Wielu z nas jest fanami „starych” rzeczy, cudownie smakuje dojrzałe wino, podziwiać możemy piękne antyki choćby w postaci mebli, wzdychamy z zachwytem nad zabytkowymi autami, czy motocyklami. Jednak pięknym eufemizmem jest tutaj słowo „dojrzały” i takową nomenklaturą będę się posługiwał w ramach tego artykułu, bo czymże byłby nasz ukochany sport bez kilku dojrzałych i doświadczonych jeźdźców? Z całą pewnością nie byłoby tak ciekawie, a i młodzież ma dzięki „starej gwardii” z czego czerpać. Natomiast, czy wszyscy prezentują tak wysoki poziom jak wskazywałby ich pesel? Odpowiem dyplomatycznie – starają się.
Zacznijmy od dwóch wyjadaczy zdobywających punkty w klubach z najwyższej klasy rozrywkowej, a mowa tu o Piotrze Protasiewiczu (rocznik 1975) i Nickim Pedersenie (1977). Myślę, że odnośnie do tych dwóch dżentelmenów nie mamy wątpliwości - obaj są jak wino. Pepe szaleje (dosłownie i w przenośni) na ekstraligowych torach, ba, zdarza mu się nawet fruwać, co mogliśmy zobaczyć podczas ostatniego ćwierćfinału IMP w Rawiczu, jest także pewnym punktem Falubazu. I generalnie - "jak trwoga, to do Piotra".
Duńczyk zaś jest jak dobra whisky, na początku zawodów łagodny i stonowany, a w późniejszej fazie wydobywają się delikatne goryczkowe nuty, o czym doskonale przekonują się jego koledzy z zespołu. Nie można natomiast odmówić mu animuszu i woli walki (o tak, Nicki lubi walczyć...), a jego agresywnych akcji czas nie odesłał do lamusa. Panowie, cieszcie nas jazdą na takim poziomie jak najdłużej!
Z kim ten Pedersen w swojej długiej karierze nie jeździł...
Schodząc o ligę niżej, okazuje się, że liczba żużlowców po 40-stce trzyma status quo. We mgle majaczy statek "Czarna Perła" (czarny mercedes?), a na nim Jack.... nie, to nie Kapitan Jack Sparrow, tylko Grzegorz Walasek (rocznik 1976) we własnej osobie. Popularny Greg udowadnia, że nadal ma papiery na jazdę na wysokim poziomie, natomiast przywołuje on na myśl hasło "wystarczy chcieć". Na treningach błyskotliwy, pokazujący plecy kolegom, podobnie w rawickim ćwierćfinale IMP, gdzie zajął drugie miejsce, w lidze także na swoim poziomie, bo zdobywając 8+1 w meczu Ostrovii z Wilkami Krosno, chyba nikt nie wymagał od niego więcej. Następnie był mecz w Bydgoszczy, o którym mówić się będzie jeszcze długo. Walasek zakończyl spotkanie z jednym "oczkiem" mniej (7+1), ale to on jechał w XV biegu i jego wykluczenie z decydującej gonitwy wpłynęło na wynik meczu i minimalną (44:46) porażkę prowadzącej od samego początku Ostrovii.
Trzeba to docenić tym bardziej, że kontrakt Walaska z ostrowskim zespołem został podpisany w ostatniej chwili i z pewnością zawodnik z Krosna Odrzańskiego nie był brany pod uwagę jako lider zespołu. To raczej Berntzon i Klindt mieli walczyć z liderami rywali w XV biegach. Doświadczony żużlowiec musi jednak uważać, gdyż kibice wciąż mają w pamięci zjazdy na murawę z zeszłego sezonu, kiedy niejednokrotnie można było wykazać się większą wolą walki.
... a w składzie TŻ Ostrovii jest jeszcze inny ważny żużlowiec, któremu już w sezonie 2022 "stuknie" 40-tka.
Norweskie fiordy są przecudnej urody, a wie o tym najlepiej "Ryszard Holtański", który zaliczając nie do końca udany sezon 2020 w barwach częstochowskich "Lwów", postanowił zmienić otoczenie i przenieść się do Rybnika. Trzeba przyznać, że Rune Holta (rocznik 1973) i Marek Cieślak to dwa przyciągające się magnesy, nie zawsze jest to strzał w dziesiątkę (przykładem sezon 2020), ale trzeba przyznać, że w większości przypadków ten układ funkcjonuje tak, jak życzyłby sobie tego każdy prezes żużlowego ośrodka. Wydaje się, że u Norwega z polskim paszportem duże znaczenie ma dyspozycja dnia, aczkolwiek wciąż udowadnia on, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i nie raz potrafił przebudzić się po kilku "śliwkach", ratując wynik dla drużyny. Z pewnością jest żywą legendą - nie tylko w skali polskiej ligi, ale dla całego światowego speedwaya.
Na najniższym poziomie rozgrywek mamy aż pięciu zawodników, którzy z niejednego toru sjenit jedli. Hans Andersen (rocznik 1980) po kilku sezonach w Orle Łódź w nadchodzących rozgrywkach będzie stałym bywalcem toru w Daugavpills. Będziemy przyglądać się uważnie, czy żużlowiec z Odense odnajdzie swoją formę sprzed lat, bo ambicji na pewno nie można mu odmówić.
Damian Baliński (rocznik 1977) – z pewnością chciałby do samego końca jeździć dla Unii, jednak wielkobudżetowa ekstraligowa machina rządzi się bezkompromisowymi prawami. Widać jednak, że rawicki klimat kolejarskiej "Unii B" służy temu zawodnikowi, a budowę jego pleców poznało już wielu zawodników w 2 LŻ. Szczegóły znają wtajemniczeni, ale jestem przekonany, że doświadczenie, budowane latami kontakty i wsparcie płynące z leszczyńskiego klubu, z pewnością odgrywają niemałą rolę jeśli chodzi o możliwość przygotowania sprzętowego i obecny potencjał "Bally'ego". Jeśli sytuacja będzie tego wymagała, legenda "Byków" może kolejny raz zaimponować.
Kolejną postacią, o której nie należy zapominać jest Karol Baran (rocznik 1981), który co prawda ma aktualny kontrakt z rzeszowskim zespołem, ale na kontynuację jego kariery chyba przyjdzie nam jeszcze poczekać. I życzyć szybkiego powrotu na tor, bo z pewnością jego obecność stanowiłaby wartość dodaną dla Stali - RzTŻ Rzeszów.
Z pechowego Wittstocku macha do nas Josef Franc (rocznik 1979). Czech, który każdy kamień z toru w brytyjskim Berwick zna na pamięć, ostatni raz w polskiej lidze startował w barwach KSM Krosno. Czego jeszcze możemy się po tym żużlowcu spodziewać trudno odgadnąć, czas da nam odpowiedź.
Ostatnim zawodnikiem, który 18. urodziny ma już dawno za sobą jest Mirko Wolter (rocznik 1976) – człowiek zagadka. Obecny 44-latek z Gustrow gościł głównie w Wielkiej Brytanii, tam zaś startował m.in. w Sheffield Tigers. Niemiec miał być kolegą z zespołu wcześniej wspomnianego Josefa Franca. Miał być, bo "za pięć dwunasta" Niemców nie dopuszczono do rozgrywek naszej 2. Ligi. Oficjalnie: "w związku z brakiem możliwości rozgrywania zawodów na wskazanym przez klub stadionie". Jak wpłynie to na mające się ku końcowi kariery Franca i Woltera?
Nieraz słychać głosy, że żużlowcy po 40. powinni myśleć już o zakończeniu kariery i zrobieniu miejsca dla młodszych kolegów. Uważam, że często jest to żądanie nieuzasadnione, bo ci jeźdźcy w znakomitej większości potrafią nas zaskakiwać i cieszyć widowiskową jazdą, niekiedy bardziej niż niejeden "młody gniewny".
Przemysław Owczarek