Stęskniliście się odrobinę za cyklem Grand Prix? Po bardzo ograniczonej dawce żużla w zeszły weekend – zgadujemy, że tak. Tym razem karuzela zawita do Pragi - miejsca, które wizytowała częściej niż jakiekolwiek inne. Historia rund GP na stadionie Markéta sięga czasów dawniejszych, niż narodziny Heleny Vondráčkovej (no dobra, przesadziliśmy), dzięki czemu jest bogata w wiele interesujących wydarzeń. W oczekiwaniu na dzisiejszy turniej przypomnijmy sobie, co też ciekawego działo się przez ostatnie kilkanaście lat na torze w pięknej stolicy Czech.
1997 – w tym roku rozpoczęła się cała zabawa. W inauguracyjnym turnieju, zastępującym wówczas Grand Prix Włoch, w finale mieliśmy pojedynek amerykańsko – polski. Team Exide, czyli Hancock i Hamill vs. Gollob i Drabik. Niestety, przerżnęliśmy w stosunki 5:1, a zwycięzcą okazał się Herbie, dla którego był to pierwszy krok w kierunku złotego medalu. Poniżej najciekawsze fragmenty turnieju:
1998 – Billy Hamill ponownie na drugim miejscu, Tomasz Gollob ponownie w finale i ponownie bez sukcesu – tym razem nie zameldował się nawet na mecie i zajął ostatnie miejsce. Warto przypomnieć, że był to pierwszy turniej rozgrywany według rewolucyjnego systemu – zamiast tradycyjnej tabeli biegowej i finałów A, B, C, D wprowadzono Eliminatory, wyodrębniono zawodników rozstawionych, zaczynających zabawę od turnieju głównego, a generalne założenie było takie, że rajder po dwóch wyścigach z rzędu ukończonych na 3 lub 4 miejscu odpadał z turnieju. Sprawiedliwości było w tym bardzo mało, ale emocji co nie miara. „Eliminatorową” inaugurację zdominował – jak cały ówczesny rok - Tony Rickardsson.
1999 – zalaną deszczem rundę, tak jak dwie poprzednie rozpoczynającą sezon, wygrał w końcu Tomasz Gollob, najlepiej manewrując na zwałach czeskiego błota. Tym razem pozostali Polacy wypadli słabiutko – zarówno śp. Robert Dados, jak i Piotr Protasiewicz nie dotarli do turnieju głównego. Całe zawody do obejrzenia tu:
2000 – ostatnia inauguracja w Pradze i… wjazd w erę dmuchanych band! W dodatku od tamtego sezonu zaliczono ogromny skok jakościowy w kwestii transmisji turniejów Grand Prix – stylowe infografiki, eleganckie plastrony, nowe ujęcia kamer, m.in. z dźwigu i w mocnym slow-motion – to wszystko sprawiło, że była to pierwsza naprawdę profesjonalnie transmitowana runda. Wygrał Billy Hamill, który wdrapał się na swoje trzecie podium w czwartym GP na Markécie. W końcu na najwyższym stopniu.
2001 – Tomasz Gollob przystąpił do tego turnieju z niesłabnącymi nadziejami na Indywidualne Mistrzostwo Świata, po zwycięstwie w Berlinie, podium w Cardiff i czwartym miejscu w Vojens. Dojechał do finału w świetnym stylu, a tam powstrzymała go… taśma. Sfrustrowany zostawił motocykl na torze, machnął ręką w stronę wieżyczki i odszedł. W trzyosobowej obsadzie ponownie najlepszy okazał się Billy Hamill, któremu w tamtym sezonie szło bardzo kiepsko, ale pod wpływem magii Markéty wykrzesał z siebie absolutne maksimum. Tymczasem Gollob, nieświadom obecności kamery, wygłosił pod adresem sędziego Wojaczka bardzo spektakularną wiązankę, poddającą w wątpliwość orientację seksualną rodaka. Przypomnimy? A co tam. Uwaga, transkrypcja oryginalna:
„K#rwa… pedał. Normalnie, k#rwa, polski pedał, k#rwa no.”
<kurtyna>
2002 – umiarkowanie atrakcyjna runda. Najważniejszym wydarzeniem było zdetronizowanie dotychczasowego króla Markéty, Billy’ego Hamilla, i zastąpienie go innym – który nie zsiadł z tronu przez następne 3 lata. Kto to taki? Cóż, nietRUDYne pytanie.
2003 – Gollob drugi raz z rzędu poza półfinałami, Crump drugi raz z rzędu zwycięski, a Józef Franc, zaliczający swój debiut – zapomniany. W 2012 roku wszyscy myśleli, że sympatyczny Czech jedzie właśnie swój grandprixowy pierwszy raz, a on skubany pościgał się w stawce już 9 lat wcześniej. Chociaż może „pościgał” to trochę za duże słowo. Był w każdym razie. Na filmiku poniżej - spektakularna kraksa Jonssona i Andersena z półfinału (nie myślcie, że w powtórce któryś z nich nie wystartował, mimo że AJ nabawił się wówczas wstrząsu mózgu):
2004 – w Pradze znów popadało, zawody opóźniły się o dobre dwie godziny, a my mieliśmy swojego małego (tak, to dobre słowo) bohatera. Jarek Hampel w swoim drugim turnieju jako stały uczestnik zajechał aż do finału, w którym przegrał tylko z niezłomnie panującym australijskim królem. Pechowo z zawodami pożegnał się Rafał Dobrucki, dla którego był to ostatni występ w Grand Prix. Prowadząc w jednym z Eliminatorów wyniósł się nieco za szeroko, zahaczył o bandę i zerwał łańcuch. Właśnie, bandy. Wbrew obiegowej opinii, „dmuchawce” na prostych nie zniknęły po makabrycznym dzwonie Lukáša Drymla w Krsko w 2003 roku. Pożyły jeszcze kilka miesięcy, a gwoździem do ich trumny była przedstawiona niżej sytuacja. W roli głównej Tony Rickardsson:
2005 – Polscy kibice zaczęli zacierać ręce, bowiem szykował nam się nowy praski król – Jarek Hampel drugi rok z rzędu zameldował się na podium. Gollob czwarty raz z rzędu nie wszedł do finału, a Scott Nicholls pierwszy i ostatni raz zaliczył prawie bezbłędny turniej (14 punktów w rundzie zasadniczej), po czym… odpadł w półfinale. Crump wreszcie został zrzucony z najwyższego stopnia podium – wygrał Tony Rickardsson, który od początku schował ten sezon do kieszeni i nie oddał go nikomu do samego końca.
2006 – znów deszczowo i błotniście, w wyniku czego turniej stanął na głowie, a rezultaty wyglądały jak typowania średnio rozgarniętego 10-latka. Hampel w finale – to jedyny constans. Ale oprócz tego? Hans Andersen jadący z rezerwy za kontuzjowanego Rickardssona wygrywa (już drugi raz, po wcześniejszym tryumfie w Kopenhadze), a za nim na podium meldują się ówczesne młokosy – Matej Žagar i Antonio Lindbaeck. Praga tego dnia zwariowała, i to bynajmniej nie ze szczęścia.
2007 – pierwsze GP w historii z dwoma…. no dobra, z jednym i pół Polaka na podium. Hampel kontynuował swoją passę i zaliczył swój czwarty praski finał z rzędu, a razem z nim w najlepszej trójce, oprócz kosmicznego Pedersena, znalazł się Rune Holta. Tomasz Gollob zaliczył swój najgorszy występ w całej historii startów w Grand Prix. 1 punkt w 5 startach. „Dziadek się kończy” – można było wówczas usłyszeć…
2008 – o, Dziadek jednak powrócił. Nie na tyle, żeby pozamiatać całą stawkę, ale 12 punktów uzbieranych w turnieju zasadniczym było o 11 lepsze niż przed rokiem. Na tym niestety skończyła się idylla, w półfinale klops i czwarte miejsce, a Hampel… Hampel przerwał swoją niesamowitą serię. Bynajmniej nie dlatego, że wystartował w tym turnieju słabo. Po prostu nie było go wówczas w gronie stałych uczestników Grand Prix.
2009 – Praga ponownie zainaugurowała cały cykl. Turniej pewnie szybko przeszedłby bez echa i został zapomniany, gdyby nie jeden człowiek. Emil Sajfutdinow, 19-latek (!) debiutujący wówczas w Grand Prix, wniósł do cyklu świeżość niewidzianą (nieczutą?) od kilku lat. Pojawił się, uśmiechnął i zrobił na torze więcej wiatru, niż wszyscy pozostali uczestnicy razem wzięci. Poniżej finał. Minęły 4 lata, Emil okrzepł i na dobre zadomowił się w światowej czołówce. Ale wtedy? Szaleństwo.
2010 – jedna z najciekawszych rund pod względem walki na torze, niestety zakończona fatalnie dla sensacyjnego tryumfatora sprzed roku. Emil w jednym z biegów nadział się na tylne koło Chrisa Harrisa, po czym dostał szwungu niczym Sokół Millenium i zatrzymał się dopiero na bandzie. Ręka nie wytrzymała. A wszystko to jeszcze na starych tłumikach.
Hampel po powrocie do cyklu tradycyjnie zameldował się w finale, licząc na swoje pierwsze upragnione zwycięstwo w Pradze (i w ogóle w cyklu GP). W najważniejszym wyścigu dnia szyki pokrzyżował mu jednak Tomasz Gollob, po atomowym starcie zakładając „Małego”. Początek bynajmniej nie wskazywał na wygraną Tomka – w dwóch pierwszych startach zdobył zaledwie dwa punkty. Jednak potem, gdy już się rozkręcił…
2011 – do Pragi powróciła nuda. Na torze niewiele się działo, w finale tradycyjnie zameldował się Hampel i tradycyjnie nie wygrał (był to już jego szósty finał w Pradze bez sukcesu). Na podium towarzyszył mu Gollob, a praskie zawody drugi raz w historii (po czternastu latach przerwy!) wygrał niemal bezbłędny tego dnia Hancock. Poniżej najfajniejszy wyścig dnia. W roli głównej Matěj Kůs i heroiczna obrona pierwszej pozycji przed zmasowanymi atakami Crumpa i Jonssona. Należy dodać, że były to jedyne zdobyte punkty przez Czecha tego dnia.
2012 – tak jak runda z 2009 roku miała swojego cichego bohatera w postaci dopiero odpalanej rosyjskiej torpedy, tak w zeszłorocznym GP wszystkich zauroczyła turniejowa dzika karta, Josef Franc. Większość osób widząc kandydaturę Czecha pukała się w czoło, wieszcząc mu zerowy dorobek punktowy. Tymczasem istotnie zdarzało mu się przyjeżdżać na czwartej pozycji, ale dorzucił też trójkę. A potem drugią. I trzecią. W brawurowym stylu dojechał do półfinału, gdzie niestety poległ, jadąc ze słabego drugiego pola w silnej stawce. Ale chociażby za ten wyścig…
…należą mu się pokłony. Skąd on wziął taką prędkość na pierwszym okrążeniu?!
Polacy w zeszłym roku wypadli mocno tak sobie. Hampel przerwał swoją passę praskich finałów, nie awansując nawet do najlepszej ósemki. Gollob niby wymęczył podium, ale w jego przypadku wynik był dużo lepszy od jazdy, a kilka punktów zapewnił mu korzystny układ pól startowych. Dziś korzystnego układu mieć nie będzie – drugi turniej z rzędu wylosował znienawidzony przez wszystkich nr 3, oznaczający startowanie z pól C - D – C w pierwszych trzech seriach. Oczywiście, wszyscy znamy przysłowie o rąbku i baletnicy, pozostaje więc mieć nadzieję, że wobec fantastycznej dyspozycji Tomka pola startowe nie będą miały nic do gadania, a Hampel na swoim ulubionym grandprixowym torze powróci w szeregi finalistów. I być może wreszcie, WRESZCIE zamelduje się na najwyższym stopniu podium.
Kto ma szansę poza nimi? Zasadniczo wszyscy, może oprócz Aleša Drymla (chociaż patrząc na zeszłoroczny przypadek Franca, kto wie). Kosmiczną formę utrzymuje Woffinden, coraz lepszy jest Holder, ostatnio jakby odmulił się Jonsson. Dwie ostatnie rundy zdominował Sajfutdinow, więc pewnie będzie miał chrapkę na hat-trick. Żelaznemu Nickiemu Pedersenowi nawet ze złamanym nadgarstkiem nie dajemy małych szans. Nie oczekujemy może, że ujrzymy najciekawszą rundę w tym roku. Praga nigdy pod tym względem nie wybijała się ponad przeciętność. Ale jest szansa, że będzie ciekawie.
Grand Prix Czeskiej Republiki - lista startowa:
1. Matej Žagar (Słowenia)
2. Niels Kristian Iversen (Dania)
3. Tomasz Gollob (Polska)
4. Aleš Dryml (Czechy)
5. Krzysztof Kasprzak (Polska)
6. Josef Franc (Czechy)
7. Nicki Pedersen (Dania)
8. Emil Sajfutdinow (Rosja)
9. Fredrik Lindgren (Szwecja)
10. Tai Woffinden (Wielka Brytania)
11. Jarosław Hampel (Polska)
12. Andreas Jonsson (Szwecja)
13. Antonio Lindbaeck (Szwecja)
14. Chris Holder (Australia)
15. Greg Hancock (USA)
16. Martin Vaculík (Słowacja)
----
17. Václav Milík (Czechy)
18. Zdeněk Holub (Czechy)
Rozkład pól startowych:
1 | Žagar | Iversen | Gollob | Dryml |
2 | Kasprzak | Pedersen | Franc | Sajfutdinow |
3 | Woffinden | Hampel | Lindgren | Jonsson |
4 | Hancock | Holder | Vaculík | Lindbaeck |
5 | Lindbaeck | Žagar | Kasprzak | Lindgren |
6 | Holder | Woffinden | Iversen | Franc |
7 | Hampel | Hancock | Pedersen | Gollob |
8 | Dryml | Sajfutdinow | Jonsson | Vaculík |
9 | Franc | Vaculík | Žagar | Hampel |
10 | Jonsson | Kasprzak | Hancock | Iversen |
11 | Sajfutdinow | Lindgren | Gollob | Holder |
12 | Lindbaeck | Dryml | Woffinden | Pedersen |
13 | Pedersen | Jonsson | Holder | Žagar |
14 | Iversen | Lindbaeck | Sajfutdinow | Hampel |
15 | Vaculík | Gollob | Woffinden | Kasprzak |
16 | Lindgren | Franc | Dryml | Hancock |
17 | Žagar | Sajfutdinow | Hancock | Woffinden |
18 | Lindgren | Iversen | Pedersen | Vaculík |
19 | Gollob | Jonsson | Lindbaeck | Franc |
20 | Kasprzak | Holder | Hampel | Dryml |