Kolejny żużlowy sezon przeszedł do historii. Nie brakowało w nim emocji - i pozytywnych, i negatywnych, nie brakowało także w nim momentów dramatycznych, w których wszyscy zawodnicy, kibice i działacze łączyli się ponad podziałami. Tych ostatnich było niestety zbyt wiele.
4 czerwca, Gniezno, półfinał Drużynowego Pucharu Świata. Na prostej ostro walczą Witalij Biełousow i Linus Sundstroem. Ten drugi nie chce przepuścić Rosjanina przy bandzie. W Biełousowa wpada Hampel, który nie opanował maszyny i wrył się nogami pod dmuchaną bandę. Diagnoza: wieloodłamowe złamanie kości udowej, co równa się z przedwczesnym zakończeniem sezonu dla lidera reprezentacji Polski. Na twitterze rusza akcja #JaroTrzymajSie, sam Hampel dzięki pozytywnemu ładunkowi skupia się na rehabilitacji, obiecuje powrót i jeszcze lepszą dyspozycję.
23 sierpnia, Zielona Góra. Mecz Falubazu z GKM-em Grudziądz. Ostatni wyścig sezonu dla drużyny spod znaku Myszki Miki. Darcy Ward daje z siebie wszystko, chce zdobyć przychylność fanów, którzy, po pamiętnym finale sprzed lat i podeptaniu szalika przez młodego Australijczyka, są dość mocno podzieleni. Ward zahacza o tylne koło rywala i nieszczęśliwie upada. Diagnoza? Przerwanie rdzenia kręgowego, co jest niemalże wyrokiem. Darcy zaczyna nową walkę - tu nie chodzi już o powrót na tor, tu chodzi o życie, a później w miarę normalne funkcjonowanie. Środowisko żużlowe znów się jednoczy, płyną słowa wsparcia oraz datki na rehabilitację.
30 września, Togliatti. Podczas Memoriału Anatolija Stiepanowa ścierają się ze sobą Artiom Łaguta i Witalij Biełousow. W wyniku upadku obaj nie mogą kontynuować zawodów. Łaguta wychodzi z tego jedynie poobijany, gorzej wygląda sprawa Biełousowa. Zawodnik ma problemy z czuciem w nogach. Diagnoza: uszkodzony kręg szyjny. Rosjanin, podobnie jak Ward, walczy o powrót do czegoś, co każdy z nas nazywa "szarą codziennością". Napływają słowa otuchy, jednak nagłośnienie przypadku tego zawodnika jest dużo mniejsze niż u Warda, przez co Biełousow mierzy się nie tylko z problemami natury zdrowotnej, ale wciąż potrzebuje wsparcia finansowego.
24 października, Melbourne. Ostatni bieg ostatniej rundy Grand Prix. Na pierwszym łuku o pozycję walczą Jason Doyle i Greg Hancock. Obaj upadają, niestety dodatkowo wpada w nich Maciej Janowski. Amerykanin i Polak po chwili podnoszą się z toru, gorzej wygląda Doyle, który traci przytomność. Australijczyk zostaje przewieziony do szpitala, gdzie pierwsze diagnozy mówią o wstrząśnieniu mózgu oraz urazach szyi i klatki piersiowej. Doyle, pomimo koszmarnych urazów, w przeciwieństwie do wyżej wymienionych i tak ma sporo szczęścia.
Być może do wszystkich tych sytuacji nigdy by nie doszło, gdyby nie nowa mentalność zawodników, którą obserwujemy od pewnego czasu. Króluje myślenie, wedle którego żużlowcy dla zwycięstwa zrobią i poświęcą wszystko. Nie potrafią sobie wyobrazić dramatu, jaki może ich spotkać, bo nigdy czegoś podobnego nie przeżywali. Myślenie to potęgują oczekiwania - kibice, działacze, dziennikarze, sponsorzy są kapryśni, wymagają widowiska na najwyższym poziomie i jazdy na 300 procent możliwości. Wsparcie każdej z tych grup jest potrzebne do egzystowania w żużlowym światku, więc zawodnicy dają z siebie ponad miarę możliwości. Do tego wszystkiego dochodzi również rozwój sprzętu, który doprowadził do szybszej i bardziej dynamicznej jazdy. Niestety, nie równa się to zwiększeniu bezpieczeństwa, chociaż należy podkreślić, że dmuchane bandy niejednego zawodnika uratowały.
Ta nowa mentalność wkroczyła szturmem na światowe tory, zderzając się z mentalnością bardziej doświadczonych zawodników, którą można by określić słowami: jazda ostro, ale fair. Siłą rzeczy sprawiło to, że właśnie ci drudzy, zostawiający tych parę centymetrów przy bandzie, stali się narażeni na kontuzje - albo upadali (nie ze swojej winy), albo jakimś cudem, dzięki swojemu doświadczeniu, potrafili uratować się przed spotkaniem z nawierzchnią toru.
Co doprowadziło do tak wielu dramatycznych sytuacji w tym roku? Jednoznacznej odpowiedzi zapewne nie poznamy nigdy. Być może kluczem do jej znalezienia jest presja tworzona przez zawodnika i przez jego otoczenie. Presja, która rozkazuje, by widowiskowo wygrywać i jeździć bez pardonu. Dopóki ona nie zniknie, obawiam się, że nadal będziemy oglądać takie wypadki, jak podczas zakończonego sezonu.
Mateusz Dziopa