, przyniosły zamierzony efekt.
Skoro wspomnieliśmy o "Sqórze", musimy powiedzieć o gorącym powitaniu złotego medalisty Indywidualnych Mistrzostw Polski z roku 2008. Adam Skórnicki spędził w Poznaniu 4 lata, dla PSŻ zdobył dokładnie 727 punktów, co czyni go najskuteczniejszym żużlowcem w historii sportu żużlowego w Poznaniu. Sam bardzo żałował, że nie może stanąć pod taśmą, mówiąc zarazem, że regulamin jest nieugięty. Historię z jego zgłoszeniem do rozgrywek i brytyjską licencją znamy.
Żeby nie przesłodzić. Nie wszystko w Poznaniu było idealne. Kibice mieli na przykład spore zastrzeżenia do dużych kolejek przed kasami. Dlaczego zostały otworzone zaledwie trzy? Czyżby organizatorzy byli bardziej sceptyczni jeśli chodzi o frekwencję niż sami fani "Skorpionów"? Można pokusić się o stwierdzenie, że tylko dzięki Stanisławowi Mielniczukowi, który przewrócił Marcela Kajzera w biegu I, duże grono kibiców zobaczyło ten mecz w całości. Przed powtórką tego wyścigu trwała dłuższa przerwa spowodowana naprawą bandy. Klub na zarzuty dotyczące słabej organizacji w kwestii biletów odpowiada, że zrobił w tym kierunku naprawdę dużo i że chce obecnie nieco zmienić przyzwyczajenia kibiców, którzy mogą kupić bilet na przestrzeni całego tygodnia w siedzibie klubu lub też przez Internet, a nie tylko na ostatnią chwilę w kasach. Zobaczymy, jak to się przyjmie.
A propos wspomnianej kraksy z wyścigu pierwszego, nie bylibyśmy sobą, nie poświęcając akapitu przezabawnej sytuacji, jaka towarzyszyła feralnej gonitwie. Sam wypadek Kajzera zabawny nie był, niewielu go widziało, więc cała sytuacja wyglądała tak: Na wyjściu z pierwszego łuku, tuż po starcie, Mielniczuk przewiózł trochę Kajzera, ten nie mogąc wiele zrobić, przewrócił się i uderzył w bandę - tę jej część, która od tego sezonu musi być ruchoma. Banda chyba zdała test, bo z miejsca nadawała się do naprawy. Szybko zebrała się "ekipa remontowa", która ruszyła na odsiecz. Naprawiający wyjechali na tor starym klubowym Volkswagenem, który zaczął kopcić niczym Kraków zimową porą. Z boku wyglądało, że auto ewidentnie napędzane jest starymi kaloszami. Chłopaki prawie się tam podusili. Ale czego nie zrobi się dla speedwaya... Po skończonej robocie, jeden z pracujących "bohaterów" wskoczył na pakę maszyny-smoka. Problem polegał na tym, że przyjął niezbyt stabilną pozycję. Auto ruszyło... Ciągu dalszego pewnie się domyślacie. Mieliśmy drugą osobę, która dokładnie zapoznała się z nawierzchnią poznańskiego toru. Na szczęście nikomu nic strasznego się nie stało. Mamy w tym zresztą swój interes. Marcel znowu ściga się z prezesem Dariuszem Cieślakiem w naszym Typerze :)
Jeśli chodzi o doping, to atmosfera była raczej rodzinna. Było też słychać grono kibiców z Rawicza. Świetnie, że po marazmie ostatnich lat coś zaczyna się dziać wokół małego klubu za miedzą. Fanclub poznański zaistniał raczej w formie symbolicznej. W dniu zaprezentowania sponsora przez poznański klub nasz kolega z PoKredzie.pl. Marcin Kuźbicki, rzucił na twitterze, że teraz, w słonecznym lasku golęcińskim, kibice mogą zaintonować przyśpiewkę: "Ukochana ma drużyna, Naturalna Medycyna". Na pewno prezes wspomnianej firmy, Tadeusz Więcek, byłby zachwycony dodatkową reklamą, jednak widocznie fani potrzebują jeszcze troszeczkę spotkań i większego zżycia się z drużyną.
A tak naprawdę, to po cichu liczymy na sukces drużyny z Poznania. Nie dlatego, że innych lubimy mniej. Poznań to duże miasto. Nawet bardzo duże, piąte co do wielkości w kraju. Z dużym potencjałem. Pięknie byłony zobaczyć dobrą drużynę żużlową z tłumami na trybunach. Pięknie dla całej dyscypliny. W dodatku w mieście, gdzie rządzi piłka nożna... i długo, długo nic. Wiadomo, że przed włodarzami PSŻ jeszcze mnóstwo pracy. Widać jednak sporo optymizmu, a ich ciężka praca, jaką wykonywali przez ostatnie lata, wreszcie im się spłaca, czego dowodem było wzruszenie prezesa PSŻ, Arkadiusza Ładzińskiego, tuż przed prezentacją. Warto walczyć o swoje marzenia.
Krzysztof Gurgurewicz