PGE Ekstraliga wyprodukowała ostatnio nowy film, który pokazuje z bliska pracę komisarza toru. Uwielbiam wszystko, co pokazuje żużel od kuchni, więc włączyłem go od razu i z emocjami zasiadłem do oglądania. Zakładam, że powstał on w celach czysto wizerunkowych albo wizerunkowo-propagandowych, żeby ocieplić obraz wszystkich komisarzy świata i pokazać, jak bardzo są niezbędni. No cóż, panie i panowie z Ekstraligi, po obejrzeniu waszego dzieła, tylko utwierdziłem się w przekonaniu, że ta funkcja to tylko sztuka dla sztuki i jest w polskim żużlu kompletnie niepotrzebna.
{youtube}ObgPPDx7S4Y{/youtube}
Bohaterem filmu jest ex-żużlowiec, Jacek Krzyżaniak, który był komisarzem na meczu pomiędzy Falubazem a Włókniarzem (8 czerwca 2017). Muszę przyznać, że jest chyba idealnie stworzony do tej roli. Oczywiście, bez obrazy dla pana Jacka, ale w filmie widać wyraźnie, że komisarz to po prostu... zwykły "urzędas". Rozbawiły mnie sceny, gdy Krzyżaniak z namaszczeniem i skupieniem wypełnia kolejne kwity, drukuje następne, podpisuje, każe podpisywać innym (jak na przykład panu od polewaczki, który chyba musiał przyrzec na papierze, że będzie równo polewał pola startowe). Ale pierwszy kwiatek dostajemy już na początku, gdy pan Jacek mówi: "Komisarz toru musi być co najmniej 8 godzin przed zawodami, aczkolwiek ja jestem takim typem, który przyjeżdża troszeczkę wcześniej niż 8 godzin". Komisarz - stachanowiec. Swoją drogą, zastanawiam się - jeżeli mecz jest na przykład o 14:30, to o której zaczyna pracować Krzyżaniak? O 4? Wolę nawet nie myśleć, co w przypadku meczów rozgrywanych o 12 - pewnie obsługujący traktory i polewaczkę mają gwarantowaną nieprzespaną noc, gdy Jacek Krzyżaniak wpada na stadion o 2 w nocy z naręczem kwitów w torbie.
Potem możemy obserwować „drogę krzyżową” po torze, gdy przedstawiciele gospodarzy i gości robią obchód z wychowankiem toruńskiego Apatora. Wszystkie niedogodności są oczywiście zaraz dokumentowane na zdjęciach, bo aparat to najlepszy przyjaciel komisarza toru. "Aparat fotograficzny jest po to, żeby uświadomić niektórych ludzi, powiedzmy, że jak przejdę sam i powiem, że nawierzchnia toru jest nieodpowiednia na zewnętrznej czy wewnętrznej, robię zdjęcie i uświadamiam zdjęciem, że jest tak jak mówię, nie jest inaczej, tak jak oni myślą." Czyli jak widać, aparat uświadamia ludzkość i służy do walki z "nimi". Cały film to także spis banałów i oczywistych wniosków lub poleceń, jakie wydaje komisarz toru. Oto kilka z nich:
- "Proszę o utrzymanie wilgotności na całej długości i szerokości, żeby było jednakowo."
- "Tak jak mówiliśmy, żeby na starcie nie przelewać"
- "Komisarz toru jest od tego, żeby się przyglądać i jeżeli jest coś nie tak, przekazuje to sędziemu"
- "Powstanie (funkcji) komisarza torów parę lat temu ma na celu to, aby zawody były bezpieczne, żeby wszyscy kibice byli zadowoleni."
- "Jeżeli nie było komisarza, to wiadomo, było preparowanie torów. W tej chwili komisarze są od tego, żeby czegoś takiego nie było." Haha - śmiech akurat jest mój.
Okej, chyba tyle wystarczy. No, może jeszcze jedna bardzo ważna rzecz - aparat jest niezawodny także w przypadku, gdy reklama na bandzie jest krzywo umieszczona.
I właśnie tutaj zbliżamy się do kluczowego pytania - po co w ogóle istnieje ta funkcja? Komisarz toru naprawdę nie wykonuje nadzwyczajnych czy niedostępnych dla innych czynności. Trzeba dodać, że zarówno przy podpisywaniu kwitów, jak i w zaprezentowanym obchodzie toru uczestniczył sędzia tamtego meczu, Wojciech Grodzki. Czy naprawdę nie mógłby sam powiedzieć kierowcy polewaczki, żeby równo polewał tor? Albo sam zrobić ulubione przez centralę zdjęcia?
Wiadomo, że komisarz toru za darmo nie pracuje. Tutaj serdeczne podziękowania dla Pawła Piskalskiego z Polskiego Związku Motorowego, który wszystkie dane podsunął mi "pod nos", dzięki czemu nie musiałem grzebać w rozległych regulaminach. I tak, według "Postanowień na rok 2017", rozdział G, punkt 12 - komisarzom toru przyznano kwoty "nie niższe" niż 750 zł za mecz ekstraligowy, 650 zł na Nice PLŻ i 550 zł "dla pozostałych zawodów", czyli jak rozumiem także drugiej ligi. Bierzemy kalkulatory w dłoń i zakładając optymistycznie, że zawsze wypłacana jest najmniejsza kwota, liczymy ile komisarze kosztują rocznie. I tak:
- Ekstraliga: 64 mecze (razem z play-offami) - 48 000 zł
- Nice PLŻ: 64 mecze - 41 600 zł
- 2. PLŻ: 48 meczów - 25 400 zł
Całość: 115 000 złotych przeznaczanych rocznie na komisarzy toru. Nie liczyłem ewentualnych barażów w poszczególnych ligach, bo z nimi nigdy nic nie wiadomo. Można je wydatkować w znacznie lepszy sposób, chociażby kupić 589 opon dla juniorów po rynkowej cenie 195 złotych, czy powiększyć pulę nagród dla zwycięzców Brązowego Kasku (teraz jakiekolwiek pieniądze dostaje jedynie zwycięzca - marne 1500 złotych). A tak, mamy zwykłą sztukę dla sztuki za niemałe pieniądze.
Osobną kwestią są także wymagania dla komisarzy torów. PZM prowadził w lutym nabór na tę zaszczytną funkcję i oto jakie kryteria musiał spełnić potencjalny komisarz:
- wiek 25 - 55 lat
- minimum średnie wykształcenie (zalecane preferowane kierunki techniczne lub mechaniczne)
- pożądana znajomość języka angielskiego
- dobra znajomość regulaminów i przepisów sportu żużlowego
- dobry stan zdrowia oraz predyspozycje psychologiczno-psychotechniczne do pełnienia funkcji KT
- obsługa komputera (Excel, Word)
- posiadanie pełnej zdolności do czynności prawnych
- istotnym atutem w procesie rekrutacji będzie udokumentowana znajomość zagadnień budowy i konserwacji dróg i traktów, mechaniki gruntów oraz wykorzystania kruszyw
- posiadanie pełni praw publicznych
Dodałbym jeszcze - biegłe posługiwanie się aparatem fotograficznym - i gotowe. Wymagana jest oczywiście znajomość regulaminów i obsługa komputera (w końcu kwity trzeba robić), a nie ma tak podstawowych rzeczy, jak chociażby znajomość specyfiki sportu żużlowego, zainteresowanie tym sportem, czy styczność z nim w przeszłości (chociażby jako zawodnik, jak w przypadku Krzyżaniaka).
Komisarze torów z naszych stadionów zapewne prędko nie znikną. Ktoś kasuje pieniądze, ktoś udaje, że coś robi, a na końcu wszyscy mogą sobie pogratulować, że przecież dbają o bezpieczeństwo zawodników i kibiców. Zwłaszcza to ostatnie budzi co najmniej zdziwienie. Skoro tak dbają o kibiców, to skąd ta plaga odwoływanych meczów? Z sezonu na sezon coraz bardziej wściekająca fanów. Przecież w samej Ekstralidze w sezonie 2017 mieliśmy już bodaj 13 nieudanych prób rozegrania meczów. A ile we wszystkich trzech ligach? Któż to teraz policzy...
Parafrazując na koniec tekst z "Kilera" (Boże, to już 20 lat od premiery), to są jakieś "popierdółki", a nie komisarze. Jedynym prawdziwym był komisarz Borewicz, ale on do swojej roboty nie potrzebował aparatu foto.
Jakub Sierakowski