Żużel jest sportem, w którym zakorzenienie drużyny z miejscem jej egzystencji jest dość ważne. Ulubieńcami stają się miejscowi, "zawodnicy stąd", którzy przyciągają fanów na stadion. Niestety, czasem bywa tak, że sukces przekładany jest ponad wspomniane korzenie. Taki przypadek obserwujemy właśnie w Toruniu.
Adrian Miedziński pożegna się z ekipą Get Well Toruń. Nie wchodząc już w aspekt sportowy, należy zastanowić się nad tym, co dzieje się w Grodzie Kopernika. Klub traci wychowanków, ludzi stąd. W pierwszym składzie drużyny Jacka Frątczaka zobaczymy najpewniej dwóch "swojaków" – Pawła Przedpełskiego i Igora Kopcia-Sobczyńskiego. Doszło do sytuacji, w której torunianie ściągają nawet juniorów (Kaczmarek rok temu, wcześniej Krakowiak), rezygnując ze szlifowania talentów, których regularnie dostarczają Jan i Karol Ząbikowie. Szkoda, bo dotąd toruński klub był postrzegany jako dom zdolnych zawodników.
Z drugiej strony jednak zachowanie to można zrozumieć. Skład z Miedzińskim, Przedpełskim, Kopciem-Sobczyńskim i Kościelskim nie jest raczej gwarancją medalu, a podium to przecież dla torunian minimum. Nie jest tajemnicą, że w Grodzie Kopernika śnią o złocie. Czy jednak należy zrobić to za każdą cenę? Zwłaszcza za cenę kibica? Bo przecież fanom trudno będzie identyfikować się z drużyną "najemników". Jeśli jednak jakikolwiek klub w tym miejscu odpowiedział dwukrotnie "tak", przedstawiam krótką instrukcję utraty tożsamości.
Dzień 1.
Utrzymaj się w Ekstralidze rzutem na taśmę, dzięki dwóm zawodnikom, którzy w rozgrywkach powinni maksymalnie pełnić funkcję doparowego. Kibice będą w ekstazie, ale nie obiecuj im, że dwójka bohaterów zostanie.
Dzień 2.
Pogadaj z Australijczykiem, z którego rok wcześniej zrezygnowałeś. W końcu może triumfować w Grand Prix! Oprócz niego spróbuj rozmów z kimś z regionu i może jakimś Duńczykiem.
Dzień 3.
Po odrzuceniu oferty przez zawodnika z okolic, siądź do rozmów z Polakiem, który nie zarabiał dotąd za wiele (np. 151 zł za punkt). W tym samym czasie siądź do rozmów ze swoim wychowankiem, który barw Twojej drużyny reprezentuje od zawsze, a także z drugim, młodszym, wychowankiem.
Dzień 4.
Nadszedł czas na rozmowy z braćmi zza granicy. Jeden z nich jest już u Ciebie długi czas i w ostatnich lata nie idzie mu zbyt dobrze. Zależy Ci na drugim, młodszym, jednak by go mieć, musisz zostawić też starszego. Cóż… trzeba poświęcić jedno miejsce w składzie…
Dzień 5.
Dwóm zawodnikom, którzy sprawili, że zostajesz w Ekstralidze, grzecznie dziękujesz za dotychczasową współpracę. Marzy Ci się medal, nie baraże.
Dzień 6.
Po tym jak młody wychowanek stwierdzi, że nie chce być rezerwowym, staniesz przed wyborem. Będzie on jednak pozornie trudny – rezygnujesz z klubowej legendy, dzięki czemu masz miejsce na nowego Polaka i młodego wychowanka.
Dzień 7.
Finalizujesz rozmowy z przyszłym triumfatorem Grand Prix i połamanym Duńczykiem oferując potwornie duże pieniądze. O takich stawkach musi zapomnieć weteran żużlowych torów, z którym się żegnasz. Z klubem rozstaje się też najwierniejszy zawodnik, bo „zaklepujesz” innego Polaka – wystarczyło dać mu więcej niż 151 zł za punkt, ale stać Cię na to, więc nie narzekasz.
I tak oto tworzy się skład, z którym możesz powalczyć o medal w najlepszej lidze świata. Kibice domagają się jeszcze powrotu do historii w nazwie, ale tutaj wyjaśni się, że problemy są natury formalno-prawnej, za miesiące nikt już nie będzie pamiętał. Miejsce na podium jest teraz w Twoim zasięgu. Pytanie tylko czy sympatia kibiców i pełny stadion również?
Mateusz Dziopa