Zaczęło się prawie jak w nucie Deep Purple
Choć zamiast, jak tamci, uderzać do Montreux
Żużlowi wybrańcy, wesoła gromadka
Już po raz trzeci odwiedziła Auckland.
Szesnastu ich było, przy sile i werwie
(Ciężko się dziwić po tak długiej przerwie)
Każdy na podium chciał czuć smak szampana
No, może każdy, oprócz… Bunyana.
Nie to, że chłopak nie miał ambicji
Dokładnie na opak. By przebić ich wszystkich
Trza by jednak było cudu nad Wisłą
Zatem, by plany boleśnie nie prysły,
By przerost ambicji nie był solą w oku,
Chciał tylko poprawić swój wynik sprzed roku.
I przez uprzejmość dwóch miłych kolegów
Mógł rzec "dość" raptem po piątym biegu
"Spełniłem zadanie, dałem w kość kondycji
Wiec resztę obejrzę se z czwartej pozycji".
Nie każdy niestety mógł być tak spełniony
Dowożąc do mety kolejne ogony.
Bomber na przykład, niezły jeździec z zębem
Uwikłał się w cykl ten typowym psim swędem
A teraz, choć chęci miewa pewnie szczerze,
Przywozi kolejne zero za zerem
A gdy jeden wyścig zakończył upadkiem
Westchnął z refleksją nad swoim rumakiem:
"Bida i nędza, werwa jak u krowy
Wygięte podkowy, zad – nieprzelotowy...
Nie rumak to nowy, tylko kupa złomu!
Pie*dolę to wszystko i wracam do domu."
Darcy z kolei, również pełen żalu
Nawet nie w domu skończył, a w szpitalu
"Do trzech razy sztuka", jak mawia przysłowie
Gorzki to dowcip, gdyż stracone zdrowie
I złamanie kości, zamiast walki o szczyt
Mogą się skończyć absencją w Bydgoszczy.
Dobrze przynajmniej, że zwieziony z toru
Nie ujrzał, kto został gwiazdą wieczoru
(Znów by się przewrócił.) Dość o tych, co smucić
Muszą się teraz; jeszcze zdążą wrócić
W walce o trofea. A my, dla odmiany
Omówmy w dwóch słowach sobotnich wygranych.
Smolinski jak szatan, Kasper jak profesor
Nicki jak master i żużlowy nestor
Ta trójka, rządząca od startu wytrwale
Musiała spór o win rozstrzygnąć w finale
Krzysiu spod taśmy wyszedł jako pierwszy
Chcąc nosić pieczę żużlowego herszta
Niestety, słabł motor, więc słabła i głowa
Nicki, ten kocur, nie mógł mu darować
Przycisnął więc silniej na trzecim kółku
I gnał po wygraną i dwadzieścia punktów
I chociaż zwycięstwa był naprawdę bliski
Zapomniał, że za nim jest jeszcze Smolinski.
A Niemiec, choć podium miał już prawie pewne
Nie poprzestał na tym i sprytnym manewrem
Odesłał rywali na dwa niższe stopnie.
Zakończył na fali to Grand Prix sobotnie
Uciszył mądrali, którzy – co istotne –
Twardo wskazywali, że będzie odwrotnie.
Przybysz z kosmosu! Mistrz kredy i bloków!
Gejzer chaosu i Smołk on the throttle!
Tymczasem, gdy new king robił lap of honour
Pod maszyn parkingiem awantaż stwierdzono.
Kasper przy bandzie, pełen polskiej buty
Przekonywał Dzika, że jest chamskim fiutem.
Ten – przyzwyczajony – zaśmiał się, po pierwsze.
Po drugie, uraczył go takim oto wierszem:
„Krzysiu, mordeczko, wszystko pod kontrolą
Wiem, że troszeczku dwie porażki bolą
Lecz znasz mnie na torze, mam jak mało który
Styl czysty, nie gorzej niż ten Leigh z Mildury.
Więc zamiast narzekać i grozić mi bitką
Dłużej nie zwlekaj i bierz ze mnie przykład.
Szybki jak błysk, jak wiatr, jak koliber!
Jedź jak mężczyzna, a nie jakaś piger”
A Kasper, choć z błotem mało kogo miesza
Dorzuca pod płotem dość srogo do pieca:
„Choć fala złych uczuć się we mnie wzbiera
Odpowiem ci, bucu, w mowie Twittera:
Hasztag bandyta! Hasztag więzienie!
Kłamstwa nie łykam, więc pacz pan jak jedziesz!
Prawdy w tych bzdurach nie ma ni połowy
Tyś zła kreatura, no jeździec bez głowy!”
Napięcie wzrastało, ktoś rzucił z przekąsem
„Będzie powtórka Emila z Nichollsem!”
Lecz kwadrans nie minął, a obaj panowie
Lali się – lecz tylko szampanem po głowie.
Tak oto, z gracją stu pijanych amiszów
Inauguracja dobiegła finiszu.
Morał? Jak morał – niespecjalnie bystry
Typy nas wszystkich gremialnie wręcz prysły
Faworyci na dnie, łańcuch dziwnych zdarzeń
Powalczyli ładnie – dalej? Się okaże.
Marcin Kuźbicki
Plecy Martina Smolinskiego. Do 5 kwietnia znała je głównie jego kobieta