Niby walczą o punkty, leczą urazy, a ci lepsi szykują się już do żużlowego Mundialu, ale w prywatnych rozmowach częściej niż o sytuacji na drugim łuku dyskutują teraz o nowym regulaminie finansowym. Bo co jest ważniejszego od kasy w tym naszym objazdowym cyrku na kółkach? Kibice, emocje, sentymenty? Nie żartujcie.
Spór rozgorzał na dobre i nie sądzę, aby szybko się skończył. Zbyt wiele tu do stracenia. Racja, jak to zwykle bywa, leży gdzieś pośrodku. Zgadzam się, że zarobki żużlowców są za wysokie, a przede wszystkim nie zawsze przekładają się na jakość usługi. Bo każdy żużlowiec to jednoosobowa firma świadcząca na rzecz klubu usługę. To co wyprawiają momentami Crump, Sajfutdinow, Gollob czy ostatnio nawet Hancock, to czysta kpina. Ale według mnie dużo gorszą rzeczą jest KSM, bo to z jednej strony promowanie średniactwa, a z drugiej karanie za zbyt dobrą jazdę. I jedno i drugie jest chore. Jeśli działacze chcą coś zmienić, to przede wszystkim powinni sami się zacząć ograniczać. Tylko, że jak taki Władek z Gorzowa zobaczy z kim rozmawiają inni, to zaraz gul mu skacze i podbija stawki. Tajemnicą poliszynela jest, że było tak zarówno przy budowaniu "mistrzowskiego" składu Stalerny, jak i przy organizacji gorzowskiej rundy Grand Prix.
To wszystko jest kwestią spraw, których nie da się zamknąć w regulaminach. Nawet przy KSM na poziomie 39 i tak można będzie zrobić dream team, bo wszyscy wyżej wymienieni żużlowcy wyraźnie jadą tak, jakby zależało im na przyszłym roku bardziej niż na obecnym.
Kwestia finansów to pochodna tego, co działo się w żużlu od lat 90-tych. A działo się... Młodsi już tego nie pamiętają, ale w Zielonej Górze był taki Morawski, w Gorzowie zaś Gondor. Gość, który kupił stadion od miasta, odkupiony potem przez to miasto za dużo większe pieniądze, bo dobrodziej zapowiedział... że nie pozwoli na rozgrywanie tam meczów. Tak można by wymieniać, zahaczając o niemal każdy żużlowy ośrodek. I tu nie chodzi o ograniczenia regulaminowe, tylko o chore ambicje i polskie "zastaw się, a postaw się".
Wpadł mi ostatnio w ręce, promowany na jednym z portali, felieton pióra red. Dariusza Ostafińskiego pod znamiennym tytułem "Dziady" (link). I trochę mnie zirytował, bo stawianie Roberta Dowhana jako wzór pozyskiwania środków nie świadczy zbyt dobrze o znajomości tematu. Chłop jedzie na modzie na żużel w Zielonej Górze (a po prawdzie bardziej w okolicach ZG) i wysokich cenach biletów. Wpływów od sponsorów wcale nie ma tak dużo. A czepianie się Dworakowskiego jest mocno nie na miejscu. Józek jest, jaki jest, ale na pewno nie podbija stawek i potrafi zbudować skład złożony w większości z wychowanków. To już ewenement na skalę krajową. W dodatku skład żużlowców walczących z pełnym zaangażowaniem, nie tylko w pokoju klubowego skarbnika. Można śmiać się z "Jožina", ale w tej kwestii większość ligowych prezesów mogłaby udać się do Leszna na korepetycje.
P.S. Sytuacja jest dynamiczna. Bardziej niż się niektórym wydawało. Ledwo nasi granatowomarynarkowi odeszli od stołu, a gruchnęła wieść o kolejnym bankructwie. Właśnie niewypłacalność ogłosiła szwedzka Valsarna Hagfors. Niby to po drugiej stronie Bałtyku, więc skutek dla nas żaden. Niezupełnie. To przecież klub braci Łagutów, Nermarka, a z naszych: Kościechy, Buczkowskiego, Kasprzaka i Gapińskiego. Ten ostatni nie dalej jak dwa tygodnie temu w meczu z gwiazdami z Malilli potrafił trzasnąć 15 oczek z bonusem. To jest już konkretny pieniądz. Było i nie ma. A i odzyskanie zaległości niepewne.
Ale coś nam się wydaje, że jedną jeszcze personę w naszym żużlu upadek Valsarny mocno zabolał. Przecież Krzysztof Cegielski, szef "Metanolu", którego - żeby była jasność - bardzo cenimy jako eksperta, a przede wszystkim szalenie inteligentnego człowieka, we wszystkich swoich wypowiedziach od chwili wybuchu kolejnej żużlowej wojny polsko-polskiej mocno pogrywał kartą szwedzką. "Popatrzmy na Elitserien. Tam nie ma żadnych sztucznych ograniczeń. Szanuje się wolny rynek i prawo żużlowców do swobody negocjacji, także ze sponsorami indywidualnymi. Efekt: już teraz mecze stoją na wyższym poziomie, a liga jest ciekawsza". No tak, tylko niebawem w tej lidze będą musieli rozgrywać czwórmecze. Albo od razu zacząć play-offy.
A tak poważnie, czekamy tylko, kto pierwszy na jednym z portali wykorzysta tę smutną dla szwedzkiego żużla sytuację, by zdyskontować "szwedzki cios w polskie plecy" dla swych celów i zdyskredytować szefa "Metanolu". Nawet mamy pewien typ.