Nowa formuła, stare zasady i zawodnicy z najwyższej półki - to oferta Best Pairs 2016 dla kibiców. Oferta, która na MotoArenie obroniła się jakością rywalizacji i ilością emocji. Tych nie brakowało do ostatnich metrów, czego najlepszym potwierdzeniem był wyścig finałowy, "zwycięsko zremisowany" przez faworytów miejscowych, Hancocka i Holdera (defekt Martina Vaculíka odebrał triumf parze Boll Team). Emocje zatem były, choć do szóstego wyścigu wydawało się, że o jakiekolwiek "mijanki" na MotoArenie będzie trudno. Przed polaniem toru wyścigi rozstrzygały się na pierwszym łuku - kto go lepiej rozegrał, ten cieszył się z wygranej.
Bezkonkurencyjny w tym elemencie żużlowego rzemiosła okazał się Monster Energy Team, który finalnie - acz ze wspomnianą wcześniej sporą dawką szczęścia - nie przegrał ani jednego biegu. Na MotoArenie świetnie czuli się tego dnia zarówno Chris Holder jak i Greg Hancock. Dobrze zaprezentował się też Team Boll - znajomość toru Vaculíka i niezła dyspozycja Iversena oraz Dudka sprawiły, że zawodnicy w zielonych kevlarach weszli do finału. Tam jednak szczęście skończyło się na ostatnim okrążeniu. Teoretycznie słabsi od początku kontrolowali rywalizację, jadąc na pewne - wydawało się - 5:1, jednak na ostatnim okrążeniu sprzęgło spaliło się w sprzęcie Słowaka, co bezlitośnie wykorzystali Hancock i Holder. Miejsca drugie i trzecie zagwarantowały triumf, ponieważ według zasad Best Pairs w przypadku biegowego remisu zwycięża team, który lepiej pojedzie parowo. Czy to dobry przepis, kiedy zawodnik mijający "kreskę" jako pierwszy, przegrywa - można dyskutować, ale zasady były znane i takie same dla wszystkich.
Z pewnością o pechu może mówić team Fogo Power, który w połowie rywalizacji stracił Emila Sajfutdinowa. Rosjanin wycofał się z powodu przemieszczenia barku (co gorsze dla kibiców Unii Leszno, dziś wiemy już, że wskutek tego upadku opuści prestiżowy pojedynek ze Stalą Gorzów na inaugurację ligi). W jego miejsce na torze dwukrotnie pojawiał się Tobiasz Musialek, ale dwa zera na koncie najlepiej skomentują jego postawę. Honor próbował ratować jeszcze Bartosz Zmarzlik, ale w rywalizacji z o wiele bardziej doświadczonymi rywalami poległ - i w efekcie Fogo Power zajęło dopiero 5. pozycję.
Uchwycony moment upadku i kontuzji Emila Sajfutdinowa
Do niespodzianek, których przewidzieć nie mógł nikt, zalicza się bieg 13., w którym w taśmę wpadł Protasiewicz, ale to nie wpadka popularnego "PePe" była przyczyną sensacji. W powtórce biegu (siłą rzeczy bez Protasiewicza) osamotniony Grzegorz Zengota uległ Kaiowi Huckenbeckowi, i to nie na starcie, a w rywalizacji na dystansie. Popularny "Zengi" dowiózł dwa oczka, ale znając jego poziom jazdy, można było oczekiwać o wiele więcej. Na szczęście dla Teamu eport2000.pl w decydującym o udziale w barażach biegu triumfowali podwójnie Protasiewicz i Kołodziej, dzięki czemu drużyna ta zapewniła sobie miejsce na podium, jak się okazało parę chwil później, na najniższym jego stopniu.
Tych zawodników stosunkowo rzadko mamy okazję oglądać na polskich torach. Cykl BPC dał im szansę jazdy z najlepszymi
Pierwsza runda Best Pairs to także powrót Grigorija Łaguty na MotoArenę. Powrót w stylu do jakiego przyzwyczaił nas prezentując się w barwach ekipy z Torunia, czyli, delikatnie mówiąc, prezentował się kiepsko. Jeżeli już prowadził, to tracił pozycje przez swoją ulubioną jazdą po szerokiej, tuż przy bandzie, co akurat w sobotę na MotoArenie absolutnie nie zdawało egzaminu. Rosjanin zdobył wprawdzie najwięcej punktów z całego teamu Nice Racing, ale jestem pewny, że i on i jego brat Artiom oraz Antonio Lindbaeck liczyli na znacznie lepszy występ.
Grisza "Klapki Na Oczach" Łaguta - tak mówili jedni. "Prawidłowo, tak trzeba jeździć z Pedersenem" - ripostowali inni. Czyli standard w takich sytuacjach
Jubilat, Nicki Pedersen jechał w jednym teamie z Martinem Smolinskim. Powiedzmy sobie szczerze - obaj panowie nie są przodownikami w dziedzinie jazdy parą. Zdecydowanie więcej do powiedzenia mają w kwestii startów indywidualnych. Duńczyk jeździł właściwie sam, ale nie można było się temu dziwić, ponieważ Smolinski prezentował się fatalnie, a dwukrotnie zastępujący go Gafurow niewiele lepiej od Niemca. Z 17 punktów Trans MF Pro Race Team, aż 14 to dzieło Pedersena, 2 zdobył Gafurow, a zaledwie 1 Smolinski.
Znowu sam przeciwko wszystkim - zdaje się mówić ten wzrok...
Jak zachowywały się przy tym wszystkim trybuny? Cóż, początek rywalizacji to iście piknikowa atmosfera, którą rozgrzewały pojawiające się z rzadka wyprzedzenia na dystansie. Maciej Kiwak, prezenter, osoba, która miała porwać publikę, dwoił się i troił, by pobudzić widzów do dopingu - z całkiem niezłym skutkiem, aczkolwiek jego poczucie sportowej rzeczywistości nie wyglądało najlepiej, zwłaszcza w momencie, gdy na torze po raz trzeci zameldował się Janusz Kołodziej. Wówczas prezenter tych zawodów stwierdził, że zawodnik Unii Tarnów na tor "wyjeżdża po raz pierwszy". Niestety, takich wpadek można było naliczyć całkiem sporo.
Fani Bartka Zmarzlika już gotowi. Były tradycyjne wyrazy wsparcia dla Warda, ale także dla Biełousowa
Mimo wszystko, uważam, że pierwsza runda Best Pairs obroniła nową formułę - w porównaniu do ubiegłych edycji mamy więcej emocji oraz więcej zawodników z najwyższej półki światowego żużla. Jeżeli kolejne dwa etapy będą tak samo dobrze zorganizowane, możemy spodziewać się naprawdę wielu emocjonujących biegów. Te następne już 5 maja w Landshut.
Mateusz Dziopa (Toruń)
Zdjęcia: Patryk Stachowiak