O tym, że od wściekłego byka groźniejszy jest tylko ranny byk, wie każdy, kto choć raz oglądał zmagania hiszpańskich torreadorów. Takim torreadorem miała być 22 czerwca ekipa toruńskich "Aniołów". Zamiast torreadorów zobaczyliśmy jednak małe, zbłąkane aniołki, które poniosły porażkę, której nie da się nazwać inaczej niż frajerską. To, że Apator ma problemy ze zdobywaniem punktów na wyjazdach, wiadomo nie od dziś. Ale z kim mają wygrać? Kiedy? Skoro dla podopiecznych Piotra Barona za mocna okazała się zdziesiątkowana kontuzjami, jadąca bez trzech podstawowych zawodników, Unia Leszno... Zespół połatany niczym stare spodnie, z wyciągniętym z kapelusza Benem Cookiem i młodym, gniewnym Nazarem Parnickim, który musiał czekać pół sezonu na swoją szansę. Nie ma w tym odrobiny sarkazmu i z pełną odpowiedzialnością należy to przyznać - "szacun panowie, szacun". Wielokrotnie udowadnialiście, że w kryzysowych sytuacjach jesteście w stanie się podnieść i zaatakować.
Wracając do Apatora, znęcać się nad młodzieżowcami nie zamierzam, bo już w mediach na ten temat powiedziano i napisano sporo, ale słuchałem wypowiedzi szkoleniowca “Aniołów” w mixzonie... Serio, panie Trenerze?
Nie mamy dostatecznie szybkich silników na Ekstraligę. Trzeba to zmienić.
Mamy rundę rewanżową w "najlepszej lidze świata", a trener poważnego (chyba) klubu, tłumaczy kolejny fatalny mecz słabymi silnikami. Owszem, w przypadku zawodników na kontaktach amatorskich takie tłumaczenie miałoby jakiś sens, bo to klub wyposaża ich w sprzęt, ale mówimy o zawodowcach z doświadczeniem międzynarodowym! Którzy otrzymują kasę za przygotowanie do sezonu, sowitą punktówkę... a menadżer tłumaczy się brakiem odpowiednich silników. To jest tak absurdalne i komiczne tłumaczenie, niczym pamiętne “tory były złe i podwozie było złe”. Na serio Emil Sajfutdinow zapomniał, jak jeździ się w Lesznie? Przed sezonem padały w mediach szumne zapowiedzi, typy dziennikarskie, jakoby Apator miał zawalczyć o medal, a jak na razie nie może być pewny miejsca w finałowej szóstce.
* * *
Od niepamiętnych czasów, wśród kibiców wyróżnić można pikników, ultrasów i innych. Swego czasu nawet opisaliśmy te kibicowskie typy. Ale Ci, którzy podczas meczu GKM – Falubaz, dali popis swojej głupoty i debilizmu, bo inaczej nazwać tego nie można, nie należą do żadnej z tych grup. Są po postu bandytami stadionowymi. Nie są nawet kibicami własnego klubu, bo kibic dba o swoją drużynę, wspiera ją. Wzniecenie pożaru poprzez podpalenie bluz, "skrojonych" w bandycki sposób "piknikom" odbierającym zamówiony i opłacony towar to kradzież i bezmózgowie. Dlaczego tak ostro? Ponieważ każdy klub ponosi odpowiedzialność za swoich kibiców na stadionie, za race i niszczenie mienia płaci klub, ale nie tylko o kary finansowe chodzi. Pamiętajmy, że regulamin za przerwę trwającą ponad 30 minut przewiduje walkower. Czyli brak punktów, kary finansowe, odszkodowanie dla telewizji, za które zapłaci klub. Sprawcy, szczęśliwi i dumni z siebie, jakby nigdy nic, poszliby na następny mecz, bo kto im zabroni? Prezes? Trener? Policja?
Ktoś zarzuci mi brak obiektywizmu, bo stało się to w meczu z Falubazem, który niewątpliwie na tym skorzystał, ale skontruję: tak samo krytykowałem zielonogórskich fanatyków po wydarzeniach z meczu z Polonią Bydgoszcz, gdy odpalono fajerwerki i race podczas biegu, w którym ucierpiał Adrian Miedziński, jak i gdy na trybunie VIP pobity został kibic bydgoskiej Polonii.
Co do GKM-u, rozbawiły mnie tłumaczenia prezesa Murawskiego, który nie potrafił zrozumieć, w jaki sposób na stadion została wniesiona pirotechnika oraz te nieszczęsne bluzy. Przecież klub zwiększył liczbę służb ochrony dwukrotnie... Nadmienię, że poza tym GKM informował, że na obiekt nie wniesiemy własnych napojów oraz o zakazie palenia papierosów. W informacji padło stwierdzenie, że ochrona będzie interweniować w przypadku łamania tego zakazu. Wszakże bluzy to nie papierosy i może czas pomyśleć o wpisaniu o regulaminu imprezy: zakaz palenia bluz ukradzionych kibicom innych klubów.
Dlaczego rozbawiły mnie te tłumaczenia? Tajemnicą poliszynela jest to, że “Ultrasi” są ważną częścią każdego klubu sportowego. To oni przygotowują efektowne oprawy, sektorówki. Często posiadają na stadionie własne pomieszczenia, gdzie ów oprawy, bębny, nagłośnienie, przechowują. Mają też w większości przypadków dostęp do stadionu przed meczami. Często też przekazują środki finansowe na rzecz klubu. Każdy prezes woli z ultrasami żyć w zgodzie i taka jest prawda. Nie da się w żaden inny, logiczny i sensowny sposób wytłumaczyć, w jaki sposób pirotechnika trafia na “młyny kibicowskie”, przecież nie jest teleportowana ani zrzucana ze śmigłowca. Faktem jest, że na tym co się stało w Grudziądzu ucierpiała sportowo drużyna, a klub ucierpi finansowo, choć mogło być dużo gorzej. Nikt mnie nie przekona, że dla chorych utarczek kibicowskich warto jest ryzykować walkowerem dla swojej drużyny, tylko po to, by wzbogacić swoje przerośnięte ego i leczyć kompleksy. Co do tłumaczeń sternika grudziądzkiego klubu, to może czas pomyśleć nad zmianą firmy ochroniarskiej, bo jak widać 150 osób nie było w stanie wychwycić na bramkach pirotechniki i bluz klubu przeciwnego... ale zapewne iluś fanów na stadionie dostało reprymendę za fajeczkę.
* * *
Wszystkich kibiców zaskoczyła informacja o wypożyczeniu zawodnika Polonii Bydgoszcz Franciszka Majewskiego do Stali Rzeszów. Fakt ten wywołał wściekłość wśród fanów "Gryfów" i jest zastanawiający z kilku powodów. Po pierwsze, kto wypożycza tak utalentowanego juniora do ligowego konkurenta? Bo chociaż “Żurawie” nie zachwycają, to nie przestali liczyć się w walce o miejsce w Play Off. Po drugie, poza Franciszkiem Karczewskim i Oliverem Buszkiewiczem, w kadrze zespołu ze Sportowej, pozostał jeden młodzieżowiec- niedoświadczony Hubert Gąsior. Rodzi to podstawowe pytanie: co w przypadku (nie daj Boże) kontuzji któregokolwiek z juniorów? No chyba, że Polonia po szumnych zapowiedziach odpuściła sobie kwestię awansu i ryzyko biorą "na klatę".
Po trzecie: O co chodzi w tym transferze? Polonia ogłosiła, że jest to wypożyczenie z opcją przedłużenia, natomiast Texom Stal Rzeszów poinformowała, że z opcją transferu definitywnego. Najciekawszym jest, że rzeszowianie już zdążyli wspomnieć, że zawodnik będzie występował w ich klubie do sezonu 2027. Czyżby ktoś nie czytał tego, co podpisuje, albo co gorsze, nie znał przepisów transferowych w polskim żużlu? Po czwarte: Po co była ta walka o Franka Majewskiego, skoro chłopak we wszystkich dotychczasowych meczach odjechał.... JEDEN wyścig, a w składzie znalazł się sześciokrotnie. Moim zdaniem zawodnik mógł jeździć sobie spokojnie na poziomie drugoligowym i w U24, co byłoby o wiele bardziej korzystne aniżeli oglądanie zawodów z parku maszyn. Takie działanie to moim zdaniem marnowanie obiecującego zawodnika. Zresztą nie jest to pierwszy i zapewne ostatni tego typu przypadek w polskim żużlu. Mam nadzieję, że bydgoszczanie nie pożałują tej decyzji po zakończeniu sezonu.
Albert Pachowicz