Sezon żużlowy 2018 za nami. Niestety świat jakoś tak pędzi, że kiedy jeszcze na niektórych stadionach pobrzmiewał warkot silników i unosił się przyjemny zapaszek, już na dobre kręciła się plotkarska giełda transferowa. Zamiast podsumowywać ostatni sezon od strony sportowej, dyskusje na forach internetowych zdominowały personalia. Jakoś nie słychać też, aby zbyt wiele osób pochylało się nad regulaminem, który w naszych ligach obowiązuje. Zanim zaproszę naszych czytelników do dzielenia się swoimi spostrzeżeniami i pomysłami, proponuję przyjrzenie się trzem wybranym kwestiom.
Pierwszy łuk
Kraksa na pierwszym łuku, kibic tylko wzdycha, otrzepuje kurz z garderoby i cierpliwie czeka na powtórkę w pełnej obsadzie. Chyba możemy o tym zapomnieć. Sędziowie analizują zdarzenie, a dzięki transmisjom TV mogą robić to precyzyjnie, i coraz częściej kończy się to wykluczeniem. Jedni się cieszą, bo jest sprawiedliwiej, drudzy narzekają, że to kolejny krok niszczący speedway. W końcu wyścig we trzech to nie to samo. A może by tak spróbować metody przyjętej przy wjechaniu zawodnika w taśmę? Wówczas sprawcę przerwania biegu można by ukarać wykluczeniem, ale powtórka byłaby w pełnej obsadzie z jadącym w ramach rezerwy zwykłej młodzieżowcem. Ciekawe, jak by to funkcjonowało?
Gość
Krucha jest ludzka pamięć, bo choć minął w naszych ligach dopiero pierwszy sezon bez możliwości skorzystania z gościa, już mało kto o tej instytucji pamięta. Jeszcze w sezonie 2017 w drugiej lidze w tej roli mógł wystąpić młodzieżowiec na pozycji seniora. Wcześniej zwykle tę rolę wypełniał junior pod numerami 6-7 lub 14-15. Było coś przyjemnego w oczekiwaniu, kto „obcy” pojedzie dziś w zespole, któremu kibicuję. Często byli to ciągle ci sami zawodnicy, ale zdarzało się, że kibice mogli zobaczyć jakąś wschodzącą gwiazdę. Piszącemu te słowa ciągle tkwi w pamięci rok 2015 i nieodżałowany Krystian Rempała jednorazowo w barwach KMŻ Lublin przeciwko Polonii Piła. Być może w 1 i 2 lidze przywrócenie instytucji gościa miałoby sens. Uniknęlibyśmy wówczas sytuacji, w której zespół w obliczu kłopotów kadrowych sięga po zawodników, których jedynym zadaniem jest nawet nie przejechanie czterech okrążeń, a bycie wpisanym do składu drużyny, która unika walkowera, a już samo ruszenie ze startu to byłoby coś. Nie chcąc się pastwić nad młodymi chłopakami celowo nie przywołuję w tym miejscu przykładów. Oczywiście nie można pozwolić na to, co zrobiono w Premiership, gdzie zawodnik mógł jeździć w jednym sezonie dla różnych drużyn. Skorygowano to dopiero w fazie play-off, bo trąciło to już dużą kpiną z - i tak nie mających wysokiej reputacji - rozgrywek.
Rezerwowi
Tu mam dylemat i bardzo liczę na naszych czytelników. Śledząc telewizyjne transmisje zapadł mi w pamięć Krystian Pieszczek stojący przy bandzie i raczej pogodzony z tym, że w meczu nie pojedzie. Z pewnością trudno o zawodnika do 23. roku życia, który jest gotowy w każdym momencie meczu wskoczyć na motocykl, zastąpić kolegę z drużyny i jeszcze przywieźć cenne punkty. Sztuka ta najlepiej udawała się takim talentom jak Jack Holder i Max Fricke. Najczęściej kluby jako rezerwowych wpisywały do składu własnych juniorów. Ściąganie na pozycje nr 8/16 mocnych zawodników to oczywiście koszty. Czy mając wartościową siódemkę jeźdźców warto inwestować w rezerwowego, czy jedynie umieszczać w składzie zawodnika, który pojedzie w razie kontuzji innego? Osobiście, dałbym temu przepisowi jeszcze przynajmniej jeden sezon.
Te i inne punkty regulaminu, mam nadzieję, zainspirują Państwa do dyskusji. Może w ten sposób kibic żużla choć trochę odpocznie od zajmowania głowy transferowymi przeciekami.
Marcin Góreczny