W rywalizacji lig (stan na 6 czerwca) PGE Ekstraliga miażdży Elitserien już 12:2. To w odwołanych meczach. W pozostałych kwestiach Szwedzi suną spokojnie do przodu, my zaś zastanawiamy się, czy ktoś zechce zorganizować półfinał IMP (tak, są jeszcze takie rozgrywki). Z terminów pozostały: poniedziałek o 12:30 i sobota w trakcie Grand Prix. Na naszym fanpejdżu jeden z kibiców rzucił ciekawą propozycję, żeby oba półfinały rozegrać o tej samej porze w Ostrowie i nadać im nazwę "prawie finału" (np. 3/4 finału) - być może to będzie nasz tegoroczny wkład w rozwój światowego speedwaya. Po finale MPPK 2016 na wiosnę 2017. Szwedów to raczej guzik obchodzi. Oni 6 czerwca świętowali, wcinali kiełbaski i masowo wywieszali narodowe flagi (może oprócz krnąbrnego regionu Skania - bo ujrzeć tamtejszą flagę, to balsam dla oka każdego fana wrocławskiej Sparty).
W meczu zaplanowanym przez C More Sport na telewizyjny miało stać się "coś". Coś dużego i - że się powtórzę - telewizyjnego. Bo wizja obejrzenia na własne oczy, jak w końcu "odpala" gwiazdorski skład niedawnej potęgi - Piraterny Motala, w dodatku akurat wtedy, gdy na jej tor przyjeżdża mistrz sprzed roku (ale obecnie także nie pozbawiony problemów), czyli Rospiggarna Hallstavik, z pewnością kryterium hitu rundy spełniał. Jak to często bywa, poszło w drugą stronę...
Tym problemem ekipy z wielką literą R na plastronach (tym znanym od dawna) jest utrata Martina Vaculíka, po którym wyrwę w składzie niełatwo jest załatać. Zwłaszcza jeśli 2/3 drużyny obniżyło loty w stosunku do jesieni 2016. Tuż przed tym meczem pojawił się problem nowy - Nick Porsing, awizowany w składzie na ten mecz jako kluczowy rezerwowy, poinformował, że do Motali nie dotrze. Pierwsze wieści głosiły, że to kwestia zdrowotna i nie doszedł jeszcze do siebie po derbach Małopolski (to całkiem tak, jak wielu kibiców z Rzeszowa), później okazało się, że jakiś złodziejaszek w białym busie obrobił go z motocykla - fakt faktem, że "Perszing" na mecz nie dojechał. Postawiło to Mikaela Teurnberga w podbramkowej sytuacji - awaryjnie do składu musiał wstawić legitymującego się o wiele niższą średnią Johna Lindmana.
Strategia Stefana Anderssona na ten mecz była prosta, jak budowa cepa. Widząc, co się dzieje od początku sezonu (a dzieje się bardzo źle - przed tym meczem Piraterna wygrała tylko u siebie z najsłabszą od lat Indianerną, zaś przegrała pozostałe trzy mecze), pozmienił kompletnie ustawienie par. Teraz solidną "jedynką" miał być Niels Kristian Iversen, ale już nie do pary z Sajfutdinowem, jak w ww. zwycięskim "rodzynku", albowiem Rosjanin miał stworzyć "atomowy" duet z aktualnym mistrzem świata - Gregiem Hancockiem. To istotne, bo w szwedzkiej rozpisce dla gospodarzy meczu numery 3 (Hancock) i 4 (Sajfutdinow) jadą wspólnie trzy wyścigi, czwarty opcjonalnie w biegu nominowanym, a gdyby zaszła potrzeba, mogą uderzyć nawet piąty raz - korzystając z rezerwy taktycznej. Zakładając, że ten plan się powiedzie, trzeciej formacji (Kildemand plus Baliński z rezerwy) pozostawało już tylko neutralizować wyścigami po 3:3 Jasona Doyle'a i bardzo przecież osłabioną rezerwę gości. Niby proste...
Tyle teoria, a praktyka - jak to często w żużlu bywa - wyśmiała ten plan rechotem tak głośnym, że z zakłopotania zamilkły nawet żaby wodne nad pobliskim jeziorem Vättern. Już w drugim biegu, chwilę po starcie, na szczycie pierwszego wirażu nadmiarem ambicji nie popisał się ten, którego w tym meczu miało nie być - John Lindman. Jadący po szerokiej i nie spodziewający się niczego złego "Bally" poleciał przez kierownicę, uderzając lewym ramieniem i łokciem o tor (nagranie z wypadku: tutaj). Diagnoza: złamana lewa ręka. I w tym momencie gorsze przekleństwa niż w głowie doświadczonego menadżera "Piratów" pojawiły się może tylko wśród kibiców rybnickiego ROW-u. Oni jednak mają ten pozytyw, że po GP w Pradze pewnie wróci już Lindgren, Andersson został z trwającym meczem i bez kluczowego zawodnika.
Jedyną nadzieją dla "świątecznej" publiczności licznie zgromadzonej na Arenie Motala były gwiazdy światowego formatu, czyli Hancock, Sajfutdinow, Iversen i Kildemand. Budować przewagę nad rywalem było mrzonką, wszak brak Balińskiego oznaczał "z automatu" przegrany bieg nr 2, przegrany bieg nr 11, a w pozostałych występach rezerwowych albo "puste pule", albo liczenie na cud w wykonaniu Daniela Hendersona, który notował już pewne sukcesy w międzynarodowym żużlu... tylko był to żużel na lodzie.
Brodatego Wikinga dopingowała dziś cała rodzina. Parkingowe zdjęcie z mistrzem świata będzie pewnie kiedyś ozdobą mieszkania (źródło: Nicole Henderson FB).
Niestety dla gospodarzy, Henderson zrobił tyle, ile mógł - raz pokonał Lindmana, a na "trupach" uzbierał dalsze dwa punkty (łącznie 5), zaś ich herosi znowu dobrze wyglądali tylko na prezentacji. Iversen po upadku z Pedersenem jest cieniem zawodnika klasy GP (dziś 1*,2,2,1), Emil z Hancockiem bardziej sobie przeszkadzali, niż pomagali (dość powiedzieć, że z 5 wspólnych wyścigów wygrali tylko 2), zaś Kildemand po dwóch przegranych 1:5 (i dwóch dość kompromitujących porażkach z Nike Lunną i Jacobem Thorssellem), został zmieniony. ...Więc po chwili, w biegu nr 14, kiedy już nie bardzo było kim go zastąpić, wygrał w cuglach, pięknym atakiem po szerokiej mijając samego Jasona Doyle'a. To jest właśnie Piraterna 2017 - drużyna jeżdżąca od przypadku do przypadku, mająca czterech żużlowców aspirujących do roli lidera, w efekcie nie mająca żadnego lidera.
Znamienny był wyścig 12., kiedy przy stanie 28:37 rozpaczliwie łaknąca zwycięstwa 5:1 para Greg-Emil miała aż trzy szanse, by wygrać moment startowy z Maxem Fricke. Nic z tego. Tylko 4:2, bezradny na trasie Sajfutdinow - i zamiast złapania kontaktu, było 32:39. Jako ozdoba pozostał już tylko bieg 15., w którym Doyle o jakieś 2,5 cm wyprzedził Rosjanina. Ale znowu - jadący obok Hancock był tak wolny, że nawet kiedy oszprycowany Jonsson niemal zatrzymał się i spadł na 4. miejsce, i tak za chwilę po "małej" wyprzedził bezbronnego Jankesa.
W Polsce najpewniej Stefan Andersson, mając taki skład i 1 zwycięstwo w 5 meczach, nie wybroniłby się przed linczem i już mógłby szukać nowej posady. Szwedzi są zazwyczaj bardziej wstrzemięźliwi. Zobaczymy, jak długo pozwolą mu lepić w tej glinie. I czy coś z tego konglomeratu gwiazd uda się ulepić. Zegar wszakże tyka. Play-offy uciekają...
Piraterna Motala: 41
1. Niels Kristian Iversen (1*,2,2,1) 6+1
2. Daniel Davidsson (2,3,0,1*) 6+1
3. Greg Hancock (2*,3,0,3,2,0) 10+1
4. Emil Sajfutdinow (3,0,3,1,2) 9
5. Peter Kildemand (1,1,-,3) 5
6. Daniel Henderson (2,0,1,0,2) 5
7. Damian Baliński (U/-,-,-) 0
Rospiggarna Hallstavik: 48
1. Andreas Jonsson (3,1*,3,3,1) 11+1
2. Jacob Thorssell (0,2,2*,W) 4+1
3. Max Fricke (1,3,2,0) 6
4. Timo Lahti (0,2,1,0) 3
5. Jason Doyle (3,2,3,2,3) 13
6. John Lindman (W,W,1) 1
7. Nike Lunna (3,2*,1*,1,3) 10+2
Bieg po biegu:
1. A. Jonsson, D. Davidsson, N. K. Iversen, J. Thorssell 3:3 (3:3)
2. N. Lunna, D. Henderson, J. Lindman (W), D. Baliński (U/-) 2:3 (5:6)
3. E. Sajfutdinow, G. Hancock, M. Fricke, T. Lahti 5:1 (10:7)
4. J. Doyle, N. Lunna, P. Kildemand, D. Henderson 1:5 (11:12)
5. D. Davidsson, T. Lahti, D. Henderson, J. Lindman (W) 4:2 (15:14)
6. G. Hancock, J. Thorssell, A. Jonsson, E. Sajfutdinow 3:3 (18:17)
7. M. Fricke, N. K. Iversen, T. Lahti, D. Davidsson 2:4 (20:21)
8. E. Sajfutdinow, J. Doyle, N. Lunna, G. Hancock 3:3 (23:24)
9. A. Jonsson, J. Thorssell, P. Kildemand, D. Henderson 1:5 (24:29)
10. D. Baliński, J. Doyle, N. K. Iversen, N. Lunna 2:4 (26:33)
11. N. Lunna, D. Henderson, J. Lindman 2:4 (28:37)
12. G. Hancock, M. Fricke, E. Sajfutdinow, J. Thorssell (W) 4:2 (32:39)
13. A. Jonsson, G. Hancock, D. Davidsson, T. Lahti 3:3 (35:42)
14. P. Kildemand, J. Doyle, N. K. Iversen, M. Fricke 4:2 (39:44)
15. J. Doyle, E. Sajfutdinow, A. Jonsson, G. Hancock 2:4 (41:48)
Widzów: ok. 3500
* * *
"To był jeden z tych dni, kiedy nic nie wychodzi" - tak zaczął swoją relację z meczu z Indianerną Anders Thomsen. "Jeden punkt w pierwszym starcie, potem wepchnięty w bandę w drugim wyścigu, kolejny upadek, zero... i więcej nie pojawiłem się już na torze". Z plusów dodał tylko, że nic mu nie jest, ale potrzebuje chwili odpoczynku, a ponieważ odwołali mu środowy mecz w Danii, więc wszystkie siły rzuci teraz na Polskę i gdańskie Wybrzeże.
Cieszymy się wraz z kibicami znad morza, ale opiekuna Dackarny Mikaela Karlssona te deklaracje chyba średnio dzisiaj obchodzą. Jego team był absolutnym faworytem meczu z uciekającą od bankructwa Indianerną (jeśli ktoś śledził szacunki bukmacherów, ten wie, że handicap na gości wynosił +8,5 lub nawet +10,5)... tymczasem skończyło się 40:50 i całkowitą klapą. Jak to się stało, skoro gospodarze mieli Patryka Dudka, Macieja Janowskiego ustawionego dodatkowo na rezerwie, do tego solidnych zawsze na swoim torze Ljunga i Gomólskiego, a dla każdego z nich bonusowy start w ramach ZZ-tki za Lindgrena?
Cóż... Dackarna jest drużyną kompletnie nieprzewidywalną. Udowadniała to już w poprzednich meczach, w każdym z nich osiągając inny wynik. Wyjazdowa wygrana w Motali (51:39), za chwilę porażka u siebie z Lejonen (44:46), następnie domowy remis 45:45 z Masarną. Często bywało tak, że liderzy, a zwłaszcza Patryk Dudek, źle "wchodzili" w mecz, jednak drugą fazę zawodów mieli już doskonałą - tym razem szarża "Duzersa" w końcówce rozbiła się o piki rywali. Dudkowe "trójki" przyszły za późno, a w międzyczasie lider Falubazu został skarcony, i przez rywali (obrywając 1:5 od pary Miedziński-Bjerre), i przez złośliwość rzeczy martwych.
- Mecz pechowy dla drużyny i dla mnie, bo poza przegraną, straciłem też swój silnik. Wracamy już do Polski i szykujemy się do meczu w Zielonej Górze z Włókniarzem Częstochowa już w najbliższy czwartek - napisał tuż po spotkaniu na swoim profilu.
Dodajmy, że w siedmiu startach Dudek zdobył 10 punktów i bonus. Maciej Janowski aż o 6 "oczek" więcej, ale dziwić to nie powinno, bowiem gros sposród nich zdobył objeżdżając słabszych od siebie rezerwowych gości - Palovaarę i Ludviga Lindgrena.
Kacper Gomólski "obudził się" na dwa ostatnie wyścigi, Thomsen - wspominaliśmy, zaś Ljung - istna tragedia. Słynna flaga z napisem "Kung Ljung" zostanie chyba niebawem przemalowana, bo tak dramatycznie słabego spotkania na własnym torze doświadczony kadrowicz pewnie sam nie pamięta (1,0,0,D,0). Nie da się wygrać meczu prezentując taką dyspozycję. Nie da się nawet nawiązać równorzędnej walki. "Indianie", dysponujący pełnym i wyrównanym składem, mogli jedynie zdziwić się, że na poziomie Elitserien da się tak łatwo wygrać wyjazdowe spotkanie.
A jak się wraca ze zwycięskiego wyjazdu - sami zobaczcie.
Dackarna Malilla: 40
1. Patryk Dudek (0,1*,D,2,3,1,3) 10+1
2. Fredrik Lindgren - ZZ
3. Kacper Gomólski (0,0,3,2*) 5+1
4. Anders Thomsen (1,0,-,-) 1
5. Peter Ljung (1,0,0,D,0) 1
6. Maciej Janowski (3,3,2,3,1,2*,2*) 16+2
7. Joel Kling (1,2,0,3,1) 7
Indianerna Kumla: 50
1. Piotr Protasiewicz (3,3,2*,1) 9+1
2. Vaclav Milík (2*,1,3,3) 9+1
3. Adrian Miedziński (2*,2,2*,2*,D) 8+3
4. Bjarne Pedersen (3,3,1*,0) 7+1
5. Kenneth Bjerre (2,3,2,3,1) 11
6. Victor Palovaara (0,0,1) 1
7. Ludvig Lindgren (2,1*,1,1*,0) 5+2
Bieg po biegu:
1. P. Protasiewicz, V. Milík, P. Ljung, P. Dudek 1:5 (1:5)
2. M. Janowski, L. Lindgren, J. Kling, V. Palovaara 4:2 (5:7)
3. B. Pedersen, A. Miedziński, A. Thomsen, K. Gomólski 1:5 (6:12)
4. M. Janowski, K. Bjerre, L. Lindgren, P. Ljung 3:3 (9:15)
5. B. Pedersen, J. Kling, P. Dudek, V. Palovaara 3:3 (12:18)
6. P. Protasiewicz, M. Janowski, V. Milík, A. Thomsen 2:4 (14:22)
7. M. Janowski, A. Miedziński, B. Pedersen, P. Dudek (D) 3:3 (17:25)
8. K. Bjerre, P. Dudek, L. Lindgren, K. Gomólski 2:4 (19:29)
9. V. Milík, P. Protasiewicz, M. Janowski, P. Ljung 1:5 (20:34)
10. P. Dudek, K. Bjerre, L. Lindgren, J. Kling 3:3 (23:37)
11. J. Kling, M. Janowski, V. Palovaara, L. Lindgren 5:1 (28:38)
12. V. Milík, A. Miedziński, J. Kling, P. Ljung (D) 1:5 (29:43)
13. K. Gomólski, M. Janowski, P. Protasiewicz, B. Pedersen 5:1 (34:44)
14. K. Bjerre, A. Miedziński, P. Dudek, P. Ljung 1:5 (35:49)
15. P. Dudek, K. Gomólski, K. Bjerre, A. Miedziński (D) 5:1 (40:50)
Widzów: 3114
* * *
Mający dotąd komplet zwycięstw sensacyjny lider z Lejonen podejmował wicelidera - Vetlandę. I skończyła się piękna passa. Nadzorujące rozgrywki SVEMO pod nr 1 w barwach "Lwów" wpisało niejakiego Krystiana Pieszezka. Nie wiem, czy "Krycha" już to widział, czy dopiero zobaczy, ale w tym pierwszym przypadku musiało go to mocno zdekoncentrować, w tym drugim zaś - chyba zbyt długo patrzeć nie będzie chciał, bo przy jego przekręconym nazwisku widnieje 1,0,0,-. Jedyny punkt zdobył na Jonasie Davidssonie, przegrał m.in. z rezerwowym gości, Oliverem Berntzonem. Kiepski to okres dla gdańszczanina w barwach GKM i dla całego grudziądzkiego speedwaya.
Problemy Pieszczka oznaczały jeszcze pół biedy dla Andersa Fröjda. "Cała bieda", że reszta ekipy (poza Maksem Drabikiem), a zwłaszcza ci, którzy ten wynik mieli pociągnąć, spisali się poniżej oczekiwań. Siłą Lejonen był wyrównany skład, złożony w dużej mierze z zawodników, którzy gdzie indziej byliby co najwyżej tzw. solidną drugą linią. "Swoje" jeździł Piotr Pawlicki, raz "odpalał" Andersen (10 pkt. z Masarną), raz Drabik, ba, raz nawet przestawiony na rezerwę Holder też do czegoś się przydał. Tym razem w roli "kosiarza punktów" wystąpił rezerwowy Drabik, ale pozostali nie byli w stanie wytrzymać naporu rywali.
Wrocławianin wcale nie miał tak łatwo jak Holder przed tygodniem. Po pierwsze para gości Berntzon-T.H. Jonasson to nie to samo co Palovaara i Ludvig Lindgren, których objeżdżał "Kangur". Po drugie, 16 punktów "Torresa" nie wzięło się tylko ze zwycięstw ze słabszymi od siebie rywalami. Drabik wygrywał ze Zmarzlikiem (i to dwa razy!), po razie z Vaculíkiem i Hampelem. Gdyby nie jego postawa, mecz zakończyłby się wstydliwą porażką Lejonen. Wystarczy powiedzieć, że drugi pod względem skuteczności w ekipie gospodarzy Piotr Pawlicki w sześciu startach zgromadził tylko 8 "oczek" (odniósł jedno zwycięstwo, w biegu przeciwko Zmarzlikowi).
Gorzowianin tym razem ani razu nie minął "kreski" jako pierwszy, ale 9+2 w wyjazdowym meczu to jest dokładnie to, czego potrzeba do sukcesu. Tym bardziej, że oprócz chimerycznego Jonasa Davidssona wszyscy z ekipy Fredrika Staafa pojechali bardzo porządnie. W całym meczu pozwolili miejscowym odnieść tylko dwa biegowe zwycięstwa. Największa w tym zasługa wspomnianego już niejednokrotnie Vaculika, któremu tylko Drabik stanął na drodze do płatnego kompletu. Woźniak z Hampelem jeszcze kilka dni temu rywalizowali w ligowym meczu w Zielonej Górze, a dziś dobrze współpracowali na torze, wygrywając oba wspólne wyścigi.
Efekt? Mamy zmianę lidera Elitserien. Na klubowej stronie VMS skomentowano ten mecz jako "pokaz siły". Poczekajmy jeszcze, czy ta siła okrzepnie.
Lejonen Gislaved: 37
1. Krystian Pieszczek (1*,0,0,-) 1+1
2. Hans Andersen (2,1,1,2) 6
3. Piotr Pawlicki (2,2,0,3,W,1) 8
4. Mathias Thörnblom (0,0,-,-) 0
5. Chris Holder (0,3,2*,0,1,0) 6+1
6. Maksym Drabik (3,3,3,3,1,3) 16
7. Magnus Karlsson (0,0,0) 0
VMS Elit Vetlanda: 53
1. Martin Vaculík (3,3,1,3,3) 13
2. Jonas Davidsson (0,1,0,-) 1
3. Jarosław Hampel (3,2*,2*,0) 7+2
4. Szymon Woźniak (1,2*,3,1) 7+1
5. Bartosz Zmarzlik (2,1*,2,2,2*) 9+2
6. Oliver Berntzon (2,3,1*,1*) 7+2
7. Tomas H. Jonasson (1*,1*,2,2,3) 9+2
Bieg po biegu:
1. M. Vaculík, H. Andersen, K. Pieszczek, J. Davidsson 3:3 (3:3)
2. M. Drabik, O. Berntzon, T. H. Jonasson, M. Karlsson 3:3 (6:6)
3. J. Hampel, Pi. Pawlicki, Sz. Woźniak, M. Thörnblom 2:4 (8:10)
4. M. Drabik, B. Zmarzlik, T. H. Jonasson, Ch. Holder 3:3 (11:13)
5. O. Berntzon, Sz. Woźniak, H. Andersen, M. Karlsson 1:5 (12:18)
6. M. Vaculík, Pi. Pawlicki, J. Davidsson, M. Thörnblom 2:4 (14:22)
7. Sz. Woźniak, J. Hampel, H. Andersen, K. Pieszczek 1:5 (15:27)
8. Ch. Holder, T. H. Jonasson, B. Zmarzlik, Pi. Pawlicki 3:3 (18:30)
9. M. Drabik, Ch. Holder, M. Vaculík, J. Davidsson 5:1 (23:31)
10. Pi. Pawlicki, B. Zmarzlik, O. Berntzon, K. Pieszczek 3:3 (26:34)
11. M. Drabik, T. H. Jonasson, O. Berntzon, M. Karlsson 3:3 (29:37)
12. T. H. Jonasson, J. Hampel, M. Drabik, Ch. Holder 1:5 (30:42)
13. M. Vaculík, H. Andersen, Sz. Woźniak, Pi. Pawlicki (W) 2:4 (32:46)
14. M. Drabik, B. Zmarzlik, Ch. Holder, J. Hampel 4:2 (36:48)
15. M. Vaculík, B. Zmarzlik, Pi. Pawlicki, Ch. Holder 1:5 (37:53)
Widzów: 2928
* * *
Matej Žagar jak dotąd nie zawodził. Może poza ligowym występem w Grudziądzu, ale tam zapowiedział przecież, że nic nie pojedzie, więc cóż to za zawód... W Szwecji było podobnie, a słaba kadrowo Ikaros Smederna głównie dzięki dyspozycji Słoweńca notowała przyzwoite wyniki (38, 46 i 42 punkty w dotychczasowych meczach). Dzisiaj, na oczach ponad 4-tysięcznej widowni, ta seria "Komandosa" się zakończyła, a na epilog nie trzeba było długo czekać. Masarna Avesta, prowadząc niemal przez całe spotkanie, wywiozła dwa punktu z Eskilstuny.
Patrząc na "suchy" wynik ktoś może pomyśleć, że popadało i gospodarzy zaskoczył tor. Nic z tego. Niebo nad stadionem było o klasę lepsze niż wynik.
Gospodarze doszli przyjezdnych tylko dwukrotnie (33:33 i 36:36). Mieli jeszcze szansę "rzutem na taśmę" zremisować, co więcej, było to całkiem realne, bo wreszcie świetny mecz jechał Grigorij Łaguta (13+1 w 6 startach), należało jednak znaleźć mu towarzysza, który będzie w stanie przywieźć za plecami Woffindena i Przemysława Pawlickiego. Być może błąd popełnił Jerker Eriksson, desygnując do 15. gonitwy Michaela Jepsena Jensena, pomimo iż ten legitymował się niższym dorobkiem punktowym od Žagara. Pewnie zaważył na tym bieg 13., przegrany 1:5 przez Słoweńca; faktem jest, że Łaguta - owszem - wygrał decydującą gonitwę, ale Tai i "Przemo" nie dali dojść do głosu "Ligladowi". To kolejny bardzo nijaki występ zawodnika toruńskiego Get Well. Jakieś punkty zrobił, jednak w tych ważnych biegach to inni robią punkty na nim. Jeśli ktoś z fanów "Aniołów" wpadł w nadmierny entuzjazm po deszczowo-błotnej wiktorii w Grudziądzu, dzisiejsze wyniki w Elitserien nakazują ostudzić emocje.
Tak w ogóle to dobrze, że jest jeszcze ten Grudziądz. Spójrzcie na osiągnięcia Pieszczka i Lindbaecka...
Smederna Eskilstuna: 43
1. Michael Jepsen Jensen (0,2,3,0,0) 5
2. Pontus Aspgren (2,3,0,0) 5
3. Matej Žagar (1,2,2*,1) 6+1
4. Linus Eklöf (0,0,-,-) 0
5. Grigorij Łaguta (3,T,3,1*,3,3) 13+1
6. Mikkel Michelsen (0,2*,1,2*,2) 7+2
7. Andrij Karpow (1,0,3,0,3) 7
Masarna Avesta: 47
1. Przemysław Pawlicki (3,3,2,3,1*) 12+1
2. Joel Andersson (1,1,0,-) 2
3. Tai Woffinden (2*,3,3,2,2) 12+1
4. Linus Sundström (3,1*,1,2*) 7+2
5. Antonio Lindbaeck (0,0,1*,-) 1+1
6. Artur Czaja (3,2,2,0) 7
7. Kim Nilsson (2*,1,1,1,0,1*) 6+2
Bieg po biegu:
1. Prz. Pawlicki, P. Aspgren, J. Andersson, M. J. Jensen 2:4 (2:4)
2. A. Czaja, K. Nilsson, A. Karpow, M. Michelsen 1:5 (3:9)
3. L. Sundström, T. Woffinden, M. Žagar, L. Eklöf 1:5 (4:14)
4. G. Łaguta, M. Michelsen, K. Nilsson, A. Lindbaeck 5:1 (9:15)
5. P. Aspgren, A. Czaja, L. Sundström, A. Karpow 3:3 (12:18)
6. Prz. Pawlicki, M. Žagar, J. Andersson, L. Eklöf 2:4 (14:22)
7. T. Woffinden, M. J. Jensen, L. Sundström, P. Aspgren 2:4 (16:26)
8. A. Karpow, M. Žagar, K. Nilsson, A. Lindbaeck 5:1 (21:27)
9. G. Łaguta, Prz. Pawlicki, M. Michelsen, J. Andersson 4:2 (25:29)
10. M. J. Jensen, A. Czaja, A. Lindbaeck, A. Karpow 3:3 (28:32)
11. A. Karpow, M. Michelsen, K. Nilsson, A. Czaja 5:1 (33:33)
12. T. Woffinden, M. Michelsen, G. Łaguta, K. Nilsson 3:3 (36:36)
13. Prz. Pawlicki, L. Sundström, M. Žagar, P. Aspgren 1:5 (37:41)
14. G. Łaguta, T. Woffinden, K. Nilsson, M. J. Jensen 3:3 (40:44)
15. G. Łaguta, T. Woffinden, Prz. Pawlicki, M. J. Jensen 3:3 (43:47)
Widzów: 4167
Tabela Elitserien (stan na 07.06.) | ||||
1. | VMS Elit Vetlanda | 5 | 8 | +40 |
2. | Lejonen Gislaved | 5 | 8 | 0 |
3. | Masarna Avesta | 4 | 5 | +8 |
4. | Rospiggarna Hallstavik | 4 | 4 | +11 |
5. | Indianerna Kumla | 5 | 4 | -14 |
6. | Dackarna Målilla | 4 | 3 | 0 |
7. | Ikaros Smederna Eskilstuna | 4 | 2 | -21 |
8. | Piraterna Motala | 5 | 2 | -24 |
Jakub Horbaczewski
Zdjęcia, slajdy: FB, Eskilstuna Smederna, Cmore Sports / Eleven
Źródła: svemo.se, mvt.se, facebook.com
Punktacja na podstawie: svemo.se, espeedway.pl