Maj 2015 - w meczu Orła Łódź z Lokomotivem Daugavpils, Rory Schlein odnosi koszmarną kontuzję kręgosłupa - ma pęknięte dwa kręgi. Przy jego szpitalnym łóżku przez wiele godzin czuwa prezes łodzian, Witold Skrzydlewski.
Czerwiec 2017 - Rory Schlein odmawia przyjazdu na mecz Orła Łódź z Polonią Bydgoszcz.
Napiszę to otwarcie - lubię i szanuję Witolda Skrzydlewskiego. Zapewne jest sporo osób żywiących zgoła odmienne uczucia w kierunku łódzkiego biznesmena, ale tak jest zawsze w przypadku wyrazistych postaci. Skrzydlewski bywa kontrowersyjny i ekstrawagancki, ale na pewno nie jest nijaki. Owszem, czasem przesadza, jak w przypadku reakcji na żarty Kuby Barańskiego z "Na żużlu pytamy". Wtedy, w ramach oczywistej zemsty (chodziło o żart z pavulonem w roli głównej, czy śmieszny, czy nie - kwestia gustu), zakazał wejścia na łódzki stadion dziennikarzom z Piły, telewizji z Piły (miała być przeprowadzona transmisja na żywo), a samemu Barańskiemu groził sądem. Jest też znakomitą odtrutką na zalew banałów, którymi polski żużel jest wypełniony po brzegi. Naprawdę, niedobrze się już robi, gdy tysięczny raz słyszy się "taki jest żużel", "szukamy ustawień", czy tradycyjną "perełkę" z fazy play-off, czyli "X punktów to dużo i mało". Ten ostatni zwrot przed meczami rewanżowymi był powtarzany chyba przez wszystkich dziennikarzy i żużlowców.
Skrzydlewski banałów nie używa, cytując klasyka "mówi jak jest" i nie zważa na polityczną poprawność. Potrafi też wbić szpilę, jak chociażby w tym sezonie, gdy na antenie Eleven złożył ofertę pracy w swoim zakładzie pogrzebowym Edwardowi Mazurowi. Jak wiadomo, Mazur podpisał kontrakt w Stali Rzeszów, więc najwyraźniej propozycji nie przyjął.
Jednak tym, czym Skrzydlewski imponuje najbardziej, jest podejście do żużlowców "po przejściach". Chodzi mi tutaj przede wszystkim o tych poszkodowanych przez ciężkie kontuzje. Oprócz wspominanego na wstępie Schleina, którego nie zostawił na lodzie po paskudnym urazie kręgosłupa, był też przecież Witalij Biełousow. Mimo że przed sezonem 2016 niewiadomą było, czy rosyjski zawodnik w ogóle będzie chodził, Skrzydlewski podpisał z nim nowy kontrakt. Niby finansowo żaden wielki gest, niewymagający wiele wysiłku, ale znakomity trik psychologiczny. Sam Rosjanin mówił, że ten kontrakt dał mu dodatkowego "kopa" do pracy i do walki o powrót do zdrowia. Jak wiadomo, Biełousow do dzisiaj nie wrócił do pełni sprawności, ale takie rzeczy bywają bezcenne dla psychiki pokrzywdzonych ludzi. Każdy psycholog świata potwierdzi to, że sfera mentalna i pozytywne nastawienie jest niezbędnym orężem do walki z chorobą czy groźnym urazem.
Podobnie było i z Aleksandrem Łoktajewem, którego "poniósł melanż" i który na rodzinnej imprezie opróżnił o jedną lufkę za dużo. Skrzydlewski wyciągnął do niego rękę i dał szansę na odbudowanie formy w Łodzi. Czy Ukrainiec ją wykorzystał? Na to pytanie musi sobie odpowiedzieć sam.
No i na koniec ktoś, do kogo "Don Vito" miał spory sentyment (o czym sam wspominał). Ktoś, kogo także nie zostawił w potrzebie. Rory "Iskariota" Schlein. Nie oczekiwałem rzecz jasna od Australijczyka, że będzie cały czas na kolanach dziękował Skrzydlewskiemu za udzieloną pomoc i że będzie jeździł w Łodzi do końca życia. Mimo wszystko, czytając doniesienia o jego odmowach przyjazdu na mecz, o tym zakazie latania samolotami od lekarzy, a później o jego wypożyczeniu do Rybnika, byłem skrajnie zażenowany. Niedawno Witold Skrzydlewski nałożył karę na Australijczyka w wysokości 50 tysięcy złotych. Jeżeli Schlein nie zapłaci, z fontanny złota Ireneusza Nawrockiego nie dostanie nawet złotówki. Nie jest mi go w ogóle żal i mam nadzieję, że prezes Orła nie odpuści. Bo chyba nawet tej przysłowiowej, złamanej złotówki nie jest warta taka "wdzięczność", jaką zaprezentował Rory Schlein.
Jakub Sierakowski