Ponoć prawdziwego inwestora poznaje sie po tym, że nawet kiedy straci 30 procent swoich pieniędzy, zachowuje spokój. Jeśliby operować takim kryterium, to trener Marek Cieślak ma zadatki na tygrysa parkietu. Po 8. biegu przegrywał 29:19, po 10. już 35:25. A jednak to jego było górą. Trzymał najlepszych na koniec, a kiedy wreszcie w biegu 12 niepokonany dotąd Chris Holder stanął na trudnym, 4. polu startowym, po lewej ręce miał Grega Hancocka, a z pola A jego wiernego druha, Janowskiego. Chwilę później wystrzeliła jeszcze cieślakowa wunderwaffe, czyli Leon Madsen, a beznadziejnie słaby tego dnia Ward z perspektywy 30 metrów tylko obserwował odjeżdżającą szansę na złoto.
23 września to początek astronomicznej jesieni, ale dla kibiców Apatora dopiero teraz mogło wyjść słońce. Nic z tego. W rzeczywistości bywa trudniej niż na playstation... Mimo wszystko, zrzucanie całej winy na młodego wciąż Darcy'ego Warda byłoby nadużyciem. Nawet Chris Holder, choć w 6 startach stracił tylko 2 punkty, w decydującym momencie dał się pokonać podwójnie. Australijczyk ma jutro urodziny. Prezent życia chciał sobie sprawić już w Vojens. Nie wyszło. W Toruniu też nie. Taki to już los żużlowca, nawet tego z absolutnego topu.
Czy gdyby ten mecz odbył się w pierwotnym terminie, wynik byłby taki sam? Zapewne nie. Na ZZ-tce za Ryana Sullivana gospodarze zrobili 5+1. Ten sam manewr zastosowany za Vaculíka przyniósł gościom 7+2. Jak jeździł na Moto Arenie Sullivan, a ile punktów zrobił ostatnio Vaculík? Będzie o czym dyskutować w długie zimowe wieczory.
Pozdrawiam pana Władka! - zakrzyknął uradowany trener Cieślak do kamery. On w tej chwili nie musi się już tłumaczyć z nieznajomości KSM-u własnej drużyny, spóźnienia Hancocka, przedłużającego się nadciśnienia Słowaka. Po raz kolejny pokazał, że w polskim żużlu nie ma na niego mocnych. Będzie równie kurtuazyjnie pozdrawiał pana Władka za dwa tygodnie, czy raczej gratulował mu zwycięstwa? Z Vaculíkiem czy bez, to Unia ma miażdżącą przewagę w formacji juniorskiej. Od jutra Cieślak siądzie i będzie myślał, jak zdyskontować ją w finałowej rywalizacji. I zapewne coś wymyśli.
Bieg roku Miedzińskiego?
W Grudziądzu menadżer Sparty Piotr Baron zdecydował się nie ryzykować i powtórzył manewr, którym wygrał dwumecz z Wybrzeżem. Sześć lub w razie komplikacji 7 startów Ułamka, Jędrzejaka i Lindgrena miało rozstrzygnąć sprawę. Tym bardziej, że biednemu wiatr w oczy. Podczas GP w Vojens kontuzji doznał lider GKM-u, Peter Ljung. Mimo tego gospodarze walczyli badzo dzielnie, a postawa Łukasza Cyrana, ściągniętego z musu Pawła Staszka czy Łukasza Przedpełskiego, który objechał na trasie Lindgrena, wzbudzała szacunek. W każdym niemal biegu grudziądzanie mieli przecież przeciwko sobie rywali o klasę lepszych. Chyba los, który tak ostro potraktował maluczkich przed startem barażowego dwumeczu, postanowił im to zrekompensować, bo końcówka spotkania ułożyła się dla nich wspaniale. A może to wrocławianie dostali delikatną sugestię z parkingu, że warto sprawić, by na rewanż ktoś przyszedł? W każdym bądź razie 12-punktowa strata wcale nie jest taka mała. Owszem, znawcy typować będą 60:30 na "Olimpico", ale żużel to mimo wszystko nieprzewidywalny sport - zdarzają się kontuzje, upadki. Rzeczywistość torowa często nijak ma się do tego, co na papierze. Pewne jest jedno: GKM swoją ambitną postawą sprawił, że ligowa jesień będzie ciekawsza. Przyda się, po ubiegłotygodniowych samobójach.
Radość niespodziewana smakuje podwójnie