"Tor rozdał karty!" - napisał na twitterze prezes Ireneusz Maciej Zmora tuż po ostatnim biegu półfinału Sparta - Stal. W nim Vaculíkowi prawie udało się udowodnić, że nawet dwójkę pretendentów do tytułu IMŚ, w tym kosmicznego ostatnio Taia Woffindena, da się na tym torze objechać pięknym atakiem... niestety dla kibiców Stali, jedynym plusem z tej vaculíkowej szarży było to, że nie wyrżnął w bandę. Podobnie jak chwilę wcześniej uniknął złego Pawlicki. Kolejna kontuzja rozłożyłaby Stal na łopatki. - A kto im kazał wjeżdżać w dziury?! Jakby byli dobrzy, to by je omijali, albo lepiej panowali nad maszyną. Poza tym Gorzów sam kombinował w finale rok temu, więc niech siedzi cicho - to głos drugiej strony. Ot, mecz w pigułce. Kogoś jeszcze dziwi, że tak w Polsce wyglądają najważniejsze spotkania sezonu?
Ktoś niezwiązany emocjonalnie z żadnym z walczących teamów, ktoś, kto od meczów o medale wymaga więcej niż walki o utrzymanie się na motocyklu, generalnie nie ma lekko. Ten mecz jako żywo przypominał momentami finał ligi 2016 w Gorzowie. Jeden z żużlowców, tych poszkodowanych, jakby nawet ten sam... Było jeszcze kilka innych mgnień, złych deja vu, ale je pomińmy ze względu na autentyczny tragizm niektórych. Jeżeli zawodnicy klasy GP w prostych sytuacjach, bez kontaktu z rywalem, tracą panowanie nad swoimi motocyklami, przez moment nie wiedzą, co się dzieje, a potem to już głównie ślepy los decyduje - nie jest dobrze. I tego bym nie bagatelizował, ani nie przykrywał czyimiś winami z przeszłości.
Jeśli komuś ten wrocławski tor się podobał - rozumiem, szanuję i nie mam z tym żadnego problemu. Każdy głosuje swoim czasem i swoimi pieniędzmi wydanymi na bilet. Mnie się nie podobał. Bardzo jestem teraz ciekaw, jaką ocenę otrzymał od sędziego tych zawodów i co dokładnie znalazło się w protokole posłanym władzom ligi. A jeśli okaże się, że dostał ocenę bardzo dobrą lub dobrą, to dlaczego sędzia Bryła nakazywał ekstraordynaryjne równania, komisarz Woźniak biegał z aparatem foto po wirażu, znany wszystkim Marek Wojaczek dreptał w te i nazad, a kierownik Orzeł pokazywał palcem trefne miejsca, wkurzając przy tym setnie dwa sektory miejscowych kibiców?
Tłumaczenia, że "dosypano ileś ton nowej nawierzchni, a w piątek przed meczem cały dzień padało" też nie brzmią przekonująco. Mamy rozumieć, że 1 września deszcz jest anomalią? Skoro gospodarz decyduje się na taką (dość ryzykowną) operację, to bierze pełne ryzyko na siebie. Wraz z konsekwencjami. Jeśli to prawda z tą "dosypką" (a nie widziałem oficjalnego dementi), to Sparta wykopała dołek, w który sama wpadła. Niezależnie od tego, czy ten mecz wygrałby dwoma punktami Gorzów, czy byłby remis, czy czterema wygrali miejscowi.
Nie chcę być złym prorokiem, ale po tym, co widzieliśmy we Wrocławiu, obawiam się, że ta nakręcająca się spirala za chwilę wykona kolejny obrót - teraz gorzowianie na rewanż przygotują "selektywny" tor, na którym to ich zawodnicy będą ciut lepiej omijać dziury. Zawsze mogą powiedzieć, że też postanowili coś sobie dosypać. A po meczu - że pogoda w piątek była zła. Może nawet w sobotę im popada. We Wrocławiu w sobotę nie padało, a po południu odbył się trening. Jak rozumiem, za błogosławieństwem i pod czujnym okiem komisarza. Pozostaje wierzyć, że te czarne wizje pozostaną tylko czarnymi wizjami, a wszystko rozstrzygnie się w dobrym meczu, nie w myśl zasady "oko za oko". Oby tylko Stal nie wygrała 47:43, bo wtedy... wtedy chyba w studiu nSport+ red. Majewski urządzi losowanie. Losować będzie Grigorij.
Szykuje się nam akademicka dyskusja, co jest kopnięciem, a co tylko balansem ciała z pechową obecnością rywala w zasięgu nogi balansującej (na potrzeby przyszłej nowelizacji Regulaminu Sportu Żużlowego zezwalam na nieodpłatne wykorzystanie tej własności intelektualnej. Dla dobra polskiego żużla oczywiście). Bardzo lubię balansującego Bartka (w skrócie BaBa), ale tutaj jednak optowałbym za maksymalną prostotą. Uderzyła zmarzlikowa noga w motocykl Woźniaka? Uderzyła. Miała wpływ na jego jazdę, albo mogła mieć wpływ? No mogła. Więc Zmarzlik dostał ostrzeżenie i nie powinien czuć się poszkodowany. Raczej zaszczycony łagodnością, bo inny sędzia z miejsca wlepiłby "żółtą". I może niech tak pozostanie. Żebyśmy za chwilę nie zaczęli odliczania wstecznego do pierwszego komentarza, że Jędrzejak tak balansował ciałem przed Miedzińskim, że bez oparcia dłoni na jego klacie nijak nie dałby rady z tego balansu wyjść.
Kto z tego półfinału awansuje? Przypuszczam, że o awansie zadecyduje... Linus Sundstroem. Jeżeli pojedzie tak słabo jak we Wrocławiu, goście będą bezlitośnie bić w najsłabsze stalowe ogniwo. Spartanie mają Drabika, który w każdej chwili z rezerwy zwykłej może łatać dziury, w Gorzowie wydaje się, że takiego komfortu nie ma. A może... wydawało się? Patrząc bowiem na jazdę młodego Rafała Karczmarza (szkoda, że nie dostał choć jednego biegu w finale DMŚJ), trzeba mu serdecznie pogratulować. Za wcześnie jednak, by ocenić, czy był to jeden tak udany dzień młodzieżowca Stali, czy stać go już na regularne wygrywanie z seniorami rywali. Że to jest możliwe i czasem w perspetywie czasowej bliższe, niż sądzą najwięksi optymiści, widzieliśmy w Gdańsku. Gdyby ktoś godzinę przed meczem powiedział, że z Gomólskim, Fajferem, Batchelorem i Thomsenem wygrywał (seryjnie) będzie 18-letni od kilku dni Oleg Mihaiłow, najpewniej zostałby uznany za żużlowego Janusza-kiełbasożercę. Mógł Mihaiłow - może i Karczmarz. Tego wypada mu życzyć.
Mimochodem, szkoda tego Iversena. Zobaczcie sami, co napisał przed tym meczem. Widać, że strasznie zależało mu na tych play-offach, i raczej nie chodzi tu o stracone pieniądze, a o sportowe ambicje. Co może być gorszego dla sportowca, niż walczyć przez pół roku, a potem dwa najważniejsze mecze obejrzeć w łóżku? Stalowy ten PUK. Jak to się ma do medialnych rewelacji sprzed sezonu, głoszących, że był już dogadany w innym klubie, a został tylko dlatego, że zły Zmora zaszantażował go utratą solidnej sumy zaległych pieniędzy?
* * *
Za co sędzia Paweł Słupski wykluczył Jacoba Thorssella w inauguracyjnym wyścigu półfinału Unia - Falubaz? Mogę się tylko domyślać. Podobnie jak tego, jak to możliwe, że na tak krótkim odcinku Szwed tak błyskawicznie zrównał się z Emilem Sajfutdinowem. Trzeba jednocześnie przyznać, że ma klasę 23-latek z Åtvidaberg. Znam kilku takich, którzy po tego typu wykluczeniu pokazaliby pazurki. "Bo ci tam wjadę na wieżyczkę zaraz i zobaczymy" - polecieć można klasykiem.
Nie ma jednak sensu robić z Falubazu ofiar Słupskiego. Oni - zdaje się - już dość nasłuchali się o byciu ofiarami słupów. Falubaz był po prostu słabszy od Unii. Już trzeci raz w tym roku. Po zwycięstwie we Wrocławiu, po którym podopieczni Cieślaka dla wielu z miejsca stali się faworytami do złota DMP, byli też tacy (raczej nieliczni), którzy ostrzegali, że Falubaz ma jednego pieruńsko niewygodnego rywala - i tym rywalem jest właśnie czwarte w tabeli Leszno. O tym, że w starciach juniorów będzie "miazga" wszyscy wiedzieliśmy, po kontuzji Niedźwiedzia jeszcze czytelniej, ale nawet seniorzy Falubazu nie potrafili narzucić swoich warunków podopiecznym Barona. A przecież naprzeciwko siebie mieli nie tylko rekonwalescenta Kildemanda (akurat na cuda z jego strony nikt nie liczył), ale także trio Zengota-Pawlicki-Sajfutdinow, o których sami kibice Unii mówili, że jeżdżą głównie po świecie, bo w klubie zawodzą. Jeden po drugim. Można powiedzieć, że 7 punktów w 5 startach zawodnika klasy Emila Sajfutdinowa to też jest zawód, ale po pierwsze - w "suchym" wyniku nie widać, jaką wykonał robotę blokując Doyle'a w ważnym biegu XIII, po drugie - wreszcie nie było sytuacji, że dwóch innych pojechało jeszcze gorzej. Z trójki pozostałych polskich seniorów żaden nie przywiózł zera(!). Pomijając oczywiście wykluczenie Pawlickiego, kiedy mecz był rozstrzygnięty. Wystarczyło.
Foto: Unia Leszno FB
Czy wystarczy do awansu? Gdyby urządzić dziś sondę wśród kibiców tzw. neutralnych, podejrzewam, że co najmniej 60 proc. powiedziałoby TAK. Umówmy się, poza Dudkiem i Hampelem (w trzech pierwszych z sześciu startów), jakimiś dwoma przebłyskami Protasiewicza, nikt nie dał powodów, by twierdzić inaczej. Myślę, że sami żużlowcy Falubazu za taki osąd się nie obrażą. Niespodziewanie najbardziej zawiódł ten, który lideruje Grand Prix - Jason Doyle. No właśnie, czy tak zupełnie niespodziewanie? Jeśli ktoś bacznie śledzi ligi zagraniczne, pewną zadyszkę Jasona w ostatnim tygodniu musiał zauważyć. We wtorkowym ćwierćfinale Elitserien (Lejonen - Rospiggarna) wygrał tylko jeden wyścig, a dzień wcześniej, w Anglii, przegrał trzy razy z zawodnikami - z całym szacunkiem dla nich - klasy co najwyżej I-ligowej (Lasse Bjerre, Grajczonek, King). Skąd się to wzięło? Być może z natłoku imprez. Doyley zawsze dużo jeździł i w tym roku także zdecydował się na trzy ligi plus GP. Zaś na przełomie sierpnia i września brytyjska Premiership w szalony sposób finiszuje i odrabia zaległości, by przed zamknięciem tabeli drużyny odjechały wszystkie zaplanowane mecze. Kończy się to tak, że co rusz któraś z ekip jeździ po dwa spotkania dziennie. Doyle, Lindgren, Musielak, Cook, Thorssell, Kurtz, Jack Holder, Lahti... - lista zawodników, którzy tej atrakcji zakosztowali jest długa. Ale nie każdy ma aż tyle na liczniku (i aż tyle żelastwa w sobie), co Doyle. Sęk w tym, że ta karuzela wcale nie zwalnia. Jeszcze nie teraz. Już w poniedziałek 4 września "Kangur" pojedzie kolejny mecz dla Swindon. We wtorek - dla Rospiggarny. W piątek i sobotę - GP Niemiec. Niedziela - rewanż w Zielonej Górze. Musi odnaleźć szybkość Australijczyk, bo bez jego solidnej "dwucyfrówki" marzenia o finale przy W69 trzeba będzie odłożyć kolejny raz. I to już w połowie meczu.
- Nie możecie się wysuwać, bo oni wjeżdżają wam po krawężniku! Ten tor się jeszcze będzie odsypywał... Zapierniczamy! - krzyczał do swoich Marek Cieślak po pierwszej serii startów. Nie mam pojęcia, jak przy takiej formie młodzieży z Leszna zamierza odrobić tych 10 punktów, ale żużel dlatego jest piękny, że nieprzewidywalny. Prawda, panie Mihailovs? Zapierniczajcie, Panowie! Co wam pozostaje?
Jakub Horbaczewski