Długo wyczekiwana runda w Warszawie już za nami. Był to na pewno jeden z lepszych turniejów GP. Przed zawodami przedstawialiśmy fatalne statystyki Fredrika Lindgrena w naszym kraju. Przypomnijmy, że przed rundą w Warszawie Szwed na 23 turnieje u nas tylko 7 razy meldował się w półfinale i ani razu w finale. "Fredka" perfidnie zagrał nam na nosie, oszukując wszelkie statystyczne słupki. Lindgren stał się czwartym Szwedem, który stanął na najwyższym stopniu podium na polskiej ziemi. Ogólnie był to dopiero jego drugi triumf w historii startów w GP. A musiał na niego czekać aż 4 lata i 352 dni. To pierwsze zwycięstwo świętował w Goeteborgu w 2012 roku.
Szwed przeżywa swój najlepszy okres w Grand Prix, właśnie po raz czwarty zanotował dwa finały z rzędu. Co ciekawe, nigdy w decydującym biegu wieczoru nie pojawił się w trzech kolejnych rundach, dlatego tym bardziej będziemy obserwować jego dyspozycję w Daugavpils.
Z innych ciekawych statyk zawodnika ROW-u możemy wyciągnąć fakt, iż pozostał jedynym spośród stałych uczestników Grand Prix bez ostatniego miejsca biegowego. Interesującą sprawą jest wskoczenie przez Fredrika Lindgrena aż na 9. miejsce w historycznej punktowej klasyfikacji Grand Prix. Szwed na dzień dzisiejszy ma 789 punktów, w Warszawie minął Hansa Andersena (780). Następny na liście "Fredki" jest Jarosław Hampel, jednak "wyznawca GTR-a" musi jeszcze przywieźć naprawdę dużą liczbę trójek, wicemistrz świata z roku 2010 w GP zdobył bowiem 953 punkty.
Drugi w Warszawie był Maciej Janowski. Niestety seria nie wygranej rundy przez Polaka przed własną publicznością po tym turnieju zwiększyła się do 7. Jednak od czasu zwycięstwa Krzysztofa Kasprzaka w Toruniu w 2014 roku, żaden z Polaków nie był tak blisko jak "Magic" w ubiegłą sobotę. Janowski miał za sobą bardzo udaną rundę zasadniczą, udało mu się po raz 5. wygrać tą część zawodów. Ciekawe jest to, że przed rokiem serię zasadniczą również wygrał zawodnik, który wylosował numer 4, a był to właśnie Fredrik Lindgren.
Na trzecim stopniu podium stanął Jason Doyle, który - nie licząc nieszczęśliwej dla niego ubiegłorocznej rundy w Toruniu - kontynuuje serię 6. finałów z rzędu. Co ciekawe, Australijczyk po raz 3. dostał się do półfinału podczas turnieju w naszym kraju. Zawsze kiedy udaje mu się dostać do TOP 8 w Polsce, ląduje w finale, a chwilę później staje na podium.
Wspomnieliśmy o wygranych, pora na przegranych rundy w Warszawie. Zacznijmy od Grega Hancocka (1,0,0,1,2), dla którego były to najgorsze zawody od turnieju w Kopenhadze w 2010 roku, kiedy to uzyskał 3 punkty. Od wprowadzenia nowego systemu biegowego w Grand Prix w 2005 roku, Amerykanin tylko 6-krotnie pojechał równie słabo lub gorzej.
Nicki Pedersen notuje najgorszy start sezonu od roku 2002, kiedy to po dwóch rundach Grand Prix miał na swoim koncie 6 "oczek" w klasyfikacji generalnej. Obecnie przy nazwisku "Powera" znajdują się tylko dwa punkty więcej. Inną sprawą jest fakt, iż Nicki ostatnią trójkę przywiózł w Gorzowie, w sierpniu ubiegłego roku. To prawie tak samo jak na dzień 27 maja 2017, tyle tylko, że ta gorzowska trójka była efektem "wystrzału" w meczu ligowym. Oczywiście należy pamiętać o poważnej kontuzji Duńczyka, jednak fakty są takie, że Pedersen ma obecnie serię 17. wyścigów bez biegowego zwycięstwa.
Najgorszy występ w karierze zanotował Matej Žagar, który w Warszawie przywiózł... jeden punkt. Słoweniec równie słabo pojechał w Kopenhadze w 2007 roku, jednak wówczas tylko raz zaprezentował się przed publicznością zgromadzoną na stadionie Parken. Fakt słabego występu Mateja dziwi tym bardziej, iż przed dwoma laty Słoweniec wygrał, a rok temu był trzeci. Im lepszy tor, tym słabszy Žagar?
Daugavpils
Kolejną niekorzystną serię będzie starał się przełamać lider klasyfikacji - Fredrik Lindgren, który dotychczas w Daugavpils pojawił się 4-krotnie i ani razu nie awansował do półfinału. W tych występach zdobył 23 punkty w 20 biegach, spośród których wygrał zaledwie 2 gonitwy. Mądrzejszy o rundę w Warszawie, na pewno nie będę go skreślał, mając na uwadze to, że "Fredka" potrzebuje tylko 7 biegów by przeskoczyć Jarosława Hampela w ogólnej liczbie wyścigów w Grand Prix (do mu to miejsce 7.).
Na znacznie lepszy wynik niż w Warszawie liczy z pewnością Greg Hancock. On chyba też tak uważa, stąd pewnie już w połowie tygodnia udał się na Łotwę. Amerykanin ma bardzo dobre statystyki na torze w Daugavpils. "Grin" spośród 45 wyścigów wygrał aż 23. Nie należy również zapominać o trzech triumfach Hancocka na Łotwie.
Miłe wspomnienia z Dynenburgiem ma oczywiście Maciej Janowski, który po cichu liczy na powtórkę z turnieju sprzed dwóch lat. Wówczas turniej skończył się po serii zasadniczej, którą Polak z 12 punktami wygrał.
Pewnie zastanawiacie się, jakie jubileusze i okrągłe liczby przyniesie nam runda nad Dźwiną. Już śpieszę je omówić. Otóż Emil Sajfutdinow zaliczy swoją 50. rundę Grand Prix. Rosjanin stanie się 28. zawodnikiem z taką liczbą turniejów. Co ciekawe, tylko 6 żużlowców podczas swojej 50. rundy zjawiło się w finale, natomiast tylko Leigh Adams i Rune Holta zanotowali zwycięstwo. Akurat tego dnia trybuny na stadionie Lokomotivu niczego bardziej nie będą chciały. Bartosz Zmarzlik oraz zastępujący Nickiego Pedersena, Peter Kildemand udadzą się w podróż po 200. punkt zdobyty podczas walki o IMŚ. Polakowi brakuje ledwie jednego "oczka", natomiast Duńczykowi trzech.
Swoją pogoń ma również Niels Kristian Iversen, który na Łotwę jedzie z planem odniesienia setnego zwycięstwa biegowego. Aktualnie brakuje mu ledwie dwóch. Czekamy na 14. zawodnika, który wstąpi do zaszczytnego klubu 100!
Tai Woffinden ponownie może podskoczyć w klasyfikacji generalnej Grand Prix. Po zrównaniu się (na 16. miejscu) liczbą punktów z Ryanem Sullivanem, Brytyjczyk na cel bierze Billy'ego Hamilla. Tai do "Bulleta" traci tylko 5 punktów.
W Daugavpils pojedziemy po raz ósmy. Co ciekawe, późniejszy mistrz świata jeszcze nigdy na Łotwie nie wygrał, lecz aż 5-krotnie pojawiał w czołowej czwórce. W tym niespełna 100-tysięcznym mieście do tej pory najczęściej wygrywali: Amerykanie (3 razy) oraz Australijczycy i Polacy (2 razy). Pewnie byśmy tego nie chcieli, ale jest ogromna szansa, że poczet flag na najwyższym stopniu podium wzbogaci się o kolejną.
Krzysztof Gurgurewicz
Podium z roku 2013. Niestety, powtórki już nie będzie