Tegoroczne rekordowe upały dają się we znaki kibicom w każdy letni weekend. Skąpani w promieniach słońca pielęgnują swoją opaleniznę i chętnie orzeźwiają się zimnym piwem oglądając ulubione wyścigi. ...o ile dane jest im zobaczyć coś więcej niż wielką chmurę pyłu. Pylne Wrota, konsekwencja wybitnie upalnego lata, zdawały się nieco psuć sobotnie IMŚJ w Lublinie. Choć w moim gronie padały dość nieprzychylne uwagi na temat przygotowania nawierzchni, to zawodnicy oraz kibice zdają się być umiarkowanie usatysfakcjonowani. Po obejrzeniu walki juniorów grzechem byłoby stwierdzenie, że wschodnia stolica żużla nie podołała postawionemu przez FIM zadaniu. Fani spotkali się z udogodnieniami, a klub nie zanotował wielce gorszących wpadek. Ale czy to oznacza, że wszystko odbyło się po mistrzowsku?
Szybcy i młodzi
Na spragnionych adrenaliny lublinian atrakcje czekały już od godz. 11, kiedy zawodnicy zjawili się na nieobowiązkowym treningu. Juniorzy poszli po rozum do głowy i doskonale wykorzystali możliwość zapoznania się z nawierzchnią. Szybkości ich jazdy nie da się określić innymi słowami, niż te, które widniały na bluzach teamu Mateja Žagara. W takich momentach żałuję, że do tej pory nikt nie zamontował na wirażach radarów, które pokazałyby jak moi (prawie) rówieśnicy ośmieszają niejednego dużo bardziej doświadczonego seniora. Na uspokojenie dla rozkołatanego serca zaserwowano wystawę zabytkowych motocykli, a młodzi fani motoryzacji mogli choć przez chwilę poudawać Adama Skórnickiego pozując do zdjęcia na wojennej maszynie z lat II wojny. Co z torem? Kurzyło się, ale przed południem widoczność nie była ograniczona.
Zdążyć na SEC
Zanim prognozy pogody zahuczały od ostrzeżeń o zbliżających się upałach, organizatorzy IMŚJ w Lublinie zdecydowali o przesunięciu zawodów na godzinę 16. – Chcieliśmy uatrakcyjnić te mistrzostwa i przeprowadzić je przy oświetleniu, ale niestety tego samego dnia o godzinie 19 w Szwecji też odbywa się ważna impreza. Dlatego ostatecznie zdecydowaliśmy się przesunąć zawody na wcześniejszą godzinę, żeby kibice mieli możliwość obejrzeć obie imprezy – poinformował prezes Andrzej Zając na łamach portalu lubsport.pl. Takie rozwiązanie spotkało się ze sporą aprobatą i pokazało, że lubelskiemu klubowi zależy na usatysfakcjonowaniu kibiców. Temperatura na dworze rosła jednak z dnia na dzień, a im bliżej było do zawodów, tym więcej pojawiało się kąśliwych uwag na temat chęci "upieczenia widzów” i "męczarni na betonie”. Niestety, dobre chęci nie zawsze spotykają się z oklaskami, a rzeczywistość była taka, że sama zdążyłam dopiero na 8. bieg w Kumli.
Zapylamy panowie, zapylamy...
Pogoda, która prawidłowo została rzeczownikiem w rodzaju żeńskim, zmienną i przekorną jest. Podczas sobotnich zawodów rzadko raczyła Aleje Zygmuntowskie chociaż kawałkiem chmurki, przez co tor wysychał w ekspresowym tempie. Na domiar złego tydzień przed zawodami pracy odmówiła klubowa polewaczka, a jej funkcję spełniał wóz jednej z lubelskich firm zajmujących się wywozem nieczystości. I choć radził sobie ze swoim zadaniem całkiem nieźle, to brakowało poczciwej żółto-biało-niebieskiej maszyny z porządnymi zraszaczami. Przy skwarze, jaki dopadł centrum Lublina w trakcie zawodów, tor musiałby przechodzić nawadnianie po każdym biegu, a i tak mistrzostwa nieco się przeciągnęły. A jakie są skutki nie lania wódki (to oczywiście zdrobnienie)?
OPERATION DESERT STORM
FIM Speedway U21 World Championship Final 2 - Lublin OPERATION DESERT STORM (1. @GebaWG 2. @GinterKacper) pic.twitter.com/Dk4h7Cmr9g
— morrisdoe (@morrisdoe) sierpień 15, 2015
Zdjęcia znakomicie oddają pustynny charakter sprawy, a oglądając je duszący kaszel wyrywa się z płuc zwiastując nadchodzącą pylicę. Taka sytuacja mogłaby perfekcyjnie ucieleśniać żużel pełen adrenaliny, zapachu metanolu i kurzu, który człowiek zmywa z siebie przez trzy dni. Tym razem poziom zakurzenia przekroczył jednak wszelkie standardy, a ścigania mogłoby być zdecydowanie więcej. Czy zatem zawody okazały się klapą?
Nie doczekali
Szukać plusów Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów nie trzeba długo. Bardzo dobrze poradziła sobie z rangą spotkania maszyna startowa, głucha na komentarze, iż zawody od razu powinno zacząć się od startu na zielone światło. Toromistrze również robili co mogli, aby choć trochę podkręcić tempo zawodów. Nie można nawet skarżyć się na frekwencję, bo lubelski owal dawno nie gościł tylu kibiców. Niestety, niedyspozycję zaliczyła tablica wyników, która - kulejąca już od kilku meczów - nie podołała tak ważnym zawodom. Wisienką na torcie pozostanie jednak wyścig dodatkowy między Andrzejem Lebiediewem a Andersem Thomsenem, który oglądany był przy opustoszałych trybunach. Dobrze zlany tor, przyjemne wieczorne słońce i dwóch zawodników walczących o miejsce na podium – aż szkoda, że tak niewiele osób pokusiło się, aby to zobaczyć. Jeszcze mniej osób oklaskiwało medalistów podczas rudny honorowej. To naprawdę kibicowskie faux-pas, kiedy nie umie się pogratulować najlepszym tą dodatkową minutą spędzoną na stadionie. Żałosny widok dopełniły busy pozostałych zawodników, które zaczęły... wjeżdżać na tor, obojętne na trwające (ciche) świętowanie.
Czy Lublinowi udało się wykonać tak ważne zadanie jak organizacja Mistrzostw Świata? Myślę, że miasto wciąż pozostaje w fazie "juniorki", jednak z imprezy na imprezę stajemy się coraz lepiej punktującym zawodnikiem. A dla tych, którzy wściekli wciąż zgrzytają zębami przez wchłonięty pył - punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Weronika Gębka (Twitter)
Zdjęcia: Klaudia Żurawska vel Dziurawiec