Gorący, skurczony jak przysłowiowe gacie po praniu w zbyt gorącej wodzie, okres transferowy mamy za sobą. Może to i dobrze, bo rzeszowskie Last Minute, na dodatek trzeci rok z rzędu, mogłoby osoby z wysokim poziomem markerów zawałowych wprawić w stan zagrożenia życia, a mówiąc wprost: pozbawić przyjemności podziwiania sezonu żużlowego Anno Domini 2017. Przynajmniej na żywo.
Chwila zastanowienia, podczas której mogło dojść do kilkudziesięciu, pewnikiem spektakularnych transferów i… mam złotą myśl. A wziąć i posadzić na pstrych krzesełkach przy Hetmańskiej paru kibiców - weteranów. Toż to skauci jak się patrzy! A wiedza jaka nieprzeciętna... Wypisać na kartce wydartej z zeszytu kratkowanego kwotę do dyspozycji - i skład gotowy. Chwila, moment! Jeszcze mamy do dyspozycji czas, na poszukiwanie dodatkowych sponsorów… Pięknie by było, a i wpisy pod artykułami z gatunku: "Prapremiera transferowa", zaopatrzonymi w więcej wykrzykników niż odgłosy zbrojnych potyczek w najlepszych pozycjach książkowych, mogły by mieć więcej wspólnego ze sportowymi realiami.
Tyle tytułem wstępu. Czas się wyciszyć, bo ciśnienie mi skoczy i z przyczyn niezależnych więcej nie będzie mi dane napisać, a o przyszłym sezonie to będę mógł sobie pomarzyć. Optymistą niepoprawnym jestem, a nawet jakbym o tym nie wiedział, to inni już mi to powiedzieli, żeby nie powiedzieć - zarzucili. Jednak wątpliwości, czy w przyszłym sezonie "Żurawie" pojadą obsiadły mnie jak - no powiedzmy - pszczoły.
Proszę państwa! Przecież to nie wybory, żeby aż taka cisza była wymagana! Głodni wiedzy, poznania jednej z tajemnic (nie różańcowej!), ale nazwisk zawodników mających w nowym, lepszym z pewnością roku reprezentować rzeszowski speedway, czekali wierni kibice z utęsknieniem na jakiekolwiek informacje. I nic… Cisza grobowa i tylko zapewnienie, że "drużyna z pewnością pojedzie", pozwalało odnaleźć w organizmie siłę na śledzenie wydarzeń na żużlowych podwórkach… innych drużyn.
No i ruszyła bezduszna machina! Prezes Łabudzki uprzedzał o możliwości ogłoszenia składu w ostatniej chwili (może nie chciał powielać błędów z lat wcześniejszych?). Są i pierwsze nazwiska: Nicklas Porsing i Dimitri Berge. Duńczyk wcześniej sygnalizował chęć pozostania w zespole i na drodze eliminacji (czyt. zamykania składów) innych drużyn, było to jak najbardziej wiarygodne, ale młody Francuz był niespodzianką, i to z gatunku tych miłych. Dwudziestolatek w Indywidualnych Mistrzostwach Świata Juniorów wymiatał aż miło. Było widać dobrą technikę, szybki sprzęt i pomysł na jazdę (a chyba też jakieś zaplecze). Co tu dużo gadać. Pokonać Krystiana Pieszczka, dodatkowo na torze w Gdańsku, to niezły wyczyn. Zresztą we wszystkich rundach IMŚJ "Dymitr" pokazywał kawałek dobrego żużla, a i podium było w jego zasięgu.
Krótka piłka i dosłownie chwilkę później mamy kolejnych zawodników z "Krainy kangurów". Davey Watt to już w Rzeszowie jeździł w latach 2007-2008 i przynajmniej w pierwszym sezonie stanowił odkrycie ekstraligowych torów. Tylko z kim będzie teraz tak efektownie wychodził z 1-5 na 5-1, skoro opuścił nas Maciek Kuciapa, wybierając kurs na reaktywowany lubelski klub. To już było ("…i nie wróci więcej"), ale występując w szeregach Lokomotivu Daugavpils, całkiem niedawno, starszy o niemal dekadę Dave przywiózł naszych zawodników za swoimi plecami i zasiadł po meczu przy konferencyjnym stole w roli jednego z liderów swojego zespołu.
Drugi z chłopaków z kontynentu z Interiorem w centralnej części - Josh Grajczonek. Ciekawe, jak w przyszłym roku zaprezentuje się ten 26-latek. W Anglii śmiga aż miło. Nie ma dla gościa straconych pozycji, a spóźniony start to w jego wykonaniu jedynie gwarancja emocjonującego biegu. Jest natomiast pewne "ale". Rzeszowskie "lotnisko" to nie agrafki na stadionach Albionu, i tu trzeba poszukać jakiegoś rozwiązania. Zresztą sam Josh po meczu w Łodzi przyznał, że ma problemy z długimi torami. Dodatkowo jego słabe występy na długim i szybkim torze w King`s Lynn, potwierdzają pewnie niedostatki w parku maszynowym. Mamy jednak troszkę czasu, mamy w planach wysypany na torze przy Hetmańskiej wagon nowej nawierzchni - i można robić nawierzchnię "pod koło", co powinno się przysłużyć zarówno zostającemu w kevlarze z żurawiem Dawidowi Lampartowi, jak i mającemu przywdziać go ponownie Chrisowi Harrisowi.
Ciekawa sprawa z tym naszym nowym - starym Angolem. Nie wiem ani ja, ani inni pasjonaci żużla, z jakiej to przyczyny dokonaliśmy wymiany zawodników brytyjskich z krakowską Wandą. Ale Scottiego Nichollsa na "Bombera"? Gdzie tkwi przyczyna? Poza finansową... Można jedynie, wzorem wielu, spekulować na tematy pieniędzy i rozbieżności w konstruowaniu kontaktów. A może to zwyczajowe "wietrzenie magazynów"? Zabij mnie! - nie wiem…! Na całe szczęście sponsorzy umocowani mentalnie, ruchomościami i nieruchomościami na tajemniczym Podkarpaciu, zatrzymali parę Lamparciąt, dzięki czemu teraz do pełni szczęścia brakuje nam TYLKO jednego polskiego seniora. Karol Baran rzucił się w ekstraligową toń i będzie w przyszłym roku starał się nie utonąć, reprezentując częstochowskie "Medaliki". Wybrał wyższą klasę rozgrywkową, ale pewne symptomy już wcześniej przemawiały za zmianą otoczenia przez Carlosa. Może to jakieś animozje z zarządem? Może jedynie nie podlegający żadnej dyskusji brak przysłowiowej kasy? Siedem lat (i więcej) tłustych było, więc według przepowiedni zapewne czas na te chude... Cytując naszego byłego zawodnika - "zapchajdziurą nikt nie chce być". Szkoda tylko formuły decyzji w typie "wyjścia po angielsku”, bo teraz to chwilowo w "czarnej…" jesteśmy.
Okienko transferowe na razie zatrzaśnięte, nie zatrzymaliśmy "Ciapka", nie odzyskaliśmy "Łełka". Zostawienie na ostatnią chwilę finalizacji umów z najważniejszym duetem krajowych seniorów skończyło się tym, że mamy tylko jednego. Zobaczymy, co jeszcze uda się z deficytowego w Polaków rynku wyszarpnąć. Zawsze jest alternatywa w osobie doposażonego (oj tam, trochę fikcji literackiej), Grzesia Bassary i oczekiwanie ma żużlową pełnoletność Wiktora Lamparta. Coś się wydarzy, wymyśli, być może wykombinuje.
Jeszcze szczypta egzotyki. W minionym sezonie mieliśmy, zasilającego obecnie szeregi zawodników z Łotwy, rodowitego Argentyńczyka - Nicolasa Covattiego. W tym roku biało-niebieskich barw bronił będzie Rumun - Andrei Popa. W klubowych mediach społecznościowych, z pewnością pod wpływem złej informacji o Karolu Baranie, to właśnie ten młodzian skupił na sobie cały wagon szyderstw i kpin ze strony kibiców. Zdecydował się spróbować swoich sił Polsce? Szacun! Być może ten 16-latek (dwudziestolatek?) zastanie kiedyś nowym Vaculikiem albo Woffindenem? Kto może dziś autorytatywnie stwierdzić, że nie? Jeżeli za bardzo popuściłem wodze swojej fantazji , to…prrrr!
Patrząc na naszą drużynę, to wyjątkowo dużo tych wszystkich: "może", "gdyby" i "jeżeli". Najprawdopodobniej w drużynie przywitamy jeszcze nowego seniora i ten przyszły sezon uda się jakoś odjechać. Oczekiwania fanów systematycznie, z roku na rok, są coraz mniejsze. Będące przedmiotem drwin "najwyższe cele", zmieniały się w pytanie: czy w ogóle wystartujemy? Stal w przyszłym roku straci duży atut w postaci licznego grona wychowanków, który w tym roku zachęcał do wizyt na stadionie. Nie mam jednak wątpliwości, że wielu fanów będzie przychodzić nadal, bo nie wyobraża sobie innego scenariusza siódmego dnia tygodnia. W końcu będą dawni znajomi, którzy cieszyli (albo i nie) nasze oczy swoją jazdą. Wrócą wspomnienia i będzie o czym z sąsiadem z ławki porozmawiać, powspominać, wspólnie się emocjonować. No cóż. Nie może być inaczej, jeżeli w żyłach krąży metanol... A wynik? Może jeszcze spokojnie z tym "gaszeniem światła".
Tomasz "Wolski" Dobrowolski