Koniec kolejnego ogórkowego tygodnia. Dzień bez transferu Tomasza Golloba do następnego na liście klubu pozostaje dniem straconym, z dziennikarskiego obowiązku odnotujmy tylko, że do Gorzowa, Zielonej Góry, Rzeszowa, Bydgoszczy i Torunia, które pana Tomasza już "kupiły" na razie nie dołączyło Opole, natomiast "na pewno" z gry wypada Polonia. Początek tygodnia stał jednak pod znakiem kłopotów mistrza z Tarnowa. Dla jednych szok i niedowierzanie, dla innych wprost przeciwnie. Taki teraz czas. Tak zgrabnie przyciśnięty meblościanką kurz nagle spod dywanu wyłazi, a gdzieniegdzie i trup z szafy wypada. Jakoś temat nowego adresata faktur od pana Tomasza niespecjalnie nas ekscytuje, natomiast, obok mistrza z Tarnowa, z coraz większą ciekawością nasłuchujemy wieści z obozu wicemistrza. Bo w Gorzowie, choć z pozoru całkiem sennie, to - zdaje się - naprawdę ciekawie dopiero może się zrobić.
Oficjalnie sprawy nie ma. To znaczy jest, ale powszechnie znana. - Jestem w szoku. To strzał we własną stopę - jak zwykle obrazowo komentuje zmiany w regulaminie Władysław Komarnicki. - Ten KSM rozbija nam drużynę i wymusi drastyczne zmiany w składzie - spokojniej, lecz nie pozostawiając złudzeń, dodaje prezes Ireneusz Maciej Zmora. Szok czy nie szok, ewolucja czy rewolucja - z prawdą żaden z panów się nie mija, bo każdy kibic wie, że średnie, jakie "natłukli" w tym sezonie Bartosz Zmarzlik oraz seniorzy Stali w każdym innym wariancie niż całkowite zniesienie KSM-u muszą wymusić zmiany. Tylko coś tego "ruchu w bezruchu" wokół Stali aż za dużo...
- Nasze początkowo rozbieżne stanowiska finansowe zaczęły się zbliżać, lecz regulamin rozgrywek spowodował, że Matej odchodzi - szczerze przyznał prezes Zmora "Gazecie Lubuskiej". Dla wielu fanów to właśnie od Mateja Żagara należało zacząć budowę Stali 2013. I mają na to argumenty. Mimo wszystko, odejście jednego zawodnika, nawet tak świetnie spisującego się na stadionie im. Jancarza, nie stanowi jeszcze wstrząsu dla drużyny. Nie jest jednak tajemnicą, że zastąpić miałby go Daniel Nermark. Abstrahując już od mocno niepewnej możliwości sportowego zastąpienia Słoweńca (jakoś nie wyobrażamy sobie kompletów Nermarka w Gorzowie), sama idea wymiany Żagara (KSM 8,20) na Nermarka (KSM 8,00) trąci bezmyślnością. Albo... Ale na razie nie kończmy.
Gorzej, że obok Żagara także inni zawodnicy Stali, dotąd będący filarami tej drużyny, jakoś nie palą się do "parafowania" listów intencyjnych. Gollob już odszedł, ale to tajemnicą poliszynela było od pół roku. Michael Jepsen Jensen jest właśnie na kolejnym płaskim etapie Tour de Pologne. Przedwczoraj wizytował budującą się trybunę w Zielonej Górze, jutro uświetnić ma otwarcie integracyjnego przedszkola w Toruniu. Przed nim jeszcze etapy górskie.
Rozmowy z Krzysztofem Kasprzakiem - w zgodnej opinii "blisko związanych z klubem" - ślimaczą się, albo nawet utknęły w martwym punkcie. I tym razem nie chodzi ponoć o gwarancję 200 punktów. Swoją drogą, to Kasprzak może do tych rozmów siadać z hardą miną, bo do tych 200 "oczek" w ostatecznym rozrachunku niewiele mu zabrakło (uwzględniając oczywiście play-offy). 144 punkty w 18 spotkaniach rundy zasadniczej oraz 47 w czterech decydujących o medalach, a w dodatku KSM "tylko" 7,14 - to wszystko niemały atut przy negocjacyjnym stole. Kasprzak to wie. I nie mamy wątpliwości, że wykorzysta.
Być może sprawniej dogadałby się ze starym prezesem. To przecież przy Władysławie Komarnickim, ujęty chyba ojcowskim podejściem do zawodników, deklarował wzruszony wyraźnie, że "przyszedł do Stali, bo chce się uczyć od najlepszego zawodnika na świecie, Tomasza Golloba". Ale dziś pana Władysława przy Śląskiej już nie ma. To znaczy jest, ale fotel prezesa zamienił na rolę komentatora w żużlowym portalu. Dlaczego porzucił swe dzieło? Ponoć już dawno tak postanowił.
Sporo tego wszystkiego. Być może faktycznie wszelkie wątpliwości jedyne źródło mają w regulaminowym KSM-ie. A może... "Stal ma faktycznie ok. 1,7 mln długu i nie ma kasy na zbudowanie dobrego zespołu, więc odeszli Żagar i Gollob, Jensen też już na wylocie, a z Kasprzakiem rozmowy idą opornie" - pisze na swoim blogu bohater sezonu ogórkowego red. Dariusz Ostafiński. A w kwestii stanu klubowej kasy dodaje bez ogródek: "Nikt nie odpowie zgodnie z prawdą. Będą kłamali".
Nie on jeden. Niedawno "Express Bydgoski", z reguły dobrze poinformowany w sprawach żużla, napisał w odredakcyjnym komentarzu: "Polonia nie jest jedynym klubem, który zaciąga kredyt, aby uregulować zaległości. Dla przykładu: Stal Gorzów musi pożyczyć z banku więcej od nas". Wysokość "manka" w kasie Polonii jest powszechnie znana.
Może więc coś jest na rzeczy... Wersja oszczędnościowa i stąd ten exodus? Odciążenie klubowego budżetu - owszem, to może być wyjaśnienie, a w sytuacji "musu" jedyne rozsądne rozwiązanie. Na już, ad hoc. Długofalowo nie musi to jednak oznaczać ratunku i wyjścia na prostą. Przeciwnie. Pytanie, czy kibice to kupią? Już teraz słychać w Gorzowie głosy, że skład z Hlibem i Brzozowskim równa się 500 sprzedanych karnetów.
To może być prawdziwy problem Stali. Szalenie ciężko jest zbudować ekipę tańszą, a zarazem "chwytliwą". Taką, która będzie miała w sobie ducha walki i to trudno definiowalne "coś", co spowoduje, że fani - nawet przy walce o niższe cele - na stadion przyjdą, potem z uśmiechem z niego wyjdą, a od poniedziałku zaczną odliczać dni do kolejnego meczu. Udało się to w Częstochowie, całkiem dobrze sprawdziło się też we Wrocławiu. Udałoby się pewnie w Zielonej Górze i Lesznie. W tym pierwszym, częstochowskim przypadku kluczem do sukcesu był powrót do przygotowywania toru "na tak", a nie przeciw rywalom. Magnesami: niezwykle waleczni, traktowani jako swojacy Grisza Łaguta i Rafał Szombierski. We Wrocławiu frekwencja wcale nie była wiele słabsza od tej w sezonie, gdy trener Marek Cieślak dysponował ekipą, która w tegorocznej lidze niechybnie okrzyknięta byłaby dream teamem. Z Crumpem, Bjerre, Madsenem i Janowskim. Jak to możliwe? Więcej w tym pewnie przypadku, niż wizjonerstwa prokurentki Kloc, ale wystarczyło, że miejsce "Magica", zawodnika, dla którego niezależnie od wyniku fani przychodzili na "Olimpijski", zajął Tomasz Jędrzejak. Zajął nie tylko formalnie, wynikami na torze, ale przede wszystkim w kibicowskich sercach: lojalnością i stosunkiem do klubowych barw. Choć przecież nie musiał. Podobnie jak Szombierski i Łaguta nie są z Częstochowy rodem, tak i on wrocławianin z wyboru. Do tego rozumiejący kibicowską duszę menadżer i świetny strzał z Taiem Woffindenem, który "z niczego" odpalił kapitalny sezon, a sympatię fanów zyskał na długo, zanim jeszcze w szaliku Sparty szalał na sektorze gości w Grudziądzu.
A więc można. Tylko czy uda się to w Gorzowie? Jeżeli coś jest na rzeczy i tych pieniędzy nie będzie już tyle - czego, podkreślamy raz jeszcze, pewni wciąż nie jesteśmy - najpewniej czekałby Stal poważny regres sportowy. Czy także finansowy? I czy może przekuć się na chudsze lata całego klubu? W tej chwili to czysto spekulacyjna teza, jednak zanegować takiego scenariusza nie sposób. Wystarczy policzyć jakimi środkami zasilał klubową kasę sponsor stały i najwierniejszy - gorzowski kibic. Weźmy ostatni sezon. Który klub miał najwyższą frekwencję na ligowych meczach? Częstochowskie "Lwy"? Mistrz z Tarnowa? Fanatycznie wielbiony Falubaz? Wcale nie. Wszystkie dane wskazują, że czempionem na polu frekwencji została Stal Gorzów ze średnią na mecz ok. 12,5 tys. kibiców! Jedenaście spotkań u siebie. Przyjmijmy tylko 35 zł za bilet. Oczywiście, część fanów kupiła karnety, były też wejściówki ulgowe, do tego programy, a na lubuskie derby inne ceny, ale uśrednijmy, przede wszystkim nie zawyżając tych dochodów. Wychodzi 4,81 mln zł. To 60 procent oficjalnego budżetu klubu na sezon 2012! Nie inaczej było w poprzednich "tłustych" latach. Nawet pomimo zaangażowania firmy Caelum, mniejszych sponsorów i wsparcia miasta.
Nie zazdrościmy włodarzom Stali. Przyzwyczaili kibiców do tego, że co roku ich drużyna walczy o złoto. Nawet jeśli rokrocznie kończyło się to niepowodzeniem, ten "mały koński paznokieć" nakręcał tylko koniunkturę. Do tego największe nazwiska. Przepiękny stadion. Do tego Grand Prix i DPŚ. A teraz... Hlib i "Brzoza"?
Mają nad czym myśleć i prezes Zmora, i sam trener Paluch. Wypada im kibicować, bo tak naprawdę kłopoty Stali oznaczają kłopot całej, i tak już ciężko dyszącej, choć ponoć nadal ekstra ligi.