Kibice Stali oglądający domowe mecze swojej drużyny powoli zapominają na czym polega prawdziwe ściganie. Wydaje się, że wraz z objęciem stanowiska trenera przez Piotra Palucha odeszły ze stadionu emocje oraz prawdziwa walka na całej długości i szerokości toru. Kwintesencja żużla dla zawodników, strawa dla fanów. Zorientowani twierdzą, że nowy trener i prawdziwy żużel rozminęli się ze sobą w korytarzu klubowego budynku już po zakończeniu sezonu 2011. Ponoć nie było im po drodze. Ten pierwszy wszedł z przytupem i wysoko podniesioną głową (wysokie zwycięstwo z Apatorem w meczu o brąz DMP), ten drugi smutny, rozczarowany i ze spuszczoną głową odszedł pokornie, niechciany, podobnie jak wcześniej Czesław Czernicki, a później Tomasz Gollob.
Wyścigi, takie jak ten nr 12., rozegrany podczas pamiętnego meczu z Toruniem na stadionie im. Edwarda Jancarza, przeszły już niestety do historii dla gorzowskich sympatyków prawdziwego żużla. Powyższy bieg został uznany w głosowaniu na stronie jednej ze stacji TV najlepszym w całym sezonie 2011 w naszym kraju. Wymowne.
"To Moja Drużyna"... ale nie mój tor
Szumne hasło marketingowe Stali przed sezonem 2014 znalazło poparcie w personalnym zestawieniu drużyny i liczbie sprzedanych karnetów. Jednak sposób przygotowania toru do każdego meczu w Gorzowie wywołuje już od pewnego czasu zgrzytanie zębami i rosnącą z każdym odjechanym biegiem frustrację kibiców. Dodatkowo negatywne emocje zwiększają wypowiedzi samego trenera Palucha, który winę za złe przygotowanie toru zrzuca na wszystko i wszystkich dookoła, tylko nie na siebie. W ten sposób w repertuarze wymówek znalazły się już: pogoda, cień, komisarze, sędzia, drużyna gości i w końcu sama nawierzchnia i jej konsystencja. Raz było za dużo deszczu, innym razem za dużo słońca, no i ten zacieniony pierwszy łuk - ulubiona wymówka trenera. Skoro wszyscy wiedzą, że toromistrz Jarosław Gała potrafi przygotować tor wedle każdego życzenia, to gdzie tkwi problem? Kto decyduje o tym, na jakiej nawierzchni drużyna ściga się z przeciwnikami? Na pewno nie zawodnicy. O ile w 2012 roku wyniki i pęd po złoto, a w sezonie 2013 dramatyczna walka o utrzymanie, broniły sposobu przygotowania toru przez Piotra Palucha, o tyle w sezonie 2014 kibicowskie przymykanie oczu się skończyło. W Gorzowie w praktycznie każdym wyścigu, w zdecydowanej większości meczów, zamiast walki pomiędzy żużlowcami kibice zmuszeni są oglądać walkę zawodników z samym torem. Utarło się już powiedzenie, że na "Jancarzu" jest tylko jedna ścieżka i kto do niej pierwszy dopadnie i nie popełni błędu - ten ma biegowe zwycięstwo w kieszeni. Wcale nie trzeba być najszybszym, wystarczy mieć w głowie mapę toru. Brzmi śmiesznie, ale fanom Stali do śmiechu już dawno nie jest. Wyprzedzenia na torze wynikają niemal wyłącznie z błędów własnych zawodników i tzw. dziur-pułapek, które tworzą się po każdym kolejnym biegu. Czy tak jest zawsze? I tu clou sprawy - otóż wcale nie. Jak to możliwe, że na zawody juniorskie przygotowywany jest równy na całej szerokości tor, który w kibicowskiej nomenklaturze najłatwiej scharakteryzować jako "do ścigania", a na mecze ligowe powstaje szwajcarski ser? Czemu to ma służyć, zwycięstwu za wszelką cenę? Na dłuższą metę nie tędy droga.
Tajemnicą poliszynela jest fakt, że sami zawodnicy gorzowskiej Stali są obecnie mocno niezadowoleni z przygotowania toru do meczów. Często można usłyszeć w rozmowach kuluarowych między nimi, że inny tor był na treningu, a inny podczas meczu. Mając w drużynie tak świetnych wojowników, jak Iversen, Zmarzlik, Žagar czy Kasprzak; typowych "walczaków", którzy potrafią ścigać się na dystansie i skutecznie wyprzedzać, a jednocześnie raczej nie dysponujących atomowym momentem startowym, przygotowywanie nawierzchni wybitnie pod start, z jedną ścieżką, preferującej jazdę gęsiego, zakrawa na sabotaż ze strony trenera. "Gdyby nie wyniki" - ktoś szybko skontruje. To prawda, jednak czy ta teza się broni? Już ostatni mecz z naprawdę silnym rywalem, czyli tarnowską Unią, wielu otworzył oczy.
Dla tych "koneserów szlaki", którzy na speedway przychodzą dla emocji, adrenaliny i przeżywania piękna tego sportu takie przygotowanie toru oznacza brak szacunku zarówno w stosunku do zawodników, jak i (przede wszystkim) do kibiców, którzy z miłości do swojej drużyny, ale nade wszystko speedwaya, szczelnie wypełniają trybuny na każdych ligowych zawodach (to akurat prawda). W ten sposób wydatnie przyczyniają się do sponsorowania ulubionego klubu, ale jednocześnie płacą wysoką cenę za marnej jakości produkt. Przed objęciem stanowiska pierwszego trenera przez Piotra Palucha mecze żużlowe w Gorzowie przypominały takie same widowiska jak te, które można obejrzeć w Częstochowie i nie jest to skrót myślowy, wyłącznie moja prywatna opinia, czy stwierdzenie na wyrost. Tak było!
Burza w Internecie, czyli fani mają dość
Apogeum niezadowolenia kibiców wbrew pozorom nie nastąpiło po wspomnianej porażce z Unią Tarnów w tym sezonie, pojawiło się już u progu sezonu 2013. Wówczas na oficjalnym forum założony został przez jednego z kibiców wątek pod wiele mówiącym tytułem "Apel o normalny tor podczas meczów (jeszcze) ekstraligowych!" Do tematu z czasem dołączona została ankieta z jednym prostym pytaniem:
Czy podobało ci się ściganie na gorzowskim torze w 2013? |
||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
|
|
|
|
|||||||||||||||||||||||||||||||||||
Głosowań: 55 |
||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
Wszystkich Głosów: 55 |
Źródło: Oficjalne forum gorzowskiego speedwaya forum.stalgorzow.pl
Wyniki ankiety mówią same za siebie. Liczba oddanych głosów może nie rzuca na kolana (takie forumowe realia), ale próbę można uznać za w miarę reprezentatywną. Wniosek jest prosty: Na torze zdecydowanie wiało nudą, jednak liczył się wynik, w domyśle - utrzymanie w Ekstralidze.
Minął sezon 2013, zarząd zbudował drużynę na miarę oczekiwań kibiców oraz klubowego budżetu. Wszystko zdawało się układać i zmierzać w dobrym kierunku. Wtedy przypomniał o sobie trener Paluch i jego błyskotliwe przygotowanie toru, które widowiskowość tego sportu zmieniło w typowe żużlowe rodeo. Różnica jest tylko taka, że prawdziwe konie zastąpiły mechaniczne rumaki, a kowbojów - żużlowcy. Cel jednak pozostał niezmiennie ten sam - utrzymać się w siodle. A kiedy zawodnik walczy z torem, to trudno żeby podjął walkę z przeciwnikiem. Kibice to wiedzą i widzą, a zarząd w osobie prezesa Zmory z trenerem Paluchem...? Jakoś nie bardzo. Oni są od zaklinania rzeczywistości.
Temat jak bumerang powrócił w obecnym sezonie tuż po meczu z Falubazem, w którym przez dziury na torze i nawierzchnię niezdatną do ścigania zawodnicy Stali pogubili punkty (upadek Cyfera, wjechanie w rynnę Kasprzaka), a w końcowym rezultacie - bonus (temat Patryka Dudka, dopingu i ewentualnej weryfikacji tego wyniku tutaj sobie daruję, gdyż ma się nijak do osi tej dyskusji). Istotne jest to, że w pewnym momencie tor w Gorzowie przestał być atutem gospodarzy. Wśród kibiców na wspomnianym forum pojawił się nawet pomysł zbojkotowania sierpniowego meczu z Unią Tarnów. Niektórzy swój prywatny bojkot wprowadzili już znacznie wcześniej (z chęcią się przyłączę, tym bardziej, iż bojkotuję już od początku sezonu); inni byli gotowi zbierać podpisy (jak pod petycjami obywatelskimi), tworząc listy osób niezadowolonych z przygotowania toru, które następnie miały zostać przekazane szefostwu klubu. Jeszcze inni chętnie by się przyłączyli do bojkotu, ale na przeszkodzie stawał zakupiony pod choinkę karnet. Ci bezkompromisowi byli nawet gotowi do poświęceń, ale zbytnio nie wierzyli, że to coś zmieni: Na znak protestu mogę odpuścić zawody, ale czy to ktoś zauważy?? Wątpię! Do bojkotu ostatecznie nie doszło, bo kibice w Gorzowie za bardzo kochają żużel, a ponadto wiedzą, że klubowe finanse nie opływają obecnie w dostatki i ponownie licznie wypełnili trybuny, za co im chwała. Co dostali w nagrodę za swoją wierność (nie mylić z naiwnością)? Pierwszą porażkę u siebie od ponad roku. Z liderem z Tarnowa... na klasycznym małopolskim betonie, gdzie goście czuli się jak u siebie w domu. Na pomeczowe pytanie zadane w parkingu przez jednego z miejscowych kibiców, co trener gości sądzi o przygotowaniu toru, ten odparł z rozbrajającą szczerością i szerokim uśmiechem: Dziękuję Paluchowi! I my, kibice gorzowskiej Stali, serdecznie dziękujemy. Mamy tego po prostu dość!
Korzystając z faktu, że facebook jest obecnie największym portalem społecznościowym, zrzeszającym ludzi z całego świata, w tym również prezesa gorzowskiej Stali, kibice utworzyli profil z jakże wymownym tytułem: "Chcemy toru do prawdziwego żużla w Gorzowie". W tej chwili profil ma 318 polubień. Po przeczytaniu niniejszego felietonu powinien mieć przynajmniej o jakieś 31,8 więcej. Osoby prowadzące wsponiany quasi-fanpejdż zamieszczają również wpisy na fejsbukowym koncie prezesa Ireneusza Zmory. Jak dotąd bez rezultatów. Spodobało mi się jedno zamieszczone na tym portalu porównanie - "Nie ma bata. Trener Paluch musi robić Paluchostradę, tak samo jak Barcelona musi robić tiki-takę. Tak się nauczył, tak umie i inaczej nie zrobi.” Fakt, coś w tym jest.
Zaślepieni blaskiem złota
Co na to prezes Stali Gorzów? On nie widzi żadnego problemu z torem, ani ze sposobem jego przygotowania. Potwierdza stanowisko zajmowane w tej sprawie przez trenera. Dla niego liczy się tylko wynik i zwycięstwa drużyny. Głosy kibiców? To w jego mniemaniu tylko pojedyncze, odosobnione przypadki niezadowolenia. Wszak frekwencja na stadionie dopisuje, więc o co chodzi?! Wpisy na jego facebookowym profilu są albo ignorowane, albo skrzętnie usuwane (te niewygodne oczywiście). Pachnie to nieco czasami szczęśliwie minionymi, ale prezes najwyraźniej wychodzi z założenia, że władza ma zawsze rację. Coś na potwierdzenie moich słów? "Dotychczasowy sposób przygotowania toru broni się sam. Przede wszystkim uzasadnia go miejsce w tabeli jak i rekordowa frekwencja jakiej jeszcze w Gorzowie nie było. W niedzielę po raz drugi w tym sezonie mieliśmy komplet publiczności. W przypadku spotkania z Wybrzeżem zanotowaliśmy doskonały wynik na poziomie 13 500 osób. Żyjemy jednak w wolnym kraju i każdy ma prawo do swojej oceny. Ja jednak nie zgadzam się z opiniami, które pojawiły się na moim profilu na Facebooku. Zdaję sobie też sprawę, że kibice mają różne kryteria oceny i wszystkim nie dogodzę”.
Wszystkim, Prezesie, nie trzeba. Wystarczy kibicom, zawodnikom i sponsorom Stali. Czy to tak wiele?
Wydaje się, że Zarząd obrał sobie za cel, aby za wszelką cenę zdobyć upragnione złoto (chociaż, zapewne nauczony doświadczeniem lat poprzednich, otwarcie tego nie mówi). Droga do jego realizacji w mniemaniu działaczy wiedzie poprzez tor. Recepta jest prosta: wygrywać wysoko u siebie, przegrywać nisko na wyjazdach. Problem polega na tym, że ta formuła w tym sezonie przestała się sprawdzać. Pokazał to mecz z Włókniarzem, potem z Falubazem, nawet z osłabionym Toruniem, a już wybitnie dała do myślenia porażka z Tarnowem. Czy przez swoje "wynikowe" zaślepienie prezes z trenerem nie widzą i nie rozumieją, że działają na szkodę własnego klubu i zawodników?
Powoli zaczyna rodzić się w głowach pytanie, kto za rok zechce na takim torze startować? Žagar z Iversenem raczej odpadają. Obaj są mocno niezadowoleni i sfrustrowani jego przygotowaniem. On zabija w nich żużlowe umiejętności. To nie są typowi "startowcy", którzy jak wystrzelą spod taśmy, tak dojadą do mety. To są wojownicy, którzy po słabym starcie są w stanie na trasie zdziałać cuda. Udowodnił to Duńczyk w finale DPŚ w Bydgoszczy, gdzie minął Janusza Kołodzieja mistrzowskim atakiem na ostatniej prostej, udowodnił Matej zwyciężając po raz pierwszy w Grand Prix, udowadnia w każdych zawodach Krzysztof Kasprzak, udowadnia również Bartosz Zmarzlik, choćby postawą w ligowym meczu w Lesznie. Oni w walce na dystansie czują się jak ryby w wodzie i konia z rzędem temu, kto udowodni, że nie chcieliby mieć u siebie toru premiującego takie predyspozycje.
Co może przynieść nowy mecz?
Parafrazując słowa jednej z piosenek Kasi Kowalskiej kibice Stali zastanawiają się, czy na kolejny mecz ze Spartą w temacie toru coś się zmieni, zwłaszcza po ostatnich słowach prezesa: Jest kilka wniosków i spostrzeżeń po tym meczu [porażce z Unią Tarnów - dop. red.]. Dotyczy to także kwestii przygotowania toru. To jeden z wiodących wniosków. Podczas tego sezonu nasz tor bywał różny. Rozmawialiśmy i wiemy, jak go zrobić. Mam nadzieję, że w kolejnych meczach pogoda nie pokrzyżuje nam planów i przygotujemy nawierzchnię, tak by była naszym atutem. Owszem, podczas tego sezonu nasz tor bywał różny. Różna w nim była tylko ilość i głębokość kolein. Optymistów w temacie jest niewielu, bardzo niewielu. Serce podpowiada, że może w końcu będzie sprzyjał walce (wszak jedziemy praktycznie o nic, ze słabą Spartą, która też praktycznie jedzie o nic, albo prawie o nic), ale rozum chłodno puentuje - nie w tym sezonie, nie za kadencji tego trenera. Wydaje się, że kibice w Gorzowie mogą zobaczyć prawdziwe ściganie już tylko podczas zbliżającej się rundy Speedway Grand Prix i MIMP. Na lidze niespodzianki nie będzie. I nie chodzi tu o to, że trener nie zaryzykuje. On po prostu nie potrafi. Kto może rozwiązać tę patową sytuację? Chyba tylko złoty medal DMP.
Łukasz Koźliński