KALENDARIUM

POWIEDZIELI

Na pewno nie zamierzam być prezesem GKM, bo znakomicie z tej roli wywiązuje się Marcin Murawski. Na razie zwyczajnie odpoczywam.

 

Zbigniew Fiałkowski dla "Przeglądu Sportowego"

Ocena użytkowników: 5 / 5

Star ActiveStar ActiveStar ActiveStar ActiveStar Active
 

DSC 5707Coś wisi w powietrzu. I nie chodzi tylko o smog nad polskimi miastami ani nawet o kłęby żalu wydychane przez stęsknionych za sezonem kibiców żużlowych. W powietrzu nad światem sportu wisi bowiem jakieś poczucie szarości, beznadziei, doprawione bezsennością i czarnymi myślami. Może to ta zima, która konsekwentnie udaje wiosnę, a może jak zwykle przełom lat prowadzi do przewartościowywania życia i wniosków, o których często nie chcielibyśmy mówić głośno.


W ostatnim czasie karierę zakończyło dwóch sportowców, których bardzo podziwiałam i bez których sport już nigdy nie będzie taki sam. Żaden z nich nie był żużlowcem, ale mieli wiele cech, przydatnych i w żużlu: szybkość, nieugiętość, żelazną wolę pozwalającą podnosić się po każdym upadku… Aż do tego mentalnego upadku, po którym już nie wstali. Nazwiska są mniej istotne, chociaż nie owiane tajemnicą, ważne jest to, że ujrzałam dwie gwiazdy sportu, które mogłyby jeszcze zdobywać medale i walczyć na najwyższym poziomie, ale są już sportem zmęczone psychicznie. Bo to przestał być tylko sport, a zaczęła sprawa medialno-polityczna.

Przy czym politykę rozumiem tu oczywiście szerzej niż tylko jako fakt istnienia partii i stosunków między nimi. Polityka to także polityka firmy… przepraszam, federacji sportowej… która może panu A czy B powiedzieć, że współpracą z nim w ramach reprezentanta kraju nie jest już zainteresowana i to niekoniecznie z powodu wyników.

Wstęp ten służy do tego, by zobrazować, że coraz częstsze odejścia i coraz rzadsze powroty nie są domeną wyłącznie żużla. Wieści o śmierci speedwaya są nieco przesadzone, chociaż tak, kondycja naszej ukochanej dyscypliny nie ma się dobrze i nie uzdrowi jej Grand Prix w Azerbejdżanie. Po kolei jednak.

Piszę ten felieton, ponieważ coś we mnie pękło. Pękło w środowy poranek, który zaczęłam od przeczytania wieści, iż z Lokomotivu Daugavpils odchodzi Anatolij Zil. Ci, którzy nasz portal czytają regularnie, powinni kojarzyć Zila, przez kilka ostatnich lat wiceprezesa łotewskiego klubu. Pracował w Lokomotivie od 2013 roku, i może to niedługo, ale to za jego „kadencji” Lokomotiv dwukrotnie wygrywał pierwszą ligę i tylko przez absurdalne warunki i mury stawiane przez ekstraligowych działaczy nie miał okazji ścigać się w najwyższej klasie rozgrywkowej.

Zil nie jest i nigdy nie był żużlowym celebrytą. Jest za to osobą niesłychanie przejętą sportem i to sportem w najbardziej podstawowym wymiarze, czyli wymagającą fizycznej krzepy (i dobrze przygotowanego sprzętu w przypadku żużla) rywalizacją o to, kto pierwszy dotrze na finisz. Jest, krótko mówiąc, kibicem-działaczem, który dobro sportowej rodziny stawia na pierwszym miejscu. Należał do tych osób, które bardzo dbały o dopływ do Lokomotivu usportowionej młodzieży, a jego opowieści o żużlowych początkach Artioma Trofimowa czy młodziutkiego Ernesta Matiuszonka można by właściwie cytować w całości i bez skrótów, i mieć gotowy artykuł bez słowa wypowiedzi autora. Wreszcie Zil od dawna objaśniał działanie Lokomotivu i uwarunkowania żużla w Daugavpils „na zewnątrz” – odpowiadał na pytania zafrasowanych kibiców, cierpliwie i nie szukając poklasku walczył o byt Lokomotivu po zmianie miejskich władz, wreszcie: tłumaczył, dlaczego mimo zapowiedzi One Sportu i BSI w 2019 roku na Łotwie nie odbędzie się ani półfinał Speedway of Nations, ani też runda SEC. A powód jest bardzo prosty – i wciąż nie dość nagłośniony. Otóż od ministerstwa Łotysze dostali dotację na przeprowadzenie imprezy rangi „finałów mistrzostw świata”. Szkoda, że dotację zatwierdzono w listopadzie, kiedy w temacie Grand Prix była już musztarda po obiedzie, a przyznanie finałowych zmagań Żużli Narodów Togliatti pozostawało kwestią czasu. Z kolei półfinały mistrzostw świata czy mistrzostwa Europy to nie ta ranga, która zadowoliłaby tych polityków od sportu na Łotwie, w związku z czym pieniędzy nie ma. A jak pieniędzy nie ma, to nie ma i zawodów. I tu nie pomoże żadne wyrywanie się przed szereg i publikowanie przedwczesnych terminarzy.

Zresztą, nie ukrywał przy tym, że organizacja międzynarodowych imprez żużlowych to nie jest dochodowy biznes, i Lokomotiv zajmuje się nią wyłącznie z sympatii do kibica, który chciałby pooglądać na lokalnym stadionie więcej niż tylko polską pierwszą ligę czy zawody juniorskie, choćby te prestiżowe (a ile mentalnie kosztowała Daugavpils organizacja finału Drużynowych Mistrzostw Europy Juniorów w ubiegłym roku to temat na osobny artykuł).

Zil musiał zatem wielokrotnie tłumaczyć, że ani on sam, ani klub nie mają nic wspólnego z wielbłądami. Bez zapłaty, chyba że za zapłatę uznać nieskończoną miłość do żużla i emocje przy każdym biegu. Nic dziwnego, że w końcu powiedział dość, bo życie ma się tylko jedno i po co tracić je na walenie głową w mur.

Loko juniorzy2017


„W ciągu sześciu sezonów udało mi się zrealizować tylko część mojego planu. Urzeczywistnienie reszty, niestety, uważam za niemożliwe” – pisze o swojej decyzji Zil. „Dlatego właśnie podjąłem tę niełatwą i ciężką dla mnie decyzję. Polityczne wojenki i brudna gra przez całe lata krępują działania klubu, a dalsza praca bezustannie z pętlą na szyi i wobec niekończącej się niepewności jest dla mnie nie do przyjęcia”. To gorzkie podsumowanie wszystkiego, do spotkało Lokomotiv w ostatnich latach. Odmowy wywalczonego na torze awansu do Ekstraligi. Politycznych gierek nowego (i już byłego) mera, który, jak wynikało z jego posunięć, najchętniej utopiłby najlepszy klub sportowy w Daugavpils. Żądań oficjeli i braku wsparcia ze strony szeroko pojętego środowiska. Konieczności tłumaczenia się z tego, że klub nie zorganizuje jednak zapowiadanej międzynarodowej imprezy, jakby to była wina klubu. Wcale nie dziwię się decyzji Zila (mogę się jedynie dziwić, że „dopiero teraz”), ale to nie sprawia, że czuję się z nią choć minimalnie lepiej.

Wiem, że prędzej czy później pojawi się jakiś mędrzec, który uzna, że skoro człowiek sam zrezygnował, to znaczy, że był słaby i tyle, i nie ma co po nim płakać. Zawsze się taki znajdzie – sam lepiej by zrobił, nigdy nie rezygnował, nigdy się nie poddawał. Ale ja wiem, obserwując Lokomotiv od 2015 roku, a przez ostatnie dwa lata ze szczególną uwagą i w stałym kontakcie z przedstawicielami klubu (w tym przede wszystkim z Zilem właśnie), że to nie kwestia słabości, bo w łotewskiej ekipie nie ma słabych ludzi. Jest tylko różny stopień zniechęcenia sytuacją. Niekiedy krytyczny.

Myślę o tym wszystkim, co spotkało Lokomotiv Daugavpils w ostatnich latach i mam poczucie kompletnej bezsilności. I jeszcze niesprawiedliwości. Nie wiem, jak dla was, ale dla mnie to klub symbolizujący taki prawdziwy, wybaczcie określenie, „pierwotny” sport, gdzie ważniejsza od medialnego show i dobrej zapłaty jest walka na torze i serce do rywalizacji. Wiem, że to nie czas, by urządzać łotewskiemu żużlowi pogrzeb, bo Lokomotiv istniał, zanim przyszedł do niego Zil, i istnieć będzie nadal. Nie wierzę zresztą, by wiceprezes opuszczał nawet tonący okres, nie upewniwszy się, że wszyscy siedzą bezpiecznie w szalupach. Ale wiem też, że bez Zila to nie będzie to samo i walka z przeciwnościami losu może okazać się wielokrotnie trudniejsza.

Jest mi smutno. Cholernie smutno. Zil nie jest pierwszym ani ostatnim działaczem, który miał więcej serca do tego sportu niż całe BSI razem wzięte, i który odchodzi, bo nie tylko nie może zrealizować swoich zamierzeń, ale też im bardziej się stara, tym mniej efektów to daje. Nie tak dawno zresztą w podobnym duchu wypowiedział się inny człowiek żużla, już nie działacz, chyba że „jeżdżący działacz” (skoro można być jeżdżącym trenerem albo jeżdżącym kibicem, to dlaczego nie jeżdżącym działaczem?). W wywiadzie dla jednego z polskich portali Emil Sajfutdinow bardzo gorzko podsumował starania o dostrzeżenie żużla w Rosji. Nic nie dały ani listy do prezydenta, ani złoty medal w Speedway of Nations. Na poziomie ogólnokrajowym żużel nie istnieje, jest niespieniężalny i nie dość prestiżowy. Ba, nie istnieje nawet na poziomie rosyjskiej federacji, w której lobby motocrossowe bardzo dba, żeby nic poza jedynie słuszną dyscypliną przypadkiem nie dostało zbyt dużego dofinansowania. W każdym razie Emil, gość znany z tego, że potrzebującemu odda ostatnią koszulę, choćby sam miał marznąć, zapowiedział, że zamierza się teraz skupić na swojej karierze. A w rosyjskiego ambasadora żużla to może się pobawić, owszem, ale jak już przestanie się ścigać (czyli, miejmy nadzieję, nieprędko). Trudno się dziwić, bo – ponownie – ile można walić głową w mur i czy nie szkoda tej głowy, co to i ściganie bez hamulców ogarnia, i ekonomię (tytułu magistra na Uniwersytecie Moskiewskim nie dają za ładne oczy ani nawet za ładne medale)?

Emil w tej samej wypowiedzi rzucił niejako na marginesie, że nadal zamierza pomagać kilku młodym zawodnikom. Z boku to brzmi trochę jak „oddam stary motocykl i ze dwie opony, niech mają chłopcy na czym trenować”. No brzmi. Tylko że za tą od niechcenia wplecioną w tekst deklaracją kryje się naprawdę spore wsparcie i sprzętem, i własnymi umiejętnościami, jakie Emil oferuje chłopakom z rodzinnego miasta. Był w Saławacie miesiąc temu, zorganizował dla młodzieży z tamtejszej szkółki dwudniowe wspólne treningi. A młodzieży jest sporo, około czterdziestu chłopaków. Ścigają się na starych motocyklach starszych rodaków i nie tylko, uczą się sami naprawiać sprzęt, a zimą oprócz motocrossu uprawiają ice speedway (nie mylić z ice racingiem), to znaczy wyposażają opony motorów w kolce i trenują na pobliskim zamarzniętym jeziorze. Emil Sajfutdinow jest dla nich z jednej strony kolegą i mentorem, z drugiej – największym idolem i tak trochę półbogiem, jako ten, który pierwszy wyrwał się z prowincjonalnego Saławatu na szerokie wody światowego speedwaya i było nie było, nie utonął.

Sajfutdinow Łaguta2013

 

Kiedy na początku grudnia pojechałam do Saławatu odkrywać tamtejszy żużel, a tak w ogóle to zrobić po prostu jeden wywiad, zszokowała mnie konfrontacja mojego poczucia rezygnacji względem promocji żużla w Rosji a podejścia lokalnych działaczy. Nie ma ligi – trudno, będziemy szkolić. Brakuje sprzętu – trudno, będziemy naprawiać to, co jest, i poprosimy o pomoc czynnych zawodników, niech podzielą się, czym mogą, a nasi chłopcy jakoś to przywiozą do Rosji. Szkółka w Saławacie ma w tym momencie ponad czterdziestu podopiecznych, którzy uczą się motocrossowego i żużlowego fachu za darmo, mają treningi na torze i na siłowni, letnie obozy i masę frajdy dzięki ogromnym sercom działaczy. Też doświadczyłam tej zwyczajnej dobroci i miłości do sportu, bo tak po prostu, z ulicy właściwie, przygarnęli mnie, oprowadzili po szkółce, pokazali stadion, opowiedzieli mnóstwo pasjonujących historii…

Kiedyś na tychże wirtualnych łamach głosiłam, że nie ma żużla prócz drugiej ligi (z przymrużeniem oka, oczywiście, i w kontekście tego sportu, który jest bardziej sportem niż biznesem). Żużel we wschodnim wydaniu przekonuje, że się nie pomyliłam. Rezygnacja prędzej czy później przekuwa się w wolę działania mimo wszystko i wszystkiemu wbrew. I bardzo, bardzo chciałabym, żeby świat się o tym dowiedział, żeby świat żużla zobaczył, że tak też można, bez wielkich pieniędzy, za to z wielkim zapałem. I żeby to nie umarło, kiedy okaże się, że sam zapał to za mało, i skończą się pomysły na to, czym zastępować wielkie pieniądze (a żużel to przecież drogi sport). Po tym saławackim zastrzyku optymizmu zachciało się samej działać.

Niedawno w mediach żużlowych padła propozycja, by startujący w polskiej lidze zawodnicy obowiązkowo oddawali część zarobków na fundację opiekującą się sportowcami-emerytami, często rencistami, często po ciężkich kontuzjach. Absurd, bo nikogo nie można zmusić do dobroczynności, nazwijmy to nawet obowiązkiem pomagania, a nie charytatywnym przymusem (wszak to, co zwiemy różą, pod inną nazwą nie mniej by pachniało, jak uczył już Szekspir). Ale marzy mi się, żeby zawodnicy, kluby i działacze z własnej woli dokładali się do projektów mających na celu wsparcie tego „małego żużla”, tego sportu-nie-biznesu, przy czym niekoniecznie wyłącznie w wydaniu łotewskim czy rosyjskim. Pomocy potrzebuje też speedway na Ukrainie, Węgrzech, w Estonii… Ale od czegoś trzeba zacząć. Macie wolne fundusze? To szukajcie inicjatyw. Każda złotówka i każda zębatka mają znaczenie. W końcu im więcej jest krajów, w których żużel – jak Lenin – żył, żyje i żyć będzie, tym lepiej dla naszej ukochanej dyscypliny.

 

Znalezione obrazy dla zapytania Салават speedway

Tor SK Saławat (foto: Racing Team Star Instagram)


Żeby nie być gołosłowną, sama zaangażowałam się w podobne działania, tylko nieco bardziej systemowo. Fundacja Speedway’a, być może znana wam z zeszłorocznych działań (między innymi zbiórki na sprzęt dla utalentowanego Kajetana z Akademii Janusza Kołodzieja) albo z partnerowania Czarnej Książce, to teraz także i mój dom. A cel mamy ambitny: pomoc młodym zawodnikom, nie tylko polskim, wręcz przede wszystkim tym spoza Polski, tym, którym trudniej znaleźć sponsorów, którzy muszą wydać pieniądze także na bazę w Polsce, a talentu mają nie mniej niż nasi rodzimi juniorzy. Może to i kropla w morzu potrzeb, ale od czegoś trzeba zacząć.

Wiem, że nie każdą przeszkodę da się przeskoczyć, a przykład decyzji Anatolija Zila dobitnie to pokazał. Ale wierzę też, że w żużlu jest tylu ludzi o wielkim sercu, że wystarczy iskra, żeby oprócz rzeczy złych i smutnych zadziały się też – nie tylko na torze – rzeczy dobre i dające nadzieję. Właśnie tych drugich życzę wam wszystkim w Nowym Roku. Czyż to nie ważniejsze nawet od tego, kto koniec końców zostanie jakimkolwiek mistrzem czegokolwiek?

 

Joanna Krystyna Radosz

Korzystanie z linków socialshare lub dodanie komentarza na stronie jednoznaczne z wyrażeniem zgody na przetwarzanie danych osobowych podanych podczas kontaktu email zgodnie z ustawą o ochronie danych osobowych. Podanie danych jest dobrowolne. Administratorem podanych przez Pana/Panią danych osobowych jest właściciel strony Jakub Horbaczewski . Pana/Pani dane będą przetwarzane w celach związanych z udzieleniem odpowiedzi, przedstawieniem oferty usług oraz w celach statystycznych zgodnie z polityką prywatności. Przysługuje Panu/Pani prawo dostępu do treści swoich danych oraz ich poprawiania.

KALENDARIUM

POWIEDZIELI

Na pewno nie zamierzam być prezesem GKM, bo znakomicie z tej roli wywiązuje się Marcin Murawski. Na razie zwyczajnie odpoczywam.

 

Zbigniew Fiałkowski dla "Przeglądu Sportowego"

NAJBLIŻSZE ZAWODY W TV

 PGE Ekstraliga 2023
1. Betard Sparta Wrocław  14 30 +124
2. Platinum Motor Lublin  14 28 +185
3. ebut.pl Stal Gorzów  14 20 +54
4. TAURON Włókniarz  14 18 +13
5. ForNature Solutions Apator  14 15 -42
6. FOGO Unia Leszno  14 11 -98
7. ZOOLeszcz GKM Grudziądz  14 10 -61
8. Cellfast Wilki Krosno  14  7 -175
 1. Liga Żużlowa 2023
1. ENEA Falubaz Zielona Góra
 14  35 +232
2. Abramczyk Polonia Bdg.
 14  21 +18
3. Arged Malesa Ostrów  14  21 +22
4. ROW Rybnik  14  18 -28
5. Trans MF Landshut Devils
 14  15 -56
6. Zdunek Wybrzeże Gdańsk
 14  12 -45
7. H.Skrzydlewska Orzeł Łódź  14  10 -93
8. InvestHouse Plus PSŻ  14  8 -50
2. Liga Żużlowa 2023
1. TEXOM Stal Rzeszów
 12  21 +137
2. Ultrapur Start Gniezno
 12
 20 +91
3. OK Bedmet Kolejarz Opole  12
 19 +43
4. Grupa Azoty Unia Tarnów  12
 14 +43
5. Optibet Lokomotiv
 12  14 -24
6. ENEA Polonia Piła  12  10 -111
7. Metalika Recycling Kolejarz  12
 5 -177

Klasyfikacja końcowa SGP 2022

1. Bartosz Zmarzlik
166
2. Leon Madsen
133
3.  Maciej Janowski
106
4. Fredrik Lindgren 103
5.  Robert Lambert 103
6. Daniel Bewley
102
7. Patryk Dudek 102
8. Tai Woffinden 93
9.  Martin Vaculík
91
10. Jason Doyle 83
11. Mikkel Michelsen 82
12. Jack Holder 67
13. Max Fricke 52
14. Anders Thomsen 51
15. Paweł Przedpełski
29

PARTNERZY

kibic-zuzla logozuzlowefotki-logo
WszystkoCzarne blog

Pomóż kontuzjowanym

KamilCieślar
DW43