Jeżeli urodziłeś się w 1995 roku, jesteś wychowankiem Stali Gorzów i nie nazywasz się Bartosz Zmarzlik... to masz pewien problem. Problem z tym, że niezależnie od twoich wyników, od tego jak byś się starał, zawsze będziesz w cieniu. Bo pomimo filigranowej postury, "zmarzlikowy" cień w Gorzowie jest niezwykle długi. Przez 6 lat startów w Stali przekonał się o tym Adrian Cyfer.
Cyfer miał to "nieszczęście", że przez wiele lat tworzył ze Zmarzlikiem parę młodzieżowców aktualnego brązowego medalisty PGE Ekstraligi. Mimowolnie był więc z nim porównywany, w praktycznie każdym aspekcie żużlowego rzemiosła. Jak błyskawicznie rozwijała się kariera Zmarzlika, jak szybko zdobywał serca gorzowskich kibiców, wszyscy doskonale pamiętamy. A Cyfer? Gdzieś z drugiego planu dokładał ważne punkty dla swojej drużyny, przy okazji spijając ledwie ułamek z całej śmietanki docenienia przez ekspertów i uwielbienia fanów. Nie jest to absolutnie żaden przytyk ani krytyka, bo przy Zmarzliku każdy zawodnik świata byłby w cieniu. Taki gość jak Zmarzlik rodzi się raz na X lat (w miejsce "iksa" proszę wstawić dowolną liczbę, ale myślę, że nie mniejszą niż 15). Nadszedł jednak koniec sezonu 2016 i koniec juniorskiego wieku. Nadszedł czas na wyjście z cienia.
Być może jako pilanin nie jestem w pełni obiektywny, ale według mnie zeszłej zimy Cyfer podjął bardzo dobrą decyzję. Podpisał kontrakt w Polonii Piła, czyli poukładanym klubie, w którym nie ma takiego ciśnienia na wynik, jak to jest w Gorzowie. Także dlatego, że w zamyśle włodarzy pilskiego klubu, Cyfer przychodził jako zawodnik drugiej linii, a nie lider. Dwucyfrowe zdobycze punktowe miały spoczywać na barkach Gapińskiego, Kościucha, czy Szczepaniaka. Nice PLŻ to także świetne miejsce na kontynuowanie kariery dla żużlowców wchodzących w trudny i bezlitosny dorosły żużel.
Jaki to był sezon dla Adriana? Jak to mówią praktycznie w każdej transmisji żużlowcy i komentatorzy "up and down", czyli były wzloty i upadki. Bez wątpienia początek rozgrywek był rewelacyjny i mało kto nie przecierał oczu ze zdziwienia patrząc na efektowną i efektywną jazdę Cyfera. To właśnie on był wtedy liderem, który praktycznie w każdym meczu ocierał się o komplet punktów. Niestety, ale przyszedł wtedy feralny mecz w Tarnowie, który dla kibiców liderującej wówczas w tabeli Polonii, był prawdziwym zimnym prysznicem. Porażka 30:60 i bezbarwna jazda między innymi Adriana Cyfera, który zaczął mieć wtedy problemy ze swoim najlepszym silnikiem. Właśnie od tego meczu zaczęły się perturbacje 22-latka, które mniej lub bardziej dawały o sobie znać do końca sezonu. Po drodze zdarzały się fatalne spotkania w Daugavpils i Łodzi, ale także te świetne, jak z Wandą Kraków i Stalą Rzeszów w Pile. Niemniej jednak, wychowanek Stali Gorzów może ten sezon zapisać na spory plus. Jego silniki przygotowuje Ryszard Kowalski (po ostatnim meczu ze Stalą, Adrian powiedział mi, że nie zamierza niczego w tym temacie zmieniać), więc kolejny "złoty rumak" w garażu jest raczej kwestią czasu.
Menadżer pilskiej Polonii Tomasz Żentkowski, mówił w sierpniu, że Cyfer jest jednym z jego priorytetów przy ustalaniu składu na przyszły rok. Jak podchodzi do tego sam zawodnik? Oficjalnych deklaracji z jego ust nie usłyszeliśmy, padały za to słowa o tym, że w Grodzie Staszica czuje się bardzo dobrze i nie żałuje podpisania kontraktu w Polonii. Żaden ze mnie paparazzi, ale tak się złożyło, że na niedawnej rundzie Nice Cup, która odbyła się w Pile, siedziałem na trybunach niedaleko Cyfera. Jak zauważyłem - jest on obecnie w baaardzo dobrej komitywie z jedną z pilskich podprowadzających (jeżeli wiecie, co mam na myśli). Kto wie, może prywatne relacje skłonią go do pozostania w klubie? Oby tylko wybranka cyferowego serca nie rozpraszała go za bardzo, kiedy będzie stał pod taśmą.
Jakub Sierakowski