KALENDARIUM

POWIEDZIELI

Teraz jest mi trochę wstyd i przykro, że tak się potoczyło. Mogę przeprosić tych kibiców, którzy poczuli się może urażeni, ale ten przekaz, który poszedł w mediach przez jednego z naszych gorzowskich dziennikarzy, który został wrzucony (do sieci), nie był od początku. Wdałem się w tę polemikę, niepotrzebnie. / Stanisław Chomski dla C+

Holder GP Toruń2014W walce o tytuł Indywidualnego Mistrza Świata w sezonie 2014 spodobały mi się dwie rzeczy. Pierwsza - że padł on łupem najbardziej doświadczonego zawodnika w stawce, uwielbianego przez (prawie) wszystkich, 44-letniego (!) Hancocka. Będąc w wieku, w którym większość sportowców wsunęła już ciepłe kapcie i siedzi przed telewizorem lub próbuje swoich sił w  trenerce, wesoły Jankes zakłada kask i śmiga po owalnym torze bez hamulców z werwą młodzieniaszka. Postać "Herbiego" to ewenement nie tylko w skali żużla, ale też w sportach motorowych w ogóle, dlatego strasznie fajnie, że ktoś taki zdobył złoto. A pozytyw numer dwa? Ten przeklęty sezon nareszcie dobiegł końca.

Z ciekawości odpaliłem sobie mój tekst podsumowujący zeszłoroczny sezon, żeby mieć jakieś porównanie, i - aż nie mogę w to uwierzyć - całość rozpocząłem wówczas dokładnie tym samym zdaniem, którym teraz zakończyłem wstęp. Drugi przeklęty sezon z rzędu? A może po prostu jestem monotematyczny, zgorzkniały i marudny? Układ immunologiczny forsuje wielkie jak ego Batchelora litery N.I.E., ale… cholera, muszę przyznać, ze w porównaniu do tegorocznej biedy, cykl Grand Prix 2013 był dużo lepszy. W 2014 było kilka niezłych momentów, ale ogólne wrażenie pozostawiło wiele do życzenia.

Pierwszy kwas miał miejsce jeszcze przed rozpoczęciem sezonu. Rezygnacja Golloba i Sajfutdinowa z GP stanowiła solidny cios dla BSI, ale także, przede wszystkim, dla kibiców. Co prawda, jak się później okazało, ten pierwszy raczej nie poprawiłby ogólnego poziomu, ale już Rosjanin byłby murowanym kandydatem do walki o tytuł. Tak czy siak, wymiana Tomka i Emila na Chrisa i Troya wypadła gdzieś pomiędzy określeniami "żenująco" a "żałośnie".

Tak więc, z lekką kulą u nogi, sezon ruszył w Auckland i z miejsca udowodnił wszystkim samozwańczym ekspertom (w tym niżej podpisanemu), że wszelkie prognozy mogą sobie wsadzić. O skali sensacji, która miała miejsce w pierwszym turnieju, niech najlepiej świadczy poniższa anegdota. W oczekiwaniu na turniej siedziałem sobie półprzytomny na kanapie i przeglądałem oferty bukmacherów. Gdy zobaczyłem kurs na zwycięstwo Smolinskiego wynoszący okrągłe 100, moje oczy zrobiły się… równie okrągłe. Jak, pomyślałem sobie, można ustawić tak wysoki kurs na wygraną kogoś, o kim prawie nic nie wiadomo? Facet ma 30 lat, a kibicom kojarzył się głównie jako "ten najlepszy Niemiec, którego, sądząc po nazwisku, też ukradli Polakom”, ewentualnie "gość, który w poprzednim roku w Elite League złapał kompletnie niewytłumaczalny wystrzał formy i fartem wszedł do GP". Siedziałem zatem przed monitorem, a w moich przekrwionych oczach odbijało się to przeklęte "100". Już, już miałem skorzystać z okazji i postawić na niego dychę, gdy pomyślałem sobie "no nieee. Smolinski? Ten, który jechał kiedyś z dziką kartą w Bydgoszczy i przywiózł olimpiadę? Szkoda kasy...”.

No szkoda, szkoda. Potencjalnej wygranej w wysokości tysiaka też szkoda.

W każdym razie bilans Auckland ograniczył się do jednego szczęśliwego Smolinskiego, jednego wkurzonego Kasprzaka, jednego kontuzjowanego Warda i tysięcy zszokowanych kibiców. Wtedy wydawało się, że najbardziej sensacyjną wygraną sezonu mamy już za sobą. Oczywiście, los jeszcze zdążył nauczyć nas wszystkich pokory, ale o tym później.

Następna nadjechała Bydgoszcz, czyli Grand Prix doskonałe. Mnóstwo walki na torze, mijanki w prawie każdym wyścigu, a wszystko zwieńczone finałem, który, moim zdaniem, należy uznać za najlepszy wyścig sezonu. Tor niemalże eksplodował od liczby mijanek, a walkę Warda z Kasprzakiem i Hampelem pokazywałem potem nieżużlowym znajomym do znudzenia. I wszystkim się podobało.

Był tylko jeden problem. Świadkiem tego wszystkiego na stadionie byli organizatorzy, ciągnik, pies woźnego i trzech zbłąkanych kibiców. Trochę mało, biorąc pod uwagę fakt, że jeszcze kilka lat temu stadion na Sportowej rokrocznie pękał w szwach. Profesjonalne i drobiazgowo przeprowadzone śledztwo nie wskazało winnych, dlatego cała zabawa mogła przenieść się w nieznane, do dalekiego Tampere. Nazwa ta, jak się wkrótce okazało, po fińsku oznacza "środek nasenny”. Turniej wciskał w poduszkę skuteczniej niż narkoza, i gdyby nie gafa sympatycznej pani kierownik startu, nie byłoby kompletnie czego wspominać. A nie, sorry. Matej Žagar wygrał po raz pierwszy w karierze. Łaaał.

Praga, czyli rokrocznie najnudniejsza runda cyklu, postanowiła pielęgnować swą reputację i tradycyjnie nie zaserwowała nam nic ciekawego. W Kopenhadze Batchelor przypomniał sobie, że został ostatnim zawodnikiem stawki bez zwycięstwa na koncie, zebrał się w sobie i… po przejechaniu perfekcyjnego turnieju, w finale odbił się od ściany. Albo, żeby dowcip był bardziej suchy, zaPUKał do drzwi z napisem "zwycięstwo”, ale były już zamknięte. Przy okazji ten turniej utwierdził nas w przekonaniu, że Kildemand to kozak i należy czym prędzej umieścić go w stawce (no, kogo utwierdził, tego utwierdził…), a Ward wciąż ma kiepską psychikę i jeżeli z walki o IMŚ nie wykluczą go kontuzje, to z powodzeniem zrobi to on sam. Co prawda dwa tygodnie później w Cardiff próbował udowodnić mi, że się mylę, ale wszystko, co działo się w Walii, okazało się nie mieć żadnego znaczenia w kontekście całego sezonu.

Kluczowe rozstrzygnięcia zaczęły bowiem zapadać w Rydze i, niestety, niewiele miały wspólnego ze ściganiem się na torze. Tak, tak - to właśnie przez wydarzenia w stolicy Łotwy pożegnaliśmy pierwszego kandydata do medalu. Gdyby turniej odjechano normalnie, Darcy Ward nie miałby okazji do popełnienia tej straszliwej głupoty i zapewne liczyłby się w stawce do końca sezonu. Los i promile zdecydowały inaczej. Hołd Australijczykowi postanowił oddać Kasprzak i w finale turnieju awaryjnie przeniesionego do Daugavpils zaprezentował szarżę ewidentnie inspirowaną wyczynami rudzielca w tym samym miejscu 12 miesięcy wcześniej. Atak okazał się skuteczny, a KK niniejszym zastąpił Darcy’ego na liście aspirantów do podium.

Życie nie znosi próżni, więc jeszcze przed kolejnym turniejem zafundowało nam kolejną kontuzję - tym razem faworyta nie tylko do finału, ale i do złota. Woffinden podczas meczu Elite League postanowił urządzić sobie wycieczkę w kierunku bandy, ta nie wykazała się przesadną gościnnością i tym sposobem Australobrytyjczyk musiał pożegnać marzenia o obronie tytułu.

Ale ponure żniwa dopiero się rozkręcały. Przed kolejnym turniejem potłukł się - a jakże - kolejny zawodnik z czołówki. I gdy już wydawało się, że w obliczu absencji Woffiego, urazu Pedersena, braku Warda i dużej straty Kasprzaka (wynikającej - a jakże - z kontuzji na początku sezonu) Hancock dojedzie sobie spokojnie po trzecie złoto, karma postanowiła upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Iversen skasowany do końca sezonu, a Herbie z kontuzją zmuszającą go do przerwania najpiękniejszej serii w historii GP i opuszczenia pierwszego turnieju w karierze. Oczywiście, sprowadzanie GP w Gorzowie tylko do tego jednego wydarzenia byłoby krzywdzące, bo mieliśmy tam także masę pozytywnych emocji, jak chociażby epicką batalię o Puchar Wszystkiego, w której zmierzyli się Adrian Cyfer i Jarosław Hampel, obaj mający po trzech seriach okrągłe 0 punktów. Ostatecznie, ku radości kibiców, zwycięsko wyszedł z niej gorzowianin, a nad Jarkiem zawisło widmo  pierwszej olimpiady w karierze. I gdy już wydawało się, że szczęście się do niego uśmiechnęło, stawiając go pod taśmą ostatniego wyścigu obok Łukasza Kaczmarka, okazało się, że uśmiech ów był wredny i fałszywy. Defekt na ostatnim łuku zwieńczył najbardziej katastrofalny turniej Jarka w karierze, stanowiąc apogeum kompletnie niewytłumaczalnego kryzysu. Tymczasem miejscowi, niezrażeni kontuzją swojego lidera, obsadzili podium w całości, na najwyższym jego stopniu stawiając najmłodszego, ale najbardziej utalentowanego z nich wszystkich. Dotychczasowy bilans Bartka Zmarzlika w GP jest szokujący – 3 rundy, 2 finały, 1 zwycięstwo. A to wszystko w nastoletnim wieku! Strach myśleć, jak dalej rozwinie się kariera Bartka, ale gdyby (odpukać) potoczyła się w złym kierunku - gorzowskim turniejem zapewnił już sobie miejsce w historii cyklu. Nie widać na horyzoncie kandydata, który byłby w stanie wygrać GP w jeszcze młodszym wieku.

Na tym etapie zaczęło już brakować zawodników, dlatego kolejni rezerwowi musieli być powoływani ad hoc, byle tylko uzupełnić stawkę. Turniej w Vojens, pierwszy w historii bez Grega Hancocka, można byłoby śmiało puścić w zapomnienie, gdyby znów spektaklu nie uratował Kildemand, dając do zrozumienia, że jego brak w stawce GP 2015 byłby jakąś tragiczną pomyłką (hmm…). Pauza "Herbiego" nie okazała się tak brzemienna w skutkach, bo poobijany peleton pogubił punkty w ilościach hurtowych. Na tym etapie już dawno nie liczyły się umiejętności w jeździe na żużlu, a to, kto posiada dostęp do najlepszych środków przeciwbólowych (ewentualnie najlepszych fizjoterapeutów). Nie, tego zdecydowanie nie oglądało się dobrze.

Crash-GP-2014Bal Kościotrupa? Nie, to mniej więcej obraz czołówki GP pod koniec sezonu

Dwa tygodnie później nadszedł moment, gdy Smolinski stracił pozycję najbardziej sensacyjnego zwycięzcy rundy GP. Wiem, że to żużlowiec o klasie cztery półki i trzy przełączniki niższej niż Hampel, ale biorąc pod uwagę, jak dramatyczne były występy Jarka w okresie sierpniowo-wrześniowym i dodając do tego wszystkiego anginę, z którą zmagał się podczas turnieju w Sztokholmie, jego dyspozycja  w stolicy Szwecji była całkowicie, kompletnie i absolutnie niewytłumaczalna. Nie istniała żadna logiczna przesłanka ku temu, że zakwalifikuje się on choćby do półfinałów, nie mówiąc o wygranej. I to z pierwszym od czterech lat kompletem punktów! Mówiąc szczerze, po pierwszej fali radości zacząłem być podwójnie zły. Nie dość, że ten sezon mnie wkurzał, to jeszcze udowodnił, że nie znam się na żużlu. Na szczęście nie byłem sam. Zbiorowy opad szczęki był tak silny, że sejsmolodzy odnotowali ponoć niewielkie wstrząsy.

Całą zabawę zakończyliśmy - nareszcie! - w Toruniu, gdzie tradycyjnie rozegrano bardzo udaną rundę, ze smaczkiem w postaci dodatkowego biegu o brąz. Najważniejsze rozstrzygnięcia zapadły jednak dużo wcześniej, dlatego oglądanie Kasprzaka biegnącego przez murawę by wlać Pedersenowi, choć całkiem rozrywkowe, nie niosło za sobą takiego ładunku emocji jak powinno. Zwłaszcza, że w tym samym momencie Polska po raz pierwszy ogrywała Niemców w piłkę. I tak jak uwielbiam żużel (gdy akurat mnie nie osłabia), tak muszę przyznać, że w tamten sobotni wieczór Narodowy nie tyle przyćmił, co wręcz zasłonił MotoArenę w całości.

Z powyższego podsumowania wypływa oczywisty wniosek - chociaż niektóre turnieje trzymały naprawdę wysoki poziom, czynnikiem decydującym okazały się nie umiejętności, a zdrowie. Zastanawiałem się, czy da się w jakiś sposób zmniejszyć ich wpływ na klasyfikację generalną, ale odpowiedź brzmi: nie. Nawet forsowane przeze mnie swego czasu rozwiązanie pt. "odejmujmy wyniki dwóch najsłabszych rund”, po krótkim podliczeniu, okazało się nie przynosić prawie żadnych zmian. OK, w tym systemie Woffinden zdobyłby brązowy medal, ale przecież w rzeczywistości też miał na to szansę. Wystarczyło wygrać bieg dodatkowy. Jonsson zleciałby z pozycji 6 na 8, co nie zmieniłoby kompletnie nic, trochę poprzestawiałoby się na miejscach 9-14... i tyle. Wyjaśnienia są dwa: albo ten zmodyfikowany system nie ma szans się sprawdzić i należy zapomnieć o nim jeszcze przed wprowadzeniem go w życie, albo - paradoksalnie - tegoroczne wyniki okazały się całkiem sprawiedliwe. Jeśli prawdziwa jest opcja numer 2 to dobrze, szkoda tylko, że radość z oglądania procesu walki o mistrzostwo została uprzednio skutecznie zarżnięta. Oczywiście można też stwierdzić, że to nie system jest winny, tylko plaga kontuzji - i zapewne będzie to racja. Ale, niestety, jeśli w przyszłym sezonie nie okaże się, że przelotowe tłumiki poprawią sytuację i znów połowa czołówki światowej wyląduje na wyciągu - pozostanie tylko bezradnie rozłożyć ręce.

A może nie będzie tak źle i dwa ostatnie sezony były po prostu niefartowne? Ta optymistyczna konkluzja spodobała mi się najbardziej i to właśnie w niej postanowiłem trwać w oczekiwaniu na przyszły sezon. Dopóki nie zobaczyłem listy stałych dzikich kart...

Resztki dobrego nastroju prysły. Nie będę rozpisywał się, co myślę o tych nominacjach, bo nie umiem podejść do tematu w cenzuralny sposób. Naprawdę nie umiem. Nawet nasz liberalny "naczelny" by tego nie przepuścił. Dlatego ujmę to tak: przy odmowie Emila pozostawały cztery oczywiste kandydatury. Czterech najbardziej efektownie jeżdżących zawodników na świecie. Czterech magików, którzy potrafią robić z motocyklem rzeczy, o których niejednemu mistrzowi świata nawet się nie śniło. Z tej czwórki nominację dostał jeden. JEDEN. Poza nim zamiast tercetu magików otrzymaliśmy trio specjalnej troski złożone z nudziarza, drewniaka i ludzika z porcelany. I naprawdę nie obchodzi mnie, że jeden magik jest zawieszony a na dwóch pozostałych BSI jest ewidentnie obrażone, bo stanowią twarze konkurencji. Jako kibic mam prawo mieć to gdzieś. W mistrzostwach świata powinni jeździć najlepsi, a przyszłoroczna stawka zakrawa na jakiś ponury żart. Już wyniki GP Challenge nie ułożyły się pod tym względem specjalnie korzystnie, ale odpowiednio dobranymi nominacjami można było uratować sytuację. Zamiast tego, pogrążono się jeszcze bardziej.

Najśmieszniejsze, że BSI poniewczasie zrozumiało swój błąd, o czym świadczy szopka, jaką odstawili przy nominowaniu rezerwowych. Po raz pierwszy w historii postanowili rozstrzygnąć sprawę na własną rękę, dymając bez mydła Nicholasa Covattiego i Przemka Pawlickiego, którym do awansu zabrakło dwóch punktów. W "normalnych” okolicznościach obaj byliby oczekującymi rezerwowymi z bardzo dużymi szansami na zaprezentowanie się w kilku rundach. Decydenci postanowili jednak przykryć jedną gównianą decyzję drugą gównianą decyzją, skutkiem czego otrzymaliśmy wielki, sraczkowaty kogiel-mogiel. W GP pojadą ci, którzy nie powinni, a ci, którzy wywalczyli sobie na torze miejsce wśród rezerwowych, zostaną w domu. B-e-z s-e-n-s-u.

I gdy wydawało się, że już nic nie uratuje sytuacji, a mi pozostanie jedynie odliczanie dni do rozpoczęcia sezonu NBA i skoków narciarskich, w prasie wystrzeliła wiadomość, że jedna z przyszłorocznych rund odbędzie się na Narodowym. Pierwszy żużel w moim mieście od 12 lat! I to w takim miejscu! I, po raz ostatni, z Tomkiem Gollobem! W tym momencie problem beznadziejnej stawki, w której co drugiego uczestnika nie powinno tam być, zszedł na dalszy plan. Będę mógł dostać się na GP w pół godziny od wyjścia z domu. Niesamowite. Chyba jednak odłożę całe to marudzenie na kiedy indziej.

Marcin Kuźbicki (Twitter)

Zdj. tytułowe: Kasia Michalak


Korzystanie z linków socialshare lub dodanie komentarza na stronie jednoznaczne z wyrażeniem zgody na przetwarzanie danych osobowych podanych podczas kontaktu email zgodnie z ustawą o ochronie danych osobowych. Podanie danych jest dobrowolne. Administratorem podanych przez Pana/Panią danych osobowych jest właściciel strony Jakub Horbaczewski . Pana/Pani dane będą przetwarzane w celach związanych z udzieleniem odpowiedzi, przedstawieniem oferty usług oraz w celach statystycznych zgodnie z polityką prywatności. Przysługuje Panu/Pani prawo dostępu do treści swoich danych oraz ich poprawiania.

KALENDARIUM

POWIEDZIELI

Teraz jest mi trochę wstyd i przykro, że tak się potoczyło. Mogę przeprosić tych kibiców, którzy poczuli się może urażeni, ale ten przekaz, który poszedł w mediach przez jednego z naszych gorzowskich dziennikarzy, który został wrzucony (do sieci), nie był od początku. Wdałem się w tę polemikę, niepotrzebnie. / Stanisław Chomski dla C+

Odwiedź nasze social media

fb ikonkaX ikonkaInstagram ikonka

Typer 2024 - zmierz się z najlepszymi!

Najszybsze żużlowe newsy

SpeedwayNews logo

NAJBLIŻSZE ZAWODY W TV

 PGE Ekstraliga 2024
1. Orlen Oil Motor Lublin  14 31 +162
2. Betard Sparta Wrocław  14 19 +30
3. ebut.pl Stal Gorzów  14 19 -37
4. KS Apator Toruń  14 15 -7
5. ZOOLeszcz GKM Grudziądz  14 14 -58
6. NovyHotel Falubaz  14 13 -33
7. Krono-Plast Włókniarz  14 12 -50
8. FOGO Unia Leszno  14 11 -87
 Metalkas 2. Ekstraliga 2024
1. Arged Malesa Ostrów  14  28 +128
2. Abramczyk Polonia  14  27 +161
3. Innpro ROW Rybnik  14  23 +63
4. Cellfast Wilki Krosno  14  19 -20
5. #OrzechowaOsada PSŻ  14  18 -16
6. H.Skrzydlewska Orzeł Łódź
 14  13 -54
7. Texom Stal Rzeszów  14   9 -80
8. Zdunek Wybrzeże Gdańsk
 14   3 -182
Krajowa Liga Żużlowa 2024
1. Ultrapur Start Gniezno
 10  21 +94
2. Unia Tarnów  10
 16 +55
3. PKS Polonia Piła  10
 11 +18
4. OK Kolejarz Opole  10
 11 -39
5. Optibet Lokomotiv  10  10 -23
6. Trans MF Landshut Devils  10  6 -105

Klasyfikacja SGP 2024 (po 10/11 rund)

1. Bartosz Zmarzlik
159
2. Robert Lambert
137
3. Fredrik Lindgren
127
4. Martin Vaculík 114
5. Daniel Bewley
111
6. Mikkel Michelsen 101
7. Jack Holder 97
8. Dominik Kubera
88
9. Leon Madsen 76
10. Łotwa duża Andrzej Lebiediew
75
11.  Max Fricke 64
12. flaga niemiec Kai Huckenbeck 58
13. Szymon Woźniak 46
14. Jason Doyle 47
15. Maciej Janowski
46
16. Czechy duzaFlaga Jan Kvěch 41

PARTNERZY

kibic-zuzla logozuzlowefotki-logo
WszystkoCzarne blog

Pomóż kontuzjowanym

KamilCieślar
DW43