Gościem ostatniego odcinka podcastu Jacka Dreczki pt. "Mówi się żużel" był doskonale znany kibicom speedwaya Mariusz Staszewski. Obecnie menadżer TŻ Ostrovii, ale przez długie lata bardziej niż z Wielkopolską, kojarzony z Lubuskiem. A konkretniej - z jego północną częścią. Urodzony w 1975 roku w Drezdenku (40 km od Gorzowa Wlkp.), na szerokie żużlowe wody wypłynął w gorzowskiej Stali (Pergo), z którą w 1997 r. zdobył Wicemistrzostwo Polski. Miał okazję trenować z największą sławą żużla tamtych lat (i nie tylko tamtych) Tonym Rickardssonem, a także z całą plejadą gwiazd krajowej "szlaki": Świstem, Bajerskim, Paluchem, Cegielskim...
Staszewski w Gorzowie mnóstwo przeżył, jeszcze więcej widział - po 25 latach to prawdziwa uczta dla żużlowych koneserów móc posłuchać jego gorzowskich wspomnień (cały podcast dostępny tutaj). Dla zachęty, wynotowaliśmy kilka ciekawych wątków:
O nocnym życiu Rickarssona w Gorzowie:
Tony Rickardsson jeszcze dobrze ze skóry nie wyszedł i już miał (a wtedy Bosman nas sponsorował) butelkę z piwem w ręku, też kiedyś break dance’a zatańczył na torze w Gorzowie.
O nocnym życiu Pergo Gorzów:
- Po meczu wszyscy brali dziewczyny, żony i szliśmy na piwo do Matnary (...), a, że to była niedziela wieczorem to mieliśmy Matnarę praktycznie tylko dla siebie.
- Jedno piwo?
- A pewnie… więcej niż jedno (…)
Sylwestra czy Andrzejki organizowaliśmy w warsztacie klubowym.
O ówczesnych wynagrodzeniach
- Było w gotówce. Szło się po meczu do kasy, do Pani Uli chodziliśmy, ale rzadko starczało dla wszystkich.
- Hamill i Świst?
- Ci musieli dostać, bo najwięcej mieli do powiedzenia a my juniorzy jak coś tam dostaliśmy, to byliśmy szczęśliwi, a jak nie, to czekaliśmy (…)
- Jarek Gała kiedyś w rozliczeniu wziął od nas traktor.
- A Ty chociaż maszyny do pisania nie chciałeś zabrać?
- Nie, bo jakbym przyszedł, to by nic już w klubie nie było (śmiech). Nie, żartuję… Byłem z Gorzowa, więc traktor mi nie był do niczego potrzebny.
O relacjach z kibicami
Jak ja byłem juniorem i jeździłem w Stali, no to po meczu brałem torbę z kaskiem i szedłem na autobus 101, żeby jechać do domu, czasami więc jechałem z kibicami jeszcze do domu i ciekawie było. (…)
A przedtem, jak mieliśmy warsztat na Zakładach Mechanicznych na Ursusie, no to trzeba było na traktorze te motocykle przywieźć z tego Ursusa i po meczu zawieźć. A jak był mecz przegrany i akurat wszyscy kibice wracali, no to tam się dostawało tym najmłodszym, którzy te motory odwozili najwięcej. (…)
Kiedyś miałem może jedną psychofankę, która gdzieś mi serduszka na motocyklu w warsztacie klubowym nalepiała, a jak wyjeżdżałem na tor, to mi kwiatki rzucała z tunelu.
[Zdj. Echo Gorzowa]