"Zamartwiacie się o szczelinę w podłodze, podczas gdy na głowę wali nam się sufit!". Słowa te wyrzekł Orik, król krasnoludów, kiedy wróg porwał im przywódczynię, a każdy z sojuszników kłócił się o to, kto ma przejąć po niej schedę i dowodzić zjednoczoną armią powstańców. Wybaczcie lekką prywatę – jest to cytat z mojego ukochanego cyklu „Dziedzictwo” Ch. Paoliniego. Dlaczego o tym wspominam? Cóż, szkoda że nie mamy takiego Orika. I w polskim i światowym żużlu. Niestety, tam mamy tylko tych sojuszników - a każdy z nich ciągnie w swoją stronę i dąży do tego, żeby jak najwięcej wyszarpać dla siebie.
Wracając do cytatu – tekst ten piszę na gorąco, zaraz po opublikowaniu przez Ekstraligę nowej, lepszej, INNOWACYJNEJ tabeli biegowej. Rozsierdziło mnie to niesamowicie. Pomijając oczywiste niedociągnięcia( biegi 4,5,6 – te same pola, zawodnicy z numerami 9 oraz 1 mają 3 wspólne biegi, przy wspólnym 14/15, co daje aż 4(!) pojedynki w jednym meczu), dlaczego to w ogóle wprowadzamy? Czy to jest problemem polskiego żużla? Czy naprawdę tym powinny się zajmować władze?
Żużel, nie tylko polski, jest w odwrocie. Temu zaprzeczyć się nie da. Brakuje młodych ludzi, może i utyskiwanie, że „teraz to w tych komputrach tylko siedzo” jest wyjaśnieniem, ale z drugiej strony warto przeczytać wywiad z Patrykiem Malitowskim, albo nawet zadać sobie trochę trudu, poszperać i poszukać jego komentarzy (serdecznie go pozdrawiam – pamiętam jak z drugim Patrykiem, Dolnym, jeździli w Sparcie). Wystarczy przytoczyć sytuację z Erykiem Borczuchem (którego również pozdrawiam!), kiedy młody zawodnik dostał karę za coś… czego nie zrobił – chodzi tu o używanie kasku z „logotypem reklamowym” na DMPJ. Problem w tym, że ten kask jest oryginalnie biały i żadnego logotypu tam nie było. Kara 500 zł plus koszta postępowania. Naprawdę GKSŻ? Naprawdę? To wina komputerów, wyłącznie?
Oczywiście, można powiedzieć, że Ekstraliga to osobny twór, osobna spółka i nie ma nic z GKSŻ wspólnego. W teorii owszem, jednak chyba jasne jest to, że wszyscy się ze wszystkimi znają i przy odrobinie chęci można by połączyć siły, by starać się działać dla dobra żużla (pamiętajmy, że większościowym udziałowcem spółki Ekstraliga jest Polski Związek Motorowy, którego owa Główna Komisja jest żużlową emanacją – dop. red.). Ale po co? Lepiej zamiast tego ratować ŚWIATOWY ŻUŻEL wprowadzając zagranicznego juniora. Tu nawet nie chodzi o to, że to zostało odrzucone(swoją drogą, ilu prezesów głosowało przeciw, bo faktycznie są przeciw, a ilu przeciwko prezesowi Rusko?), po prostu każdy logicznie i obiektywnie myślący człowiek połączył fakty i zobaczył, że koniec wieku juniorskiego Maksyma Drabika, czekający w pogotowiu bojowym Gleb Czugunow i „ratowanie światowego żużla” od tego roku mają coś wspólnego.
Nie sposób pominąć instytucji komisarza toru, która jest kolejną patologią krajowego speedwaya. Sam pomysł jest jak najbardziej w porządku, jednak chyba trochę wylewamy dziecko z kąpielą. Komisarz zamiast nadzorować tor, nagle go sam szykuje, a gospodarze nie mają nic do powiedzenia. A potem jeszcze się okazuje, że był prywatnie i nikt go przecież słuchać nie musiał (słynna sytuacja z Piły). Osoby na tym stanowisku są często niekompetentne, a nierzadko sami byli żużlowcy potrafią skomplikować życie – komu nie szkoda by było posadki z zerową odpowiedzialnością i wynagrodzeniem? Lepiej potulnie słuchać, czego się czepiać i u kogo…
Ach, ostrzeżenia, czołganie, wykluczenia… I analizy. Czy był ruch przed zwolnieniem maszyny startowej, czy nie? Czy jak ktoś powykrzywiał komuś szprychy i spowodował upadek, to powinien zostać wykluczony, czy może wykluczyć tego, który upadł (serio, powiedzcie mi, dwie różne decyzje, a nie wiem na której z 1000 stron regulaminu mam szukać wyjaśnienia)? Czy refleks był na poziomie klatki czy też na poziomie dwóch klatek? Przecież fotokomórka za droga, jak to? Lepiej wydać to na plandekę i przebudowę stadionu pod nią. Tak trzeba właśnie wydawać pieniądze, najlepiej samorządowe, ktoś musi to pokryć. Może i trochę się zagalopowałem, ale sami dobrze wiecie, jak to wygląda…
Pozostaje marzyć, że nastanie taki dzień, gdy władze żużla, nie tylko polskiego, usiądą i zrozumieją, co i jak trzeba naprawić. Po kolei, z planem naprawczym w dłoni. Miejmy nadzieję, że stanie się to szybko, bo za parę lat może nie być czego ratować. W Krakowie ponoć już nie ma czego. Strata bolesna, bo to nie jakaś wioska, a drugie największe miasto w Polsce. I najczęściej odwiedzane przez turystów. W Pile żużel od lat 90. był numerem jeden. To przecież były Drużynowy Mistrz Polski. Słowo „były” w obecnych okolicznościach nabiera nowego, ponurego wydźwięku. Jak zdradził ostatnio Max Dilger, klub wycofa się z ligi. Nawet jeśli w ostatniej chwili coś się zmieni i jakaś życiodajna transfuzja z zewnątrz pozwoli pilanom wystartować, to faktu, że kończy się listopad, a pieniędzy nie ma, nic nie zmieni. Wciąż nie mogą się podnieść Świętochłowice. Po raz kolejny próbuje wstać z kolan Rzeszów. Chęci są, to cenne, ale czy to będzie trwała reaktywacja? Któż to dziś może wiedzieć… Na pewno mamy za to w lidze Niemców z Wittstock. To już druga, obok Daugavpils, zagraniczna drużyna w polskich rozgrywkach AD 2020. W Wielkiej Brytanii oraz Szwecji klubów też nie przybywa, a ubywa, nawet tak utytułowanych i znanych jak Coventry czy Lakeside Hammers. Szwedzi wciąż mają Elitserien zamkniętą (ponoć od 2021 ma wrócić system z awansami i spadkami), za to do Allsvenskan zgłosili 6 drużyn… ale 3 z nich to drugie garnitury klubów z Elitserien. Gdyby ich nie było, ligę trzeba by sprowadzić do kilku spotkań. Ponura to wizja, ale czy nieprawdziwa? To już zostawiam pod przemyślenie.
Marek Kołwzan