Gorze nam się stało - to według mediewistów najstarsze zapisane zdanie w naszym języku. Polskim, żeby nie było wątpliwości. Wypowiedzieć je miał, tuż przed śmiertelnym starciem z Tatarami, piastowski książę Henryk Pobożny. Minęło prawie 800 lat, a w decydujących momentach wciąż częściej walczymy ze sobą, niż z przeciwnikami. Nawet w tak drobnym, z założenia rozrywkę niosącym aspekcie, jak sport. Podzieliła się nam kibicowska brać, tuż przed decydującą o złocie batalią, na dwa antagonistyczne obozy. Jedni, wierząc święcie w rewelacje jednego felietonisty, chcą widzieć Tomasza Golloba rycerzem bez skazy, inni bardziej wierzą w wersję trenera Cieślaka. A jeszcze gdzieś z boku "pyta"-ny akurat Jarosław Hampel, trzymając się groteskowej konwencji, śmiał był sparodiować znane i cenione w całym żużlowym świecie interview "Chudego". Wyrok: Hampel to cham i pel. Znaczy zakompleksiony prostak. W finale wjedzie w taśmę i wtedy zobaczycie różnicę. Zaprawdę gorze nam się stało. Poniechajmy, po trzykroć. Dzisiaj nie jedzie Cieślak, jego pupil Janowski, gorzowianin Kasprzak i dwóch Falubazów - dziś jedzie reprezentacja Polski. Niezależnie od tego czy bez Golloba, który zrezygnował, czy bez Golloba, z którego zrezygnowano; naszą, kibiców, powinnością jest wierzyć w nich i trzymać kciuki do ostatniego wyścigu.
Umówmy się, faworytami nie jesteśmy. Ci, którzy oceną szans zajmują się zawodowo swój werdykt już wydali: Dania - 1,44, Polska - 2,85. Różnica klasy. Ale beznamiętnym specom od żużlowych kursów nie ma się co dziwić. - Na tym torze Tomasz Gollob nie straciłby punktu - mówił, patrząc na czwartkową nawierzchnię, trener Marek Cieślak. Zamiast kapitana pojedzie Patryk Dudek, absolutny debiutant. Obok Krzysztof Kasprzak, który sam chyba zdaje sobie sprawę, że jego prośby o więcej przyczepnej nawierzchni przypominają berberyjską modlitwę o deszcz na Saharze. Kolejny młodzian: Maciej Janowski. On, w opinii ekspertów, miał zawieść w Częstochowie, a swoje pojechać na twardym, w finale. Jak na razie jest dokładnie na odwrót. Oby nasz "mały Hancock" pojechał tak, jak jego mistrz w czwartek. Na razie jednak w reprezetacyjnym CV widnieje bolesna Malilla, gdzie punkty były na wagę awansu, a wygrywał tylko z Czechami i Anglikami. Wreszcie kapitan: Jarosław Hampel. Pewniak na 14 punktów, czy wielka niewiadoma? Chcielibyśmy tego pierwszego, ale ci szacujący kursy patrzą na ostatnie jazdy w Grand Prix i majową "Markétę", gdzie miało być pięknie, a cudem udało się wejść do ósemki. Kuda im wszystkim do rakietowego Nickiego, odrodzonego Iversena, czy nawet szczwanego lisa Bjerre?
- Wiemy, że to Polacy są faworytami - mówi Nicki Pedersen. Grzeszy fałszywą skromnością, kryguje się, a tak naprawdę robi to, co lider swojej ekipy robić powinien - stara się zdjąć presję z barków kolegów, ze szczególnym uwzględnieniem wątłych barków młodego Jepsena Jensena. Ale tak się składa, że młody wyjedzie na tor dopiero jako czwarty, kiedy już starsi koledzy rozpracują praską nawierzchnię. Przypadek? Duńczycy to perfekcjoniści. Ich skandynawscy sąsiedzi z drugiej strony Bałtyku, prowadzeni przez Bo "Kapuścianą Głowę" Wirebranda, to przy teamie Sechera rozpasane pospolite ruszenie.
To co, wszystko jasne? Dania ze złotem, my po srebro? Prawda - powie większość, tyz prawda - po zastanowieniu rzucą inni, my obstajemy przy tej trzeciej z tischnerowskich prawd. Jak nieprzewidywalny jest żużel widzieliśmy podczas barażu, gdzie ekipa USA, z wiozącym pewne 5 zer "Burrito-Boyem" w składzie, do ostatniegu biegu (sic!) mogła zrównać się punktami z faworyzowaną Australią. A co byłoby, gdyby się zrównali? Greg Hancock, w wieku 43 lat, u schyłku kariery, do swej legendy dodałby jeszcze spacer po księżycu.
Może być ciężko, siermiężnie, mogą spalić się młodzi, szarpać ze sobą Kasprzaki, a fanatycy Golloba w duchu ucieszyć się, kiedy Hampel zawiedzie w chwili prawdy. Ale może też być pięknie. Pierwszą jaskółkę już mamy. Niebieskie kaski to dobry los. W pierwszej serii na cztery starty aż trzy razy pojedziemy z wewnętrznych pól. Dobry początek zawsze dodaje sił. Ten sam Hampel jest w stanie zdominować "Markétę", przyćmić Nickiego, Iversena, a Wardowi pozostawić harce w tumanach szprycy, najlepiej harce skuteczne, odbierające punkty Duńczykom. Kto da głowę, że Patryk Dudek rzeczywiście "na twardym nic nie pojedzie", a Maciej Janowski będzie od tych Duńczyków słabszy? Jemu już, spokojni jesteśmy, Greg Hancock co trzeba powiedział. A może wcale nie tak śpieszno "Grinowi" do nieodległego Wrocławia i będzie jeszcze bliżej teamu Janowskich, niż nam się zdaje? Ile znaczy "dobre słowo" odpowiedniego człowieka widzieliśmy w czwartek. Przyznać się: kto stawiał na 8 punktów Ryana Fishera?
Gdzie upatrywać tych ewentualnych duńskich słabości? Może w postawie "Liglada"? Chimeryczności Bjerre? Nic lepszego nie przychodzi nam do głowy. "Kenio" na tym torze będzie tak dobry, jak dobre okażą się jego silniki. Z tymi "Jawkami", zwłaszcza po ostatnich perturbacjach w łonie samej firmy, bywa różnie. Jedenaście punktów w King's Lynn robi wrażenie. Ale zauważmy, że po trzech z rzędu "trójkach" w silnie obsadzonym biegu 15 (Hancock, Woffi, Ljung) już nie powalczył, a ostatni start zakończył defektem, choć siłą rozpędu udało się dojechać do mety.
Jepsen Jensen to inna bajka. On formę ma, przewidywalną, jednak - poprawcie nas, jeśli się mylimy - praskiego toru kompletnie nie zna. Z telewizji, trybun podczas barażu i piątkowego treningu co najwyżej. Jak to mówił nasz mistrz nad mistrze: "kiedy jest się w formie, skocznia nie ma znaczenia". W żużlu jednak ma nieco większe. Szukamy, momentami na siłę szukamy, ale jeśli czegoś się uczepić, to tego. - Kiedyś miewałem problemy z jazdą na twardych torach, ale teraz czuję, że idzie mi lepiej - mówi sam zawodnik dla speedwaygp.com. Zerknęliśmy sobie na ostatnie występy "Liglada" w Tarnowie, na torze, który - zachowując proporcje - najbardziej przypomina praski obiekt. Rok temu 8+2 w rundzie zasadniczej, 3+1 w finale ligi, w międzyczasie jeszcze świetne 14 pkt. w IMŚJ, jednak to inna obsada. Wreszcie, już w lipcu tego roku (0,1*,0,2,0). A w "betonowym" Gnieźnie, przy demolce jaką urządziły tam Lwy, tylko (3,0,2*,D). Może jest to jakiś trop... A jeśli tak, to Marek Cieślak właśnie na biegi z udziałem Jensena położy szczególny nacisk.
Tym, co "Hamlety" pokazały na Norfolk Arenie, a pokazały synom Albionu, że żużlowo są trzecim światem, nie ma co sobie dziś zaprzątać głowy. Jaka jest siła Wielkiej Brytanii widzieliśmy w barażu. Jest Woffi, strzępy po Harrisie i marynarka zamiast menadżera. Biedny ten "Middlo". Jak miał wziąć Bridgera czy Barkera na kretowisko w King's Lynn, zafundował nam patrzenie na plastron z napisem "Kennett". Kiedy na prosty tor w Pradze warto było zostawić równie "prostego" Cooka, postawił na kompletnie bezradną tam dwójkę BB. Zasługi zasługami, ale jeśli za rok panowie Wirebrand i Middleditch ponownie poprowadzą swoje reprezentacje, będzie to znaczyło tyle, że równie dobrze może je poprowadzić babcia Sławka Drabika. To jednak problemy Szwedów i Anglików.
Kto dziś za plecami walczącej o złoto dwójki? Teoretycznie Australia. Mają kompletnego Warda, Batchelor raz na trzy biegi łapie połączenie z mózgiem, Woodward z Doylem jadą lepiej, niż przypuszczali sceptycy, a o sprzęt nie mają się co martwić. Chłopaki z teamu Chrisa Holdera są na miejscu z całym parkiem maszynowym mistrza. Właścicielowi, niestety, już zbędnym. Po barażu znają też Kangury - i to może atut największy - geometrię toru. Te "praskie tajemnice", niczym w powieści Nienackiego, są tu kluczem do sukcesu.
Irytuje się Jarek Hampel, że co nie przyjeżdża do Pragi, to inna jest nawierzchnia. I niewykluczone, że dzisiaj znowuż będzie inna niż podczas barażu. A wszystko przez start w finale przemiłych smakoszy knedliczków. - Spodziewamy się, że Czesi zrobią tor nie do walki, gdzie będzie chodził tylko krawężnik, bo jeśli zrobią tor do walki, to nie będą istnieć - przypuszcza Marek Cieślak. Nawet jeśli to spece z BSI, a nie ekipa z AK Markéta kierować będą pracami na torze, historia uczy, że nawierzchnia dziwnym trafem i tak najczęściej sprzyja gospodarzom, Ci, chcąc zdobyć medal, muszą mieć taki tor, by do maksimum wykorzystać "Pepę" Franca, który U Vojtěšky potrafił już zadziwiać gwiazdy Grand Prix, niezłą ostatnio formę młodego Milíka oraz doświadczenie braci Drymlów. Bo Aleš ostatnio nie błyszczy, a ten zazwyczaj lepszy, Lukáš swoje poprzednie zawody odjechal... 1,5 miesiąca temu. Ambitnie robił co mógł, żeby wrócić w pełni sił na praski finał. Ostatnio nawet kluczyki do auta kazał schować i z Pardubic do pobliskiego Svítkova, w te i nazad, zasuwał rowerem. - Brakuje mi jeszcze czucia, ale fizycznie jest w porządku - zapewnia. Czesi, choć niewielu daje im szanse w starciu z Wardem i Batchelorem swoje zadanie domowe odrobili. Mają przeświadczenie, że uczynili wszystko, by odpowiednio się przygotować. Nie oszczędzali siebie, sprzętu, pieniędzy. - Lukáš ma trzy przygotowane silniki, Aleš dwa, Pepe z Vendou również. Włożyli w to dość kosztów, by przygotowanie sprzętowe było wystarczające - ze spokojem mówi Milan Špinka. Reszta rozstrzygnie się na torze.
Finał Drużynowego Pucharu Świata, Praga "Markéta", 20.07.2013, godz. 19
Australia (kaski czerwone):
1. Darcy Ward
2. Cameron Woodward
3. Jason Doyle
4. Troy Batchelor (k)
Polska (kaski niebieskie):
1. Jarosław Hampel (k)
2. Krzysztof Kasprzak
3. Patryk Dudek
4. Maciej Janowski
Czechy (kaski białe):
1. Václav Milík
2. Aleš Dryml (k)
3. Lukáš Dryml
4. Josef Franc
Dania (kaski żółte):
1. Nicki Pedersen
2. Kenneth Bjerre
3. Niels Kristian Iversen (k)
4. Michael Jepsen Jensen
Program zawodów (wersja do druku): PROGRAM
źródło: programzuzlowy.pl