Sypnęło niespodziankami w rundzie zasadniczej, jak żużlem po trybunach na Nowym Olimpijskim we Wroclawiu poniżej ósmego rzędu. Spadek „Aniołów”, baraże dla Gorzowa i mocna, szósta pozycja beniaminka z Lublina, to rozstrzygnięcia, na które przed sezonem nie postawiłbym nawet złotówki. Szacunek i tytuł Eksperta Roku dla tego, który to przewidział, bo łatwiej chyba trafić w Lotto.
Apator przegrał walkę o "być albo nie być" na ekstraligowej żużlowej mapie Polski. Nie żebym rozpaczał z tego powodu, bo jestem z Wrocławia, ale staram się patrzeć obiektywnie na całą ligę i poza granice Dolnego Śląska.
Prawda jest taka, że nie lubię niezdrowych emocji związanych z walką o utrzymanie, ponieważ wielu polskich kibiców nie rozumie jeszcze czym jest sport i traktuje zawody, jak wojnę i walkę na śmierć i życie. Jedni modlą się o spadek rywala zza miedzy, a jeszcze inni mają tylu wrogów, że chcieliby zwiększyć strefę spadkową do sześciu drużyn. Taki mam obraz polskiego żużla i w sumie całego sportu, więc wystarczy mi walka i wojna nerwów na górze - o złoto. Zostawmy dół w spokoju. Mniej stresu i hejtu, a więcej zabawy ze sportu.
Chciałbym, żeby działacze polskiego żużla zrozumieli, że w tabeli ekstraligowej jest miejsce na minimum dziesięć drużyn. Powiem więcej – jest miejsce dla wszystkich chętnych, którzy spełnią wszelkie wymagania finansowe i organizacyjne. Bywa tak, że ktoś wygrywa pierwszą ligę, ale nie chce awansować wyżej, a ten który przegrał walkę o awans ma wszystko, aby w ekstralidze wystąpić.
Ktoś mi powie, że wygrywa lepszy, taki jest sport. Niby tak. Ja też wolę czystą rywalizację niż szachy-machy przy „zielonym stoliku”, ale co w sytuacji gdyby w tym roku nikt nie chciał awansować do Ekstraligi? Czy pozostanie w niej Apatora miałoby coś wspólnego z ideą sportu? Co z barażami o utrzymanie, których w przeszłości nie było? Niewiele jest czystego sportu w sporcie.
Nie ma sensu porywać się z motyką na słońce. Każdy zna swoje miejsce w szeregu i własne możliwości. Awansować i po roku spaść, to trochę taka sztuka dla sztuki. A i zbankrutować przy tym łatwo i zniknąć zupełnie na wiele lat. Awans może być wybawieniem, ale także karą. Wszystko zależy od ludzi rządzących w klubach, sponsorów, budżetu i szczęścia.
Prawda jest taka, że beniaminek nie buduje składu, lecz bierze to, co jest. Skład buduje sie na lata w sporcie zawodowym, a tu nie ma na to czasu i możliwości, bo rynek zawodników jest zbyt mały, a liga za krótka. Nie ma czasu na pomyłkę, bo każdy błąd powiększa widmo spadku. Gdyby beniaminek nie miał presji związanej z ryzykiem szybkiej degradacji, to mógłby inaczej budować skład i budżet, czyli patrzeć perpektywicznie.
Jasne, że „Koziołki” w tym roku udowodniły, że można. Ale jest to szok dla wszystkich i myślę, że nawet kibice w Lublinie przecierają oczy ze zdumienia. Prawda jest też taka, że Apator poddał się niemal bez walki. Nie pamiętam kiedy ostatni raz mieliśmy w lidze tak słabą drużynę. Słaba postawa „Krzyżaków” bardzo ułatwiła zadanie beniaminkowi, lecz to nie zmienia oczywiście faktu, że utrzymał się zasłużenie!
Toruń ma świetny stadion, mnóstwo pieniędzy i chęć na ekspresowy powrót do elity. Jeśli to się potwierdzi, to „zabetonują” pierwszą ligę w 2020 i emocji będzie tam, jak na lekarstwo. Taka jazda, byle każdy odjechał swoje. To są te pozytywne sportowe emocje? Ja tego nie czuję.
Ciągle powtarzamy slogany, że mamy najlepszą ligę świata. Jakby przynajmniej na świecie była jakaś konkurencja dla polskiej niszówki. Osiem zespołów w EKSTRAlidze? Serio? To jest ekstra? Rozumiem, że liczy się jakość, a nie ilość, ale w piłce nożnej czy koszykówce jest kilkanaście zespołów i nikt tego nie tnie do chorego minimum. Między pierwszym i ostatnim jest tam punktowa przepaść, ale wszyscy grają dalej i nikt nie próbuje na siłę wyrównywać poziomu ligi. Bo tego zrobić się nie da. Bez względu na to ile będzie drużyn, to mecze zawsze będą lepsze i gorsze. Sparta w żenującym stylu przegrała u siebie z Lesznem w meczu na szczycie. Beznadziejny Toruń pokonał u siebie Falubaz, który pojedzie w play off po medal. Przykłady można mnożyć, ale rozumiem, że każdy będzie miał swoje racje. Torunianom życzę szybkiego powrotu do Ekstraligi.
A póki co „Anioły” mogą jechać na ryby, albo najlepiej zaszyć się w Bieszczadach. Bo po przerwie zimowej obudzą się pierwszy raz w pierwszoligowym piekle.
A ja nie do końca rozumiem za jakie grzechy.
Tomasz Armuła