Grand Prix w Warszawie z roku 2015 pamięta każdy kibic czarnego sportu. Turniej mający pożegnać legendę światowych torów – Tomasza Golloba, okazał się być jedna wielką katastrofą. Awaria taśmy startowej sprawiła, że zawodnicy jechali na zielone światło. A stan nawierzchni i liczba upadków… no cóż, w tym temacie zostało powiedziane już chyba wszystko. Zawody ostatecznie przerwano po 12. Biegach, a wyniki zaliczono. Krótko mówiąc – zamiast żużlowego święta, mieliśmy najgorszy turniej GP w historii.
NIECHLUBNY DEBIUT
Z kronikarskiego obowiązku wypada dodać, iż z dorobkiem 8 punktów wygrał Matej Žagar, dla którego im trudniejsze warunki, tym lepiej. Na drugim i trzecim miejscu zawody ukończyli Chris Harris i Jarosław Hampel. Kończący przygodę z cyklem Tomasz Gollob zgromadził 4 punkty. Raz na torze pojawił się pełniący wówczas rolę rezerwowego Bartosz Zmarzlik. Przyszły wielokrotny mistrz świata wygrał swój bieg. Cały turniej był niejako organizacyjnym odpowiednikiem późniejszych sportowych rezultatów Polaków w 2015 roku (I nieszczęsnej kontuzji Hampela) – był to jedyny sezon w ostatniej dekadzie (2013-2022), w którym ukończyliśmy GP bez medalu. Szczególnie słabo zaprezentował się wtedy broniący tytułu wicemistrza Krzysztof Kasprzak.
Mimo skandalu w pierwszym warszawskim turnieju, w późniejszych latach nie zrezygnowano z organizacji GP w naszej stolicy. Problemy udało się wyeliminować i w następnych sezonach wszystko odbywało się bez większego zarzutu. W 2016 i 2018 Tai Woffinden jako pierwszy wygrał w Warszawie dwukrotnie, a w 2017 Maciej Janowski stał się pierwszym Polakiem na drugim stopniu podium.
PREMIEROWE ZWYCIĘSTWO
W sezonie 2019 show skradł Leon Madsen. Duńczyk miał wówczas 30 lat i właśnie zaliczał swój pierwszy sezon w roli stałego uczestnika cyklu. W swojej debiutanckiej w tej roli rundzie zwyciężył, czym zgłosił swój akces do walki o tytuł IMŚ. Była to też kwintesencja stylu, w jakim Madsen zdobywał punkty przez większość tamtego roku. Mimo wygranej, w klasyfikacji generalnej Grand Prix znalazł się na… czwartym miejscu.
Warto też pamiętać o najlepszym w dotychczasowej (i kto wie, czy nie całej) karierze występie Bartosza Smektały, który jako dzika karta zajął 3. Miejsce w fazie zasadniczej. Niestety w półfinale przyjechał ostatni.
DWA LATA PRZERWY
Lata 2020-2021 to okres naznaczony pandemią. W obu sezonach warszawskie rundy były z tego powodu odwołane. Do kalendarza PGE Narodowy powrócił w 2022 jako drugi przystanek w sezonie. Wtedy napędzony zwycięstwem w Goričan Zmarzlik był bliski awansu do finału, jednak atakując pierwszą pozycję w półfinale popełnił błąd, który kosztował go konieczność ratowania się przed upadkiem, a w konsekwencji spadek na trzecie miejsce i odpadnięcie z turnieju. Wygrał absolutnie rewelacyjny tamtego wieczoru Australijczyk Max Fricke. Ten sam Fricke, który przez pozostałą część sezonu ani razu nie wjechał nawet do półfinału.
STATYSTYKI
Jedynym zawodnikiem, który wygrywał w Warszawie więcej niż raz jest Tai Woffinden. Brytyjczyk triumfował w latach 2016 i 2018. Z kolei najczęściej, bo aż czterokrotnie, na podium stawał Fredrik Lindgren. Co więcej, dokonał tego cztery razy z rzędu. Edycje, w których zawodnika jeżdżącego obecnie dla Platinum Motoru Lublin zabrakło na podium, to 2015 (nie był wtedy stałym uczestnikiem i nie startował w Warszawie) oraz 2016 (Wygrał rundę zasadniczą, po czym odpadł w półfinale).
Świadczy to o tym, że Lindgren wybornie czuje się na warszawskim obiekcie. Dodając do tego bardzo dobrą formę w ostatnich tygodniach, śmiało można założyć, że Szwed ponownie będzie jednym z głównych kandydatów do zwycięstwa.
Miejsca na podium:
1. Tai Woffinden (Wielka Brytania) 2-0-0
2. Fredrik Lindgren (Szwecja) 1-1-2
3. Leon Madsen (Dania) 1-1-0
4. Matej Žagar (Słowenia) 1-0-1
5. Max Fricke (Australia) 1-0-0
6. Maciej Janowski (Polska) 0-2-0
7. Chris Harris (Wielka Brytania) 0-1-0
7. Greg Hancock (USA) 0-1-0
9. Jarosław Hampel (Polska) 0-0-1
9. Jason Doyle (Australia) 0-0-1
9. Patryk Dudek (Polska) 0-0-1
W oczy wyraźnie rzuca się brak zwycięstw Polaków oraz jakiegokolwiek miejsca na podium Bartosza Zmarzlika. Jeśli chodzi o Grand Prix, to Warszawa jest prawdziwą zmorą trzykrotnego mistrza świata. Startował tu we wszystkich dotychczasowych edycjach (w 2015 jako rezerwa toru) i nigdy nie wszedł do finału. Jest to dla niego jedna z zaledwie dwóch lokalizacji w cyklu, w której startował więcej niż raz, a i tak nie znalazł się wśród czterech najlepszych. Drugie takie miejsce to Horsens, gdzie Zmarzlika oglądaliśmy w latach 2016-2018.
W warszawskich rundach Grand Prix widzieliśmy już więc prawie wszystko. Prawie, bo wśród wielu historii wciąż brakuje polskiego zwycięzcy. Miejmy nadzieję, że w 2023 przełamiemy złą passę.
Hubert Czajatwitter