Po rundzie zasadniczej na PoKredzie.pl mogliście przeczytać podsumowanie sezonu GKM-u Grudziądz. Dziś pora na drugą ekipę z woj. kujawsko-pomorskiego. Przygotujcie sobie wiadro herbaty / kawy / soku / whisky, bo tym razem czytania będzie zdecydowanie więcej. Wszak Get Well Toruń rozegrał więcej spotkań, dojechał aż do samego finału, a ja - zgodnie z tym, co głosi tytuł - zawsze byłem mocno związany z toruńskim żużlem, pochodzę właśnie z tego miasta. Wiadro napełnione Waszym ulubionym płynem? No to lecimy.
Dla przeciętnego fana speedwaya z Torunia był to sezon trudny. Cała maszyneria ruszyła w połowie kwietnia na MotoArenie, gdzie, jak wiemy, jeździć da się bez względu na to, co zafunduje nam aura (choć pamiętam jeden przypadek, gdy deszcz wstrzymał zawody, ale o tym cicho!). Rezultat meczu z Falubazem był zgodny z oczekiwaniami – wygrana, ale bez pogromu, gdyż rywal był z górnej półki. Kolejny miesiąc był jednak trudny dla fana Get Well – dziesięciopunktowa porażka w Lesznie, gdzie można było zdobyć więcej punktów, bardzo niska wygrana u siebie z Unią Tarnów (z dzisiejszej perspektywy 48-42 to znakomity rezultat dla „Jaskółek”) i w końcu „ukoronowanie” trudnego okresu w postaci lania na gorzowskiej ziemi. W tamtym czasie nie można było niczego zarzucić chyba tylko Gregowi Hancockowi, który stał się liderem „Aniołów”. Rozczarowywała druga linia, poniżej oczekiwań jechał też Martin Vaculik. Nie działo się najlepiej. Chyba jednak musiało być gorzej, by mogło dziać się lepiej. Torunianie „wyżyli się” na niczemu niewinnej Sparcie, gromiąc wrocławian 60-30. Kolejne dwie wygrane (tym razem z Rybnikiem) sprawiły, że „Anioły” złapały wiatr w skrzydła i powróciły na właściwe tory. Przed lipcową przerwą od ścigania Get Well straciło jeszcze bonusy na korzyść Falubazu i leszczyńskiej Unii oraz odnotowało derbową porażkę w Grudziądzu, który w tym roku był trudnym terenem dla każdej z ekstraligowych ekip. Pozostałe cztery kolejki to dwa pogromy w wykonaniu drużyny Jacka Gajewskiego (przeciwko Unii Tarnów i GKM), wygrana u siebie ze Stalą Gorzów i minimalna porażka w Poznaniu, gdzie dwa oczka zyskała wrocławska Sparta.
Nadeszły oczekiwane play-offy. W Grodzie Kopernika kibice długo rozważali, czy w półfinale lepiej trafić na Stal czy też Falubaz. Życie pokazało, że „Aniołom” bardziej przypadła do gustu drużyna zielonogórska. Zresztą show na MotoArenie było nieziemskie, a oprawy jednych i drugich naprawdę imponujące. Ten pierwszy mecz był przedsmakiem emocji w Zielonej Górze. Tam znakomitą partię szachów rozegrał Jacek Gajewski. Popis kunsztu taktycznego plus tor zrobiony (chyba) z myślą o Jarosławie Hampelu sprawiły, iż to torunianie znaleźli się w finale, gdzie czekała już Stal Gorzów. O finale powiem tyle: podopieczni Jacka Gajewskiego walczyli do końca. Mam dziwne wrażenie, że wbrew pozorom ten finał rozstrzygnął się już na MotoArenie, a konkretnie w biegu 14. Nie chcę gdybać, co by było, gdyby w rewanżu to Przemysław Pawlicki został wykluczony. Mogę, ale po co? Lepiej skoncentrować na ocenie tego, co miało miejsce.
Zacznijmy od minusów, by zakończyć pozytywnie. Pierwsza myśl - Kacper Gomólski. Człowiek, który na MotoArenie prezentował się nieźle, bo domowej średniej 1,516 do kiepskich raczej nie zaliczymy. Kacper miał chęć i dawał z siebie wszystko. To mogę spokojnie przyznać po tym, co sam widziałem podczas wizyt w parkingu. Na wyjazdach chyba zgubiło go to, że chciał zbyt mocno. Średnia 0,880 to wynik grubo poniżej oczekiwań toruńskich fanów. Wiem, że pewnie wielu korci pytanie dotyczące pierwszego meczu finałowego, ale tym zajmiemy się przy ocenie Jacka Gajewskiego. Gdybym miał bawić się w oceny szkolne, Kacper dostałbym ode mnie 3=. Na wyjazdach zawodził, w Toruniu prezentował się przyzwoicie. A „szyny” po prostu z czystej sympatii, bo sprawiedliwości na świecie nie ma i zawsze decydują jakieś subiektywne opinie. O! Pozycja w klasyfikacji wg średniej: 42. (1,232).
Adrian Miedziński. Ciężko mi go skrytykować i ciężko też pochwalić. Wpływu na ocenę nie może odgrywać fakt, iż dla Torunia jeździ… od kiedy pamiętam. To wielka wartość przy wszystkich innych kwestiach, ale chcąc uczciwie ocenić ten rok, musi decydować jego postawa na torach i zdobycze punktowe. Każdy ma świeżo w pamięci wyścig w Zielonej Górze, w którym Adrian zapewnił Get Well awans do finału. Należy jednak przypomnieć też inne starty. Przykładem tego złego z pewnością będzie postawa w Lesznie, gdzie „Miedziak” zdobył zaledwie 1 punkt w trzech startach. Z kolei w Gorzowie, jako jedyny, wykonał swój cel (6 punktów), bo tyle należy wymagać od zawodnika tzw. drugiej linii w trudnym meczu wyjazdowym. Znakomicie zaprezentował się podczas spotkania w Rybniku (10+1) i meczu na MotoArenie z Falubazem podczas rundy zasadniczej (11+3). Ten sezon Adrian miał niezły, ale choćby te wspomniane wyżej dwa starty pokazały, że stać go było na więcej w pozostałych meczach. Pozycja w klasyfikacji wg średniej: 32 (1,588). Ocena: 4-
Paweł Przedpełski. Ostatni rok w gronie juniorów był dla Pawła niezły. W kraju został młodzieżowcem nr 2 (średnia 1,872) – wyższą miał tylko Bartosz Zmarzlik (2,477), którego rezultat był zresztą najlepszy w całej Ekstralidze. Kiedy odnotowywał słabsze spotkanie, drużyna bardzo to odczuwała. Tak było podczas finałowego rewanżu w Gorzowie. Zabrakło wówczas pewnej jazdy „Pawełka”, która dałaby menedżerowi Gajewskiemu większe pole do manewrów taktycznych. Jednak nie można powiedzieć, że zawiódł. Indywidualnie z pewnością aspiracje miał o wiele wyższe, ale w lidze w znacznym stopniu przyczynił się do tego, że Get Well zdobył tytuł Wicemistrza Polski. Pozycja w klasyfikacji wg średniej: 17 (1,872). Ocena: 4+.
Igor Kopeć-Sobczyński i Norbert Krakowiak. Tych juniorów postanowiłem ocenić razem. Norbert zdobył więcej punktów dla drużyny, ale to Igor rozwinął się bardziej. Obu im potrzeba jednak więcej chłodnej głowy i uwagi na pierwszym łuku, bo zwykle tam kończyła się ich rywalizacja, po niekiedy naprawdę dobrych startach. Miłym wyjątkiem od tej reguły był jednak bieg w finałowym meczu przeciwko Stali z udziałem Kopcia-Sobczyńskiego, kiedy to junior Get Well postraszył na dystansie samego Mateja Zagara. Skończyło się wprawdzie na zerze, ale dobre wrażenie pozostało. Toruń będzie miał z nich sporo pociechy. Ocena: 3. Na zachętę.
Martin Vaculik. Do Torunia przyszedł walczyć o tytuł mistrza kraju i jego ambicje zostały niemal zaspokojone. Patrząc na cały sezon trzeba uczciwie przyznać, że był jednym z liderów toruńskiej drużyny, chociaż nie było to liderowanie bez skazy. Słabsza w jego wykonaniu była pierwsza część sezonu. Nie będę wypominał już pogromu w Gorzowie, bo tam zawiodła prawie cała drużyna, ale domowy mecz z Tarnowem, gdzie Martin nie wygrał ani jednego biegu, czy wyjazdowa potyczka w Lesznie sprawiły, że to właśnie Słowaka dotykała największa krytyka kibiców. Prawdziwy powrót nastąpił w lipcu – wyjazdowe mecze na przyjaznych mu torach w Grudziądzu i Tarnowie dały Vaculikowi radość z jazdy i pomogły rozpędzić się w drugiej części sezonu. Pozycja w klasyfikacji wg średniej: 17 (2,00). Ocena: 4+
Chris Holder. Rok 2016 miał być dla niego sezonem prawdy. Po kilku latach chudych, na szczęście nadchodzą (nadeszły?) te grubsze. Nie oznacza to, że już jest idealnie, choć tak może sugerować dziewiąta średnia w Ekstralidze (2,132) i walka o medal w Grand Prix. Kiedy jednak przyjrzymy się dokładniejszym statystykom, stwierdzimy, że Australijczyk rezultat swój podbijał głównie na MotoArenie, gdzie jego wynik wyniósł okrągłe 2,600. Lepsze rezultaty na swoich torach w całej lidze mieli tylko dwaj zawodnicy: Grigorij Łaguta (2,645) i Bartosz Zmarzlik (2,691). Choć, jak widać, różnice te do ogromnych nie należą. Co więc było największą bolączką Holdera w tym roku? Wyjazdy. Średnia 1,674 byłaby dobra, gdyby Chris był zawodnikiem drugiej linii. Zaliczany jest jednak do liderów toruńskiej drużyny, a więc ma co poprawić. Nie zamierzam mu jednak zabierać zasłużonych pochwał za powrót do znakomitej dyspozycji. Pozycja w klasyfikacji wg średniej: 9. (2,132). Ocena: 5-
Greg Hancock. Lider. W ostatnich latach brakowało torunianom „złotego” transferu. Takim mianem z pewnością można określić transfer Amerykanina. Hancockowi od lat wieszczą schyłek kariery i rychłą emeryturę, a sam zainteresowany odpowiada jazdą na torze i znakomitymi wynikami. Gregowi w tym roku nie dopisywaliśmy ani jednego wykluczenia, taśmy, a nawet upadku! Na 92 biegi w Ekstralidze, wygrał aż 39 gonitw, co daje 42% skuteczność! Niech ktoś wskaże zawodnika w porównywalnym wieku o podobnych statystykach. Co ważne dla fanów Get Well, Amerykanin przyznał ostatnio, że chce zostać w Toruniu, a obie strony niedługo mają się porozumieć w tej sprawie. Ode mnie oczywiście nota 5 za świeżo zakończony sezon. Pozycja w klasyfikacji wg średniej: 5. (2,196).
Sztab szkoleniowy. Jeśli chodzi o Roberta Kościechę, efekty jego pracy widoczne były w rozwoju juniorów. Nie będę przypominał o startach, które poprawiły się chyba najbardziej. Odsyłam to akapitu o Igorze Kopciu-Sobczyńskim i Norbercie Krakowiaku. Tutaj chciałbym jednak bardziej skupić się nad dowodzącym tą całą maszynerią - Jacku Gajewskim. O ile u progu sezonu miałem zastrzeżenia do jego ruchów taktycznych, o tyle pod koniec ufałem jego przeczuciom. Nawet jeśli chodzi o sytuację z Kacprem Gomólskim w finałach. Zwróćmy uwagę na to, że jeśli w tym pierwszym meczu Przedpełski przywiózłby jakikolwiek punkt, to Gajewski zostałby okrzyknięty geniuszem. W tamtym feralnym biegu padł rezultat 3-3. Przy drugiej zmianie za „Gingera”, Przedpełski punkt odnotował, co zaowocowało wynikiem 4-2, a więc biorąc pod uwagę obie rezerwy, Toruń na ruchu swojego menedżera zyskał! W rewanżu Gajewski stawiał już na Gomólskiego konsekwentnie. Wielu punktów to nie dało (W,W,2,0), z drugiej strony rezerwy szły już za Miedzińskiego, „Ginger” był szybki, a jego drugie wykluczenie - kontrowersyjne. Ocena: 4.
Skoro dotarliście aż tutaj (gratulacje!), to w nagrodę dorzucam Wam śpiewające wyróżnienia. Utwór przypadkowo-nieprzypadkowy. Przypadek przejawiał się tym, że właśnie on wpadł mi do głowy. Nieprzypadkowość z kolei to warstwa tekstowa. Spójrzcie tylko:
„Jesteś lekiem na całe zło”: Chris Holder
„I nadzieją na przyszły rok”: Igor Kopeć-Sobczyński
„Jesteś gwiazdą w ciemności”: Greg Hancock
„Mistrzem świata w radości”: Robert Kościecha
„Oto cały ty”: Get Well Toruń - Unia Leszno 48:41 (jako przykład takiego typowego „GetWellowego” meczu. Rywal mocny, wygrana była, choć czuło się, że każdy liczył na trochę więcej.
Mateusz Dziopa
P.S. Mam takie dziwne odczucie, że Get Well/Unibax/Apator jest podobny do innej drużyny, której kibicuję – piłkarskiego Arsenalu. Prawie zawsze miejsce w czołówce, a ostatnie mistrzostwo "wieki" temu…