Coraz częściej wydaje mi się, że po tekstach dla PoKredzie.pl czeka mnie dożywotni zakaz wjazdu do Torunia. Drużyna w sercu, miasto też, więc wymagam więcej. A to sprawia, że częściej narzekam. Po pierwszym meczu sezonu powodów do narzekania jest mnóstwo.Toruńskich kibiców trafia szlag. Holta, Jepsen Jensen, Sajfutdinow, Łaguta… iluż to zawodników tuż po odejściu z Grodu Kopernika potrafiło przyjechać na Moto Arenę i zrobić dwucyfrowy wynik? Do tego grona dołączył w poniedziałek Martin Vaculík. Pomyśleć by można, że lepiej, by Get Well nie rozstawał się z nikim. Jednak warto sobie przypomnieć, że z tego grona tylko Sajfutdinow i Vaculík potrafili poprowadzić torunian (i swoich następnych pracodawców) do wygranych.
Fani Get Well wierzyli, że ze Słowakiem będzie inaczej. Vaculíkowi brakowało błysku w sparingach i Memoriale Jancarza. Wiara w nieudany powrót byłego zawodnika gospodarzy była duża. Kibice zgromadzeni na pierwszym łuku dali upust negatywnym emocjom już na początku spotkania, gdy rozwinęli długi baner z napisem "Ambicja, charakter – pojęcia ci nieznane, sprzedałeś się Zmorze jeszcze przed finałem". A tuż przed rozpoczęciem meczu słyszeliśmy gromkie Sprze-daw-czyk!, Sprze-daw-czyk! - Trochę się z tego śmiałem - przyznał po meczu sam zainteresowany. Przypomnę tylko, że w przywoływanych meczach finałowych "Vacul" zrobił 8+2 i 10 punktów, więc naprawdę kiepsko musiał wywiązać się z rzekomej umowy z prezesem Zmorą. Chyba że specjalnie przygotowany sprzęt klasy "low" podprowadzili mu tamtego koledzy z drugiej linii.
- Patrząc z boku podziwiam ludzi, którzy skupiają się na hejcie, zamiast kibicować swojej drużynie, a całą energię wkładają w zło zamiast dobro. Nie rozumiem skąd w ludziach tyle agresji i złości. Wszyscy tutaj chodzą do kościoła i się modlą, a potem gwiżdżą i używają takich słów. Pan Bóg na pewno nie byłby z tego szczęśliwy - powiedział po meczu Vaculík. Trudno się z tym nie zgodzić. Ja również jestem zażenowany toruńską publiką. OK, stawili się licznie, 13,5 tys. ludzi to piękny wynik, ale w praktyce… Pierwszy łuk skoncentrowany na hejcie - oberwało się Vaculíkowi i (tradycyjnie) Kasprzakowi. Fani na przeciwległej prostej, po spożyciu sporych dawek złotego trunku, obrzucali trenera Chomskiego i lidera gorzowian takimi formułkami, że chcąc je tutaj cytować, musiałbym ze dwie linijki wygwiazdkować. Drugi łuk - tradycyjnie - siedzi, czasem kiwając głowami: "no ładnie jadą Grażynko" itd. Prosta startowa - tam dziennikarze i VIP-y, więc nie ma się czego spodziewać. Jedyne mecze w ostatnich latach, kiedy na Moto Arenie działo się coś pozytywnego ze strony fanów miały miejsce w ubiegłorocznych play-offach.
Od strony sportowej wśród torunian też szału nie było. Nie wiem jak fani czarnego sportu, ale ja na torze widziałem czterech zawodników gospodarzy - Hancocka, Miedzińskiego, Kaczmarka i Kopcia-Sobczyńskiego. Żenująco wypadł Przedpełski, który przegrał z Czerniawskim. Swoją drogą, ten stracony punkt sprawił, że to Stal wygrała. Wychowanek Get Well zdołał wyprzedzić Miedzińskiego (dwukrotnie), Iversena, Kasprzaka i Hancocka. Jak łatwo zatem dostrzec, częściej mijał swoich niż rywali. Złośliwi dodawali, że w pakiecie z Vaculíkiem trafił do Gorzowa...
Podobnie zresztą Chris Holder. A może nawet bardziej, wszak to były Mistrz Świata, doświadczeniem bije Pawła na głowę. Na jego liście wyprzedzonych - poza Iversenem - sami giganci: Czerniawski , Kopeć-Sobczyński, Kaczmarek, Jepsen Jensen i Kasprzak. Swoją drogą, to tylko pokazuje słabość pary gorzowian. PUK i KK są dalecy od dobrej dyspozycji. Podobnie zresztą Jepsen Jensen. Wieszczono mu sezon lepszy niż Vaculíka, jednak jak na razie stracił bardzo dużo. Kogo wyprzedził MJJ? Kasprzaka, Karczmarza, Pawlickiego, Hancocka i Holdera. W Toruniu już można powiedzieć, że zamieniono siekierkę na kijek.
Takie zdjęcie po tym meczu zamieścił na swoim koncie sam Martin Vaculík
Żeby jednak nie było tak słodko gorzowianom, muszę też odnieść się do sytuacji z wykluczeniem Bartosza Zmarzlika. Po pierwsze, większość kibiców, zawodników, dziennikarzy i ekspertów opowiedziało się po stronie Grega Hancocka. Wyjątkami byli Leszek Demski, trener Chomski i naturalnie sam Zmarzlik. Po drugie, nie rozumiem trochę zachowania zawodnika Stali. Szanuję i podziwiam ambicję, ale z tego co wiem, Ekstraliga to rywalizacja drużynowa, nie indywidualna. Zmarzlik, zamiast na walce do upadłego - dosłownie - z Hancockiem, mógł skupić się na wyniku drużyny i dojechać do mety. Stal przecież mogła sobie pozwolić nawet na porażkę 2:4, co i tak dawało im zwycięstwo meczowe 46:44. Wikłając się w sytuację radykalną i wykluczeniową, gorzowianin mógł sprawić, że jego drużyna straciłaby cenny punkty. A co by było, gdyby sprzęt Vaculíka zdefektował w powtórce? Albo po prostu zepsuł to jedno wyjście spod taśmy. Wiem, że teraz nie ma co gdybać, ale to powinna być delikatna nauczka na przyszłość. Chcesz być najlepszy i wygrać wszystko? Czasem odpuść, dla dobra drużyny, czyli także dla siebie. Zresztą, czy nie o tym właśnie opowiadał niedawno sam Zmarzlik, pytany, czego nauczyło go Grand Prix?
Nie rozumiem też zachowania trenera Stanisława Chomskiego po wykluczeniu jego zawodnika. Latać po parkingu i wyzywać sędziego od drukarzy, nazywając decyzje "parodią", w dodatku mając na karku karę w zawieszeniu… A skoro "drukował", to pewnie nie bezinteresownie, czyli... Cóż, można powiedzieć "emocje", ale wydaje mi się, że osoba decyzyjna w drużynie powinna umieć zachować "chłodną głowę". Na tyle, by w sytuacjach stresowych móc podjąć racjonalną decyzję. Owe krzyki nie były racjonalne. Można mieć serce całe żółto-niebieskie, ale pełniąc taką funkcję, odpuścić sobie tego typu zachowania. Zresztą, po co ryzykować karę, skoro mecz prawie wygrany?
Szukając pozytywów sięgam po bieg 10. Powrócił stary, dobry "Miedziak". Znakomicie atakował go Zmarzlik, jednak wychowanek Get Well nie stracił prowadzenia i jako pierwszy przeciął linię mety. Innym plusem są juniorzy. Kopeć-Sobczyński… od jesieni mówię gdzie się da, że to będzie jego rok. Już w ostatnim sezonie zrobił postęp – na początku po prostu przejeżdżał cztery kółka, a na koniec zdołał postraszyć w Gorzowie Žagara. Pochwalić trzeba też Kaczmarka i Czerniawskiego. Zarówno Get Well jak i Stal będą mieli sporo pociechy z tych chłopaków. Zwłaszcza z Kaczmarka. Czuć u niego ambicję podobną do tej u Bartka Zmarzlika. - Mogliśmy więcej dorzucić, bo przywieźliśmy po zerze. Dla mnie liczy się każdy mecz, chcę pojechać jak najlepiej. Już rozmawiałem z trenerem co mam poprawić. Więcej takich błędów nie popełnię - mówił po meczu nowy nabytek torunian. Mówiąc o "błędzie" miał na myśli jego przegraną rywalizację z… Nielsem Kristianem Iversenem. Tak z tym samym Iversenem, który rozpoczynał karierę, gdy Daniel miał… roczek.
Podczas spotkania wydawało mi się, że to torunianie jadą na wyjeździe, że nie mogą znaleźć optymalnej ścieżki, że sprzęt nie jest dostosowany do toru. Kaczmarek wyjawił mi inną ciekawą rzecz. Otóż przed spotkaniem ze Stalą, gospodarze trenowali na innym torze. Była to Moto Arena, ale przygotowana w inny sposób aniżeli na mecz z gorzowianami. – Były problemy z toromistrzem – usłyszałem. Niestety nie dowiedziałem się jakie konkretnie, ale już to wyznanie daje do myślenia. Może Vaculík rzeczywiście dorzucił do swojego kontraktu w Gorzowie ustawionego toromistrza w Toruniu? Czyżby fani Get Well mieli rację?
Mateusz Dziopa
PS. Dla tych, którym trudno odczytać (a przy rosnącej liczbie czytelników, przybywa ich w tempie pendolino, co obserwujemy zwłaszcza na portalowym fejsbuku) - ostatnie dwa pytania są ironiczne.