Kibice i sympatycy z Rzeszowa, zostaliście oszukani. To nie jest prawda! - napisała na swoim profilu we wtorkowy wieczór Emma Richardson. Tylko tyle. Znając już treść tekstu dnia naszego czołowego żużlowego portalu i widząc setki komentarzy, w których "hiena" jest dość łagodnym określeniem, musi być podłamana. Niebawem zapewne wypowie się. I o tym, jakie to wykwintne alkohole zamawiała w Rzeszowie, i o tym, jakimi liniami lata się za 11 tys. zł z Londynu, i o tym dlaczego uporczywie podawała prezes Półtorak zły numer konta. Teraz również Marta Półtorak nie będzie miała wyjścia. Będzie musiała publicznie rozliczyć każdą złotówkę. Skoro w taki sposób, w przeddzień takiego święta, poszła z tym do mediów, niechybnie jest przygotowana, by wypunktować Brytyjkę. Butelka po butelce. Ucieszy się tylko portal. Kilka czołówek i kilka tysięcy komentarzy - murowane. Prawdziwi kibice już mniej. Oni przyszli na wrześniowy turniej z potrzeby serca. Kupowali bilety, programy, koszulki. Wszystko dla Lee i Jego rodziny. Już sam fakt, że otrzymała ona należne pieniądze po dwóch miesiącach, dopiero w obliczu medialnego skandalu, nie najlepiej świadczy też o drugiej stronie. Nie, nie przyłączymy się dziś do chóru krytyków wdowy po Lee Richardsonie.
O tym, że obie panie za sobą nie przepadają, uważni obserwatorzy wiedzą nie od wczoraj. Ponoć to kobiety, z przyrodzoną sobie wrażliwością, potrafią jak nikt inny wspierać się wzajemnie w trudnych sytuacjach. Widać nie w tym przypadku. Już w lecie Emma Richardson sygnalizowała, że ma duże trudności w komunikacji z Martą Półtorak. - Moja wizyta w Rzeszowie była bardzo nagła, Marta nie odpowiadała na moje emaile, ani nie odbierała telefonów, więc nie miałam wyboru i przyleciałam, by porozmawiać z nią twarzą w twarz. Oczywiście Marta jest bardzo zajętą kobietą biznesu, ale mój mąż Lee zmarł ścigając się dla Rzeszowa, zostawił mnie z bardzo trudnym zadaniem opiekowania się trójką chłopców - opisywała swoje odczucia w wywiadzie z 26 lipca. Pozdrawiając jednocześnie kibiców i zapowiadając swój przyjazd we wrześniu. Tak też się stało. Kilka dni temu poskarżyła się na twitterze Davey'owi Wattowi, że od niemal dwóch miesięcy nie otrzymała pieniędzy za wrześniowy turniej, a Marta Półtorak nie odpisuje na jej wiadomości. Czując się ignorowana zapytała o kontakt do kogoś z polskich dziennikarzy. Watt obiecał pomóc. Lawina ruszyła.
Jak jest dziś - widzimy. Wiotczeją dłonie. Epilog? Smutny, to pewne. Większość uzna Emmę Richardson za persona non grata w polskim żużlu. Wielu już uznało. I bez tego, wydźwięk całej historii będzie fatalny.
Wczoraj, 30 października (sic!), tuż po opublikowaniu wywiadu z prezes Półtorak, na oficjalnej stronie Stali Rzeszów pojawił się komunikat: Speedway Stal Rzeszów S.A. informuje, że cały dochód z zawodów żużlowych "Gwiazdy Speedwaya dla Lee Richardsona i XXIX Memoriał Eugeniusza Nazimka" został przekazany rodzinie Lee Richardsona, żużlowca PGE Marmy Rzeszów tragicznie zmarłego 13 maja 2012 roku we Wrocławiu.
Cały, czyli - jak twierdzą znający sprawę - ok. 40 tys zł (dziś już wiemy, że dokładnie 34,7 tys. - dop. red.). Skąd te 160 tysięcy, których - według słów prezes Półtorak - oczekiwała Emma Richardson? Nietrudno zgadnąć. Na zawodach było ok. 6 tys. kibiców. Kupowali bilety po 25 zł, wielu także programy w cenie 10 zł. To mogło dać 160-175 000 zł zysku. Brutto. Żużlowcy pojechali za darmo, osoby funkcyjne także zrezygnowały z pieniędzy. Na murawie widniały reklamy kilku znaczących sponsorów rzeszowskiego żużla. Prezes Półtorak twierdzi, że wpływy z Memoriału wyniosły ok. 70 tys. zł. Skąd taka różnica? Niebawem, chcąc niechcąc, pewnie się dowiemy.
W fakturach - uprzedzając rzeczywistość - najpewniej wszystko zgadzać się będzie co do złotówki. Nie takie rzeczy... I nie tylko w Rzeszowie. Pozostanie tylko u wielu takie wrażenie, że jesienią 2012 r. w stolicy Podkarpacia kibice nie tylko stanęli na wysokości zadania, ale zrobili coś autentycznie pięknego, żużlowcy, tak często paradujący z łatką materialistów, również. Szeregowi pracownicy Stali mogą śmiało spojrzeć w lustro.
"Ostatni raz robię coś dla Emmy Richardson" - mówi prezes Półtorak. I może dobrze.