Jak wyglądał mecz GKM - Stal? Chyba każdy widział. Zostało o nim napisane wiele, będzie napisane pewnie jeszcze więcej. Chcę jednak zostawić na boku decyzje sędziego, przygotowanie toru i okoliczności przerwania tego spotkania. Jako że jest to "Gorzowska Bulwarówka", chciałbym się skupić na ocenie tego meczu tylko i wyłącznie pod kątem gorzowskiego kibica. Dlaczego? Jestem pewien, że mimo wszystkich obiektywnych przeciwności losu, pomimo sędziego i komisarza, z tego wyjazdu do Grudziądza można było wyciągnąć więcej. Mam tu na myśli dwa duże punkty lub przynajmniej jeden punkcik meczowy. Nie mam oczywiście pretensji do zawodników, którzy zostawili serce (i zdrowie) na torze, ale mam takowe do stalowego sztabu szkoleniowego, któremu zwyczajnie zabrakło żużlowego cwaniactwa. Tak jakby nie rozumieli w jakiej lidze grają...
Po pierwsze, dlaczego pod numerem ósmym nie awizowano Marcusa Birkemose? Dlaczego w ogóle jest pomijany przy ustalaniu składu na 2020 rok? Konsekwentnie pomijany. Dlaczego nawet nie dano szansy go sprawdzić? A, co jeśli by "wypalił" i okazał się lepszy od kogoś z trio Woźniak, Kasprzak, Iversen? Ta asekuracja zemściła się w najbrutalniejszy z możliwych sposobów. Kontuzjowanego Thomsena musieli zastępować bowiem gorzowscy juniorzy, którzy nie poradzili sobie z trudami grudziądzkiej nawierzchni. Jeśli kierownictwo naszego klubu uważa, że brylancik z Danii jest za młody na starty w Ekstralidze, to ja zadaję pytanie: a Ward, Sajfutdinow czy Zmarzlik też byli za młodzi? Wbrew pozorom liga szybko zmierza do finału i za chwilę chłopak może mieć cały rok "w plecy".
Po drugie. Ze słów Wojciecha Dankiewicza wynikało, że gorzowska ekipa udała się do Grudziądza bez własnego lekarza. W takim przypadku decyzje o tym, czy dany zawodnik jest zdolny do jazdy podejmuje lekarz zawodów. I widzieliśmy, jak w praktyce to wyglądało. Żużel oglądam już trochę lat, ale pierwszy raz spotkałem się z sytuacją, że to trener drużyny przeciwnej de facto... wysyła do szpitala zawodnika drużyny rywali. Dlaczego sztabowcy Stali Gorzów w ogóle pozwolili panu Kempińskiemu biegać po boksie Thomsena?! Nie chcę być źle zrozumiany. Nie byłem za tym, żeby wsadzać na motor ewidentnie oszołomionego wypadkiem Duńczyka, ale to nie trener rywali jest od oceniania, czy to oszołomienie ustąpiło, i jak szybko. A skoro Kempiński mógł wysłać Thomsena poza stadion, to dlaczego nie mógłby tego zrobić z każdym innym zawodnikiem po każdym kolejnym upadku? Pomimo że według menadżera GKM - jak usłyszeliśmy w TV - tor był dobry, "zrobiły się na nim tylko dwie dziurki". Jak wiemy, lekarz zawodów jest najczęściej związany z drużyną gospodarzy i mógłby "przyklepać" praktycznie wszystko.
Po trzecie. Po rozegraniu ośmiu wyścigów na tablicy wyników widniał remis i zaczął padać deszcz. Po kuriozalnym wykluczeniu Iversena w pierwszej odsłonie wyścigu nr 9., było wiadomo, że jego powtórka, przy osamotnionym i wciąż słabo dysponowanym Kasprzaku, przyniesie niemal pewne 5:1 dla GKM-u oraz groźbę zakończenia zawodów i zaliczenia wyniku, gdyż padało coraz mocniej. Skoro wszyscy widzieli, w co grają sędzia (już zawieszony), komisarz i "Kempes", to dlaczego stalowcy stali jak słupy i na to patrzyli? Dlaczego nie zrobili nic, by w tym kluczowym momencie "zagrać na czas"? Paleta możliwych ruchów była ogromna. Można było złożyć protest na gaźnik w motocyklu jakiegoś żużlowca drużyny gospodarzy. Można było kazać Kasprzakowi wjechać w taśmę. A w powtórce wyścigu... kazać wjechać w taśmę juniorowi, który by Kasprzaka zastąpił. Oczywiście w obu przypadkach należałoby nakazać zawodnikom Stali tę taśmę rozerwać na strzępy, by gospodarze dłużej uwijali się przy jej wymianie. Można było poskarżyć się sędziemu na krzywo pomalowaną linię krawężnika, albo zasymulować zasłabnięcie kogoś w parku maszyn, cokolwiek... Oczywiście cała żużlowa Polska okrutnie by się obraziła i pewnie słusznie uznała, że to kombinatorstwo. Jak onegdaj z Frątczakiem odliczającym niskie nominały, kiedy też trzeba było zyskać na czasie. Ale ja jako kibic Stali domagam się od sztabu szkoleniowego Stali Gorzów dbania o interes klubu wszystkimi dostępnymi i przewidzianymi regulaminem metodami. Tak samo jak o interes swojego klubu zadbali Kempiński z Kościechą. Niestety tej determinacji po stronie sztabowców Stali nie widziałem.
Po czwarte. Cała Polska, dzięki transmisji w TV, widziała w jak "wesoły" sposób ekipa gospodarzy próbowała doprowadzić tor do używalności po opadach (miejscowi tłumaczą, że sprzętu i ludzi im nie brakowało, a to sędzia zezwolił tylko jednemu kierowcy biegać pomiędzy traktorem a polewaczką, argumentując to regulaminem sanitarnym - dop. red.).
Slajd: nSport+
Ktoś z ekipy gorzowskiej powinien wtedy stanąć przed kamerą i powiedzieć głośno: "Od dłuższego czasu nie pada, a gospodarze mają problem z regulaminowym przygotowaniem nawierzchni. Domagamy się walkowera"! Zamiast tego, Stanisław Chomski nie zgodził się na wywiad w telewizji, a Krzysztof Orzeł... no cóż... Miałem wrażenie, że niejako wyraził zadowolenie, że mecz się właśnie zakończył, a w głębi duszy cieszył się, że Stal wciąż ma szansę na bonusa. Słyszeliśmy więc tylko jedną stronę. I żeby było śmieszniej, Kempiński w wywiadzie telewizyjnym całą winę za odwołany mecz zrzucił na... Chomskiego. Trener gospodarzy nie tylko zatem zatriumfował jeśli chodzi o ostateczny wynik, ale też zdążył przy okazji obrobić publicznie "pióra" swojemu koledze z drużyny przeciwnej. Bez żadnej riposty z gorzowskiego obozu.
Cóż, nie wiem, czy większa asertywność rzeczywiście zmieniłaby losy tego spotkania, ale zabrakło mi tego, że nawet nie podniesiono rękawicy. A nigdy nie wiadomo, czy ten jeden punkt nie zadecyduje o być, albo nie być Stalowców w Ekstralidze. Piszę to z pełną odpowiedzialnością, gdyż zewsząd słyszy się o możliwym ponownym "lockdownie" gospodarki z powodu pandemii koronawirusa. Powiecie, że to fantastyka - tak samo, jak mówiliście w lutym i marcu, kiedy ktoś pisał, że żadna liga przed czerwcem nie ruszy. Ta sama liga może zostać przerwana w każdym momencie, a Stal pozostać na 8. miejscu w tabeli. Mój apel na przyszłość? Póki piłka jest jeszcze w grze, oprócz trenowania startów, niech ktoś wniesie do tego klubu choć część filozofii wspomnianego Frątczaka, który wyczyniał swego czasu przeróżne cuda w Falubazie. Sorry, taki mamy klimat.
Korzystanie z linków socialshare lub dodanie komentarza na stronie jednoznaczne z wyrażeniem zgody na przetwarzanie danych osobowych podanych podczas kontaktu email zgodnie z ustawą o ochronie danych osobowych. Podanie danych jest dobrowolne. Administratorem podanych przez Pana/Panią danych osobowych jest właściciel strony Jakub Horbaczewski . Pana/Pani dane będą przetwarzane w celach związanych z udzieleniem odpowiedzi, przedstawieniem oferty usług oraz w celach statystycznych zgodnie z
polityką prywatności. Przysługuje Panu/Pani prawo dostępu do treści swoich danych oraz ich poprawiania.