Ten obrazek obok to nie nasz błąd. Aforyzm genialnego Leca też nie. Nic lepszego na zobrazowanie stanu polskiego speedwaya nie przyszło nam do głowy. Wydawało się, że krajowy żużel sięgnął dna 13 maja, kiedy w obliczu czegoś, przy czym sama istota człowieczeństwa nakazuje zastygnąć w zadumie i pochylić głowę, słuchaliśmy płynących z gorzowskiego parkingu wyzwisk, przepychanek i przerwanej dopiero słynnym "cała Polska do mnie nap..." urągającej elementarnej przyzwoitości żenady. Dziś na szczęście tego cienia tragedii w tle nie było. W zasadzie to nawet tła nie było. Był jeden wielki cień.
"Czy w polskim żużlu może być normalnie?" - pytaliśmy jeszcze w sobotni wieczór. No to już wiemy, że nie. I zapewne jeszcze długo, długo nie.
Świderskiego rano rozbolała noga, Davidsson musiał pośliznąć się na mydle. Woffinden jeszcze w piątek sam nie był pewien, czy da radę pojechać. Może serio nie dał rady, może wyjaśniono mu, że nie da. Vaculíka, zgodnie z zapowiedzią, w Toruniu zabrakło. Podobnie jak mistrza świata, Grega Hancocka. To znaczy był, ale... 6 minut za późno. Według jednych. Był już o 17.00, według innych. Kombinować na szybkiego z lewym zwolnieniem Amerykanin się nie zgodził. Sędzia Piotr Lis: drużyna Unii Tarnów nie przedstawiła mi zaświadczenia lekarskiego dla Grega Hancocka i w powstałej sytuacji nie spełnia wymogów minimalnego KSM, wskutek tego orzeczony zostaje walkower. Jak to się ma do ducha fair-play? - To nie mój problem. 15 tysięcy wściekłych fanów poszło do domu.
Problemem sędziego Lisa jest co innego. Wygląda na to, że nie zna regulaminu, którego ma przestrzegać. Albo nie umie obsługiwać tak skomplikowanej maszyny, jaką jest kalkulator. Bo z tego, co policzył inny sędzia, Tomasz Proszowski, a wraz z nim tysiące kibiców na swoich liczydłach, wynika, że tarnowianie mieli KSM umożliwiający przystąpienie do zawodów. Ale walkower już był odgwizdany...
- To hańba, brak szacunku wobec zawodników, telewizji czy kibiców, którzy płacą za bilety - cieszył się z awansu Ryan Sullivan. Tyle lat w Polsce i jeszcze się nie przyzwyczaił. - To, co się stało, to nóż w plecy polskiego żużla - wtórował mu na gorąco przegrany trener Cieślak. A tak naprawdę przegrali wszyscy. Znowu mainstreamowe media zainteresują się żużlem. Tą zgrają dużych chłopców, którym słoma z butów wystaje. Brawo, panowie.
Na deser mieliśmy nieco prawie sportowych emocji. Plan Barona wypalił. Siedem startów dla Lingrena, Ułamka i Jędrzejaka uratowało Ekstraligę Sparcie. Kombinacja Chomskiego nie wypaliła, ale tylko dlatego, że zawiódł koszmarnie ten, od którego cały misterny plan się zaczynał - Thomas H. Jonasson. Odrzucając całą kombinatorykę precz, to był naprawdę dobry mecz. Warty tych 17 zł za pay per view. Jeżeli ktoś z czytelników PoKredzie nagrał epicki XV wyścig, kiedy Zbyszek Suchecki ślizgając się po bandach przebijał się przez liderów gości, prosimy o kontakt. Wstawimy na głównej stronie. Gdyby tak wcześniej podniósł się z toru Jędrzejak i sędzia pozwolił dojechać na 5-1 miejscowym... Gdyby wreszcie w powtórce ocenił, że to Sebastian Ułamek spowodował upadek świetnego dziś Pieszczka... Gdyby, gdyby, gdyby... 50-39 i 91-88 w dwumeczu. Gratulacje dla Wrocławia, szacunek dla Gdańska.
Lubuskie derby zakończyły się, zanim jeszcze na dobre się zaczęły. Na drugim wirażu pierwszego okrążenia konkretnie, w drugim starcie Patryka Dudka. Nadzieja kibiców Falubazu odjechała wraz z ruszającą w kierunku szpitala karetką. Goście trzykrotnie leżeli, do tego doszły taśma i wykluczenie. W kontekście tego, to i tak sukces, że uniknęli pogromu.
W finale pojedzie Gorzów. Z kim? Coraz mniej nas to interesuje.
To już naprawdę koniec. Żal fenomenalnego Nickiego, walczącego jak lew Pieszczka, niesamowitego w barażowym dwumeczu Sucheckiego. Oni dali z siebie 110 procent. Te 4 brakujące do utrzymania oczka nie powinny jednak zatrzeć prawdziwego obrazu gdańskiego speedwaya AD 2012.
Miny Darżynkiewicza i Cegielskiego mówiły wszystko. Ci na stadionie nawet tego nie widzieli. Zamiast żużlowej uczty, kolejna kompromitacja. Kiedy to się skończy?