Życzyliśmy sobie we wczorajszej zapowiedzi, żeby wszelkie brzydkie spekulacje o tym, że pierwszej odsłony finału nie ujrzymy do czasu, aż trener Paluch będzie mógł spokojnie przygotować "trudny i selektywny tor", okazały się li tylko plotkami, a działacze Stali wzięli przykład z organizatorów Grand Prix w Toruniu. No cóż... Nie byliśmy, nie widzieliśmy, ale pewne jest jedno: to będzie kolejny news psujący wizerunek polskiego żużla w krajowych mediach. Pytanie, czy jest jeszcze co psuć... Dziś zamiast walki o złoto skończyło się na przedpołudniowym treningu. Powtórkę wyznaczono na wtorek. Po prawdzie to mamy poważne wątpliwości, czy Stal w ogóle da radę odjechać finał u siebie tej jesieni. Z taką ilością glinki na torze może być to trudne. Najbardziej w tym wszystkim żal kibiców z Tarnowa. Są rekordziści, którzy na darmo zaliczyli już wycieczki do Częstochowy, Torunia, a teraz Gorzowa. Tylko współczuć. We Wrocławiu szczęśliwie udało się zdążyć przed deszczem. Czapki z głów przed tym, kto ustalił godzinę rozpoczęcia tego spotkania. Padać zaczęło po 10-tym, a lunęło jak z cebra tuż po ostatnim biegu. Co by się stało, gdyby mecz zaczynał się choćby godzinę później? Można tylko gdybać. Na torze swoje, i tak niewielkie szanse goście stracili już przed zawodami, kiedy okazało się, że ten, który miał zastąpić Davey'a Watta, czyli David Ruud także nie jest w stanie pojechać. Wyciągnięty jak królik z kapelusza Kevin Woelbert starał się, ale zaangażowanie jego, Norberta Kościucha i Hansa Andersena pozwoliło jedynie honorowo dobić do 30 punktów.
Koszmarnego pecha miał GTŻ w tym barażowym dwumeczu. Przegrał i z głupim regulaminem, i z kontuzjami. Na koniec też ze Spartą. Bez Ljunga, Watta, Ruuda, bez zgody na start Mroczki i z muszącym odjechać swoje Pawłem Staszkiem w składzie nawet w I lidze byłoby ciężko. I tego wrocławianie nie mogli nie wykorzystać. Złośliwi pytają, kto teraz wypłaci punktówkę bohaterom rewanżu. Z biletów na sektor gości raczej nie wystarczy. Dzisiaj w stolicy Dolnego Śląska cieszą się z pozostania w elicie, ale już jutro zacznie się dyskusja o przyszłości. Po raz pierwszy od dawna może być ciekawa. Wielu, nawet zagorzałych fanów, ma już dość żużla w takich warunkach i z takim efektem - ciągłego ślizgania się na granicy ekstraligowego bytu i nicości.
Prezes GTŻ, Zbigniew Fiałkowski o przegranej szansie na Ekstraligę: