Grand Prix w Cardiff wybrało sobie całkiem niezły moment (bądź "tajming” jak powiedziałby pewien sympatyczny Czarnogórzec) wkroczenia na scenę. Emocje mundialowe, zamiast sięgać zenitu, powoli gasną - w finale spotka się drużyna nielubiana z zasady z drużyną skrajnych usypiaczy, meczu o 3. miejsce nie chcą grać ani jedni, ani drudzy, a chyba każdy widz ma wrażenie, że wszystko, co najciekawsze - już za nim. W żużlu również bez szału - o DPŚ jeszcze nikt nie myśli, SEC-u akurat nie ma, a zaległości ligowe i Złoty Kask, lipcową porą, gdy burza za burzą za oknem, zostaną odjechane... albo i nie (w Tarnowie ponoć cały tydzień pod znakiem zdechłego Azorka). Życie jednak nie znosi próżni, dlatego w sobotni wieczór warto dać szansę nieco zapomnianej, lecz wciąż najbardziej prestiżowej imprezie, w dodatku odbywającej się w najbardziej prestiżowym miejscu.
Skoro już zatytułowałem tekst tak, a nie inaczej, oprócz oczywistego nawiązania do dojazdu cyklu na półmetek postanowiłem podzielić go na dwie części. W pierwszej skupię się na tym, co już wiemy, w drugiej – czego możemy się spodziewać.
Gdy na początku sezonu z bajeczną formą wystrzelił Krzysztof Kasprzak, orając swoimi rywalami tory w Auckland i Bydgoszczy, wydawało się, że polscy kibice otrzymali właśnie doskonałe remedium na tęsknotę za Tomaszem Gollobem. Styl, w jakim KK wygrał swoją pierwszą rundę kazał domniemywać, że oto znalazł się godny następca sympatycznego torunianina (#prowokacja), a nam nie pozostaje nic innego, jak rozsiąść się w fotelach i obserwować dzieło zniszczenia dokonywane przez Kasprzaka w kolejnych rundach. Niestety, owo dzieło zamiast na przeciwnikach, dokonało się na jego własnym kolanie, w sytuacji tak kuriozalnej i pozornie niegroźnej, że zamiast monitorować stan zdrowia Krzysztofa, przełączyłem wówczas na jakiś mecz. Nagle okazało się, że Polak skończył z urazem niemal identycznym jak typowany przed sezonem na głównego faworyta Ward i… i nie wiadomo, co teraz. Fotel lidera rozłożył serdecznie ręce i zaprosił wszystkich chętnych, a spośród kilkunastu kandydatów w niemożebnie ściśniętej klasyfikacji generalnej najbardziej zdeterminowani okazali się dwaj anglosascy dżentelmeni, których, oprócz ilości farby na ciele, różni fakt, że jeden mógłby być ojcem drugiego. Woffinden bardzo szybko odnalazł mistrzowską dyspozycję (albo sprzęt?) z zeszłego sezonu i wygrał dwie rundy z rzędu, a Hancock… po prostu robił swoje i ciągle jeździł jak Hancock. Przewidywalnie, może nawet nieco usypiająco, ale do bólu skutecznie, poza wyścigami finałowymi, co jednak całkowicie zrozumiałe. Po cóż Jankes miałby narażać swoje 44-letnie kości, skoro zwycięstwa w nich są warte tyle, co w każdym innym, słabiej obsadzonym biegu? Michał Korościel obalił niedawno na swoim blogu tezę, jakoby "Herbie", niczym dobre wino, polepszał się z wiekiem – on ciągle jest taki sam, tylko rywale coraz słabsi. Rzeczywiście, zestawiając Woffindena z Crumpem, Iversena z Rickardssonem, Warda z Gollobem czy Pedersena z… dawnym Pedersenem możemy dojść do wniosku, że współczesna generacja przegrywa tę rywalizację na każdym froncie. A Greg, jak Greg, jedzie do przodu. Ale co dzieje się za nim?
Niels Kristian Iversen, choć raptem trzy linijki temu nie wytrzymał porównania z Rickardssonem (jak każdy inny zresztą), zajmuje obecnie w klasyfikacji generalnej trzecią pozycję. Dla każdego, kto pamięta jego dyspozycję z końcówki ubiegłego sezonu, stanowi to bardzo poważny sygnał ostrzegawczy - Duńczyka trzeba się bać. Początek 2014, analogicznie do ubiegłego roku, był dla niego nieudany. Spektakularne przełamanie, które nastąpiło w Kopenhadze (gdzie 12 miesięcy wcześniej zaliczył równie spektakularną wtopę), stanowiło nie tylko pokaz siły, ale także zwiastun najbliższych kilku miesięcy. Rywale naprawdę powinni zacząć się obawiać.
A jeśli nie jego, to kogo? Tuż za nim w klasyfikacji znajdziemy Mateja Žagara, którego w kontekście walki o medale ciężko do końca brać poważnie (niech mi kibice Słoweńca wybaczą, w razie czego chętnie odszczekam). Tyle samo punktów ma usilnie forowany przez bukmacherów i kibiców (w tym niżej podpisanego) Darcy Ward. Abstrahując od kontuzji Australijczyka, po której podobno nie ma już większego śladu, trzeba jednak zwrócić uwagę na bardzo ważną rzecz - jego tegoroczna dyspozycja nie jest nieprzewidywalna. Ona jest absurdalnie wręcz nielogiczna. Tam, gdzie ma pojechać źle (Bydgoszcz świeżo po kontuzji, długaśna i twarda jak beton Praga) wykręca wspaniałe wyniki, a tam, gdzie stawiany jest w roli głównego faworyta (Auckland, Malilla, Kopenhaga) - zawodzi na całej linii. W zeszłym roku przejawem problemów rudzielca z psychiką były notoryczne zawalane półfinały po wspaniałych rundach zasadniczych. W tym - nawet załapanie się do górnej ósemki bywa problemem. Mimo wszystko, biorąc pod uwagę sześć rund pozostałych do końca, jego strata w klasyfikacji generalnej jest śladowa. Tylko czy sam główny zainteresowany (słowo klucz) będzie w stanie to wykorzystać?
Za Wardem mamy wiecznie nieobecnego Holdera, który już w zeszłym roku zagarnął tytuł największego pechowca stawki, a teraz odgania pretendentów do tego osobliwego tytułu zanim w ogóle się zbliżą. Żebra, biodro, pięta, ramię, nadgarstek, ostatnio szyja - co jeszcze można sobie uszkodzić przy uprawianiu żużlowego rzemiosła? Choć absolutnie mu tego nie życzę, mam wrażenie, że były mistrz świata jeszcze będzie skłonny dostarczyć odpowiedź.
Listę potencjalnych kandydatów do medalu kończą nasze dwa rodzynki. O Kasprzaku już wspominałem, a Jarek… no, raczej nie w tym roku. Nie z tym poziomem (nie)regularności. Nie z dwoma raptem awansami do finału. No i wreszcie - doprawiając szczyptą złośliwości - nie z sędziami, którzy zaczęli zwracać uwagę na jego lotne starty. Tegoroczny Hampel nijak ma się do tego z wersji 2013, 2011 czy 2010. Oczywiście byłoby fajnie, gdyby na drugą część sezonu Jarek zaliczył spektakularne przebudzenie, ale… poza przodującą dwójką (i może Žagarem) rezerwy mają też wszyscy inni rywale. Będzie ciężko.
Tyle wniosków ogólnych po połowie sezonu. Skupmy się teraz na tym, co czeka nas w najbliższą sobotę (transmisja już od 17.30 w Canal+). Na samym wstępie odpada nam jeden z głównych faworytów - zwycięzca 2 z ostatnich 4 rund sobotni turniej obejrzy co najwyżej na trybunach lub w boksach. Godnie zastępować go powinien młodszy o 5 lat przyjaciel, który, po pierwsze, prowadzenie maszyny żużlowej opanował najlepiej na świecie, po drugie - wydaje się być zaprogramowany pod sobotni tor. Jednak z przyczyn, które wymieniłem wyżej, zawahałbym się przed postawieniem na niego choćby 10 złotych. Jeśli nie sekcja australijska, to może duńska? Bądź co bądź, tory w Kopenhadze i Cardiff są bardzo podobne, a obu dżentelmenom (choć w odniesieniu do jednego z nich określenie to stanowi minimalne nadużycie) zdarzało się już meldować na podium także w stolicy Walii. Nie lekceważyłbym żadnego, włącznie z tym trzecim, kieszonkowym. A może wreszcie Polacy? Oni również świetnie wspominają tę arenę, dość powiedzieć, że jeden meldował się tu w finale już trzy razy, drugi "tylko" dwa, ale za to… przez dwa ostatnie sezony. W dodatku zaliczając w finale 2013 roku szarżę tak spektakularną, że nawet husarz oddałby hołd, a kibic zaklaskał gromko (zebrawszy już szczękę z podłogi). Grono potencjalnych zwycięzców wieńczy dwójka prowadząca w klasyfikacji generalnej, i choć pierwszy nie zwykł w tym roku wygrywać finałów, a drugi zeszłoroczne zawody wspomina wyjątkowo przykro, może się okazać, że ta tytułowa grafika okaże się prorocza - i zamiast pościgu peletonu, będziemy mieć ucieczkę liderów.
Podsumowując, na podstawie powyższego akapitu wysnuć można wyjątkowo żałosny wniosek. Choć nie pojawiły się tam żadne nazwiska (wyszło przypadkowo, ale będę udawał, że wcale nie), faworytami jutrzejszych zmagań są… faworyci. Cóż mogę rzec. Wygrana któregokolwiek z czołowej dziewiątki (oczywiście poza nieobecnym Holderem i może Žagarem) nie będzie mogła zostać uznana nawet za śladową niespodziankę, bo Millenium Stadium bywało już łaskawe dla niemal każdego z nich.
Jednak zanim zakończę, nie sposób nie wspomnieć o czynniku, który w Cardiff lubi odegrać kluczową rolę. Tor. Doświadczenia z 13 poprzednich rund wskazują, że możemy spodziewać się dosłownie wszystkiego. Bywało dziurawo, równo, sucho, mokro, twardo, przyczepnie, raz chodziło pole pierwsze, raz drugie, raz trzecie, raz czwarte (nie przeginam, KAŻDE pole w Cardiff ma na koncie przynajmniej jeden rok chwały). Zewnętrzna czasem niosła, czasem nie, sędzia czasem był racjonalny, czasem nie (pozdrawiam w tym miejscu Marka Wojaczka. Dwukrotnie), nawet dach raz był zamknięty, a raz nie, co pewnie też ma jakiś tam wpływ. Na pytanie "kto wygra" mogę zatem zasugerować jedynie rzucenie monetą o ośmiu awersach. I znalezienie na sobotni wieczór dobrego towarzystwa/smacznego piwa/wygodnej kanapy, a najlepiej wszystkiego naraz, bowiem rundy w Cardiff łączy jedno - choć za każdym razem jest nieco inaczej, to ZAWSZE bardzo ciekawie. Niewiele aren zasługuje na taki komplement.
Marcin Kuźbicki
(Twitter)
7. runda Grand Prix - Cardiff, Millenium Stadium (12.07.2014, godz. 18)
Lista startowa:
1. Michael Jepsen Jensen (Dania)
2. Andreas Jonsson (Szwecja)
3. Matej Žagar (Słowenia)
4. Darcy Ward (Australia)
5. Nicki Pedersen (Dania)
6. Craig Cook (Wielka Brytania - dzika karta)
7. Jarosław Hampel (Polska)
8. Fredrik Lindgren (Szwecja)
9. Troy Batchelor (Australia)
10. Niels Kristian Iversen (Dania)
11. Chris Harris (Wielka Brytania)
12. Krzysztof Kasprzak (Polska)
13. Tai Woffinden (Wielka Brytania)
14. Greg Hancock (USA)
15. Kenneth Bjerre (Dania)
16. Martin Smolinski (Niemcy)
---
17. Ben Barker (Wielka Brytania)
18. Jason Garrity (Wielka Brytania)
Program zawodów: pobierz
Rozkład pól startowych:
1 | Jepsen Jensen | Jonsson | Žagar | Ward |
2 | Pedersen | Hampel | Cook | Lindgren |
3 | Iversen | Harris | Batchelor | Kasprzak |
4 | Bjerre | Hancock | Smolinski | Woffinden |
5 | Woffinden | Jepsen Jensen | Pedersen | Batchelor |
6 | Hancock | Iversen | Jonsson | Cook |
7 | Harris | Bjerre | Hampel | Žagar |
8 | Ward | Lindgren | Kasprzak | Smolinski |
9 | Cook | Smolinski | Jepsen Jensen | Harris |
10 | Kasprzak | Pedersen | Bjerre | Jonsson |
11 | Lindgren | Batchelor | Žagar | Hancock |
12 | Woffinden | Ward | Iversen | Hampel |
13 | Hampel | Kasprzak | Hancock | Jepsen Jensen |
14 | Jonsson | Woffinden | Lindgren | Harris |
15 | Smolinski | Žagar | Iversen | Pedersen |
16 | Batchelor | Cook | Ward | Bjerre |
17 | Jepsen Jensen | Lindgren | Bjerre | Iversen |
18 | Batchelor | Jonsson | Hampel | Smolinski |
19 | Žagar | Kasprzak | Woffinden | Cook |
20 | Pedersen | Hancock | Harris | Ward |