Kiedy tylko usłyszałem o planach wydania książki z okazji 70-lecia Stali Gorzów, uznałem, że będzie to pozycja obowiązkowa w mojej biblioteczce. Niezależnie od wszystkiego innego, wszak tych wydawnictw na temat gorzowskiego żużla wcale nie ma tak wiele i każdą z definicji uznaję za niezwykle cenną. Gdy dodatkowa dowiedziałem się, iż autorem publikacji jest Robert Borowy, spodziewałem się, że książka ta nie tylko będzie ładną pamiątką ze zdjęciami, ale także wartościową pozycją pod względem treści. Dlaczego? Jedną z książek tego Autora już promowaliśmy i chwaliliśmy na PoKredzie.pl, mowa tutaj o "Żużlu nad Wartą 1990-2014" (recenzja). Uznany dziennikarz lokalny, jak sam wspomniał w jednej z rozmów w Radiu Gorzów, dostał swego czasu propozycję od Macieja Zmory, czy podjąłby się spisania historii Stali Gorzów w nieco szerszym kontekście, mianowicie jako klubu nie tylko żużlowego, ale wielosekcyjnego. Rękawica została podjęta.
Autor w kilku wywiadach podkreślał, iż trzeba było zrobić żmudny "research", polegający na rozmowach z bohaterami tej opowieści czy przekopywaniu dość ubogich, jak się potem okazało, archiwów, szczególnie dotyczących kilku pozażużlowych sekcji. "W tych państwowych nie było prawie nic" - podkreślał. Wszystkie prace trwały około dwóch lat i oto jest efekt - książka miała swoją premierę na uroczystej gali 70-lecie klubu, podczas której wręczono ją zaproszonym gościom. Jak żartowali uczestnicy gali, autor publikacji rozdał wtedy więcej autografow niż sam Bartosz Zmarzlik.
Co zatem znajdziemy w środku? Książka liczy aż 400 stron, z czego 3/4 dotyczą sekcji żużlowej. Na pierwszy rzut oka, część żużlowa wydaje się znajoma. Schemat opisywania historii żużla jest taki sam, jak w wydanych kilka lat wcześniej publikacjach "Żużel nad Wartą" Jana Delijewskiego (opisującego lata 1945-1989) i Roberta Borowego (1990-2014). A więc wszystkie historie spisane są w porządku chronologicznym, sezon po sezonie, zaś każdy podrozdział kończy się podsumowaniem danego roku w formie tabeli rozgrywek. Jak podkreślał Robert Borowy, jego celem było uniknięcie powtórzeń ze wspomnianych publikacji, dlatego w informacje zawierające wyniki, punktacje i tabele wplątywał nowe wydarzenia, anegdotki, rozmowy, czy wspomnienia. To należy docenić, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy na rynku wydawniczym pojawia się wiele książek, które po otwarciu okazują się... zbiorami wydanych już wcześniej tekstów, felietonów prasowych, artykułów.
Między poszczególnymi blokami sezonów można też trafić na wiele ciekawych fotografii, ale również na kolejną nowinkę w stosunku do poprzednich publikacji, czyli któtkie biografie żużlowców Stali wraz z fotografiami. Co ważne, autor opisał nie tylko najbardziej znane gwiazdy, ale też tych często zapomnianych zawodników, którzy nie zrobili wielkiej furory i szybko zakończyli swoje kariery. Opis tych postaci, co osobiście uważam za duży atut, zawiera nie tylko garść statystyk i osiągniętych sukcesów, ale też ciekawostki z życia prywatnego, takie jak miejsce urodzenia, zamieszkania, wyuczony zawód, czy obecnie wykonywane zajęcie. Przykład, pierwszy z brzegu, takich ciekawostek? Bogusław Nowak w czasie gdy starał się o przyjęcie do szkółki żużlowej był cukiernikiem, co uratowało go przed oblaniem pierwszej, wąskiej selekcji dokonywanej przez Andrzeja Pogorzelskiego, który wobec Nowaka "na chwilę się zawahał". Ryszard Raczyński, pomocnik Pogorzelskiego przekonywał go jednak: "powiedziałem mu, żeby dał mu jeszcze szansę, to przynajmniej będziemy mieli słodkości, bo Boguś obiecał przynieść coś ze swoich wyrobów". Lektura zawiera też poczet wszystkich prezesów Stali Gorzów. Tu też wiele ciekawostek, m.in. prawdziwe nazwisko Lesa Gondora.
Takich i podobnych, nieznanych mi dotąd, anegdot i ciekawostek było zresztą więcej. Na przykład na temat pierwszego w historii pokazowego wyścigu żużlowego w Gorzowie, który miał miejsce tuż po wojnie, w 1946 roku. Jego triumfatorem był... Józef Prońko. Tak tak - ojciec znanej w całym kraju piosenkarki Krystyny. Zresztą, pionierskie lata gorzowskiego speedwaya były chyba najbogatsze w zaskakujące sytuacje. Takie jak włamanie funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej do klubowego warsztatu Unii Gorzów i zarekwirowanie wszystkich motocykli, a w następstwie tego "propozycja nie do odrzucenia" dotycząca przejścia pod skrzydła Gwardii Gorzów. Takie to były czasy, tak się robiło ówczesną politykę tranferową. Nie tylko w żużlu i nie tylko w Gorzowie.
Zgłębianie najstarszych dziejów speedwaya nad Wartą daje też wiedzę, jak "egzotyczne" drużyny miały okazję startować w rozgrywkach ligowych w Polsce. Co zarazem świadczy o większej masowości żużla w przeszłości. Jak wskazałem, w samym Gorzowie były Unia i Gwardia, potem dopiero Stal. Bywały sezony, iż w mieście dochodziło do derbów między Stalą a Gwardią, a trzeba też pamiętać o Stali II Gorzów. Wśród innych ciekawych ośrodków rywalizujących z gorzowskimi drużynami w Poznańskiej Lidze Okręgowej były takie, jak: Włókniarz Piła, Stal Zielona Góra, Gwardia Poznań, Kolejarz Poznań, Unia Poznań, Gwardia Krotoszyn, Gwardia Śrem, Ogniwo Wągrowiec, Budowlani Żabikowo czy Pafawag Wrocław. Jak widać, żużlowa mapa Polski była znacznie bogatsza niż teraz, chyba głównie ze względu na fakt, iż do uprawiania żużla w tamtych czasach wystarczyła zwykła bieżnia lekkoatletyczna, nomen omen, żużlowa, gdyż o tartanie nikt wtedy nawet nie myślał. Podobnie było też w Gorzowie. Zanim do żużla przystosowano stadion przy ulicy Śląskiej, pierwszym obiektem do jazdy w lewo był obecny stadion Stilonu przy ulicy Myśliborskiej. O czym pewnie nie wszyscy fani speedwaya z Gorzowa wiedzą.
Komu mógłbym polecić książkę "Siedem dekad Stali"? Sądzę, że bezwzględnie wszystkim kibicom gorzowian. Lektura ta, oprócz oczywistej zalety, jaką jest poznanie lub przypomnienie sobie historii klubu, ma sporą wartość sentymentalną, szczególnie dla starszych fanów, także ze względu na część dotyczącą innych sekcji. Wiele z nich bowiem działało na zasadach czysto amatorskich czy rekreacyjnych i jestem przekonany, że część mieszkańców Gorzowa znajdzie w tej publikacji, jeśli nie własne wspomnienia, to historie dotyczące znajomych sprzed lat lub znanych gorzowian, których nie każdy musiał kojarzyć ze sportowej przeszłości. Mnogość nazwisk w publikacji jest tak duża, iż nawet młodsi gorzowianie znajdą tam przodków z własnych rodzin, rodzin sąsiadów z podwórka, czy rodzin znajomych ze szkoły. To też podróż w przeszłość dla byłych pracowników patronackiego zakładu Stali, jakim były Zakłady Mechaniczne Gorzów, późniejszy Ursus. O skali zażyłości i zżycia fabryki z klubem żużlowym świadczy pewna "perełka" - przytoczona przez Autora historyjka o tym, że kiedy "na szybko" trzeba było dorobić jakąś część do motocykla, to cała produkcja na zakładzie była zatrzymywana. Inny przykład przydatności Zakładów Mechanicznych? To w nim produkowano (i to samodzielnie) łodzie do sekcji kajakowej. Czytając te wersy trudno także dorosłemu czytelnikowi uciec od refleksji, ile takich wielkich i mniejszych zakładów i fabryk pracowało przez dziesięciolecia w każdym z polskich miast, bardzo często wspierając sport i żużel autentycznym zapałem pracujących tam ludzi.
Powyższe historie są tymi smaczkami i atrakcjami szczególnymi, niejako dedykowanymi, dla mieszkańców Gorzowa i okolic, co nie znaczy, że dla pozostałych kibiców książka będzie nieciekawa. Wręcz przeciwnie, dla zapaleńców żużla zainteresowanych losami wszystkich polskich ośrodków speedwaya i każdego z osobna, to według mnie również pozycja obowiązkowa. Wiem to po sobie, jaką przyjemność sprawia mi czytanie o historii innych klubów, oglądanie starych zdjęć, poznawanie historii starych lub obecnych stadionów czy ich okolic. Książkę świetnie się czyta, publikacja ta znakomicie wtapia nas w klimat dawnych lat, który chyba najlepiej oddaje cytat znanego gorzowskiego trenera boksu, w przeszłości również pięściarza Stali Grzegorza Swadowskiego. "To były czasy, że w domach się nie siedziało, a cały wolny czas spędzało się albo na obiektach sportowych, albo na dyskotekach". I rzeczywiście, choć według publikacji pozażużlowe sekcje Stali wielokrotnie tworzono i likwidowano, choć pieniędzy brakowało na wszystko (podobno w sekcji tenisa stołowego grano kiedyś na bosaka z powodu braku butów), sport był wtedy niezwykle popularny wśród społeczeństwa i bawił się w to praktycznie każdy. Nieważne, czy amatorsko, czy półzawodowo. Były to bardziej romantyczne czasy, a na pewno mniej skomercjalizowane. Książka, jak zaznaczył w słowie wstępnym Autor, ma podkreślać, że Stal Gorzów to nie tylko sport, ale także coś więcej. To zjawisko społeczne, które znacząco przyczyniło się do integracji powojennego Gorzowa, którego mieszkańcy zjechali się ze wszystkich stron Polski.
Czy czegoś w tej publikacji mi brakuje? Może nie tyle jest to brak, ale inspiracja na przyszłość. Wciąż nieodgadnioną informacją jest dla mnie opowieść o "prowizorycznym sztucznym oświetleniu", jakie funcjonowało na stadionie Stali w latach 1969-81. Było ono wymienione w kontekście meczu towarzyskiego Stal - Poole z 1969 roku, który obejrzało 17 tysięcy widzów. Muszę przyznać, że o owej instalacji już słyszałem, ale jak do tej pory nie znam żadnych szczegółów, jak była wykonana, podczas ilu meczów ją "odpalono", nie widziałem też żadnego zdjęcia z archiwalnego meczu przy sztucznym oświetleniu. Słyszałem też miejską legendę, że kiedyś jeden z meczów tak się opóźnił, że po zmroku go dokończono, a za oświetlenie robiły reflektory z samochodów kibiców ustawionych na murawie. Robert Borowy dawał do zrozumienia, że myśli nad następnymi publikacjami, stąd po cichu liczę, że te i inne anegdoty ujrzą światło dziennie w przyszłości. A wiem z rozmów ze starszymi kibicami ("oj było wtedy wesoło , młodzieńcu"), że ciekawostki zawarte w "Siedmiu dekadach Stali" to tylko mały wycinek niezwykle barwnych kulis z życia Stali Gorzów. Podsumowując, książka "Siedem dekad Stali", i przed Świętami i po Świętach, będzie znakomitym prezentem dla każdego zapalonego kibica żużla.
Książka jest do nabycia w sklepie klubowym Stali Gorzów w Galerii Nova Park oraz w klubowym sklepie internetowym.
Michał / GW
Zdjęcia: Robert Borowy, stalgorzow.pl