Takie porażki bolą chyba bardziej niż gładkie 30:60, jak przed tygodniem w Tarnowie. Przegrać w ostatnim biegu, gdy jest się już w ogródku, gdy wita się już z tą przysłowiową gąską, gdy dwa punkty są na wyciągnięcie ręki... Mecz z Wybrzeżem był prestiżowy również dla pilskich kibiców (znowu 7 tysięcy na trybunach), więc przegrana jest tym bardziej bolesna. Mimo że w przekroju całego spotkania to gdańszczanie wydawali się sprawiać lepsze wrażenie, chyba najbardziej sprawiedliwym wynikiem byłby remis. Ale jak wiadomo - sprawiedliwość i sport nie zawsze idą w parze.
Nie ma błysku - nie ma trójek
Pilanie tym meczem chcieli zmazać plamę po bardzo słabym meczu z tarnowskimi "Jaskółkami". Dlatego też sam początek zawodów w ich wykonaniu był dla kibiców niemiłym zaskoczeniem. Notorycznie przegrywali starty i to goście (może poza Batchelorem i Gafurowem) wyglądali jakby startowali u siebie. Pilscy seniorzy, którzy do tej pory imponowali formą, tym razem wyglądali na nieco zagubionych. Jedynie Tomasz Gapiński zdobył "dwucyfrówkę", ale wygrał tylko jeden bieg i nie zdobył żadnego bonusu. Chyba idealnym stwierdzeniem jest to, że miejscowym brakowało tego błysku, który w poprzednich spotkaniach dawał wygrane. Mówił o tym po meczu menadżer pilan, Tomasz Żentkowski: - Zabrakło jakiegoś błysku i wygranych biegów, indywidualnych i drużynowych. Przegrywaliśmy dzisiaj starty, co nam się tutaj rzadko zdarza. Piętnasty bieg mógł wyglądać troszeczkę inaczej, ale chłopaki wiedzą, co zrobili źle i muszą wyciągnąć wnioski.
Wyraźnie przybity i niezadowolony ze swojego wyniku Adrian Cyfer (9+2) mówił, że od kilku dni ma spore problemy ze swoim najlepszym silnikiem. Było to widać i w Tarnowie, i na ćwierćfinale IMP w Rawiczu, i w meczu z Gdańskiem. Bo mimo że wynik osiągnął przecież przyzwoity, to gołym okiem było widać, że wychowanek gorzowskiej Stali jest wolniejszy niż w poprzednich meczach. A z kolei problemy ze sprzęgłami miał Tomasz Gapiński. Nie to, żebym szukał wymówki, ale w kontekście wszystkich tych faktów widać, że na porażkę złożyło się kilka czynników. W tym także pech i defekt poobijanego po poznańskim ćwierćfinale IMP, pilskiego Tomasza Golloba vel Norberta Kościucha w 12. gonitwie, co gdańszczanie skrzętnie wykorzystali i przywieźli 5 punktów. Mimo tego, sprawę trzeba postawić jasno – gdańszczanie na to zwycięstwo w pełni zasłużyli.
No i wreszcie juniorzy. Pilanie do meczu przystąpili jedynie w szóstkę, bo Paweł Staniszewski złamał kilka dni temu obojczyk. Szkoda, bo mimo wszystko myślę, że mógłby powalczyć o punkty z Marcinem Turowskim. Ciekawą rzecz powiedział mi po meczu Wojciech Dróżdż (moim skromnym zdaniem jeden z najlepszych spikerów w Polsce) – świadomość tego, że startuje się w niepełnym składzie (mimo prawdopodobnie nikłego wkładu w końcowy wynik Staniszewskiego), mogła mieć nieco deprymujący wpływ na drużynę. Kto wie, może coś w tym jest.
Oskar Fajfer, czyli jak na "rzęchu" zrobić komplet
Gdańszczanie meczem w Pile pokazali, że porażka na własnym torze z krakowską Speedway Wandą, była jedynie wypadkiem przy pracy. Ciekawe, czy trener Mirosław Kowalik pluje sobie w brodę, że zamiast na Andersa Thomsena, świetnego w Pile, postawił wtedy na Huberta Łęgowika. Największą "armatą" ekipy znad morza był jednak Oskar Fajfer (14+1). Patrząc na jego atomowe starty i szybką jazdę na dystansie, przypominałem sobie Joonasa Kylmaekorpiego, który rok temu w barwach Lokomotivu rozjechał Polonię zdobywając czysty komplet. Co ciekawe, Fajfer jeździł jak torpeda, mimo że jeszcze niedawno miał ogromne problemy sprzętowe – zatarły się jego dwa silniki, a ten najlepszy… zgubiła firma kurierska. Płatny komplet punktów zrobił na jednostce, które ma już dwa lata. Imponujące. I wielkie brawa za świetną jazdę.
Ten mecz był także klasycznym przykładem na to, ile w dzisiejszym żużlu znaczy dobry junior. Zwłaszcza, gdy mecz jest na styku, a poziom seniorów bardzo wyrównany. Młodzieżowcy Wybrzeża zdobyli 10+1 punktów (z czego sam Kossakowski 8+1), a osamotniony Grzegorczyk - 3.
Quo vadis, Polonio?
Powiedzieć, że łaska kibica na pstrym koniu jeździ, to nie powiedzieć nic. Mimo tego, wysyp krytycznych komentarzy po tym meczu pod adresem klubu, jest porażający. A autorami są pewnie ci sami kibice, którzy po czterech wygranych z rzędu chcieli nosić pilskich zawodników na rękach, a w powietrzu czuli zapach PGE Ekstraligi. Oto niektóre komentarze (pisownia oryginalna): Żenada mecz.mecz oddany bez walki śmiech ostatni wyścig, Ja tez twierdzi ze mecz przegralismy przed jego rozpoczeciem przez zarzad i opieszalosc w znalezieniu juniora!!!, No to lecimy w dół. W rewanżach z Tarnowem i Gdańskiem nie mamy żadnych szans. Oczywiście, są wśród nich i liczne komentarze wlewające nieco otuchy w przedstawicieli i zawodników Polonii. Plusem w tej sytuacji na pewno jest to, że balonik o nazwie PGE Ekstraliga pękł, niektórzy marzyciele oprzytomnieli, a pilanie bez zbędnej "spiny" mogą się skupić na swoim tegorocznym celu, czyli play-offach.
W kwestii juniorów, myślę, że Polonia została jednak nieco wystawiona przez Stal Gorzów. Pamiętam, że w listopadzie rozmawiałem na ten temat zarówno z wspominanym Tomaszem Żentkowskim, jak i prezesem Polonii, Tomaszem Soterem. Obaj mówili, że Stal obiecała wypożyczenie Kamila Nowackiego, którego ostatecznie do Piły nie puściła, a biorąc pod uwagę zawieszenie Huberta Czerniawskiego - już pewnie tego nie zrobi. Oczywiście, można powiedzieć, że najlepiej jest wyszkolić własnych, ale wiadomo, jak obecnie jest trudno, i o zdolnych juniorów, i o pieniądze na ten cel, i w ogóle o chętnych adeptów. W najbliższych dniach mimo wszystko w Polonii ma pojawić się nowy młodzieżowiec, jednak jego nazwisko owiane jest tajemnicą. W czerwcu trzech podopiecznych Piotra Śwista ma zdawać licencje. Żeby był wśród nich talent na miarę Wiktora Lamparta na razie nie słychać, ale kto wie, może idzie ku lepszemu? Teraz przed Polonią wyjazd do Gdańska i mecz rewanżowy u siebie z tarnowską Unią. Po meczu z Orłem Łódź zakończyłem swój felieton pytaniem, czy po tych morderczych czterech meczach z faworytami ligi, Polonia nadal będzie liderem tabeli. Teraz wydaje się, że może być o to bardzo, ale to bardzo trudno.
Jakub Sierakowski