To miał być mecz na szczycie, wyrównane starcie i hit 3. kolejki Nice PLŻ. Już na wstępie śmiało można stwierdzić, że pilsko - gdańska potyczka w pełni potwierdziła przedmeczowe prognozy, dostarczając sporej dawki emocji. Po sierpniowym incydencie (spalenie szalika Polonii przez kilku gdańskich "kibiców" plus pomeczowe burdy) każde spotkanie pomiędzy Polonią a Wybrzeżem ma swoje podteksty i elektryzuje publiczność po obu stronach barykady. Niedzielny mecz był postrzegany również jako rewanż za ubiegłoroczny finał II ligi, pewnie wygrany przez gdańszczan. Mimo fatalnej pogody i dojmującego zimna, wypełniony po brzegi stadion oraz mocna (i dobrze się zachowująca) grupa kibiców z Gdańska, mogła obserwować, jak Polonia dokonuje zemsty za wrześniowy dwumecz, wygrywając ostatecznie 49:41.
Na początku nic jednak na to nie wskazywało, a wynik po pierwszych czterech biegach (14:10 dla gości), podniósł ciśnienie zarówno pilskim kibicom, jak i trenerskiemu duetowi Polonii Żentkowski – Michaelis. Poloniści zaczęli to spotkanie niemrawo, kiepsko startowali i nie potrafili napędzić się na dystansie. Dość powiedzieć, że na pierwsze osiem biegów, zawodnicy gospodarzy wygrali tylko dwa, co pokazuje jakie mieli problemy ze spasowaniem się. Było to spowodowane pogodą, która w te "wiosenne" dni na pewno nikogo nie rozpieszcza, a szczególnie żużlowców – poranne opady i niska temperatura diametralnie zmieniły warunki torowe w porównaniu do tego, co było na czwartkowych i piątkowych treningach. Poloniści pokazali jednak siłę i druga część meczu należała już do nich. Bjarne Pedersen zaliczył zdecydowanie najlepszy mecz w tym sezonie, zdobył najwięcej punktów z zawodników Polonii (12 z bonusem) i spełnił pokładane w nim nadzieje i oczekiwania. Z lekkim przymrużeniem oka, Norberta Kościucha można już powoli zacząć nazywać "pilskim Tomaszem Gollobem", bo sposób w jaki napędza się po szerokiej i mija rywali, wygląda niesamowicie efektownie i pokazuje waleczne serce popularnego "Norbiego". Pochwalić też trzeba Arkadiusza Pawlaka, bo po tym, co zrobił w biegu numer 8, kibice trzymali się za głowę jeszcze przez dłuższą chwilę. Kapitalna jazda po orbicie i sposób w jaki minął Oskara Fajfera i Krzysztofa Jabłońskiego, pozwala mi stwierdzić, że był to jak dotychczas chyba najlepszy bieg w karierze wychowanka Polonii. Pawlak dostał niedawno nowy silnik od senatora Henryka Stokłosy i takimi występami pokazuje, że warto dalej w niego inwestować. Nieco rozczarował Wadim Tarasenko, który po świetnym występie w Łodzi rozbudził spore nadzieje, jednakże tylko 5 punktów chyba otwiera z powrotem furtkę do składu Patrykowi Dolnemu (no chyba, że Patrykowi bardziej spodobała się nowa rola - eksperta w TVP).
Gdańszczanie pokazali, że są jedną z najmocniejszych drużyn w lidze i będą liczyć się w walce o awans. Poza jedną wpadką rewelacyjnie prezentował się Linus Sundstroem, dzielnie wspierany przez ikonę Wybrzeża – Renata Gafurowa. Wprawdzie Rosjaninowi nie wyszły dwa ostatnie biegi, ale jeździł naprawdę solidnie i był bardzo szybki. Na pewno zabrakło punktów wicemistrza świata juniorów Andersa Thomsena, a w kratkę jeździł Oskar Fajfer (notabene, dzięki któremu czasami można było się poczuć jak na gali KSW). Największy zawód sprawił jednak doświadczony Krzysztof Jabłoński, który w niczym nie przypominał zawodnika, który we wspominanym już ubiegłorocznym finale 2.PLŻ był najlepszym zawodnikiem Wybrzeża. Jeżeli gdańszczanie uzupełnią chociaż jedną z tych "dziur" w składzie, to bez wątpienia mogą wygrywać wszędzie i z każdym - i zapewne do samego końca będą walczyć o wygranie ligi.
Osobne zdanie należy się sędziemu, bowiem pan Maciej Spychała nie miał (delikatnie mówiąc) najlepszego dnia. Popełnił kilka rażących błędów i ciężko zrozumieć, jak (mając jeszcze do dyspozycji powtórki TVP), mógł nie zauważyć, że w 6. biegu na pierwszym łuku był kontakt pomiędzy Thomsenem a Trzensiokiem, i że Duńczyk absolutnie nie powinien być wykluczony; że Norbert Kościuch w 15. biegu był na mecie o pół koła szybszy niż Sundstroem, czy puścić tak drastycznie nierówny start, jak w 14. gonitwie. Nie wspominając już o najbardziej kontrowersyjnej sytuacji meczu, czyli starciu Kościucha z Fajferem, o którym opinii jest chyba tyle samo, ilu jest kibiców. Bez wątpienia można stwierdzić, że zawodnik Polonii przesadził z tym atakiem, co jednak w niczym nie usprawiedliwia późniejszego, eufemistycznie mówiąc, "niesportowego" zachowania Fajfera oraz jego błyskotliwych popisów elokwencji przed kamerami TVP.
Na koniec, po tej krytyce sędziego, warto spojrzeć w tabelę - Polonia właśnie objęła prowadzenie. Czyżby apetyt rósł w miarę jedzenia?
Jakub Sierakowski