KALENDARIUM

POWIEDZIELI

Teraz jest mi trochę wstyd i przykro, że tak się potoczyło. Mogę przeprosić tych kibiców, którzy poczuli się może urażeni, ale ten przekaz, który poszedł w mediach przez jednego z naszych gorzowskich dziennikarzy, który został wrzucony (do sieci), nie był od początku. Wdałem się w tę polemikę, niepotrzebnie. / Stanisław Chomski dla C+

Motor kibicePamiętacie, w jaki zazwyczaj sposób dokonują się przełomowe zmiany regulaminowe dla polskiego żużla ligowego? Prawie zawsze robi się to "na pałę", gwałtownie, bez żadnych okresów przejściowych, zero-jedynkowo, z zaskoczenia, odgórnie, od ściany do ściany. Przytoczę na tę okoliczność zmiany regulaminowe głównie z końcówki poprzedniej dekady, takie jak niemal całkowite zniesienie limitu obcokrajowców w składach, także na pozycjach juniorskich, co miało miejsce w 2006 roku. Albo nakaz instalowania sztucznego oświetlenia na każdym ze stadionów ekstraligi, wprowadzony z roku na rok, czy nakaz przekształcenia podmiotów ekstraligowych ze stowarzyszeń w spółki akcyjne. O ile kluby jakoś sobie ze wspomnianymi nowinkami poradziły, a zmiany koniec końców szły z duchem czasu i chyba nie wyszły naszej lidze na złe, o tyle najnowszy "genialny" pomysł włodarzy ekstraligi może okazać się nieprawdopodobnym niewypałem.


Pisałem już kiedyś na łamach PoKredzie.pl (dokładnie trzy lata temu, w tekście pod znamiennym tytułem "Piątek, piąteczek, piątunio..." - dop. red.), że pomysł organizowania spotkań ligowych w piątki uważam za zamach na największą świętość i tradycję, jaką żużel w Polsce wygenerował. Strony archiwalne mówią o tym, że w siódmy dzień tygodnia jeżdżono jeszcze przed wojną w przeróżnej maści zawodach indywidualnych. Stąd osobiście uważam wprowadzane właśnie zmiany jako zwykłe świętokradztwo. Tak obrazowo porównując, to tak jakby na Wimbledonie nagle pozwolili grać tenisistom w kolorowych strojach i zmienili nawierzchnię z trawiastej na twardą. Ktoś powie, że wymóg bieli i trawa są przestarzałe i nigdzie indziej się takimi bzdetami nie przejmują. Tak, ale czy bez tych tradycji Wimbledon byłby uznawany za najbardziej wyjątkowy turniej?

No dobrze, ale skoro żyjemy w świecie bez świętości i poszanowania dla tradycji (w jakiejkolwiek sferze życia), to może trzeba machnąć na to ręką i się z tym pogodzić, mocno gryząc się w język? Z "komerchą" i tzw. robieniem kasy w końcu mało kto jest w stanie wygrać, szczególnie w sporcie. Pieniądze, nie ma co się oszukiwać, to rzecz ważna. Intencja szefów Ekstraligi też jest dobra, chcą żeby kibic mógł obejrzeć w telewizji każde spotkanie DMP oraz aby kluby dostały naprawdę okazały zastrzyk finansowy od nadawców. Jeszcze większy niż poprzednio. Obiektywnie trzeba stwierdzić, że to też jest jakaś wartość, którą trzeba położyć na szali, zważyć co cenniejsze, a może pogodzić jakoś ten ogień z wodą. Niestety, uważam, że jak zwykle w naszym żużlu wylano dziecko z kąpielą, bo tak trzeba nazwać upchanie aż dwóch spotkań każdej z kolejek na piątki.

Jeżeli ktoś się już upiera na to, że wszystkie spotkania ekstraligi muszą być transmitowane na żywo w telewizji, to dlaczego akurat w taki sposób? Dlaczego w piątek wciska się aż dwa mecze? Według nieoficjalnych informacji premierowe spotkania kolejki wyznaczone będą na godzinę 18.00 i tu znajduję to najsłabsze ogniwo. Dlaczego mecze piątkowe, a szczególnie ten pierwszy z nich, tak mocno mnie niepokoją, oprócz nic nieznaczących dla wielu (mam tego świadomość) sentymentów do tradycji?

Nie oszukujmy się, mecze rozgrywane w dni powszednie oznaczają znaczący odpływ widowni ze stadionów. Nikt mnie nie przekona, że na ten sam żużel rozgrywany w piątek przyszłoby więcej fanów, niż w niedzielę. W tej dziedzinie można mówić co najwyżej o próbie minimalizowania strat. 13.500 widzów na zeszłorocznej, piątkowej inauguracji sezonu w Częstochowie z Unią Tarnów brzmi fantastycznie, choć jestem pewien, że gdyby ten sam mecz odbył się dwa dni później, mógłby się powtórzyć wynik z następnego meczu "Lwów" ze Spartą, gdy na trybunach zasiadł komplet 17.000 fanów. To jednak sytuacje wyjątkowe - wszak pierwszy mecz sezonu jest tylko raz w sezonie.

Warto w tym miejscu przytoczyć zestawienie wszystkich spotkań piątkowych rozegranych w ekstralidze w latach 2015-2018, czyli de facto w całej jej historii, bo pojedyncze mecze piątkowe są novum dopiero od kilku lat. Nie brałem pod uwagę piątkowych meczów zaległych, gdyż to zupełnie inna para kaloszy. Nie uwzględniałem też meczów pierwotnie wyznaczonych na piątek, które przełożono potem na niedzielę.

26.06.2015: Tarnów - Leszno 7.000
14.08.2015: Leszno - Zielona Góra 12.550
08.04.2016: Leszno - Gorzów 11.000
22.04.2016: Leszno - Toruń 7.000
05.05 2017: Rybnik - Grudziądz 7.000
02.06.2017: Zielona Góra - Wrocław 10.000
28.07.2017: Grudziądz - Rybnik 6.000
04.08.2017: Wrocław - Grudziądz 7.500
13.04.2018: Częstochowa - Tarnów 13.500
27.04.2018: Leszno - Zielona Góra 13.500
04.05.2018: Grudziądz - Gorzów 5.500
18.05.2018: Toruń - Leszno 9.520

Jak widać, wielkiej tragedii nie ma, choć patrząc na kilka pozycji, na pewno chcielibyśmy więcej, a to więcej byśmy mieli, o czym jestem przekonany, w niedzielę. Warto też zwrócić uwagę na fakt, iż sporo meczów piątkowych wyznaczano na początku sezonu, gdy zainteresowanie speedwayem osiąga swoje maksimum. Na powyższej aż 7  z 11 meczów to spotkania kwietniowe i majowe. Zatem, 11.000 z meczu Leszno - Gorzów z 2015 r. wygląda niby dobrze, choć jak na inaugurację sezonu w Lesznie, przyznajmy, jest to wynik dość kiepski.

Przejdźmy do statystyki, wyliczyłem, iż piątkowe mecze ekstraligi w latach 2015-2018 oglądało z trybun średnio 9.172 widzów. Dla przypomnienia, oficjalne dane o frekwencji PGE Ekstraligi ze strony speedwayekstraliga.pl:

2015: 8.743
2016: 8.219
2017: 9.610
2018: 10.314

Co ciekawe, frekwencja piątkowa okazała się... lepsza od frekwencji całej ligi w latach 2015-2016. To tylko pokazuje, że te pojedyncze, trafnie wyznaczane kwietniowo-majowe piątki, przy corocznym wiosennym "głodzie żużla" wśród kibiców, mocno zawyżyły krzywą. Co będzie z piątkami, kiedy ten głód speedwaya opadnie? Co będzie w lecie, w okresie wakacyjnym, albo pod koniec sezonu, kiedy część meczów siłą rzeczy będzie już o nic? Weźmy też pod uwagę, że wynik ogólny ligi w powyższych latach jest zniekształcony z uwagi na perturbacje Sparty Wrocław ze Stadionem Olimpijskim. W 2015 roku dostępna była tylko jego niewielka część, zaś w 2016 roku Sparta rozgrywała swoje spotkania w Poznaniu. Do jazdy 200 km od własnego miasta doszedł pamiętny falstart (odwołana inauguracja z ROW-em, kiedy ludzie siedzieli już na trybunach), a znikoma atrakcyjność widowisk na "spartańskim" torze w Poznaniu w dalszej części sezonu szybko przełożyła się na topniejącą frekwencję.

poznań17 04.2016

Zaklinacze rzeczywistości nie dają jednak za wygraną, porównując ekstraligę do piłkarskiej Ligi Mistrzów, w której zawody rozgrywa się w środku tygodnia, a przecież kibiców na trybunach nie ubywa. Zaiste przełomowa konstatacja, pogratulować wyczucia. Gdzie Rzym, gdzie Krym? W piłce nożnej pucharowe środy to taka sama tradycja jak w polskim żużlu niedziele. Jako dzieciaki trzymaliśmy przecież kciuki za polskie drużyny walczące w Pucharze Zdobywców Pucharów czy Pucharze UEFA. Dziś te rozgrywki dawno już nie istnieją, "zliftingowano" je bądź stworzono nowe. Ale są też zaklinacze w wersji "light", którzy opierają się znowu na danych z piłki kopanej, lecz tej bardziej przaśnej, zwanej Lotto Ekstraklasą. Tam podobno mecze piątkowe cieszą się wcale nie mniejszym zainteresowaniem niż weekendowe. Tak stwierdził jeden z prezesów klubów ekstraligowych. Sprawdziłem to "na wyrywki" porównując kilkanaście danych frekwencyjnych z piątkowych meczów Ekstraklasy ze średnią widownią na danym stadionie. Prawie zawsze frekwencja piątkowa była gorsza od średniej danego klubu, stąd ten argument uznaję za nietrafiony.

Druga sprawa - odpływ widowni ze stadionów wiąże się nie tylko z dniem tygodnia, ale też z transmisją telewizyjną w ogóle. Transmisja z meczu obniża frekwencję na stadionie, koniec i kropka, choć część ekspertów pisze od lat, że "dobry mecz i tak się sprzeda". Sprzeda się dobrze, ale zawsze mógłby lepiej. Maniacy żużla, tacy jak czytający ten wpis (bo któż czyta w styczniu o żużlu, jak nie maniacy?), na pewno nie wyobrażają sobie, jak można odpuścić mecz na stadionie z powodu telewizji. Jednak coraz więcej fanów, tych mniej zapalonych, woli korzystać z wygód i nie fatygować się na stadion, gdy wszystko jest na wyciągnięcie pilota, bez korków, bez nerwów i bez drogich biletów. Najlepszym przykładem są tegoroczne dane frekwencyjne Stali Gorzów. Paradoksalnie, najbardziej oblegane były spotkania z drużynami z dołów tabeli. Dlaczego? Czy nie właśnie z powodu przystępnych cen za bilety oraz braku transmisji? Co innego z meczami dużego kalibru. Ba, przecież nawet finał ligi nie przyciągnął kompletu! Zresztą, przypominacie sobie boje o transmisje żużlowe w latach 2002-2007, gdy Polsat nie raz, nie dwa, wjeżdżał z kamerami na stadion "z partyzanta", a kilka klubów nie podjęło z nim nawet współpracy? Już wtedy prezesi klubów potrafili liczyć pieniądze, wiedząc, że telewizja zabiera im klientów. Dziś prezesi się godzą, bo będzie sowita rekompensata za prawa, ale puste krzesełka raczej nie znikną.

Trzeci problem to dyskryminujący dla kilku klubów terminarz. Od sezonu 2019 będziemy mieć już nie jednego, a dwóch nadawców (nSport+ i Eleven), którzy podzielą się transmisjami. Trudno oczekiwać, by NC+, jako stacja z pierwszeństwem wyboru, była zainteresowana pokazywaniem teoretycznie mniej ciekawych spotkań. Ktoś, kto konstruował umowę z nadawcami z ramienia Ekstraligi, powinien jednak przewidzieć, że taka sytuacja może mieć miejsce  i przykładowo inaczej skonstruować porozumienie z nadawcami, by nie wyszedł taki klops, jak z terminarzem dla Motoru Lublin. Nic dziwnego, że sympatycy beniaminka głośno protestują, uważając, że po raz kolejny okazało się, iż w naszym żużlu są "równi i równiejsi".

Po czwarte - pytanie, jak kibice żużla mają połączyć pracę zawodową z piątkowymi meczami? Dla osób pracujących na zmiany lub popołudniami to będzie najczarniejszy sezon w życiu. Przecież cały sektor handlu i usług o godz. 18 jest jeszcze w pracy. Osobnym tematem będzie koszmar komunikacyjny przed piątkowymi meczami. Oprócz osób dojeżdżających na stadiony, na ulicach zaroi się od regularnych uczestników ruchu drogowego, w tym weekendowych wyjazdowiczów, uciekających z miasta po pracy, kiedy tylko pogoda się poprawi. Będą wkurzać się kibice, będą wkurzać się nie-kibice, którzy zamiast szybko wrócić z pracy do domu na weekend, będą zmuszeni stanąć w korku. Organizatorzy i służby też się będą wkurzać, bo będą musieli nad tym zapanować (to przecież także wizyty zorganizowanych grup kibiców gości), a wypracowane schematy odnoszace się do niedzielnych spotkań niekoniecznie sprawdzą się w piątkowe wieczory.

Dlaczego pomysł z piątkowymi meczami zadziałał na mnie, jak płachta na byka? Także z powodów czysto prywatnych, bo transmisje w Eleven to dodatkowe, comiesięczne koszty. Trochę to bez sensu, bo nic poza żużlem w Eleven mnie nie interesuje. I tak żonglujemy tymi pakietami, platformami cyfrowymi, płacimy sporo, dostajemy kupę kanałów, których nigdy nie obejrzymy, po to, by mieć tylko dostęp do żużla. Mówi się trudno, bo czego nie zrobisz dla pasji, ale kiedy wychodzi się już z etapu życia z dnia na dzień czy studenckiego "jakoś to będzie", te pieniądze w domowym i rodzinnym budżecie zaczyna się inaczej liczyć.

GKM kibice2018

A przecież mogło być normalniej. Istnieje wszak kilka możliwości alternatywnych, z których Speedway Ekstraliga nie skorzystała, jeśli już się upiera na telewizyjną ekspansję. Większość ligowych weekendów wyznaczono w tym sezonie tak, aby nie kolidowały z rundami sobotnich IMŚ. Dlaczego więc nie wcisnąć możliwie największej liczby meczów na wolną sobotę, zamiast roboczego piątku? Jeśli przeszkodą są inne zawody międzynarodowe, czy inne plany nadawców, którzy wolą w sobotę pokazywać piłkę nożną, to dlaczego nie rozegrać jednego meczu w piątek, a trzech w niedzielę? To może kolidować z transmisjami z pierwszej ligi, ale szczerze, kto przez cały sezon zdoła wytrzymać cztery niedzielne transmisje wraz z magazynem kończącym się ok. godz. 23? Bo mówi się, że pierwsza liga też ma chrapkę na dwa mecze telewizyjne, z których ten pierwszy musi ruszać niedługo po 12.00... W końcu, czy koniecznie telewizja musi pokazywać aż 4 spotkania ekstraligi, jeśli około połowa z nich będzie spotkaniami "do jednej bramki"? Równie dobrze byśmy się zadowolili trzema, wtedy nie ma konieczności przeprowadzania meczu piątkowego o 18.00. Można też kombinować z rozgrywaniem dwóch teoretycznie najnudniejszych spotkań o tej samej godzinie i rozdzieleniem transmisji na dwie anteny. Transmisje symultaniczne, choć technicznie możliwe, nie wiem czy byłyby opłacalne dla telewizji. Mieliśmy już takie "na spontanie" na NC+. Sprawdzają się w Anglii na etapie półfinałów, ale tam po prostu telewizja decyduje, kiedy rusza kolejny bieg i na którym stadionie. Być może ta opcja odpada na cały sezon, ale kto wie, czy by się nie sprawdziła na jakieś wyjątkowe okazje wynikające z terminarza?


A co, jeśli się mylę, jeśli okazałoby się, że na mecze piątkowe ruszą tłumy kibiców, porównywalne do tych ze spotkań niedzielnych? Szczerze mówiąc, sam jestem ciekaw. Często powtarzam, że w pewnych sytuacjach chciałbym się mylić, ale w tej nie chcę. Bardzo mi bowiem zależy, żeby z terminarza na sezon 2020 wypadły przynajmniej te piątkowe spotkania z godziny 18.00. Jak pisałem wyżej, jest to absolutnie do rozwiązania. A co by się nie zdarzyło, to już teraz zapraszam na wpis po sezonie, gdy wszystko sobie podliczymy i zobaczymy, jakie są efekty opisywanej reformy. Nie ukrywam, liczę też, że część fanów w Polsce pójdzie za przykładem kibiców Motoru Lublin, którzy zaczynają głośno o sprawie piątkowej mówić. Kiedy pisałem o tych piątkach w styczniu 2016 roku, trudno było o jakiś masowy odzew - po pierwsze wówczas chodziło jeszcze o pojedyncze mecze, po drugie - żadna grupa nie poczuła się tym dotknięta w takim stopniu jak obecnie kibice z Lublina, a to wielotysięczna rzesza fanów.

Wiecie co w tej sytuacji wkurza najbardziej? Całkowite pominięcie zdania kibiców, którzy w całej tej zabawie są najważniejsi. Przynajmniej powinni być. Identycznie, jak z tłumikami, nudnymi torami, wysokimi cenami biletów, zamykaniem fanów w ciasnych klatkach, czy przekładaniem meczów z powodu "kapuśniaku. Nawet podczas ostatniej telenoweli z Ireneuszem Nawrockim w roli głównej zapomniano gdzieś o interesie szarych fanów żużla z Rzeszowa, którzy przynajmniej na rok, oby nie na dłużej, przymusowo zapomną o zawodach ligowych w swoim mieście. Dla dziennikarzy ważniejsze było to, by w swoich tekstach podczas zimowej nudy utrzeć nosa skądinąd oryginalnemu działaczowi żużlowemu, jakim jest opisywany biznesmen. Jakkolwiek nie mam do niego zaufania, z jednym zdaniem, które wypowiedział się zgodzę. Nagonka medialna na Stal Rzeszów, także w wykonaniu tytułów, które najpierw długo Nawrockiego wychwalały, a nagle, już jesienią, zaczęły ścigać się w jego ośmieszaniu, z pewnością nie pozostała bez wpływu na decyzję PZM o odebraniu licencji klubowi ze stolicy Podkarpacia. Oby głos naszego, kibicowskiego środowiska był w zbliżającym się sezonie 2019 bardziej wysłuchiwany niż dotychczas.


Michał / GW

Korzystanie z linków socialshare lub dodanie komentarza na stronie jednoznaczne z wyrażeniem zgody na przetwarzanie danych osobowych podanych podczas kontaktu email zgodnie z ustawą o ochronie danych osobowych. Podanie danych jest dobrowolne. Administratorem podanych przez Pana/Panią danych osobowych jest właściciel strony Jakub Horbaczewski . Pana/Pani dane będą przetwarzane w celach związanych z udzieleniem odpowiedzi, przedstawieniem oferty usług oraz w celach statystycznych zgodnie z polityką prywatności. Przysługuje Panu/Pani prawo dostępu do treści swoich danych oraz ich poprawiania.

KALENDARIUM

POWIEDZIELI

Teraz jest mi trochę wstyd i przykro, że tak się potoczyło. Mogę przeprosić tych kibiców, którzy poczuli się może urażeni, ale ten przekaz, który poszedł w mediach przez jednego z naszych gorzowskich dziennikarzy, który został wrzucony (do sieci), nie był od początku. Wdałem się w tę polemikę, niepotrzebnie. / Stanisław Chomski dla C+

Odwiedź nasze social media

fb ikonkaX ikonkaInstagram ikonka

Typer 2024 - zmierz się z najlepszymi!

Najszybsze żużlowe newsy

SpeedwayNews logo

NAJBLIŻSZE ZAWODY W TV

 PGE Ekstraliga 2024
1. Orlen Oil Motor Lublin  14 31 +162
2. Betard Sparta Wrocław  14 19 +30
3. ebut.pl Stal Gorzów  14 19 -37
4. KS Apator Toruń  14 15 -7
5. ZOOLeszcz GKM Grudziądz  14 14 -58
6. NovyHotel Falubaz  14 13 -33
7. Krono-Plast Włókniarz  14 12 -50
8. FOGO Unia Leszno  14 11 -87
 Metalkas 2. Ekstraliga 2024
1. Arged Malesa Ostrów  14  28 +128
2. Abramczyk Polonia  14  27 +161
3. Innpro ROW Rybnik  14  23 +63
4. Cellfast Wilki Krosno  14  19 -20
5. #OrzechowaOsada PSŻ  14  18 -16
6. H.Skrzydlewska Orzeł Łódź
 14  13 -54
7. Texom Stal Rzeszów  14   9 -80
8. Zdunek Wybrzeże Gdańsk
 14   3 -182
Krajowa Liga Żużlowa 2024
1. Ultrapur Start Gniezno
 10  21 +94
2. Unia Tarnów  10
 16 +55
3. PKS Polonia Piła  10
 11 +18
4. OK Kolejarz Opole  10
 11 -39
5. Optibet Lokomotiv  10  10 -23
6. Trans MF Landshut Devils  10  6 -105

Klasyfikacja SGP 2024 (po 10/11 rund)

1. Bartosz Zmarzlik
159
2. Robert Lambert
137
3. Fredrik Lindgren
127
4. Martin Vaculík 114
5. Daniel Bewley
111
6. Mikkel Michelsen 101
7. Jack Holder 97
8. Dominik Kubera
88
9. Leon Madsen 76
10. Łotwa duża Andrzej Lebiediew
75
11.  Max Fricke 64
12. flaga niemiec Kai Huckenbeck 58
13. Szymon Woźniak 46
14. Jason Doyle 47
15. Maciej Janowski
46
16. Czechy duzaFlaga Jan Kvěch 41

PARTNERZY

kibic-zuzla logozuzlowefotki-logo
WszystkoCzarne blog

Pomóż kontuzjowanym

KamilCieślar
DW43