Chociaż zima przypomina bardziej późną jesień, to jednak póki co nie widać końca tej niezbyt przyjemnej aury. Prognozy długoterminowe raczej optymizmem nie napawają, a przecież już 12 marca ma się odbyć turniej otwierający żużlowy sezon na kontynencie. Nie mam wątpliwości, że organizatorzy w Wittstock znają się na rzeczy (pierwsze treningi miały miejsce pod koniec lutego), ale z warunkami atmosferycznymi trudno wygrać. Nasze krajowe rozgrywki ruszą tradycyjnie w wielkanocny poniedziałek i wypada mieć nadzieję, że do tego czasu aura umożliwi walkę na torze. W Zielonej Górze obserwujemy obecnie walkę specyficzną - walczy ze sobą dwóch sponsorów klubu. Ale o tym w drugiej części tekstu.
Tak a'propos niemieckiego turnieju, to jest swego rodzaju ciekawostką, że nieco wyśmiewani u nas zachodni sąsiedzi (w temacie żużla rzecz jasna) planują turniej na termin, w którym nasze kluby nie są jeszcze nawet gotowe do wyjazdu na tor. Okazuje się, że można także w naszej strefie klimatycznej przygotować się do sezonu bez potrzeby wyjazdów do Chorwacji. Zresztą niemiecki kierunek, jako miejsce pierwszych treningów, ma obrać GKM Grudziądz. W tym przypadku chodzi o Ludwigslust, gdzie turniej otwierający sezon zaplanowano na 19 marca.
Jeśli chodzi o zielonogórski żużel, to po zakończeniu akcji ratowania klubu, która spowodowała spory szum medialny, zrobiło się bardzo cicho o Falubazie w środkach masowego przekazu. Kiedy prześledzę w głowie kilka ostatnich lat, to jakoś nie przypominam sobie, żeby na półtora miesiąca przedstawiciele środowiska żużlowego z Winnego Grodu pozwolili o sobie zapomnieć. Pojawiały się co prawda felietony Roberta Dowhana i Jacka Frątczaka, ale one akurat wynikały raczej z prywatnych zobowiązań obu panów względem prasowych wydawców. Na marginesie dodam, że według mnie teksty byłego menadżera Falubazu bardzo fajnie się czyta, wszak ani wiedzy, ani praktyki, ani znajomości regulaminu odmówić mu nie można.
Temat Falubazu powrócił w mediach dopiero pod koniec stycznia w związku z kontuzjowaną nogą Jarosława Hampela i spekulacjami dotyczącymi jego zdolności do startu od początku sezonu. Jak jest naprawdę, to chyba sam zainteresowany najlepiej wie. Niemniej jednak próba wytłumaczenia sytuacji przez Kamila Kawickiego na antenie Radia Zielona Góra spowodowała, że wiadomo chyba jeszcze mniej. Komentarzami typu "wiem, ale nie powiem" za wiele wyjaśnić się nie da, tym bardziej, że całą wypowiedź zakończyły słowa "w razie czego możemy skorzystać z zastępstwa zawodnika". Chociaż z tą ewentualną ZZ-tką, to chyba tak do końca łatwo nie będzie, bo "Mały" jest przecież uczestnikiem cyklu Speedway Grand Prix, więc zrobi wszystko, żeby móc tam startować, jako że po raz kolejny na dziką kartę raczej nie będzie mógł liczyć. Przy okazji marcowej prezentacji klubu zawodnik został zapytany o sytuację. Na chwilę obecną sam nie potrafił powiedzieć na czym stoi (dosłownie i w przenośni). Coś więcej będzie wiadomo po pierwszych treningach.
Jeśli chodzi jeszcze o Jarosława Hampela, to chyba większość kibiców czekała na rozstrzygnięcie Trybunału PZM w sprawie sporu pomiędzy zawodnikiem a zielonogórskim klubem w kontekście licencji warunkowej, jaką Falubaz otrzymał do 29 lutego br. w związku z tą sprawą. Atmosferę nieco podgrzały informacje przekazane przez mecenasa opiekującego się zawodnikiem, który ujawnił, że w kontrakcie zawartym w 2013 roku jest zapis mówiący o tym, że zmiany w Regulaminie Przynależności Klubowej w Sporcie Żużlowym wpływają na zmiany odpowiednich zapisów w kontrakcie, co oznaczałoby, że klub nie może potrącić zawodnikowi "z pensji", ponieważ doznał kontuzji reprezentując Polskę. Pojawił się kolejny problem, bo w nowym regulaminie podane są maksymalne kwoty, jakie może zarabiać zawodnik, a z doniesień medialnych wynikało, że kwoty zawarte w kontrakcie były znacznie wyższe, co zresztą było bezpośrednią przyczyną podpisania owego kontraktu w 2013 roku i ominięcia tym samym zmian wchodzących w życie od sezonu 2014.
Paragraf 16 Załącznika do Regulaminu Przynależności Klubowej w Sporcie Żużlowym mówiący w punkcie 3: W przypadku posiadania przez klub kontraktów wieloletnich podpisanych przed wejściem w życie niniejszego regulaminu, limit wydatków na zawodnika startującego w rozgrywkach o DMP nie obowiązuje do czasu ich wygaśnięcia. Niedozwolone jest przedłużanie kontraktów wieloletnich na kolejne sezony, a podstawą określenia długości ich trwania będzie treść kontraktu na dzień 31.10.2013 roku” pokazuje jednak, że pod tym względem J. Hampel zabezpieczył się dużo lepiej niż klub. I przyznam, że tutaj nie potrafię racjonalnie wytłumaczyć postawy Trybunału, bo wyjścia są dwa: albo działacze nie potrafią interpretować przepisów, które sami tworzą (w co, szczerze mówiąc, nie wierzę), albo próbowano odsunąć w czasie wyrok, który byłby zdecydowanie niekorzystny dla jednej ze stron. Wiadomo oczywiście dla której. Domyślam się, że dlatego właśnie umyto ręce i nakazano stronom porozumieć się, a wycofanie pozwu przez Jarosława Hampela oznacza, że sprawy nie ma, czyli Falubaz otrzymuje licencję bezwarunkową. Kto na tym wygrał? Wystarczy posłuchać Kamila Kawickiego. Otóż wygrał: zdrowy rozsądek, wizja współpracy, chęć współpracy, wspólny cel, jakim jest potencjalny sukces w sezonie 2016, wygrał sport, wizerunek Jarka i klubu. Odpowiednie dać rzeczy słowo. A szczegółów porozumienia się nie dowiemy, bo... nie. Myślę, że tutaj można sobie wpisać wiele różnych powodów.
W kontekście powyższego tematu dość kuriozalnie brzmiał tekst na stronie "Przeglądu Sportowego", opublikowany 29 lutego: "Poza wszystkim w PZM mówią też, że nie można dołować klubu, który dopiero co wyszedł ze stanu finansowej zapaści. Działacz, z którym rozmawialiśmy podkreślał, że los wyjątkowo doświadczył Falubaz w sezonie 2015. Z powodu kontuzji duża inwestycja rozpadła się niczym domek z kart". Kuriozalnie, bo oceniana powinna być sytuacja prawna. Jeśli faktycznie to tłumaczenie jest prawdą, oznaczałoby to, że Falubaz, delikatnie rzecz ujmując, wciąż nie jest w najlepszej kondycji finansowej. Tutaj mamy zresztą inny fakt, którego interpretacja może być różna. Po ponad dwóch latach Falubaz doszedł w końcu do porozumienia z klubem z Torunia w kwestii nieszczęsnego finału nierozegranego w 2013 roku. Torunianie mają zapłacić 100 000 zł jako zadośćuczynienie stratom organizatora. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Trybunał PZM wycenił owe straty na 400 000 zł, a zielonogórzanie domagali się nawet kwoty dziesięciokrotnie wyższej od tej, na którą ostatecznie się zgodzili. O co tutaj chodzi?
Ciekawe rzeczy powiedział ostatnio Patryk Dudek. Na pytanie o ewentualne starty w Anglii stwierdził, że boi się zaniedbania polskiej ligi, w której jest duży nacisk na to, żeby być zdrowym. Nie wiem czy dobrze to interpretuję, ale trudno mi nie połączyć tego tematu z zapisami regulaminowymi dotyczącymi, mówiąc w skrócie, potrąceń finansowych. Rozumiem, że w Polsce płaci się najwięcej, ale jednocześnie żużlowcy powinni startować na torach różnych pod względem geometrii i nawierzchni, żeby rozwijać się i zdobywać niezbędne doświadczenie. Obawiam się, że przepis mający chronić rozdęte niczym balony klubowe budżety, na dłuższą metę przyczyni się do obniżenia poziomu sportowego polskich zawodników.
W kwestiach bardziej sportowych, trwają obecnie ostatnie przygotowania do sezonu. Falubaz przeprowadził akcję promocyjną zakończoną prezentacją drużyny żużlowej oraz innych dyscyplin działających wokół klubu. Zaprezentowano nowy wzór kevlaru nawiązującego kolorystyką do sezonu 2013, czyli ostatnich sukcesów w lidze. Jest nowy-stary menadżer, czyli Marek Cieślak, który swoją osobą w jakiś sposób gwarantuje wysoki poziom działania. Wiem, że zdania na jego temat są bardzo różne, szczególnie po ubiegłorocznych przygodach w Ostrowie, ale na pewno ma wiedzę i bardzo dobrą znajomość środowiska żużlowego. Tak na marginesie, zauważam, że kluby zaczynają wreszcie przywiązywać większą wagę do posady menadżera, bo przekonują się, że jest to jedna z kluczowych pozycji w drużynie. Każdy klub składa się z trzech podstawowych elementów, czyli działaczy, zawodników i sztabu szkoleniowego. Jeśli przedstawiciele tych trzech grup będą się nawzajem szanować i współpracować ze sobą, to przy odrobinie szczęścia (czyli tak naprawdę przy braku pecha) dobry wynik jest kwestią czasu.
Nie ma się co oszukiwać. Falubaz po prostu potrzebuje wyniku i zatrudnienie pana Marka traktuję właśnie w tych kategoriach. Skład personalnie jest ciekawy, więc jest szansa, że mecze z udziałem zielonogórskiej ekipy będą emocjonującymi widowiskami. We wcześniejszym akapicie nie wymieniłem kibiców jako jednego z ogniw klubu. Bo kibice według mnie nie są niezbędni do osiągania sukcesów. Problem jednak w tym, że bez nich cała zabawa właściwie traci sens. Poza tym ta rzesza ludzi swoimi pieniędzmi w dość istotnej mierze wspomaga budżet, bo mało który sponsor dostarcza takich pieniędzy (chyba tylko samorządy), będąc przy okazji najmniej przewidywalnym elementem finansowej układanki. Przyznam, że irytują mnie wypowiedzi wspomnianego dwukrotnie pana Kamila. Po kilku minutach słuchania przemowy mam wrażenie, że ktoś traktuje mnie jak średnio rozgarnięte zło konieczne, któremu w wielu zdaniach złożonych należy... nic nie powiedzieć. Dlatego życzę Falubazowi przede wszystkim większego szacunku dla kibiców - nie tylko traktowania kontaktu z nami jako elementu działań marketingowych oraz potencjalnego źródła dochodu.
Na koniec chciałbym jeszcze zahaczyć o kwestię "wojny kantorowej", w którą po części wplątany został, a po części sam się wplątał zielonogórski klub. Przyznam, że przez długi czas nie rozumiałem, czego w istocie dotyczy ten spór, w kwestiach formalno-prawnych rzecz jasna (problemów nieoficjalnych jest pewnie znacznie więcej). Wiadomo powszechnie, że firmy ekantor.pl i cinkciarz.pl są bezpośrednią konkurencją na rynku internetowej wymiany walut, a z tego, co można usłyszeć tu i ówdzie wynika, że właściciele obu firm nie darzą się szczególną sympatią. Każdy z tych podmiotów ma oczywiście zarejestrowany znak graficzny. I właśnie wśród zarejestrowanych znaków i słów należy szukać przynajmniej części rozwiązania. Bo jeden z problemów polega na tym, że wśród tychże zarejestrowanych znaków próżno szukać godła klubu ekantor.pl Falubaz Zielona Góra, którego kształt (podkreślam, że chodzi mi tylko o kształt) jest bliźniaczo podobny do znaku cinkciarz.pl.
Logo cinkciarz.pl przy W69 trudno było nie zauważyć...
I tutaj gola strzelił sobie klub, bo takiej grafiki zwyczajnie nie da się zarejestrować w ciągu kilku miesięcy, nawet gdyby sam proces nie został oprotestowany. Paradoks polega też na tym, że rejestrowanie właściwie pozbawione jest sensu ze względu na stosunkowo częste zmiany nazw drużyn, co z kolei powodowane jest chęcią pozyskiwania środków finansowych od sponsorów tytularnych. Tutaj każdy ma oczywiście własne prawo do oceny, ale dla mnie zastosowanie połączenia znaków ekantor.pl oraz falubazowej myszki tworzącego taki, a nie inny kształt jest albo prowokacją, albo zwykłą głupotą.
Nowe logo zielonogórzan na obszyciu motocykla (foto: Falubaz Facebook)
Porównanie: logo cinkciarz.pl i logo ekantor.pl Falubaz Zielona Góra (źródło: antyweb.pl)
Kolejny problem polega na tym, że 12 lutego 2016 r. cinkciarz.pl uzyskał wyłączne prawo do używania słowa "ekantor" w określonych okolicznościach (wniosek został złożony 28 stycznia 2015 r.). Jako że słowo to zostało zarejestrowane w klasyfikacji nicejskiej 41, więc kwestią do rozstrzygnięcia pozostaje możliwość używania tego słowa przez inne podmioty podczas imprez rozrywkowych (sportowych), co być może tłumaczyłoby zmianę w sposobie przeprowadzenia tegorocznej prezentacji drużyny. Spór przenosi się także na inne poziomy, bo podnoszone są argumenty legalności wspierania przez miasto klubu podejmującego działania być może niezgodne z prawem. Być może, bo nie ma jeszcze prawnego rozstrzygnięcia sporu. Jak można było dowiedzieć się z poniedziałkowej audycji sportowej Radia Zielona Góra, cinkciarz.pl wystosował pismo do Piotra Protasiewicza, postulując rezygnację z używania znaków zawierających logo konkurencji. Sprawa jest na pewno rozwojowa, a najgorsze w tym wszystkim jest chyba to, że sam klub jest tylko przedmiotem używanym w walce pomiędzy swoimi "dobroczyńcami".
Czytam czasem opinie kibiców Falubazu mówiące o tym, jaka to jedna z firm jest "be", a druga "cacy", jak to wszystkim powinno zależeć na pomyślności zielonogórskiego żużla i inne tego typu naiwne komentarze, a przecież o wszystkim zadecydują prawnicy. Sentymenty? W biznesie?!